Reklama

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Krzysztof Stanowski

Autor:Krzysztof Stanowski

19 maja 2020, 15:44 • 6 min czytania 132 komentarzy

Ze stałych rzeczy w Polsce, mamy o jedną mniej – lista przebojów Trójki przechodzi do lamusa, tzn. być może będzie toczyła się jej bezzasadna już egzystencja, ale nie za długo, zwłaszcza, że i całe radio można zamykać. I tak było to radio o niewielkim udziale w rynku, trochę radio dla niedobitków, a teraz to już zupełnie dla nikogo.

Jak co wtorek… KRZYSZTOF STANOWSKI

Ostatnio w dobrym tonie jest pisanie, że ktoś się na Trójce wychował, ale teraz już przestaje jej słuchać. I tak niektórzy już przestają jej słuchać po raz piąty w ciągu ostatnich dwóch lat – ale „teraz to już na pewno”. Ja akurat na Trójce ani się nie wychowałem, ani jej raczej nie słuchałem (z dzieciństwa kojarzę raczej „Lato z radiem”, czyli Jedynkę), chyba że przez przypadek. Ale mimo że emocji ta stacja we mnie akurat nie wywołuje żadnych, to ostatnie zamieszanie jak najbardziej wywołało – pewnie ze względu na nieskrywany sentyment do twórczości Kazika.

Mechanizm jest stary jak świat. Na wysokie stanowisko wskakuje ktoś, kto podskórnie czuje, że to nie jest jego rola i robi wszystko, by opóźnić nieuniknione – utratę stołka. Stara się więc w swej nadgorliwości zgadywać, co odpowiednim ludziom mogłoby przeszkadzać, czego mogliby oczekiwać i na ile może sobie pozwolić. Nadgorliwość połączona ze strachem odbiera rozum i w efekcie taki ktoś zamiast pożary gasić to je wznieca. Jak już płonie wszystko wokół, to płacze przed obliczem przełożonego, że przecież chciał jak najlepiej, ale i tak dostaje kopa w dupę (ten odcinek jeszcze przed nami). Zanim jednak obejrzymy finał tej historii, czekają nas jeszcze próby odwrócenia nieodwracalnego. Słyszymy więc o nowym systemie liczenia głosów, budowania regulaminów, przy okazji oczywiście słyszymy też, że Niedźwiecki kapował dla SB, albo brał kasę za umieszczanie piosenek na liście od kapeli weselnej spod Przasnysza, w zasadzie to był sprzedajną, ruską mendą i tylko przez przeoczenie pracował jeszcze w poprzednim tygodniu (na szczęście naprawiono i to).

Na Twitterze wyraziłem rozbawienie faktem, że w 2020 roku ktoś na serio podnosi argument, że jakiś pan od puszczania muzyki w radiu rzekomo kilkadziesiąt lat temu miał pseudonim. Ojej, ależ się na mnie rzucili. Że nie znam historii, że jestem idiotą, że dla mnie liczy się tylko kasa, że moi rodzice też pewnie donosili, że ofiary SB takich wpisów mi nie wybaczą, że w katowniach łamano ludzi. No, dużo tego było. Niemniej po przeczytaniu tych wszystkich wpisów wciąż nie mogę ukryć rozbawienia, że w 2020 roku ktoś na serio podnosi argument, że jakiś pan od puszczania muzyki w radiu rzekomo kilkadziesiąt lat temu miał pseudonim. Ja rozumiem, że w czasach dawnych kontakt z zagraniczną muzyką był utrudniony i z tego powodu ktoś, kto wciskał play mógł zbudować niesamowitą rozpoznawalność, ale wciąż był to ktoś, kto wciskał play i wciąż jest to dziś ktoś od wciskania play. Z tego względu kult Niedźwieckiego wydaje mi się zarazem zrozumiały, jak i groteskowy – wykonywał czynność nieskomplikowaną, którą mogłoby wykonywać wielu (oczywiście wykonywał ją dobrze), ale że robił to we właściwym czasie to urósł do rangi symbolu. Jak więc widać, nie jest to żaden mój idol, a że prywatnie człowieka nie znam, to mogę z równym prawdopodobieństwem zakładać, że jest to gość bardzo w porządku, albo że to hiena wyjątkowa. Szczerze mówiąc, w ogóle mnie to nie interesuje.

No ale pseudonim.

Reklama

Do soboty Marek Niedźwiecki był po prostu Markiem Niedźwieckim, który pracował sobie spokojnie w państwowym radiu, ale koło niedzieli stał się komunistycznym kapusiem. Wszystko w myśl zasady, że nasz komuch to dobry komuch (zazwyczaj komuch rozwalający organizację od środka, w najgorszym razie nieszkodliwy i zaszczuty), w przeciwieństwie do ich komucha, który był złym komuchem, takim, któremu historia nie wybaczy. Niedźwiecki w kilka chwil stał się ich. No więc kapusiem.

