Górnik Zabrze i Wisła Kraków w ostatniej dekadzie miały swoje wielkie wzloty i upadki. Górnicy zdążyli w tym czasie zlecieć z ligi i wrócić po ćwierć wieku do europejskich pucharów. Wisła – zostać mistrzem Polski, zaznać smaku walki o utrzymanie, a także w ogóle o klubowy byt. Różne były w tym czasie miejsca w tabeli, przez oba kluby przewinęło się wielu trenerów, wagony lepszych, gorszych zawodników. Nie zmieniało się jedno. Dość regularnie scenariusze tych starć wyglądały na pisane przez hollywoodzkich mistrzów suspensu.
Wybraliśmy siedem takich, których przebieg był doprawdy dramatyczny i którym nie brakowało nieoczekiwanych zwrotów akcji. Trzeba jednak zaznaczyć, że i w pozostałych spotkaniach było na co popatrzeć. Dość powiedzieć, że przez ostatnich dziesięć lat w meczach Górnika z Wisłą tylko raz padł bezbramkowy remis. Za to w aż dziewięciu przypadkach padały cztery lub więcej goli.
17.10.2010: Górnik – Wisła 1:0 (Kwiek 83′)
Biała Gwiazda przez ostatnich dziesięć lat nie miała z Górnikiem lekko. Również w sezonie mistrzowskim, gdy zabrzanie byli ligowym beniaminkiem. I to nawet nie mistrzem I ligi, bo tę zwyciężył w sezonie 09/10 łódzki Widzew.
Aż do spadku w 2009 roku, w XXI wieku Wisła lała zabrzan regularnie i patrzyła, czy równo puchnie. Między 2001 a 2007 rokiem Górnik przegrał z Białą Gwiazdą piętnaście (!!!) meczów z rzędu. Trzykrotnie po 4:0, dziewięciokrotnie nie będąc w stanie zdobyć choćby pojedynczego gola.
Karta odwróciła się, gdy Górnik przeszedł pierwszoligowe katharsis i wrócił do ekstraklasy z Adamem Nawałką. Jakże inny jest to bilans od wtedy do dziś. 12 zwycięstw zabrzan, 4 remisy, 7 wygranych wiślaków. Zaczęło się od wygranej symbolicznej, bo później jeszcze parę ładnych razy Górnik rozstrzygał starcia z Wisłą w końcówkach.
Zabrzanie mieli fart – Biała Gwiazda prowadzona przez Roberta Maaskanta notowała właśnie najgorszą serię w erze Bogusława Cupiała. Holender później odwrócił ze swoimi podopiecznymi negatywną tendencję, został mistrzem kraju. Ale wówczas w Zabrzu po raz piąty z rzędu nie potrafił wygrać.
Nawet grający w Wiśle Mariusz Pawełek przyznał wtedy między wierszami, że jego zespół przeszedł obok meczu. — Górnik grał nieustępliwie, nikt z nich nie odstawiał nogi. My chcieliśmy grać pięknie, grać piłką, ale nam to nie wychodziło. Górnik doszedł do zwycięstwa zaangażowaniem, bieganiem, walczeniem. Nie pokazywali może indywidualnych umiejętności, ale wszyscy walczyli i nadrabiali charakterem — powiedział.
A tamten Górnik potrafił być bezlitosny. Wygrał trzy z rzędu mecze u siebie zdobywając w każdym zaledwie po jednym golu. Aleksander Kwiek, który ledwie kolejkę wcześniej z Jagiellonią zaliczył jedno z najgorszych pudeł sezonu, tym razem w 83. minucie trafił w zagraną przez Tomasza Zahorskiego piłkę idealnie.
20.11.2011: Wisła – Górnik 0:1 (Jonczyk 87′)
Wisła? Urzędujący wówczas mistrz Polski. Pozbawiony niedawnoj marzeń o Lidze Mistrzów przez gol APOEL-u Nikozja w samiutkiej końcówce starcia na Cyprze.
Górnik? Rewelacyjny beniaminek z poprzedniego sezonu, który zakończył ligę na 6. miejscu. Porządkowany już wówczas od dłuższego czasu przez Adama Nawałkę. A wiadomo, jak wspominany jest były selekcjoner przy Roosevelta.
