Rok 2020 to jakiś pieprzony żart. Nieporozumienie. Chciałbym, żeby już się skończył, a to ledwie połowa. Wczoraj kolejny cios. Odszedł Piotr Rocki.
Ostatni raz widziałem się z nim rok temu, bo Piotrek przeprowadził się na Śląsk, więc siłą rzeczy nasz kontakt nie był tak mocny, jak wcześniej. Natomiast gdy pojawił się w Warszawie, to oczywiście, że usiedliśmy na Bródnie przy piwku. Popatrzyłem na niego i mówię:
– Kurde, dwa lata jesteś ode mnie młodszy, a jaką ty masz formę, a jaką ja.
– Wiesz, ciągnie mnie wciąż do piłki. Muszę wyjść, pograć. Trudno mi bez tego funkcjonować.
Taki był. Zakochany w futbolu. Zaangażowany od pierwszej do dziewięćdziesiątej minuty plus czas doliczony. Nawet jeśli sędzia miałby kaprys i dorzuciłby z kosmosu 30 minut, to on by w 29. minucie i 59. sekundzie dalej ganiał za piłką.
Poznaliśmy się na Bródnie. Nie mieszkaliśmy specjalnie blisko siebie, jednak połączył nas Polonez Warszawa. On, mimo że młodszy, to był na tyle dobry, że trenerzy przesuwali go do mojego rocznika i tam mogliśmy się spotykać, a przede wszystkim: grać razem. To była drużyna osiedlowa, ale niech o jej sile świadczy fakt, że zajęliśmy trzecie miejsce na mistrzostwach Polski juniorów w Słupsku i jestem przekonany, że bez Piotrka nie byłoby to możliwe.
Ja odszedłem do Legii, Piotrek został w Polonezie. Był tam najlepszym piłkarzem, natomiast sumiennie pracował, bo chciał dostać się do pierwszej ligi, czyli teraz Ekstraklasy i zagrać w Legii. To było jego marzenie. Chodziliśmy razem na Łazienkowską, kibicowaliśmy z Żylety. Ja do wyjazdów się nie paliłem, ale Piotrek? Jeździł za Legią, bo już taki, ech, był, że jak coś robił, to robił to na maksa.
Czekał na tę swoją Legię wiele lat, przecież dopiero w 2008 roku dostał szansę. Ja tylko mogę sobie wyobrażać, co czuł, jak eksplodował z radości w środku, gdy w 87. minucie strzelił zwycięską bramkę w Superpucharze przeciwko Wiśle. Dał swojej ukochanej Legii trofeum, a tylko przypomnę, że od tamtego momentu Legia już nigdy Superpucharu nie wygrała. Mimo że próbowała jeszcze sześć razy, to nie dawały rady te wszystkie gwiazdy, ściągane z całej Europy i świata.
Wcześniej dał radę Piotr Rocki.
Barwna postać, która dodawała tej smutnej lidze kolorytu. Jego cieszynki… Każdy je pamięta i potrafi odtworzyć z pamięci. Poza tym, będę to podkreślał, zaangażowanie. W czasach tych zmanierowanych gwiazdeczek, on pokazywał przykład. Jednoczył drużyny, w których grał. Ale pamiętajcie: tam poza tym zaangażowaniem była też jakość. 44 bramki w polskiej lidze. Takie liczby nie biorą się znikąd. To był jeden z najlepszych ligowców poprzedniej dekady. Gdybyśmy mieli dzisiaj w Ekstraklasie więcej Rockich, naprawdę lepiej by nam się te rozgrywki oglądało.
Za wcześnie, Piotrek. Za wcześnie. Będzie nam ciebie brakować.
KOWAL
Fot. Newspix