– Zauważyliśmy, że w ostatnich latach coraz więcej polskich zawodników wyjeżdża do Niemiec, Włoch czy Anglii. Dlatego pojawiliśmy się w waszym kraju. Uważam, że w Polsce jest kilka bardzo dobrych akademii i sporo utalentowanych piłkarzy. Znaczenie ma też to, że kluby ekstraklasy coraz odważniej stawiają na chłopaków w wieku 18 czy 19 lat, co pozwala im szybko stawiać pierwsze kroki w profesjonalnym futbolu. Właśnie takich zawodników szukamy – mówi w rozmowie z „Przeglądem Sportowym” Jorge Capilla, agent obsługujący między innymi Andre Onanę z Ajaksu czy Adamę Traore z Wolves.
GAZETA WYBORCZA
Fani wracają na trybuny – oto najważniejsza piątkowa wiadomość dla kibica ekstraklasy.
Możliwość wpuszczenia 25 proc. kibiców oznacza, że największa frekwencja może być we Wrocławiu – 11 tys., bo tamtejszy stadion jest największy w ekstraklasie. Niewiele mniej ludzi wejdzie na spotkania Lecha i Lechii Gdańsk. Najmniej – w Szczecinie, Bełchatowie, gdzie gra Raków Częstochowa, i Łodzi – niewiele ponad tysiąc. – W 70 proc. klubów i tak przychodzi mniej ludzi na spotkania ligowe, niż jest miejsc na trybunach. Problem ze zbyt dużą liczbą chętnych będzie miało pięć, może siedem klubów – twierdzi Boniek.
Prezes ŁKS, który procentowo ma największe wypełnienie trybun w ekstraklasie (92 proc.), twierdzi, że w jego przypadku nie będzie mu się opłacało wpuszczać na trybuny więcej niż 999 osób, ponieważ wiązałoby się to z koniecznością organizacji imprezy masowej. – A to podwyższa koszty przynajmniej trzykrotnie, więc nam się nie opłaci – tłumaczy Tomasz Salski.
SUPER EXPRESS
Luquinhas nazywa Michała Karbownika polskim Jordim Albą.
Jak wygląda sytuacja w miejscu, gdzie mieszka twoja rodzina, w porównaniu z innymi w Brazylii?
– W moim mieście, czyli Brasilii, przypadków zachorowań jest dużo. Z tego co się orientuję, to szóste najgorsze pod tym względem miejsce w Brazylii.
Wiele mówi się ostatnio o Karbowniku. Jak oceniasz jego talent?
– To będzie wielki piłkarz, jedna z największych nadziei polskiego futbolu.
Jako Brazylijczyk widzisz w jego stylu podobieństwo do któregoś ze znanych twoich rodaków albo ogólnie – do któregoś z bardziej znanych piłkarzy?
– Jak dla mnie Karbownik to polski Jordi Alba.
Legia będzie go chciała sprzedać za rekordową cenę, czyli powyżej 7 mln euro. To według ciebie możliwe?
– Jeśli ktoś ma pobić ten rekord, to właśnie Karbownik.
SPORT
„Sport” otwiera wydanie tekstami o powrocie kibiców na stadiony.
Kibice będą mogli wejść na trybuny od 19 czerwca. Bez publiczności rozegrane zostaną zatem 4 kolejki sezonu zasadniczego. Podczas 7 kolejek grup stadiony będą już otwarte dla ludzi. – Termin 19 czerwca wynika z tego, aby spokojnie wszystko przygotować pod odpowiednie zasady, procedury, żeby ludzie się nie grupowali – powiedział premier.
W pierwszej fazie powrotu kibiców możliwe będzie wypełnienie trybun maksymalnie w 25 procentach. – W 70 procentach klubów i tak przychodzi mniej kibiców. Tak naprawdę ta zasada będzie dotyczyła czterech, pięciu klubów, w przypadku których to uczestnictwo jest większe – przyznał Boniek.