Trudno było jednak stawiać zabrzan w roli faworytów wyjazdu do Krakowa. Nie wygrali jeszcze żadnego wyjazdu. Przystępowali do niego bez zwycięstwa w 7 z 8 ostatnich meczów. Jako zespół z 12. miejsca. Wisła miała swoje problemy, nie tak dawno zwolniła Roberta Maaskanta, ale skład to wciąż była mistrzowska ekipa.
Nawałka podszedł do meczu w Krakowie na maksa asekuracyjnie. W pierwszej jedenastce wyszło na boisko sześciu nominalnych obrońców. Adam Danch z Michałem Pazdanem na środku, na bokach – Michael Bemben i Paweł Olkowski po prawej, Mariusz Magiera i Adam Marciniak po lewej. Założenie było jedno – murarka, a może z przodu coś wpadnie.
No i, szok, wpadło. W 87. minucie. Wisła w idiotyczny sposób straciła piłkę po wrzucie z autu. Prejuce Nakoulma doskoczył, odebrał, ruszył w pole karne i obsłużył Michała Jonczyka. Podanie nie było idealne, wygoniło piłkarza, którego karierę przedwcześnie skończyły kontuzje, a który świetnie odnalazł się w życiu bez piłki. Ale zmieścił piłkę między słupkiem a Pareiką.
8.11.2013: Górnik – Wisła 3:2 (Nakoulma 55′, Zachara 71′, 77′ – Steinbors 30′ (sam.), Guerrier)
To był ten okres Górnika Adama Nawałki, kiedy dawał on zdecydowanie najwięcej frajdy kibicom. Świetnie oglądało się ten zespół w akcji. Nigdy nie składał bowiem broni. Nawet, gdy sytuacja wydawała się beznadziejna, potrafił rywala dopaść i wyrwać mu zwycięstwo z zaciśniętej dłoni.
Gdy więc w 53. minucie Wisła wyszła na dwubramkowe prowadzenie w Zabrzu, mimo wszystko kibice gospodarzy jeszcze nie żegnali się z nadzieją. Pomni choćby tego, co zdarzyło się na tym samym stadionie zaledwie trzy tygodnie wcześniej. Wtedy to Śląsk Wrocław również strzelił dwa pierwsze gole, a wracał z niczym. Górnik w 92. i 93. minucie zdobywał bramki na 2:2 i 3:2. A przecież jeszcze wcześniej coś podobnego zdarzyło się w starciu z Zawiszą kolejne dwa tygodnie wstecz. Wtedy na 3:2 w 93. minucie zapakował Radosław Sobolewski.
Górnicy zabrali się za odrabianie strat błyskawicznie, odpowiedzią na bramkę Wilde Donalda Guerriera był już dwie minuty później gol Prejuce’a Nakoulmy. To jednak nie do niego, a do Mateusza Zachary należał piątkowy wieczór. W sześć minut do asysty przy golu skrzydłowego z Burkina Faso dołożył dublet.
Takiej rundy jak wtedy, Zachara nie zagrał już nigdy. Ba, nigdy w pełnym sezonie nie trafił do siatki tyle razy (10), co wtedy w zaledwie 21 jesiennych starciach.
24.05.2014: Wisła – Górnik 2:3 (Stilić 10′, Guerrier 44′ – Zachara 4′, Danch 70′, 87′)
Ten sam sezon, ten sam wynik, nie mniejsze emocje. Tym bardziej, że mowa o rundzie finałowej, o grupie mistrzowskiej, o Górniku goniącym ligowe podium. Każdy gol w tym starciu zmieniał kierunek wyniku, przeszliśmy od 1:0 dla gości z Zabrza, przez 2:1 dla Wisły, po 3:2 dla Górnika.
To w tym meczu po trwającej ponad pół roku niemocy przebudził się strzelecko Mateusz Zachara, kat Wisły z Zabrza. Zrobił to już w trzeciej minucie. Później jednak Górnik na placu gry właściwie nie istniał. Błyszczał Stilić, wiele problemów sprawiali gościom szaleni „bracia” – Guerrier i Sarki.
Bohaterem został jednak nie ktoś z ofensywnych graczy, a… Adam Danch. Nie tak dawno natchnął Arkę do odrobienia strat ze Śląskiem Wrocław, wtedy jednak był jeszcze skuteczniejszy. Zapakował na 2:2, jak i na 3:2. A przy tym zrobił z Michała Czekaja głupka przy obu golach.
