Jesteś rywalem Piasta Gliwice. Wychodzisz na mecz. Czego możesz się spodziewać? Pewnie bardziej porażki niż zwycięstwa, ale nie o to chodzi, bo hej, to Ekstraklasa, tu każdy może pokonać każdego. Nie ma reguły. Ale właściwie pewne jest, iż w tym spotkaniu twoi piłkarze będą łapali kartki. Po rundzie zasadniczej Piast prowadzi bowiem w zestawieniach czerwonych i żółtych kartek, jakie rywale łapią na mistrzach Polski. Jest też w czołówce podyktowanych karnych na swoją korzyść.
Garść statystyk.
Trzy pierwsze miejsce klasyfikacji żółtych kartek pokazywanych dla rywali danej drużyny:
1. Piast Gliwice – 74
2. Wisła Płock – 72
3. Wisła Kraków – 72
Trzy pierwsze miejsca klasyfikacji czerwonych kartek pokazywanych dla rywali danej drużyny:
1. Piast Gliwice – 7
2. Wisła Płock – 5
3. Cracovia – 5
Na piłkarzach Piasta podyktowano też 5 rzutów karnych. Wszystkie pięć wykorzystali. Takim samym farcikiem przy wykorzystywaniu jedenastek pochwalić mogą się jeszcze Raków, Zagłębie i Wisła Kraków, a jeszcze lepszym Lech, Lechia, ŁKS i Śląsk. Więc tutaj akurat Piast specjalnie się nie wyróżnia. Tym bardziej, że dwa karne dostał w ostatniej kolejce z Jagiellonią Białystok i trochę się to skumulowało.
Żeby jednak nie poruszać się w obrębie samych statystyk, przyjrzyjmy się meczom, które Piast grał w przewadze.
– 2:1 z Rakowem Częstochowa
ekipa Marka Papszuna prowadziła po bramce Forbesa, prowadziła grę, w drugiej połowie powinna nawet wygrywać dużo wyżej niż 1:0. Ale na kwadrans przed końcem spotkania doszło do kotłowaniny pod bramką Michała Gliwy, piłkę ręką (naszym zdaniem przypadkowo) dotknął w polu karnym Igor Sapała, trudno było to wychwycić, ale sędzia Myć skonsultował swoje oczy z monitorem VAR – Felix trafił z karnego, Piast rozkręcił się grając z osłabionym Rakowem, pechowego samobója walnął Skóraś i taka to była historia.
– 2:1 z Wisłą Kraków
tutaj ciężko mówić o tym, żeby dwie żółte kartki Davida Niepsuja były jakoś szczególnie decydujące, ale niezaprzeczalnie miały wpływ na przebieg spotkania. Drugi kartonik złapał on bowiem w sytuacji, kiedy symulował wywrotkę w polu karnym Piasta. Co więcej, sędzia Złotek początkowo się na to nabrał i wskazał na wapno. Z tym, że zaraz się zreflektował i wyrzucił Niepsuja z boiska. Osłabiona Wisła rzuciła się do ataku, ale tym samym naraziła się na kontrataki i jeśli mamy być szczerzy, to ten mecz powinien skończyć się wyższym wynikiem na korzyść drużyny Waldemara Fornalika, ale Parzyszek i Sokołowski mieli inne plany na ten wieczór.
– 3:1 z Jagiellonią Białystok
Nie ma co szukać kwadratowych jaj. Jaga zagrała fatalnie, Piast skrzętnie to wykorzystał, a czerwona kartka Bidy tylko podsumowała bidny (trzymajcie się!) występ białostoczan.
– 2:1 z Legią Warszawa
Kante czerwoną kartkę dostał w 10. minucie, więc tak, tak, tak – na pewno miało to wpływ na przebieg spotkania. I niczego Piastowi nie odejmujemy. Niby Legia strzeliła gola chwilę po wyrzuceniu z boiska swojego napastnika, niby miała swoje szanse, niby grała z ubiegłorocznym mistrzem, jak równy z równym. Ale nie sposób wypierać tego, że Piast punktował przewagą jednego zawodnika. Jak? Taktyczną konsekwencją. Zamykanie przestrzeni, podwajanie, wyższy pressing… Fornalik to doświadczony szkoleniowiec, który wdrożył w Piaście mądre schematy i takie coś to dla nich abecadło.
