
weszlo.com / Blogi i felietony
Opublikowane 23.04.2020 17:41 przez
redakcja
Na koronawirusie tracą w piłce wszyscy. Ale, niektórzy, jakby mniej. A przynajmniej wiedzą gdzie wypracować sobie, nazwijmy to, rekompensatę. A przynajmniej wiedzą jak zewrzeć szyki.
Taka Slavia Praga.
Po pierwsze, na przełomie stycznia i lutego pomogła sprowadzić z Chin profesjonalny sprzęt do walki z pandemią.
Zrobiła w tym czasie więcej niż tak zwane dużo poważniejsze czeskie podmioty, które powinny się tym zajmować. Swoją drogą, niezła świadomość zagrożenia, bo przecież zareagowali diabelnie szybko. Dobry miesiąc przed tym, gdy koronawirus zaczął szaleć w Europie.
Jest to rzecz nie do powtórzenia. Inspirować się tu nie ma czym. Chińczycy są właścicielami klubu, więc raz, że ktoś blisko związany ze Slavią ma pewnie WhatsApp samego Xi Jinpenga, a dwa, że te chińskie więzi budowały świadomość zagrożenia, tak długo odpędzaną przez Europejczyków.
Niemniej nikt Slavii nie odmówi – ten numer wykręcili.
Antonovy załatwili.
Kilka szpitali w sprzęt wyposażyli.
Bez cienia przesady, bez figur retorycznych, parę osób im zapewne życie zawdzięcza. Może nawet paręset.
Dwa, że Slavia robiła to, co robić można. Szycie maseczek. Akcje oddolne. To już do powtórzenia wszędzie, co robiono w Czechach: Grzegorz Rudynek w ostatnim Stanie Futbolu opowiadał, że w Sigmie Ołumuniec dobrze znany w Polsce trener Radoslav Latal osobiście wyznaczał kroje maseczek. Podobała mi się historia hokejowej Sparty, która miała gotowe okolicznościowe koszulki na play-offy, ale skoro play-offy zostały odwołane, koszulki rozpruto i poszły na maseczki dla policji – do tego stopnia, że niektórzy policjanci mieli herb Sparty na twarzy. Tu Slavia włącza się w pewien nurt zachowań, w które włączyło się multum klubów sportowych w Polsce. Nie z wyrachowania, z czystej chęci niesienia pomocy. Z solidarności.
Ale jest i trzecia rzecz. Slavia zapowiadająca, że z następnej przygody pucharowej odda piętnaście procent reszcie czeskich klubów.
To już ewenement.
Gest.
Rzucili kasą, konkretem, nie okrągłymi słowami.
Kasą jeszcze nie zarobioną co prawda, bo Slavia może skończyć na pierwszej fazie eliminacji czegokolwiek i sypnie wtedy złamaną koroną. Ale raczej tak się nie stanie. Raczej coś zarobi. Może nawet dobrze. Ich pucharowa jesień była imponująca.
Po tym geście Slavii odezwały się w Polsce głosy: u nas to nie do pomyślenia. Nie przeszłoby tam nigdy. A Czesi, znowu, jak na boisku, jak w meczu z Interem czy Barceloną, pokazują, że da się.
Jest w tym porównywaniu jeden do jednego pewien zasadniczy pierwiastek populizmu. Bowiem, nie negując gestu Slavii, do niczego nie przymuszanej, Slavia robi go również dlatego, ŻE MOŻE. Ma bardzo bogatego właściciela z Chin. Dopiero co grała w Champions League. Sam sprzedany Alex Kral to zysk 12 milionów euro, a łączne sprzedaże – za transfermarkt – to blisko trzydzieści baniek.
Dodajmy do tego fakt, że prawa telewizyjne w Czechach są śmiesznie mało warte, a czescy średniacy i dół tabeli to wyraźnie niższa półka od czołówki. W Czechach jest wyraźne rozwarstwienie. Slavia, de facto, to klub ekonomicznie większy niż jakikolwiek na ten moment w Polsce, kto nie wierzy, niech sprawdzi ile wydają na transfery. Tymczasem są w Czechach kluby mniejsze, które choć grają w najlepszej lidze, tak ekonomicznie są na poziomie średniaka polskiej pierwszej ligi.