Gdyby ten kapuś narobił komuś realnych krzywd, gdyby zniszczył komuś życie, to pewnie i mnie by uwierał, ale póki co nikt mi nie odpowiedział na pytanie, komu konkretnie te krzywdy wyrządził i komu złamał życie. Dowodem na jego nikczemność jest to, że nie ma dowodów, a skoro dowodów nie ma, to znaczy, że było ich tak dużo i były tak mocne, że postanowiono je zniszczyć. Mamy więc sytuację, w której brak dowodów obciąża bardziej niż dowody i można z interpretacją przeszłości posunąć się w najciemniejsze zakamarki. „Ale miał teczkę” – odpowiadają sędziowie z Twittera i to jest argument nie do zbicia. Wprawdzie nie wiadomo, w jakich okolicznościach ją założono, czy go straszono, czy może po prostu obiecano, że będzie mógł normalnie pracować jako dziennikarz muzyczny, a on sam pomyślał sobie, że nigdy nikogo nie podkabluje, ale dla świętego spokoju i chęci pracy uda, że się zgadza i w ogóle. Nic nie wiadomo, ale to przecież tym gorzej.

Mnie wyciąganie pseudonimu u pana od muzyki w 2020 śmieszy i nic na to nie poradzę. Gdybyście mi powiedzieli, że muzykę puszcza koleś, który posłał kumpla za kraty na 15 lat to podszedłbym do tego inaczej, ale na dzisiaj pan od muzyki miał teczkę. Ludzie. Mam 37 lat, czyli wcale nie jestem już taki młody. Ludzie młodsi ode mnie o 19 lat mają prawa wyborcze. W ogromnej większości mają w dupie, że kiedyś było jedzenie na kartki, albo przydziały na samochód. Mają też w dupie te wszystkie pseudonimy i solidarnościowe, kombatanckie historie. Interesuje ich wizja Polski w roku 2025, 2030, 2035… Z idoli to mają Elona Muska, a nie Henrykę Krzywonos, a jeśli chodzi o muzykę to wolą Spotify od Trójki. I nic na to nie poradzicie. Osobiście mam po dziurki w nosie grania wątkiem Solidarności, Magdalenki, Stoczni i Porozumień. Rozumiem ludzi, dla których to jest bardzo ważne, to zdefiniowało ich życie, ale od tego są odpowiednie rocznice czy obchody. A w bieżącej polityce, w dzisiejszym życiu interesuje mnie przyszłość. To mielenie, kto jaki miał pseudonim i czy miał na pewno, co było w teczce, zanim zaginęła – no spoko, to jest ważne w przypadku kluczowych osób w państwie i odkłamywania historii, ale jednak do przodu trzeba iść.

Trzeba z Żywymi naprzód iść,
Po życie sięgać nowe:
A nie w uwiędłych laurów liść
Z uporem stroić głowę!

Nadejdzie moment, w którym granie teczkami stanie się już tylko zajawką dla największych hardkorów oraz dla najstarszych, jeszcze pamiętających tamte czasy osób (ale ta grupa z przyczyn oczywistych już się kurczy, a z czasem skurczy się całkowicie). Cała reszta społeczeństwa będzie interesować się rzeczami aktualnymi, własną lodówką, no i przyszłością. Oczywiście nie mam nic przeciwko, abyście moje podejście uważali za głupie, a mnie samego za idiotę, gdybym był trochę starszy to pewnie i za szpicla, ale naprawdę – mam to gdzieś. Po prostu mi się już ulewa od ciągłego tkwienia jedną nogą w wydarzeniach minionych.

A teraz Kazik, który narobił zamieszania ogromnego. Jeszcze z tydzień przed całą aferą napisałem, że o ile Tede totalnie przestrzelił w swoim słynnym antyrządowym monologu, o tyle Kazik trafił w środek tarczy. Było kwestią czasu, aż piosenka się rozniesie, chociaż do aż takiej sławy potrzebny był pożyteczny idiota, który akurat się trafił. Jako że mamy kampanię wyborczą, najdziwniejszą konstatacją jest to, że dzisiejsza opozycja wybory może wygrać pod jednym tylko warunkiem: że absolutnie nie będzie się odzywać, nawet nie powinna wyściubiać nosa poza dom, bo wtedy stanie się to co zawsze – wpadka zacznie gonić wpadkę. Na to jednak żądza lansu nie pozwoli – wyjdą, otworzą gębę i będzie po ptokach. Jedyną osobą, która faktycznie mogłaby te wybory wygrać jest Kazik Staszewski, lecz wyłącznie pod warunkiem, że nikt nie będzie mu przeszkadzać. Najciekawsze jest to, iż sam Kazik chyba nie zamierzał odgrywać aż tak wielkiej roli, bo i jemu – tak się zdaje – z tą opozycją nie do końca po drodze. A na sam koniec pierdołowata opozycja i tę piosenkę przegrzeje, zamiast dać się sprawom toczyć swoim rytmem. Goździkowej rewolucji w Polsce nie będzie, będzie jedynie okolicznościowa piosenka, zapowiadającą złotą płytę. Innych nowości nie przewiduję.

Reklama

KRZYSZTOF STANOWSKI

Założyciel Weszło, dziennikarz sportowy od 1997 roku.

Rozwiń

Najnowsze

Piłka nożna

Błaszczykowski o aferze zdjęciowej. “Mnie nie pozwoliłoby wewnętrzne ego”

Patryk Stec
6
Błaszczykowski o aferze zdjęciowej. “Mnie nie pozwoliłoby wewnętrzne ego”
Hiszpania

Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Patryk Stec
7
Mbappe wraca z dalekiej podróży. Taki Real kibice chcą oglądać

Felietony i blogi

Komentarze

132 komentarzy

Loading...