O tej decyzji rządu „Sport” rozmawia z prezesem Górnika Zabrze, Dariuszem Czernikiem. Koniec końców zabrzanie byli jednymi z tych, których brak kibiców zabolał najbardziej.
Ile macie sprzedanych karnetów na rundę wiosenną?
– Około 2000. Na Górniku zawsze stawiało się na bilety, a nie karnety. Tak jest w Zabrzu od lat. Ta sytuacja pokazuje, że warto mieć karnet. Osoba, która go zakupiła, straci dwa mecze, ale na sam koniec będzie wygrana, bo ma gwarancję, że je zobaczy… Oby w grupie mistrzowskiej, o czym każdy po cichu marzy. Żałujemy jedynie, że kibiców zabraknie jeszcze na spotkaniu z Legią.
Są kluby, które wykorzystują tylko część trybun, a inne z powodu kosztów wyłączają z użytku. Są obawy, jak wyjdziecie na tym finansowo?
– Każdy do tego dopłaci, nie wyobrażam sobie innej sytuacji. Coś za coś. Doping, kibice to bardzo ważne kwestie, ale miejmy świadomość, że kluby nie zaczną na nich zarabiać. Dopłacą, nieraz sporo, w zależności od umów z operatorami stadionu. Czasy mamy trudne, a teraz dojdzie dodatkowy koszt. Otwarcie całego stadionu, sprzątanie, ochrona, dezynfekcja… Dużo jest wątpliwości, ale przede wszystkim cieszymy się, że kibice wracają na mecze. Będziemy się jeszcze zastanawiali nad formą dystrybucji biletów. Ci, którzy nabyli je na nierozegrane przed pandemią spotkania, otrzymają pierwszeństwo. A potem pewnie w internecie na zasadzie kto pierwszy ten lepszy… Mamy jeszcze trochę czasu. Na pewno nie zaczniemy sprzedaży bez pełni wytycznych.
Znów problemy ze stadionem Rakowa. Częstochowa nie podpisze umowy na modernizację tak szybko, jak zakładano. Możliwe, że będzie trzeba w budżecie miasta wygospodarować dodatkowy milion.
13 marca miasto rozstrzygnęło przetarg na przebudowę stadionu. Wygrała go firma InterHall z Katowic. Jej oferta była najniższa – niecałe 17,5 miliona złotych – przewidując 8 miesięcy na realizację prac i zapewniając 49-miesięczną gwarancję. Wyżej oceniono by ofertę konsorcjum Stadion Pro i Granit-Tec – niecałe 18,5 miliona, ale za to 5-miesięczny okres realizacji inwestycji i 72-miesięczna gwarancja – gdyby nie fakt, że zdaniem miasta nie spełniła kryteriów formalnych w zakresie wpłaty wadium. Od tej decyzji miasta konsorcjum się odwołało – tyle że nastała pandemia i Krajowa Izba Odwoławcza nie procedowała. Na jej werdykt trzeba było poczekać aż do tego tygodnia. KIO przychyliło się do odwołania konsorcjum, dlatego procedury przetargowe zostaną o krok wycofane.
– Jest to pewien zawód, ale nie rozdzierałbym szat. Liczyliśmy, że odwołanie zostanie odrzucone, dzięki czemu teraz zastanawialibyśmy się już tylko, czy umowa z wykonawcą modernizacji stadionu zostanie podpisana w poniedziałek czy wtorek. Ten moment w krótkiej perspektywie się odwlecze, ale nie traktujemy tego jako klęski – podkreśla Maciej Kołodziejczyk, przewodniczący rady nadzorczej Rakowa, który swe ekstraklasowe mecze musi rozgrywać w Bełchatowie.
Górnik walczy dziś w Łodzi o pierwszą wygraną od 378 dni.