Slavia mogłaby przekazać sto procent swoich zysków z jednego sezonu pucharów reszcie ligi, a nie zmieniłoby to proporcji. Nie zachwiało ustaloną hierarchią, łańcuchem pokarmowym, gdzie normą jest, że średniacy i słabiacy oddają lepszym piłkarzy – oddają, bo im się to opłaca. Do tego stopnia jest to symbiotyczny często układ, że Ireneusz Mamrot opowiadał mi, jak chciał do Jagi piłkarza z ławki Slavii, dogadali się z zawodnikiem, on też chciał iść do Białegostoku, ale miał powiedziane:
– Idziesz do średniaka czeskiej ligi, bo my stamtąd bierzemy młodego.
Tak, Slavia podlewa ligę jak swoją grządkę, wyrabia sobie kontakty, ale też dlatego, że dla wszystkich jest jasne, że gra w innej lidze, o zupełnie inne stawki.
U nas jest inaczej.
U nas przed sezonem można było sądzić, że Lechia i Raków będą walczyły o zupełnie inne cele. Walczą o te same, co więcej – porównajmy do przykładu, o którym wspominał Mamrot – sprowadzony de facto z rezerw Lechii Mikołajewski daje radę w lidze, podczas gdy Lechia na pierwszy mecz wiosny na ławce ma chłopaków z podręcznikami do przyrody w tornistrze.
W Ekstraklasie wszyscy grają w jednej lidze. OK, te różnice potrafią być duże pod różnymi względami, ale upieram się, że to nie jest taka przewaga, która sprawiałaby, że klub z czołówki nie obawiałby się bijącego się o utrzymanie. Także na dłuższą metę, czego doskonałym dowodem losy mistrzowskiego Piasta.
NIEMNIEJ, biorąc to wszystko pod uwagę, rozumiejąc inne realia, inne warunki, nie da się nie zauważyć, że Ekstraklasa jest skrajnie podzielona. Pandemia tym bardziej wymaga, by mówić… Może nie jednym głosem. To niemożliwe. W każdej grupie zdania będą podzielone, interesy czasem wzajemnie się wykluczające.
Ale w ESA musi być, po prostu, sytuacja na ostrzu noża, skoro publicznie w ostatnich tygodniach pojawiają się wzajemne strzały godne westernów Sergio Leone.
Tylko dzisiaj, z obozu Wisły Kraków, słowami Tomasza Jażdżyńskiego na Interii dało się słyszeć o dość drastycznych różnicach zdań na temat podziału środków. Wypłynęła sprawa sprzed roku, gdzie dwanaście na szesnaście klubów opowiedziało się przeciw finansowemu forowaniu topowych klubów, a jednak projekt i tak przeszedł.
I niby finansowe forowanie topowych wydaje się sensowne, gdyby nie przykład Premier League, gdzie spadkowicz wcale nie ma tak znowu wiele mniej procentowo od najlepszego, co okazało się złotym rozwiązaniem, bo dzięki temu w siłę rosną wszystkie kluby, i nawet w meczu średniaków można zobaczyć poważnych piłkarzy, co więcej – taki średniak był w stanie kupić na przykład czołowych graczy Bundesligi.
I tak, to znowu zupełnie inna półka, inne realia, ale pozostaję w całości za rozwiązaniem, które podlewa wszystkie kluby w sposób mniej więcej równomierny, bez kominów. Nie kupuję narracji o tym, że jak zrobimy inaczej, to puchary nagle okażą się łatwe. Polskie kluby i teraz mają dość, by przynajmniej jeden przechodził do fazy grupowej, a na pewno dość, by nie odpadać w takim stylu, w jakim zazwyczaj odpadały ostatnio. Tymczasem podlewanie wszystkim w założeniu podnosi poziom piłki w różnych ośrodkach Polski – tak, niektórzy przejadają te pieniądze, przejadają w sposób haniebny, ale i to się zmienia, już mało kto w Polsce jest tak oporny na wiedzę, by nie rozumieć, że pod naszą szerokością geograficzną droga wiedzie nie przez życie na kredyt, nie przez grę va banque, a szkolenie.
