– W ogóle obcokrajowcom trudno trafić do Hiszpanii w niższych ligach, mają tam mnóstwo swoich zawodników. Jako polskiemu Austriakowi lub austriackiemu Polakowi udało mi się tam wcisnąć i zobaczyć to z bliska. Przeanalizowałem, że w polskiej ekstraklasie jest coraz więcej Hiszpanów. Carlitos, Dani Ramirez czy Jesus Imaz grali w niższych ligach, przenieśli się do Polski i stali się gwiazdami. Pomyślałem, że dzięki grze w Hiszpanii poznam ten rynek, zdobędę kontakty – mówi Daniel Sikorski w “Przeglądzie Sportowmy”. Co poza tym dziś w prasie?
“GAZETA WYBORCZA”
Lewandowski strzela, Bayern wygrywa drugie trofeum w tym sezonie i spogląda w kierunku Ligi Mistrzów.
Ciągnący się miesiącami show spowodował, że kibice i eksperci oczekują raczej, iż widowisko potrwa również w sierpniu, gdy zakończona zostanie – specyficznym turniejem w Lizbonie – Liga Mistrzów.Teoretycznie rozpędzeni monachijczycy mają wręcz obowiązek wreszcie ją wygrać, ale okoliczności będą sprzyjać konkurencji. Uczestnicy innych czołowych lig w Europie porywalizują bowiem również w lipcu (Włosi finiszują wręcz na początku sierpnia), tymczasem w Niemczech futbol właśnie znów zamiera. Bayern przystąpi więc do wielkiej gry tuż po wakacjach, natomiast rywale będą w pewnym sensie w pełni sezonu. Niewykluczone więc, że gdy monachijczycy za ponad miesiąc wrócą na boisko, natychmiast staną przed najtrudniejszym wyzwaniem w całym roku 2020 – jak dotąd idealnym. Nikt nie wątpi tylko w ich determinację. Zwłaszcza determinację Lewandowskiego, który coraz częściej słyszy, że jest najwybitniejszym aktywnym futbolistą, który nigdy nie triumfował w Champions League. Polak niedawno znów przekonywał – a może nawet: obiecywał – że życiowy poziom dopiero osiągnie. Jedynego w bieżącym roku obszernego wywiadu udzielił francuskiemu magazynowi „L’Equipe”, którego reporterom powiedział, że pomimo nadciągających 32. urodzin zamierza utrzymać się na szczycie dłużej niż przez kolejne dwa-trzy sezony.
“SUPER EXPRESS”
Dominacja Lecha w pierwszej połowie, pogoń Legii po przerwie, ale ostatecznie Kolejorz opóźnił koronację legionistów. A sam przybliżył się do europejskich pucharów.
Legia obudziła się dopiero pół godziny przed końcem, a Igor Lewczuk po rzucie rożnym zdobył kontaktową bramkę. Goście rzucili się do ataków, ale nie zdołali wywalczyć punktu, który dałby im mistrzowski tytuł. Na koronację muszą poczekać. – Pierwsza połowa w naszym wykonaniu była bardzo słaba i czujemy się z tym źle. Nasza gra była na niezwykle niskim poziomie – nie owijał w bawełnę Lewczuk. – Przegraliśmy bardzo ważny mecz i musimy teraz o tym zapomnieć, bo jeszcze ważniejsze mamy przed sobą – dodał stoper Legii, która już we wtorek zagra z Cracovią w 1/2 finału Pucharu Polski. Lech dzień później w drugim półfinale zmierzy się z Lechią.
“SPORT”
Śląsk w Gliwicach zaprezentował się nader dobrze, ale to nie wystarczyło. Piast nadal wiceliderem, wrocławianie raczej zakończą sezon bez medali.
Mecz o medal – tak awizowano wczorajsze spotkanie i trzeba przyznać, że widowisko nie zawiodło. Było szybkie tempo, wiele akcji i okazji strzeleckich… Najwyraźniej słoneczna pogoda i wysoka temperatura w ogóle nie przeszkadzały. Piast wcześniej jeszcze nie wygrał w grupie mistrzowskiej, dla odmiany wrocławianie w ostatnich tygodniach nabierali rozpędu. Trener Vlatizslav Laviczka postanowił zaskoczyć Waldemara Fornalika i jego drużynę. Tak ofensywnie grającej drużyny gości przy Okrzei dawno nie widziano. Ba, pokusilibyśmy się o stwierdzenie, że Śląsk postawił poprzeczkę wyżej nawet niż Lech, Lechia i Legia. Pierwszy kwadrans był dla gliwiczan trudną przeprawą. Ze strony gości sunął atak za atakiem, a Frantiszek Plach uwijał się jak w ukropie, choć i bez tego było mu gorąco. Środkiem, lewym skrzydłem lub prawym – wrocławianie próbowali wszystkiego.