– 4:0 z Wisłą Kraków
Piast zabiegał Wisłę, która totalnie się na inaugurację odmrożenia ligi skompromitowała, więc też nie będziemy udowadniać, że dwie żółte kartki Sadloka cokolwiek zmieniły.
– 2:1 z Koroną Kielce
Żubrowskiego na murawie nie było już po dwudziestu pięciu minutach grania. Znamienne. W odstępie ledwie pięciu minut zobaczył dwie żółte kartki i tym samym przepuścił skuteczny sabotaż na grze Korony, która prowadziła i wcale nie była bez szans z dominującym Piastem. Napisaliśmy wtedy tak: Piast okazał się zbyt mocny, żeby nie wykorzystać ponad godziny w przewadze. Można zamykać temat.
– 2:0 z Jagiellonią Białystok
Dwa karne po tragicznych błędach Arsenicia i Tiru. Oba wykorzystane. A kiedy Jagiellonia podnosiła łeb, starała się cokolwiek zdziałać, cokolwiek naprawić, cokolwiek zaatakować, to czerwoną kartkę dostał Borysiuk. Gong.
Wniosek: w pięciu meczach czerwone kartki dla rywali realnie wpływały na wynik meczów Piata. I od razu umówmy się, że nie szukamy kontrowersji, nie zamierzamy nikogo zrzucać z piedestału i trąbić na wszystkie strony o tym, jakie to skandaliczne. Nie jest to skandaliczne. Nie i tyle. Po prostu tak jest. Fakty mówią same za siebie.
Ba, wiecie, gdzie doszukujemy się jakiegoś rozwiązania zagadki, dlaczego tak często rywale Piasta dostają kartki? W tym, że ofensywni piłkarze Piastą są naprawdę często faulowani. Weźmy chociażby taką wypowiedź Waldemara Fornalika po meczu z Koroną.
– Jorge Felix został w meczu z Koroną brutalnie zaatakowany. Jego występ z Górnikiem stoi teraz pod znakiem zapytania. To trzeci mecz z rzędu, w którym nasi przeciwnicy dostają czerwone kartki. Tak było w meczach z Legią, Wisłą i Koroną, a nasi zawodnicy okupują to kontuzjami. Przypomnę, że Sebastian Milewski po faulu na czerwoną kartkę Jose Kante pauzował z powodu kontuzji przez miesiąc. Teraz zobaczymy, jak poważny jest uraz Felixa. Rywale szukają różnych środków, żeby zatrzymać Piasta – grzmiał trener Piasta.
Jak Piast korzysta na kartkach?
Potwierdzają to statystyki. Po 29. kolejce PKO Bank Polski Ekstraklasy aż dwóch zawodników Piasta znajdowało się w pierwszej dziesiątce najczęściej faulowanych (za: ekstrastats.pl). O kogo chodzi? O Felixa i Milewskiego. Hiszpan był zatrzymywany nieprzepisowo 80 razy, Milewski 70 razy. Dużo. I faktycznie, czy to ta dwójka, czy duet Tuszyński-Parzyszek cały czas funkcjonuje na bezpośrednim kontakcie z rywalem. Biegają, szukają miejsca, prowadzą piłkę, wykorzystują przewagi i również często lądują na murawie. A rywale łapią kartki. W meczu z Piastem równa się to temu, że mistrz Polski chętnie z tego korzysta. I chwała mu za to.
Dlatego więc w zależności: cztery ostatnie zwycięstwa Piasta, cztery czerwone kartki dla rywali nie dopatrywalibyśmy się wielkiej niesprawiedliwości. Właściwie to żadnej. Po prostu – zawodnicy Waldemara Fornalika mają taki styl, przy którym rywale muszą się uciekać do nieprzepisowych sposobów ich zatrzymywania. No i w dodatku potrafią później zyskaną w ten sposób przewagę przekuć w dobry wynik. Co w naszej lidze wcale nie jest regułą.
Fot. Newspix