A przecież ta kwestia to tylko jeden z kilku tematów, które ostatnio pokazały, że kluby do klubów nie mają zaufania. Kluby dogadują za plecami transfery, forsują korzystne dla siebie rozwiązania bez konsultacji z resztą, kłócą się o atrakcyjne terminy meczów, kłócą się o przekładanie spotkań pucharowiczów, kłócą się o limit młodzieżowca, o limit obcokrajowca – o wszystko. Teraz, w momencie, gdy przydałaby się zgoda, tym bardziej te zaszłości stają ością w gardle, są często wywlekane na wierzch i odciągają od meritum sprawy.
Dyskusja jest zrozumiała, różnice też – to nie towarzystwo wzajemnej adoracji, gra jest o wielką stawkę. O miliony. O przetrwanie. O przyszłość. Porozumienie nie zawsze będzie.
Ale myślę, że obecnie ogólne zaufanie wzajemne jest na poziomie wyjątkowo niskim. Nie udało się nawet wypracować całkiem niedawno wspólnego stanowiska w temacie zawieszenia ligi, ba – chociaż transparentnego porozumienia się w tym temacie. Skończyło się na publicznym okładaniu się kijami. Być może niektórym przydałoby się wczucie chociaż na chwilę mimo wszystko w Slavię i spojrzenie na resztę nie jak na rywala, ale na wspólny organizm, na wspólną grządkę.
A wszystko w momencie, gdy naprawdę, ale to naprawdę przydałoby się szeroko pojęte porozumienie i wspólne stanowisko. Czasy idą ciężkie, będą wymagać kompromisów, nie tylko ze strony piłkarzy i ich kontraktowych umów.
To frazes, że przez kryzys można przejść chociaż jako tako tylko wspólnie. Ale bywają i frazesy, które są prawdziwe.
Leszek Milewski
Opublikowane 23.04.2020 17:41 przez
moze nie co czwartek ale co dwa? co cztery..?
… albo już tylko wywiady i risercz?
„to takie typowo polskie”
Ciężko mieć wspólne stanowisko z kimś, kto zamiast robić z tobą interesy, to robił cię w bambuko.
Leszku jest jeden słaby punkt porównań super symbiozy czeskiej czy chorwackiej czy serbskiej ligi i naszej. Tam działa to tak ze 1-2 hegemonów, skupuje za zgoda dołu ktory z tego żyje i ich szkoli, najzdolejszych piłkarzy. Taki Widzew z konca 90’, albo Wisle z początków 00’ (czasy przed UE). Dlatego skauci z Zachodu siedzą tylko w tych klubach i biorą gotowce sprawdzone na tym poziomie. Wyobraźmy sobie np Legia/Lech AD 2020 Majecki-Gumny, Bednarek, Jedza, Karbownik – Jozwiak, Tiba, Antolić, Moder-Piątek, Niezgoda (ławka bracia Buksa niczym bracia Tashibana) Taki przykład. Inne kluby chetnie oddają z kilkaset tys euro lub 2-3mln swoje talenty, plus 10-20% od kolejnego, nasz hegemon ktory nie ma problemów z eliminacjami pucharow gra sobie w LE, czasem w LM raz na czas, sprzedaje do Europy za 5-15mln euro. Symbioza, idealny system pod ranking UEFA. ALE KUR#A W TEJ LIDZE RECA IDZIE Z PŁOCKA KTORY GRA NA STADIONIE Z DRUTA ZA 4mln EURO, PIĄTEK Z KLUBU Z DOLNEJ 8 za 4 MLN, KAPUSTKA z tamże za 5, BUKSA z klubu ktory nic nie wygrał nigdy za 4 MLN itd. Tu skauci ogarniają kazdy klub. Wrzesinski poszedł za bańkę z ostatniego klubu tabeli na Wschód. Dlatego tu jest bajzel, bo u nas sie łowi od dołu, kazdy klub jest ogarnięty o umie sprzedać. Stad top ligi jest słaby a skauci ogarniają nawet Sosnowiec.