Powoli witamy już Podbeskidzie w Ekstraklasie – i to ponownie. Radomiak rozbity 4:2, Stal wyprzedzona, Warta odstawiona daleko. Bielszczanie są w formie.
Prowadzenie Podbeskidzia wynikało z tego, że „górale” zaczęli mecz w swoim stylu, czyli zdominowali przeciwnika. Ale po zdobyciu gola gospodarze oddali pole rywalowi. Radomiak przejął inicjatywę i radził sobie całkiem nieźle. Gdy wydawało się, że obie drużyny zejdą na przerwę przy jednobramkowym prowadzeniu gospodarzy, Podbeskidzie ukłuło po raz drugi. Zaczęło się od znakomitego przerzutu Aleksandra Komora. Na lewej stronie piłką pograli między sobą Bartosz Jaroch i Karol Danielak, a pierwszy z wymienionych wrzucił ją w pole karne. Tam kapitalnie zachował się Marko Roginić, który wyprzedził obrońcę i huknął bez zastanowienia nie do obrony.
Widzew przegrał z Pogonią Siedlce i prawdopodobnie zmieni trenera, bo sytuacja w czubie tabeli robi się nerwowa. Marcina Kaczmarka ma zastąpić Leszek Ojrzyński.
Niektórzy przypominali historię sprzed roku, gdy na ostatniej prostej wymieniono Radosława Mroczkowskiego na Jacka Paszulewicza, co nie przyniosło dobrych owoców; albo gdy w III lidze było już pewne, że drużynę przejmuje Franciszek Smuda, ale pojechała do Sulejówka jeszcze z Przemysławem Cecherzem, co skończyło się porażką. Cecherz rzekł wtedy, że nie zrezygnował sam, bo „jak ginąć, to w mundurze”. Teraz losy Kaczmarka wyglądają podobnie. Przy czym – żadnego munduru nie było ani wtedy, ani nie ma go teraz. Mecz w Siedlcach był raczej pojedynkiem gołej d… z batem, jak mawiał Wojciech Łazarek.
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Choć Stawowy przychodził do ŁKS-u, gdy spadek był już niemal pewny, to jednak i jemu dostaje się – i słusznie – za formę zespołu. Po spadku się podniesie? Felieton Antoniego Bugajskiego.
Skoro Stawowy zdecydował się na tę pracę, siłą rzeczy bierze na siebie odpowiedzialność za efekt, ze szczególnym uwzględnieniem rezultatów w ośmiu ostatnich meczach. Smutny los ŁKS może i był przesądzony już wcześniej, lecz regularnie przegrywający zespół Stawowego najzwyczajniej odstawał od reszty towarzystwa. Nawet jeśli miał okresy dobrej gry, niewiele dobrego można z tego wywnioskować. Efektem jest spadek. I jest to również spadek Stawowego. Nie może teraz powiedzieć: to nie ja, to piłkarze, to poprzednicy, to działacze, to okoliczności. Przykleił tej porażce swoją twarz i musi się zmierzyć z nową sytuacją. Świadomie zaryzykował, więc teraz i on płaci rachunek solidarnie z całą drużyną. Kto wie, czy jedyną drogą ponownie budującą jego wiarygodność, nie jest wprowadzenie drużyny z pierwszej ligi – Łódzkiego KS albo jakiejkolwiek innej.
“Prześwietlenie” z Danielem Sikorskim. O zwiedzaniu świata podczas kariery, tacie legioniście, kumplowaniu się z Alabą, propozycji z klubu Gerarda Pique… Chyba najciekawszy tekst dzisiaj w prasie.
Mógł pan kiedyś zagrać w Legii?
Tak. Wtedy, kiedy odchodziłem z Górnika Zabrze.
Trafił pan wówczas do Warszawy, ale na inny stadion.
