Reklama

Finansowo ucierpi może 5-6 klubów, reszta wcale nie straci tak dużo

Damian Smyk

Autor:Damian Smyk

22 maja 2020, 08:41 • 10 min czytania 6 komentarzy

– W czasach wyjątkowych wszyscy żyją w sposób wyjątkowy, a później, gdy wróci normalność, to każdy robi to, do czego był wcześniej przyzwyczajony. Jeżeli obecna sytuacja nie nauczy klubów niczego, to będzie smutne. Natomiast gdybym chciał komuś głębiej zajrzeć do kieszeni, to niektórzy teraz wcale tak dużo nie stracili. Przecież obniżyli pensje piłkarzom, zmniejszyli wydatki, dostaną pomoc z tarczy PZPN-owskiej oraz państwowej. Tak naprawdę niewiele klubów w Polsce zarabia na dniu meczowym. Straty dotyczą może pięciu, sześciu najlepszych drużyn, a pozostałe – nie wydaje mi się, żeby miały z tym jakiś wielki problem – mówi Zbigniew Boniek na łamach “Sportu”. Co tam dziś w prasie?

Finansowo ucierpi może 5-6 klubów, reszta wcale nie straci tak dużo

“PRZEGLĄD SPORTOWY”

Piątek w derbach Berlina znów usiądzie na ławce rezerwowych. A to najbardziej prestiżowy mecz dla Herthy odkąd Polak trafił do Bundesligi.

W trakcie przerwy spowodowanej epidemią władze Herthy zmieniły trenera, powierzając prowadzenie drużyny Labbadii. Były ceniony napastnik dokonał zmiany w ataku. W swoim debiucie z Hoff enheim postawił na niespełna 36-letniego Ibiševicia. Bośniak pierwszy raz w tym roku znalazł się w podstawowym składzie ekipy z Berlina. Mało tego, dostał kapitańską opaskę. Polak pojawił się na murawie dopiero w 79. minucie. Zespół wygrał 3:0, a konkurent rodaka strzelił gola. Za występ dostał od magazynu „Kicker” i dziennika „Bild” notę 2, co oznacza bardzo dobrze. W tym pierwszym piśmie był najwyżej ocenionym uczestnikiem spotkania. Nic więc dziwnego, że dziś weteran z Bałkanów znów ma zagrać od początku, co potwierdzili nam niemieccy dziennikarze. 

Reklama

Najwięcej goli rezerwowi strzelili dla Lecha Poznań. Na przeciwległym biegunie – Górnik, Jaga, ŁKS, Piast i Lechia. To może być całkiem istotna statystyka w kontekście intensywnej końcówki sezonu.

Polskim szkoleniowcom trudniej będzie zarządzać zespołem niż ich kolegom pracującym np. w Niemczech. Tam przyjęte zostały najnowsze regulacje Międzynarodowej Rady Piłkarskiej (IFAB). Dokonała ona poprawki w przepisach gry, na mocy której każda z drużyn do końca roku może wpuścić z ławki aż pięciu graczy, wymieniając praktycznie pół składu. IFAB tłumaczyła, że podejmowała tę decyzję kierując się zdrowiem zawodników muszących rozegrać wiele meczów w upale i pozostawiła krajowym związkom wolną rękę w przyjmowaniu tych poprawek. W Polsce na razie nie zostały one zaakceptowane i nic nie wskazuje, by sytuacja miała się zmienić. Zbigniew Boniek jasno zakomunikował, że nie jest zwolennikiem tego rozwiązania. – To kabaret – skomentował szef PZPN na łamach włoskich mediów. – Nie wprowadzimy go do polskiego futbolu. Osoby, które podjęły tę decyzję, nie wiedzą, jak wygląda mecz piłkarski. Na mundialu w 1982 roku w miesiąc zagraliśmy siedem meczów w pełnym słońcu, a do dyspozycji mieliśmy tylko dwie zmiany.

Maksymilian Rozwandowicz wierzy w utrzymanie ŁKS-u i zdaje raport z tego, jak wygląda praca z trenerem Stawowym, z którym spotkał się już w Widzewie.

Coś się zmieniło w sposobie pracy trenera?

Na pewno kilka rzeczy robimy inaczej niż pięć lat temu w Widzewie, ale to dobrze. Piłka się zmieniła, to i ćwiczenia musiały. Ale nie są to jakieś wielkie różnice. Zresztą, może jeszcze trener mnie czymś więcej zaskoczy, na razie pracujemy dwa tygodnie, więc niedługo.