U nas tak nie będzie, bo u nas nie sprzedaje się zawodnika do polskiego klubu, ale wypycha za granicę za czapkę gruszek. Klubik, który ledwo się utrzymuje, nie będzie wzmacniał mistrza.
jak polski klub zapłaci tyle co zagraniczny i da pilkarzowi kontrakt jak zagraniczny (i nie będzie wcześniej sytuacji że nie płaci zawodnikom po kilka miesięcy), to najlepsi Polacy zagrają w Polsce
Pięknie to kolego wyjaśniłeś. Zresztą ciężko by nie zwracali tutaj wzroku (pomimo naprawdę ciężkostrawnego poziomu ligi) skauci nawet z takiego Kazachstanu czy Bułgarii, skoro nasi pojedynczy zawodnicy dają radę w ostatnim czasie w klubach np. z takiej Serie A.
Co do tego dream-teamu ligowego (jak Wisła za początków Cupiała gdy kupiono z samej ligi: Żurawskiego, Szymkowiaka, Baszczyńskiego, Dubickiego, Moskalewicza, Głowackiego, Nicińskiego, Zieńczuka, Dudkę i jeszcze paru innych – a wszyscy byli czołowymi piłkarzami swoich poprzednich klubów), to już se ne vrati – jak mawiał klasyk.
Przy obecnym rynku piłkarskim za takich graczy trzeba by było dać po 2-3 mln ale w europejskiej walucie. W ostatnich latach jedynym który byłby sobie na to w stanie pozwolić (bronią go wyniki w Europie) jest, abstrahując od modelu biznesowego klubu – Bogusław Leśnodorski.
Bo już panowie Mioduski czy Rutkowski – biorę ich na afisz z racji prowadzenia klubów o największej medialności i obecnie finansowo-sportowych możliwościach – wolą stosować taktykę gołodupców liczących że im manna z nieba spadnie, a biorąc pod uwagę obecne finansowe twarde prawa rynku piłkarskiego taka taktyka mija się z celem w naszym grajdole.
Leśnemu łatwiej bo nie wydawał swoich to mógł szaleć. Łatwo ryzykować, kiedy w razie niepowodzenia traci ktoś inny. A i tak do LM dostał się przypadkiem, po mega farciarskim losowaniu.
No ale kto kurde broni Legii być tym Widzewem/Wisłą z czasów świetności? Mają przecież budżet 10 razy większy niż średnia ligi to niech skupują dobrych Polaków.
W styczniu to nasz nierząd sprzedał wielką partię maseczek za bezcen 1/10 wartości ponieważ miały już tylko rok przydatności
Wystarczy włączyć chlew zwany TVP, żeby się dowiedzieć, że wszystko jest super. A teraz na wybory.
Są różne fora, gdzie można wylewać swoje uwagi na polityczne kwestie. Sugeruję kierować te wymiociny do odpowiednich, ww. podmiotów , chętnie zbierających tego typu odpadki. Mówiąc krótko – wypierdalaj jeden z drugim do hejterskich mediów – tam się spełnicie, a nie śmiecić mi tu waszymi poglądami.
To pokazuje, że liderem się jest a nie bywa i nie tylko na boisku. Można patrzeć na ligę czeską przez pryzmat Slavi i przez to pomijać resztę zespołów. Tylko, że w tym sezonie nie tylko Slavia grała w europejskich pucharach, ale to temat na inną dyskusje. Wróćmy na nasze podwórko i do naszego lidera. Legia nie przewodzi tylko w tabli sportowej ale i finansowej. I pod względem finansowym jest takim samym hegemonom w lidze jak Slavia w Czechach. Kwestia jak to przewagę wykorzystuje… I ostatni kamyk do ogródka : transfery. Kto pamięta transfer w naszej lidze gotówkowy, w którym pieniądze dotarły na czas? No właśnie… Kryzys zaufania jest o wiele mocniejszy i wyrządza większe szkody!