Wcześniej spotkałem się z obecnym właścicielem Arki Jarosławem Kołakowskim. Próbował mnie namówić, żebym związał się z nim umową, a on mi załatwi Legię. Że to idealny klub dla mnie. Dostanę swój czas, zaufanie, mam dobre nazwisko dzięki tacie. Ale ja, szczery chłopak, zaufałem osobom, które sprowadzały mnie do Górnika – Pawłowi Zimończykowi i współpracującemu z nim wtedy Radkowi Gilewiczowi. Trzy tygodnie później podpisałem kontrakt z Polonią.
Kto był lepszym piłkarzem – pan czy tata?
Tata był bardziej kompletny. Mógł zagrać na obronie, w pomocy lub jako napastnik. Z tego, co pamiętam, umiał dobrze dograć, popracować w defensywie. Ja jestem ofensywnym zawodnikiem, który najlepiej czuje się w polu karnym lub w jego pobliżu.
(…)
W poprzednim sezonie występował pan w hiszpańskim CD Guijuelo z Segunda Division B. Skąd pomysł na ten kierunek?
Byłem po bardzo nieudanym sezonie na Cyprze, w którym grałem niewiele. Nie miałem jakiegoś wielkiego pola manewru. W drużynie było kilku Hiszpanów, podpytywałem ich o ten kierunek. W ogóle obcokrajowcom trudno trafić do Hiszpanii w niższych ligach, mają tam mnóstwo swoich zawodników. Jako polskiemu Austriakowi lub austriackiemu Polakowi udało mi się tam wcisnąć i zobaczyć to z bliska. Przeanalizowałem, że w polskiej ekstraklasie jest coraz więcej Hiszpanów. Carlitos, Dani Ramirez czy Jesus Imaz grali w niższych ligach, przenieśli się do Polski i stali się gwiazdami. Pomyślałem, że dzięki grze w Hiszpanii poznam ten rynek, zdobędę kontakty.
Wybrał pan ligę pod kątem przyszłości w innym zawodzie?
Można tak powiedzieć. Robiłem notatki dotyczące piłkarzy, nie ukrywam, że próbuję kilku pomóc. Poza tym „Yo aprendi espanol un poco. Hablo espanol” (Nauczyłem się trochę hiszpańskiego. Mówię po hiszpańsku).
Felieton Dariusza Dziekanowskiego wokół Lewandowskiego – to Real powinien żałować, że nie udało mu się pozyskać Lewandowskiego.
Jestem przekonany, że Robert i tak wywalczyłby miejsce, ale dziś na tego typu rozważania czy medialne żale, że Lewandowski nie trafi ł do któregoś z tych największych klubów, patrzę trochę inaczej. Teraz, gdy słyszę, że Królewscy znowu starają się o Lewego, ale oferują mniejsze pieniądze, niż proponowali kilka lat temu, to sobie myślę: Robert nic już nie musi. Nawet jeśli do Realu nigdy nie trafi , to nie musi tego żałować. Nawet – nie powinien żałować. Stał się pewnego rodzaju instytucją w Monachium. To on ciągnie ten klub – i sportowo, ale również i wizerunkowo. Stał się bowiem idolem piłkarskim dla fanów na całym świecie. Dziś, gdy mówisz: „Bayern”, myślisz: „Lewy”. Nikt nie ma prawa powiedzieć, że w Monachium jest łatwiej niż w Madrycie czy Barcelonie. Wielu piłkarzy zapowiadających się lepiej niż Lewandowski odbiło się od tej marki, nie spełniło pokładanych w nich nadziei. Nawet Pep Guardiola nie do końca spełnił oczekiwania i marzenia władz klubu. Jeśli Bayern w tym sezonie zdobędzie puchar za wygraną w Lidze Mistrzów, to Lewandowski w końcu zdobędzie Złotą Piłkę. A potem powinien powalczyć o to, żeby zostać…najlepszą „dziesiątką” 😉 Nie wiem, jakie są szanse Roberta na transfer do Realu, ale to Real może żałować, że nie miał go w swoich szeregach. Patrząc na jego klasę sportową (cały czas jest na fali wznoszącej), determinację i charakter raczej nie powinien mieć wątpliwości, że Polak wniósłby do zespołu brakujący od jakiegoś czasu pierwiastek galaktyczności.