W przypadku Górnika jest to o tyle dziwna sytuacja, że w poprzednich rozgrywkach zespół Marcina Brosza skuteczniejszy był właśnie na wyjazdach. Zdobył wtedy 25 punktów (aż 7 wygranych!), podczas gdy u siebie „tylko” 21. Było to szczególnie widać wiosną zeszłego roku, kiedy na Stadionie im. Ernesta Pohla „górnicy” zanotowali aż 5 porażek na 9 rozegranych meczów. Teraz te proporcje kompletnie się zmieniły. Zabrzanie rządzą u siebie, gdzie zdobyli 28 na 33 możliwe punkty, natomiast wyjazdy to kompletna porażka, dosłownie i w przenośni…
Węgierski rząd zezwolił w tym tygodniu na obecność kibiców na meczach ligowych. Rzecz w tym, że nie za wiele to zmienia, bo przed pandemią na mecze chodziła garstka ludzi.
Pojawił się dekret rządowy zezwalający na obecność kibiców na meczach. Mogą brać udział w imprezach sportowych w kraju, pod warunkiem przestrzegania ustalonych zasad, które obejmują między innymi obowiązkowy dystans co najmniej półtora metra. Zezwolenie jest jednak ważne tylko na mecze i zawody, które odbędą się na powietrzu lub na częściowo zadaszonych obiektach. W przypadku stadionów piłkarskich kibice będą mogli zajmować co czwarte miejsce. „Jeśli policzymy dopuszczalną liczbę widzów, nie będzie to oznaczać żadnej dużej zmiany w porównaniu z przeszłością” – złośliwie komentują to węgierskie media odnosząc się do niskiej od dawna frekwencji w lidze. Na dowód prezentujemy zdjęcie trybun z jednego z meczów. Zaznaczono na nim, że w pierwszym sektorze od lewej nie ma nikogo, w drugim jest 10 kibiców, w trzecim 8, w czwartym 22.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Punkt dla Śląska w reinauguracji ekstraklasy zapewniają ci, których we Wrocławiu zaraz może nie być.
Zegar wskazywał już 90. minutę, gdy Tomaš Petrašek trafił łokciem w twarz przejawiającego wielką ochotę do gry rezerwowego Roberta Picha. Sędzia Jarosław Przybył po analizie wideo najzupełniej słusznie uznał, że to kwalifikowało się do podyktowania jedenastki. Pewnym strzałem z karnego punkt Śląskowi uratował Michał Chrapek. A zatem akcję na wagę remisu „zrobili” gospodarzom dwaj zawodnicy, którzy według stanu na dziś nawet nie dograliby sezonu do końca. Obaj mają umowy do 30 czerwca, a widoków na porozumienie klubu z nimi nie ma. Ba, kilka dni temu we Wrocławiu bawił Rafał Makowski z Radomiaka, który podpisał kontrakt wchodzący w życie od sezonu 2020/21, a oznaczający, że w Śląsku już naprawdę nie kwapią się do zatrzymywania nietaniego Chrapka za wszelką cenę.
Karbownik, a może Jóźwiak? Czy do nich będzie należeć sobotni hit ekstraklasy?
– Kamil powoli budował swoją pozycję w Lechu, w tym roku jest już liderem zespołu. Natomiast Michał wszedł do Legii przebojem. Obaj są przyszłością nie tylko swoich drużyn, ale całej naszej polskiej piłki, reprezentacji – rozpoczyna porównanie tych piłkarzy Maciej Murawski, były zawodnik obu klubów.
– Bardzo możliwe, że będą grać na siebie. Bo nawet jeśli Kamil rozpocznie mecz na lewym skrzydle, to i tak często będzie schodził na prawą stronę. Ich pojedynki mogą się stać ozdobą tego meczu. Będą mieć przewagę podczas ataków, bo ani jeden, ani drugi nie jest mocny w destrukcji. Michał gra w obronie, jednak wciąć zdarza mu się popełnić błąd: źle się ustawić, iść na raz. Kamil ma ogromną łatwość wygrywania pojedynków, ale w ofensywie. Musi się nauczyć robić to też w defensywie – analizuje Murawski, nie do końca przekonany, że sobotni mecz pokaże, jak ci dwa piłkarze są przygotowani na wielkie spotkania. – Gdyby trybuny były wypełnione po brzegi, wtedy emocje i presja byłyby zupełnie inne. Dlatego nie jest to idealny test. Dobry występ nie udowodni w stu procentach ich dojrzałości, choć słaby już pokaże, że ich to przerosło – twierdzi Murawski.