29.07.2017: Górnik – Wisła 3:2 (Angulo 38′, 52′, 54′ – Boguski 48′, Bartosz 87′)
W sezonie 2017/18 dwa razy padł ulubiony wynik tych starć – 3:2. Wybieramy pierwszy z meczów ze względu na to, że wtedy była to potyczka dwóch najładniej grających zespołów w lidze. To był ten rewelacyjny beniaminek z Zabrza z gromadą młodych-zdolnych, to była Wisła z Carlitosem na szpicy.
Tempo? Zapierające dech w piersiach. Występy pojedynczych zawodników, na czele z Igorem Angulo – zachwycające.
To właśnie Angulo był języczkiem u wagi, między 52. a 54. minutą zapakował dwie sztuki kompletując hat-tricka i dając prowadzenie 3:1. Wisła odpowiedziała tylko raz, za sprawą bardzo ładnego uderzenia Jakuba Bartosza. Ale mogła to zrobić dużo, dużo wcześniej. Nawet jednak Paweł Brożek, mając sytuację sam na sam z gatunku wykorzystywanych przez niego 10/10, nadział się na Tomasza Loskę. Próbował efektownie lobować, bramkarz Górnika zostawił rękę w górze i zgasił doświadczonego snajpera.
Jeszcze w 2017 zespoły zmierzyły się drugi raz, jak wiemy, znów było 3:2. Ba, znów w bardzo podobnych okolicznościach. 3:1 dla Górnika, gol w ostatnim kwadransie dla Wisły i próba pogoni. Ale to zabrzanie wtedy mieli więcej szans na 4:2 niż Biała Gwiazda na doprowadzenie do wyrównania.
5.08.2019: Wisła – Górnik 1:0 (Chuca 90’+4′)
No nie będziemy ściemniać, że było to najbardziej atrakcyjne starcie Wisły z Górnikiem w XXI wieku. Choćby po powyższych przykładach widzicie, że bywało znacznie grubiej. Ale też nie było fatalnie. Na gola Wisły zanosiło się naprawdę długimi momentami, tylko że miała z przodu Krzysztofa Drzazgę. A jak pamiętacie (albo i nie), Krzysztof Drzazga na początku obecnego sezonu był tak nieskuteczny, że mógłby powalczyć o nagrodę imienia Fabiana Serrarensa. Gdyby nie to, że w lidze był wtedy też Serrarens.
W Wiśle debiutował wtedy jednak Chuca. I nim Hiszpan z przeszłością w Villarrealu zaczął cieniować, dał Białej Gwieździe niezwykle istotną (szczególnie patrząc na tabelę dziś) wygraną. W ostatniej akcji meczu. Mimo że piłkę miał na rękach Martin Chudy i że bramkarz zabrzan sparował ją na słupek.
6.12.2019: Górnik – Wisła 4:2 (Wolsztyński 56′, Jimenez 75′, 90’+1′, Angulo 87′ (k.) – Brożek 4′, Chuca 58′)
Najświeższe ze wspomnień. Wisła przyjeżdżała do Zabrza mając na koncie dziewięć kolejnych porażek. Ale już z nowym trenerem Arturem Skowronkiem, który – jak wiemy – później poprowadził ją do innej, znacznie korzystniejszej serii. Ośmiu meczów bez przegranej, w tym sześciu zwycięstw.
W Zabrzu jednak jeszcze poległ. I to poległ w takim stylu, że mogło to na dzień dobry zmiażdżyć morale jego drużyny. Wisła prowadziła 2:1 jeszcze w 75. minucie meczu. Znów trafił Chuca (swoją drogą, gole z Górnikiem to jego jedyne w naszej lidze). Górnik w zasadzie Białej Gwieździe nie zagrażał. Do ostatniego kwadransa spotkania oddał zaledwie trzy celne strzały, jeden zamienił się w gola.
A potem oddał kolejne trzy. I każdy z nich znalazł drogę do siatki.
To była hiszpańska masakra piłą mechaniczną. Dublet Jimeneza, gol i asysta Angulo. Wiślacy mieli pełne prawo stanąć przed mikrofonem i powiedzieć to, co Radosław Janukiewicz po Olimpii Elbląg. Że mają mikołajki do dupy i ogólnie jedno wielkie wkurwienie.
fot. NewsPix.pl