Podobno wasz nowy szkoleniowiec poświęca dużo czasu w trakcie zajęć na taktykę i schematy rozegrania akcji. Usłyszałem nawet, że niektóre ćwiczenia są tak skomplikowane, że trudno je powtórzyć.

Nie, aż tak źle nie jest. Na pewno większość zajęć odbywa się z piłką przy nodze, a to cieszy każdego zawodnika. Co do skali trudności, nie powiedziałbym, że są ażtak skomplikowane. Owszem, trzeba być skupionym przez cały czas, ale jeśli na treningu myśli się tylko o tym, jak wykonać ćwiczenie, nikt nie powinien mieć problemu.

Reklama

Poza tym dziś też dodatek historyczny – trochę o 99. urodzinach samego “PS”, trochę o Igrzyskach Olimpijskich w Barcelonie.

“SPORT”

Jeśli Igor Angulo nie podpisze aneksu do umowy z Górnikiem, to od końca czerwca zabrzanie zostaną w ataku prawdopodobnie z Piotrem Krawczykiem.

W lutym, w meczu 23. kolejki ze Śląskiem we Wrocławiu, dość niespodziewanie dostał szansę gry od pierwszego gwizdka. W przerwie został wprawdzie zmieniony, ale był to wyraźny sygnał, że trener Marcin Brosz mocniej zaczyna na niego stawiać. Potem niespodziewanie dla wszystkich zagrał w podstawowym składzie w meczu z Lechem, a na ławce usiadł sam Igor Angulo. Zabrzanie przegrali 1:4, ale Krawczyk miał powody do zadowolenia, bo w I połowie pokonał Mickey’a van der Harta, zdobywając swoją pierwszą bramkę w ekstraklasie. To, że jest w strzeleckiej formie potwierdził w meczu rezerw ze Stalą Brzeg (4:1) na początku marca, kiedy to trzykrotnie wpisał się na listę strzelców. Potem nastąpiło przerwanie rozgrywek. – To są sprawy, na które nie mamy wpływu, ale co nas nie zabije, to nas wzmocni. Miejmy nadzieję, że dalej to będzie tak wyglądało i wymuszona przerwa nie przeszkodzi w moim rozwoju. Staram się wykorzystywać ten okres równie dobrze, jak wykorzystałbym go na boisku i gdy wrócimy do ligi, to zaprocentuje – mówi w rozmowie z oficjalną stroną napastnik Górnika.

Chyba najciekawsza dziś rozmowa w prasie – Zbigniew Boniek opowiada o wznowieniu rozgrywek, sytuacji gdyby ligę trzeba było jednak zakończyć, o swoim zdaniu na temat 5 zmian w meczu, o braku możliwości rozgrywania finału PP na Narodowym.

Dokończenie sezonu oznacza być może uratowanie niektórych klubów dzięki np. otrzymaniu ostatniej transzy z praw
telewizyjnych. Czy polskie kluby wyciągną wnioski i w przyszłości będą lepiej zabezpieczone?

– Dobre pytanie. W czasach wyjątkowych wszyscy żyją w sposób wyjątkowy, a później, gdy wróci normalność, to każdy robi to, do czego był wcześniej przyzwyczajony. Jeżeli obecna sytuacja nie nauczy klubów niczego, to będzie smutne. Natomiast gdybym chciał komuś głębiej zajrzeć do kieszeni, to niektórzy teraz wcale tak dużo nie stracili. Przecież obniżyli pensje piłkarzom, zmniejszyli wydatki, dostaną pomoc z tarczy PZPN-owskiej oraz państwowej. Tak naprawdę niewiele klubów w Polsce zarabia na dniu meczowym. Straty dotyczą może pięciu, sześciu najlepszych drużyn, a pozostałe – nie wydaje mi się, żeby miały z tym jakiś wielki problem.

Gdy np. Francja, Holandia czy Belgia ogłaszały przedwczesne zakończenie sezonu, myślał pan, że skoro oni nie dają rady, to my też nie?

– Nie, ponieważ my jesteśmy inni. W ciężkich sytuacjach umiemy się zjednoczyć i działać. Natomiast każdy przypadek jest inny. Czasami uśmiecham się, gdy analizujemy polską piłkę i mówimy, że np. w Niemczech to, a we Włoszech czy Hiszpanii tamto… Tam jeden piłkarz zarabia tyle, ile u nas cała drużyna. My mamy inną rzeczywistość, dlatego dostosowywanie naszych problemów do kłopotów innych jest niepotrzebne.

