Reklama

Oby w Monako tego nie widzieli! Majecki i Górnik dodają lidze nieco pieprzu

redakcja

Autor:redakcja

14 czerwca 2020, 20:31 • 4 min czytania 46 komentarzy

13 kwietnia 2019. Piast Gliwice ogrywa Koronę Kielce, a w tym samym czasie liderująca Lechia Gdańsk przegrywa w Krakowie 2:4. Dziesięciopunktowa przewaga lidera z Gdańska nad gliwiczanami topnieje do siedmiu punktów.

Oby w Monako tego nie widzieli! Majecki i Górnik dodają lidze nieco pieprzu

14 czerwca 2020. Piast Gliwice zwycięża 2:0 w Białymstoku. W tym samym czasie liderująca Legia przegrywa 0:2 w Zabrzu. Dziesięciopunktowa przewaga lidera z Warszawy nad gliwiczanami topnieje do siedmiu punktów.

I wtedy, i dziś scenariusz, w którym Piast zostaje mistrzem Polski brzmiał i brzmi mocno niewiarygodnie. Ale pamiętając to, co wydarzyło się rok temu, nie można wykluczyć, że Górnik właśnie przywrócił lidze utracone – wydawało się – emocje. A dokładniej rzecz ujmując: Górnik i Radosław Majecki.

W pierwszej połowie zabrzanie oddali bowiem jeden, jedyny strzał. Jesus Jimenez uderzył mocno, to fakt. Ale w sam środek bramki. Próby tego typu bramkarze łapią w zęby. Bramkarze za których płaci się tyle, co Monaco za Majeckiego, to nawet gdy nie mogą się pochwalić pełnym uzębieniem. Ale Majecki rzucił się na piłkę, a ta prześlizgnęła mu się pod brzuchem, między nogami i wturlała się do bramki.

Powiedzieć, że z pierwszej części spotkania Górnik wycisnął dwieście procent tego, co powinien, to i tak ująć stan rzeczy bardzo delikatnie. To Legia przez cały mecz zdecydowanie dominowała, tylko krótkimi chwilami dawała się zepchnąć na własną połowę. Zabrzanie zaimponowali jednak tym, co po wznowieniu jest ich najmocniejszą stroną. Biegając za dwóch, harując, zasuwając, doskakując, blokując uderzenia za wszelką cenę, dowolną dostępną częścią ciała.

Reklama

To właśnie dzięki temu przez bardzo długi czas Legia swojej przewagi nie konkretyzowała. Uderzenia, gdy już udawało im się przedrzeć przez ścianę w polu karnym Chudego, leciały w środek bramki. Słowak musiał tylko nie popełnić takiego błędu, jak Majecki. Nie tylko to mu się koniec końców udało. Gdy bowiem legioniści wreszcie sprawdzili go poważniej – Sanogo głową uderzył idealnie przy słupku – wyciągnął się jak długi i zbił piłkę na róg.

Szum na skrzydłach, ale skuteczności zero

Co więc z tego, że na bokach płonęło, że Vesović z Wszołkiem i Karbownik z Cholewiakiem szaleli przy linii, skoro gdy piłki szły do środka, nic tam Legii się nie udawało ugrać. Legia nie dostała też karnego na samym początku spotkania, gdy strzał Cholewiaka był przez obrońcę Górnika blokowany ręką. Piłkarz z Zabrza był odwrócony tyłem, sytuacja była bardzo dynamiczna, a Szymon Marciniak nie miał w tym meczu do dyspozycji VAR-u, więc trudno go za to krzyżować. Ale też trzeba o tej sytuacji wspomnieć. Poza tym najgroźniej bywało przy stałych fragmentach, ale Mateusz Wieteska mimo trzech prób nie umiał się wstrzelić. Za każdym razem brakowało kilkudziesięciu centymetrów, ale właśnie – brakowało.

Nie brakło zaś Igorowi Angulo, gdy Górnik miał jeden z nielicznych rzutów wolnych na połowie Legii w drugiej części meczu. Erik Janża wrzucił na głowę Hiszpana, a ten udowodnił po raz n-ty podczas kończącej się przygody z ekstraklasą, że nie warto go sadzać na ławce nawet po dwóch-trzech słabiutkich występach. Bo w czwartym znajdzie się doskonale i uderzy nie do obrony.

Angulo miał też okazję kilka minut po bramce na 2:0. Ba, trzeba powiedzieć, że miał szansę, jakiej Legia nie wypracowała sobie przez całe spotkanie. Nikt z przyjezdnych nie stanął oko w oko z Chudym, Angulo miał sposobność zmierzyć się z Majeckim. To starcie – dużo łatwiejsze do zamiany na gola niż uderzenie głową po dośrodkowaniu Janży – jednak przegrał.

Pierwsza wtopa Legii po odmrożeniu ligi

Okazać się miało, że interwencja Majeckiego nie dała Legii nic. Nawet gdy Kante miał sporo miejsca na szesnastym metrze, gdy Cholewiak obsłużył Wszołka górną piłką na piątkę Chudego – nic nie chciało wpaść. Za pierwszym razem pomogła górnikom poprzeczka, za drugim na twarz uderzenie przyjął Bochniewicz.

Legia więc zostaje zatrzymana po raz pierwszy po powrocie do gry. Górnik zaś tym samym staje się jedną z zaledwie dwóch niepokonanych po koronawirusowej przerwie ekip. Do spółki z Piastem Gliwice. Lokalnym rywalem, do którego tą wygraną zabrzanie de facto… wyciągnęli rękę.

Reklama

fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

46 komentarzy

Loading...