Zawsze mamy problem, by pisać o polskich klubach w kontekście pucharów w okolicach 30. kolejki, bo odnosimy wrażenie, że wówczas głównym atutem tego przaśnego futbolu jest amnezja. Nie pamiętamy już, jak przychodzi początek lata, przyjeżdża FC Gandża-Bandża i robi, co chce. Oglądamy ligę i wydaje się, że teraz, ale już na pewno teraz!, będzie w porządku. W ostatnich latach nigdy nie jest. Ale dobrze, rozważmy: czy sezon 19/20 pokazuje, że możemy mieć jakiekolwiek nadzieje?
Jeśli tak, to na chwilę obecną tylko w przypadku Legii. Dawno nie było drużyny w Ekstraklasie, która tak odskoczyłaby reszcie. Dawno nie było sytuacji, w której mogliśmy mieć 99% przekonania: tak, ten zespół wygra następny mecz. Przecież jeszcze jakiś czas temu, gdyby Legia zaczęła spotkanie podobnie jak wczoraj, czyli od 0:1 w pierwszej minucie, bylibyśmy naprawdę zaciekawieni, co będzie dalej. A tutaj? Luzik, z przebiegu gry widać było, że nic się Wojskowym złego nie stanie.
Zmiażdżyli Arkę. Zdewastowali. Porozstawiali po kątach.
Tak powinien grać lider. Przebijać granicę dwóch bramek na mecz, regularnie punktować. Dziś w tabeli widać przepaść: 10 punktów zapasu nad drugą drużyną, 11 bramek więcej niż drugi najskuteczniejszy zespół.
To może dawać choćby troszeczkę optymizmu, że Legia przynajmniej powalczy w Europie i nie będzie remisować z Gibraltarem. Oczywiście – z drugiej strony można stwierdzić, że reszta ligi jest słabiuteńka, bo jest, i dlatego Legia odjechała tak daleko. Natomiast te rozgrywki są słabe rok w rok i szczególnie w zeszłym sezonie ekipa ze stolicy nie potrafiła tego wykorzystać. Teraz pewnym krokiem zmierza po mistrzostwo.
LEGIA I CO DALEJ?
Czyli co, mamy jeden klub, który być może nie da ciała w Europie, ale co dalej? Na fotelu wicelidera widzimy Piasta Gliwice i okej, można, a wręcz trzeba powiedzieć, że gliwiczanie punktują równo. Nie przegrywają meczów, nie zaliczają wpadek, teraz wpadł remis z Górnikiem, ale ogólnie ich pasek świeci się na zielono. Dodatkowo dwukrotnie udało się im wygrać z Legią, a to też spory kapitał mówiący o drużynie.
Tylko jedno pytanie: czy to jest lepszy zespół niż ten mistrzowski? No naszym zdaniem nie. Nie ma Valencii, Sedlara, Dziczka, jest Tuszyński, Korun, Milewski. To różnica jednak na niekorzyść teraźniejszej drużyny, a skoro z Dziczkiem i po części z Valencią nie udało się nikogo ograć w pucharach, trudno wierzyć w sukces teraz. Tym bardziej jeśli odejdzie Felix.
Plusem może być doświadczenie zebrane rok temu, natomiast tak czy siak od Piasta oczekiwalibyśmy pewnie przejścia jednej, góra dwóch rund.
Mamy więc jednego poważniejszego kandydata, jednego 50/50 i… na tym koniec dobrych wiadomości.
Drużyny z trzeciego i czwartego miejsca w ostatnich pięciu kolejkach wygrały w sumie cztery mecze. 40%. To naprawdę nie jest dobry wynik, tym bardziej że Śląsk ogrywał jedynie dół Ekstraklasy (ale od Arki dostał już w trąbę), z kolei Lech, owszem, rozbił na przykład Pogoń, ale jak przyszła recenzja z Legią, to nie miał za wiele do powiedzenia.
Zresztą obie ekipy mają taki sam bilans – 12 zwycięstw, 10 remisów i 7 porażek. Nie widzimy tu ciągłości, solidności i pewności. A to wszystko potrzebne jest w pucharach. Trudno mieć przekonanie i do jednych, i do drugich.
Cracovia? Dopiero co sześć meczów z rzędu w cymbał. Dodatkowo mamy wątpliwości, czy styl opierający się na dośrodkowaniach, zrobi na kimś wrażenie w Europie. Mamy też dowód, że nie, w postaci Dunajskiej Stredy.
Pogoń? Marniutka forma. Brak strzelb, ciągłe stawianie na Maniasa, Hostikkę i inne wynalazki, które mogłyby strzelać w Europie tylko wtedy, gdy po pobycie w Polsce wróciłyby do Polski z jakąś słowacką drużyną.
Lechia? Nierówna. Czasem grająca 45 minut w meczu, czasem pięć. Właściwie nigdy 90. Z taką postawą nie ma czego szukać w pucharach.
JAGIELLONIA PUNKTUJE, ALE… CO Z TEGO?
Tak, od tych dwóch ostatnich ekip wyżej stoją akcje Jagiellonii, ale przechodzimy do niej teraz, bo mamy spore wątpliwości. Czy ekipa Petewa punktuje? Jeszcze jak, za ostatnie pięć spotkań to najlepsza drużyna w lidze obok Piasta Gliwice, po 13 oczek. To co, wstawiamy ją do pucharów i jest git?
Niezbyt.
Jaga męczy bułę, trzeba to przyznać. Wyłączając starcie z beznadziejnym ŁKS-em wygrywa jedną bramką, czasem ma mnóstwo szczęścia, jak w meczu z Wisłą Płock. Wciąż nie do końca wiadomo co ekipa Petewa chce grać, jasne, być może jest jeszcze za wcześnie, by trener dał drużynie swój sznyt, ale… skoro jest za wcześnie na Ekstraklasę, to co dopiero na Europę?
Sami widzicie, jeszcze nie ma rundy finałowej, a już można czuć w kościach, że nie będzie różowo. Jedna drużyna jest pewna, ale czego pewna? Znów play-offów do grupy Ligi Europy? A im dalej w las, tym gorzej.
Może jesteśmy pesymistami, ale żeby nie było, że nie ostrzegaliśmy. W nowym sezonie pucharowym wcale nie musimy poprawić i tak już beznadziejnego współczynnika.
Fot. Newspix