A gdyby mimo wszystko nie udało się dokończyć sezonu?

– Już dzisiaj jesteśmy na to przygotowani. Mamy tabelę, z której wiadomo wówczas, kto mistrzem, kto spada, kto wchodzi. To jest proste.

Kto przejmie opaskę kapitańską po Januszu Golu? Wygląda na to, że kapitanem Cracovii będzie Ołeksij Dytiatjew.

Na temat przyjęcia opaski kapitana 31-letni stoper z Ukrainy, którego trener Michał Probierz darzy sporym zaufaniem, wypowiada się bardzo dyplomatycznie. – Zobaczymy, co trener zadecyduje – stwierdził obrońca, grający trzeci sezon w Cracovii. – Na razie nic nie słyszałem. Gdyby jednak zaistniała taka sytuacja, to z szacunkiem wziąłbym opaskę. Mam mocny charakter. Zawsze w każdej drużynie byłem za zespołem czy to na boisku, czy poza nim. Moim zdaniem kapitanem powinien być człowiek, który długo jest w Polsce i długo gra w zespole.

Co prawda tych warunków nie spełnia Sergiu Hanca, ale Rumun, grający drugi rok w Cracovii, także ma dobre notowania w kibicowskim rankingu. 28-letni pomocnik, który w tym sezonie strzelił dla „Pasów” 7 goli, koncentruje się jednak na… sobie. Pozytywnie nastawiony – Czuję się świetnie – zapewnia wychowanek FCM Targu Mures. – Bardzo tęskniłem za grą, za kolegami z zespołu, za trenerami i wszystkimi w klubie. Cieszę się, że znowu jesteśmy razem i wspólnie odliczamy dni do pierwszego meczu.

Ciekawa rozmowa z Leszkiem Bartnickim, prezesem GKS-u Tychy, który opowiada o konferencji klubów I ligi. 13-stronnicowy raport dotyczący organizacji meczów ustalił wszystkie techniczne rzeczy – ile osób ma być na meczu, co z dziennikarzami, co z chłopcami od podawania piłek, jak boisko będą opuszczać kontuzjowani piłkarze.

Jakie jest podstawowe założenie?

– Na meczu może być w sumie do 150 osób. Z tym, że w strefie „zero” mogą przebywać jedynie osoby, które są na klubowej liście, czyli te, które 7 maja zostały poddane testom i od tego czasu są codziennie monitorowane, a ich raporty zdrowotne na bieżąco przesyłane do Komisji Medycznej PZPN. Natomiast w strefie „jeden” będą mogli przebywać pozostali, w tym dziennikarze, czyli dziesięciu piszących i pięciu fotoreporterów, którzy będą jednak musieli pracować z trybun; nie mogą wejść na murawę. Dziennikarze nie będą także mogli wchodzić do pomieszczeń stadionu, a na konferencji prasowej będzie tylko rzecznik prasowy oraz trenerzy. Ewentualne pytania do szkoleniowców dziennikarze będą więc mogli wysyłać sms-em do rzecznika prasowego, który odczyta ich treść i poprosi trenera o odpowiedź. W tych dziennikarskich limitach nie zostali uwzględnieni pracownicy Polsatu, realizujący mecze, bo oni mają swoje procedury.

Ile będzie osób do obsługi meczu?

– Nie będzie noszowych oraz chłopców do podawania piłek. Założenie jest takie, że po 6 piłek zostanie ustawionych wzdłuż każdej linii boiska, czyli do dyspozycji zawodników będą 24 piłki. Jedna osoba z listy pracowników klubu, uprawnionych do przebywania w strefie „zero” będzie odpowiedzialna za to, by piłki – także w trakcie meczu – były na właściwym miejscu i przygotowane do gry. Natomiast w sprawach medycznych, związanych z kontuzjami, zalecenie jest takie, żeby koledzy z drużyny pomogli poszkodowanemu zawodnikowi opuścić plac gry, a w poważniejszych przypadkach pomocy udzielać będzie ratownik medyczny, bo karetka pogotowia musi być na meczu.

Włosi powoli wracają do treningów, na zajęciach pojawił się Cristiano Ronaldo, który czas kwarantanny wykorzystał na inwestycje w Portugalii.