Żamaletdinow, Tomczyk, czy najbardziej sprawdzony z tej trójki Gytkjaer? Kim Dariusz Żuraw będzie chciał straszyć Legię?
Gytkjaer był jednym z trzech za- wodników, którzy w okresie świąt wielkanocnych wyjechali na kilka dni do swoich krajów, a w związku z tym musieli przejść dwutygodniową kwarantannę. Z tego powodu Duńczyk nie zaliczył z zespołem wszystkich treningów przed wznowieniem rozgrywek, bo początkowo ćwiczył tylko indywidualnie (…).
W wyjściowej jedenastce wybiegnie więc dziś prawdopodobnie Timur Żamaletdinow, którego trener Żuraw wyciągnął w Mielcu niczym królika z kapelusza. Poznański szkoleniowiec co prawda już przed spotkaniem ze Stalą wspominał, że mogą być przetasowania wśród napastników, ale akurat Rosjanina na boisku nikt się nie spodziewał.
W tym sezonie 23-latek zagrał bowiem wcześniej tylko 20 minut w ekstraklasie, ostatni raz na murawie pokazał się w sierpniu, a później miał problemy z dostaniem się do składu nawet w drugoligowym zespole rezerw.
Arka z Lechią nie wygrała żadnego z czternastu meczów w ekstraklasie. Jednym z tych, którzy mają temu zapobiec po raz piętnasty, może być Kacper Urbański. Najmłodszy debiutant w historii gdańszczan.
Urbański zadebiutował w jesiennym spotkaniu z Rakowem. Wchodząc na boisko, miał 15 lat i 105 dni. Został najmłodszym zawodnikiem Lechii, który zagrał w Ekstraklasie, wcześniej ten rekord należał do Sławomira Wojciechowskiego, obecnie dyrektora akademii Lechii. Pod tym względem w całej lidze młodszy od Urbańskiego w chwili debiutu był jedynie Janusz Sroka z Cracovii (15 lat, 57 dni). – Trener Stokowiec dawał sygnały w tygodniu, że może będę w kadrze meczowej. O tym, że się w niej znajdę, dowiedziałem się w hotelu w dniu spotkania. Zagrałem tylko cztery minuty, ale i tak było to dla mnie duże wydarzenie. Trener dał mi zadebiutować, zagrać w wieku 15 lat w ekstraklasie, to świetne uczucie. Mecz niestety przegraliśmy, ale dla mnie był to pozytywny akcent – podkreśla.
Jorge Capilla, działający w Polsce agent m.in. Adamy Traore czy Andre Onany opowiada o tym, dlaczego zdecydował się wejść na nasz rynek.
Skąd wasze zainteresowanie polskim rynkiem?
– Zauważyliśmy, że w ostatnich latach coraz więcej polskich zawodników wyjeżdża do Niemiec, Włoch czy Anglii. Dlatego pojawiliśmy się w waszym kraju. Uważam, że w Polsce jest kilka bardzo dobrych akademii i sporo utalentowanych piłkarzy. Znaczenie ma też to, że kluby ekstraklasy coraz odważniej stawiają na chłopaków w wieku 18 czy 19 lat, co pozwala im szybko stawiać pierwsze kroki w profesjonalnym futbolu. Właśnie takich zawodników szukamy – młodych, tych najzdolniejszych.
W Polsce najwięcej mówi się teraz o dwóch młodych graczach. Aleksandrem Buksą z rocznika 2003 ma interesować się Barcelona, kluby z Hiszpanii wymienia się również w kontekście Michała Karbownika.
– Buksa rzeczywiście wiele potrafi jak na swój wiek, ale jest jeszcze bardzo młody. Uważam, że trzeba go uważnie prowadzić i iść krok po kroku, żeby chłopaka nie spalić i nie zrobić pewnych rzeczy zbyt szybko. Karbownik natomiast pokazał w tym sezonie, że jest zawodnikiem, którego można niebawem wytransferować do jednej z najlepszych lig w Europie.
Pierwszym młodym polskim piłkarzem, z którym nawiązaliście współpracę, jest Łukasz Łakomy, podobnie jak Karbownik z rocznika 2001, występujący obecnie w rezerwach Legii Warszawa. Dlaczego akurat on?
– Jest nie tylko zawodnikiem z bardzo dużym potencjałem, ale też wyjątkową osobą. Uważnie go obserwowaliśmy i zobaczyliśmy, jak bardzo nastawiony jest na ciężką pracę. Poza tym ma wokół siebie środowisko sprzyjające właściwemu rozwojowi. Niektórzy patrzą tylko na to, jak dany chłopak gra w piłkę. My staramy się spoglądać szerzej. Uważamy, że nie tylko od tego zależy, czy zawodnik zrobi dużą karierę. Mamy swoje jasne wartości i chcemy, by nasi gracze je reprezentowali.
W „Magazynie Lig Zagranicznych” na pierwszy ogień idzie sylwetka niesamowitego ananasa – Martina Hintereggera. Najlepszego strzelca wśród obrońców Bundesligi.
Rozgłos zyskał sposobem, w jaki wymusił transfer do Eintrachtu. Spędził 2,5 roku w FC Augsburg, ale w styczniu 2019 roku miał już dość i zaczął krytykować kolegów i trenera (…).
Klub go zawiesił i chciał sprzedać, ale brakowało dobrych ofert. Propozycję wypożyczenia do SPAL Augsburg odrzucił, więc zawodnik groził, że na pół roku da sobie spokój z piłką. – Nastawiałem się na powrót w rodzinne strony i kilka miesięcy trenowania z lokalnym zespołem z niższej ligi – powiedział potem w wywiadzie dla „11Freunde”. Tuż przed zamknięciem okna transferowego wybawieniem okazała się oferta z Eintrachtu. Latem musiał wrócić, ale mu się to nie podobało. Najpierw pojechał na obóz z Augsburgiem z plecakiem zespołu z Frankfurtu, odmówił zrobienia sobie wspólnego zdjęcia z resztą drużyny, sprawił sobie tatuaż, choć w tym klubie jest to zabronione. Klub wszystko to znosił, bo chciał wynegocjować jak najwyższą kwotę za transfer. Poddał się dopiero, gdy zawodnik podczas zgrupowania poszedł na lokalny festyn i tam kompletnie się upił.
Czeka nas niezwykłe piłkarskie lato. Piłka nie przestanie grać ani na moment.
Prezes LaLiga Javier Tebas ogłosił wczoraj, że „jak Bóg da, to zaczniemy grać 11 czerwca”. W przyszłym tygodniu mamy poznać terminarz hiszpańskiej ekstraklasy, która – tak jak i inne ligi – będzie dokańczana w formie sprintu. UEFA chce, by krajowe ligi zostały dograne przed sierpniem, w którym dokończone miałyby zostać europejskie puchary.
To wymusza na szefach rozgrywek ogromne kombinacje. I choć Premier League czy Serie A nie ogłosiły ram czasowych na rozegranie brakujących meczów, to wiemy już, że w LaLiga zespoły będą występować dosłownie codziennie. Sezon ma zostać dokończony w 38 dni. Eksperci obawiają się, że może się to wiązać z bardzo negatywnymi konsekwencjami dla zdrowia zawodników. Nie dość, że ci wrócą na boisko po ponaddwumiesięcznej przerwie, to jeszcze będą walczyć co 72 godziny w ekstremalnych temperaturach, które nawet w późnych godzinach wieczornych potrafią na południu Europy (Włochy, Hiszpania) przekraczać 30 stopni. Kibice się cieszą, bo będą mieli co oglądać, ale sportowcom szykuje się naprawdę gorące, piłkarskie lato.
fot. FotoPyK