Dzień przed Szczęsnym zakończył kwarantannę Cristiano Ronaldo i jego pierwszy indywidualny trening po powrocie do Italii był wystarczającym powodem, żeby trafił na czołówki gazet. „Ranolday” – obwieścił na tytułowej stronie turyński „Tutto Sport”. Podczas pobytu na Maderze miał okazję zająć się kilkoma inwestycjami dokonanymi w ostatnich latach. Ostatnią z nich ujawniła portugalska gazeta „Correio da Manha”. Ronaldo zakupił działkę o powierzchni 10000 metrów kwadratowych w Cascais, mieście 30 km od Lizbony, które ma najwyższy dochód na mieszkańca w Portugalii. CR7 chce tam zainwestować 8 milionów euro, zamierza zbudować wymarzony dom w jednym z najbardziej pożądanych miejsc w Portugalii, Quinta da Marinha, ze wspaniałą przyrodą, polami golfowymi, gigantycznym centrum handlowym Casa da Guia i luksusowymi restauracjami specjalizującymi się w owocach morza.

“SUPER EXPRESS”

Rafał Gikiewicz opowiada o powodach swojego rozstania z Unionem, pożegnaniu z kibicami i o swojej przyszłości, która nadal stoi pod znakiem zapytania.

Po ogłoszeniu przez klub, że nie przedłuży z panem kontraktu, pożegnał się pan z kibicami Unionu przez media społecznościowe. Odwzajemnili to w jakiś sposób?

– Otrzymałem dużo SMS-ów, telefonów i podziękowań osobistych, z których 99,5 proc. było bardzo pozytywnych. Najbardziej wzruszająca była sytuacja z 80-letnim kibicem Unionu, panem Achimem. Przez kilka tygodni siedział w domu na przymusowej kwarantannie, ale jak się dowiedział, że nie zostanę wUnionie, to przyszedł do klubu o 8 rano i czekał do 13, aż skończyłem trening. Ze łzami w oczach powiedział, że przykro mu, iż odchodzę. Gdy widzisz i słyszysz to od człowieka, który narażając zdrowie, przyszedł się pożegnać, to trudno się nie wzruszyć. Miałem łzy w oczach. Niesamowity człowiek i kibic. Gdy zmarła mu żona, to powiedział, że jeśli ma funkcjonować dalej, to chce żyć dla klubu. Otrzymał karnet na cały sezon, a w zamian wykonuje prace porządkowe w klubie. Gdy nie puszczę bramki w meczu na naszym stadionie, to Achim podpala świeczkę w kształcie cyfry zero, którą ja muszę zdmuchnąć. Jeśli chodzi o pożegnania i wzruszenia, to najcięższe chyba przede mną. Na razie koncentruję się na grze, i jeszcze nie mam w głowie myśli, że wkrótce będę musiał opuścić Berlin.

“GAZETA WYBORCZA”

Katarzyna Kiedrzynek trafi do żeńskiego potentata futbolowego. Wolfsburg to perełka w kobiecej piłce nożnej – apetyt na zdobycie wymarzonej Ligi Mistrzów rośnie.

VfL Wolfsburg to jeden z nielicznych klubów, który futbolu żeńskiego nie traktuje jedynie jako przystawki do dania głównego, czyli męskiej piłki. Profesjonalną drużynę kobiecą miał jeszcze w czasach, gdy najwięksi mocarze futbolu nawet o tym nie pomyśleli. Wolfsburg finansowany przez samochodowy koncern zapewnia piłkarkom wciąż najlepsze warunki, nie tylko finansowe, ale także sportowe. Wilczyce mają do dyspozycji własny, nowoczesny stadion i centrum treningowe, nie muszą więc wbijać się w luki w grafiku męskich drużyn. Dla przykładu: piłkarki PSG muszą na co dzień grać na wynajmowanym stadionie ze sztuczną nawierzchnią, i to tylko jeśli akurat tego dnia nie grają na nim rugbyści. W przypadku kolizji terminów lądują na stadioniku treningowym PSG pod Paryżem. Jeśli istnieją obawy o wyhamowanie rozwoju futbolu kobiecego po pandemii koronawirusa, to wydaje się, że bardziej dotyczy to drużyn będących na łasce męskich gigantów. VfL Wolfsburg z własnym i stabilnym budżetem nie musi się o to martwić.

fot. FotoPyk

Pochodzi z Poznania, choć nie z samego. Prowadzący audycję "Stacja Poznań". Lubujący się w tekstach analitycznych, problemowych. Sercem najbliżej mu rodzimej Ekstraklasie. Dwupunktowiec.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

6 komentarzy

Loading...