Slavia daje, Slavia pomaga…
Slavia na tym wyjdzie najlepiej, już jej właściciel skasuje kogo trzeba i to podwójnie.
Odzyska te pieniądze z nawiązką, nie zdziwię się jak z czasem zapłaci za to państwo.
Leszku, jesteś tak naiwny ?
Obalmy przy okazji tego tematu jeden naprawdę nieznośny mit powtarzany przez wielu tępych dziennikarzy, a potem przez kibiców wpatrzonych na nich jak w obrazek.
Mit o rzekomej „hegemonii finansowej” Legii, przy niedocenianiu prawdziwej hegemonii – tej sportowej (oczywiście za czasów Leśnodorskiego, nie obecnie).
Spójrzmy teraz, jak wyglądają FAKTY.
Sportowo:
Legia (za czasów Leśnodorskiego) wygrała w europejskich pucharach więcej meczów, niż wszystkie inne polskie kluby razem wzięte. Fakt, nie opinia. Kto nie wierzy – niech sobie policzy. Takim czymś nie może się pochwalić nie tylko Slavia, ale nawet Bayern w Niemczech.
Finansowo:
– Legia do tej pory nie jest w stanie zapłacić zawodnika więcej, niż… 10 lat temu Polonia Warszawa, czyli klub który nie wygrywał niczego (poza Pucharem Weszło naturalnie), zapłaciła za Sobiecha. To się w głowie nie mieści, ale tak jest.
– Niektórzy piłkarze pierwszego składu Legii (np. Lewczuk, Wieteska) zarabiają mniej, niż… Fabian Serrarens z Arki Gdynia, lata temu Sernas w Zagłębiu Lubin i wielu innych ogórków z ligi. Mniej od nich zarabiał też Jarosław Niezgoda, najlepszy strzelec Legii. To to się dopiero kurwa w głowie nie mieści.
– Ondrej Duda na początku w Legii zarabiał ok. 15 tysięcy złotych.
– Legia nie była w stanie kupić nawet Roberta Picha ze Śląska Wrocław, a ofertę za niego ówczesny trener Śląska Pawłowski określił jako „kabaret”. Miał rację. Ostatecznie Pich trafił do drugiej Bundesligi.
– Legia chciała w tym sezonie Kirkeskova z Piasta, ale targowała się o każdy grosz. Ostatecznie żałowała wydania „astronomicznej” kwoty 400 tys. euro.
Jakiś dzięcioł zaraz się odezwie, że przecież Jędrzejczyk i Carlitos mieli kontrakty nieosiągalne dla innych polskich klubów (Ljuboja się nie liczy, bo to jeszcze czasy dopłacania do Legii przez ITI). Owszem, ale to wyjątki, choć pensję zbliżoną do Carlitosa miał kiedyś np. Arboleda w Lechu.
Ktoś inny powie – co akurat jest prawdą – że sporo piłkarzy w Legii za czasów sukcesów w pucharach zarabiało co najmniej 100 tys. złotych miesięcznie, co nie jest wcale oszałamiające jak Ekstraklasę – ale żaden inny klub nie byłby w stanie opłacać aż tylu podobnych kontraktów. Tak, to jest prawda.
Ale do jasnej cholery! Kiedy Lech odpadał ze Stjarnanem, Legia wygrała grupę w LE. Kiedy Cracovia odpadła ze Szkendiją Tetowo, Legia grała w Lidze Mistrzów.
Różnica w wynikach w europejskich pucharach osiąganych przez Legię i przez resztę ligi była KOLOSALNA – a co za tym idzie, Legia dostawała mnóstwo pieniędzy od UEFA (za wygrywanie na europejskich boiskach, nie miliony za nic z pieniędzy podatników jak Piast czy Śląsk) – o których reszta ligi mogła sobie tylko pomarzyć. I nijak się to nie przekładało na finanse w Legii – może ktoś się na tym napasł, ale ta góra pieniądzy na pewno nie szła na transfery i kontrakty piłkarzy.
Skończcie powielać ten jeden z największych mitów Ekstraklasy obecnego wieku, bo takie mity promują złe wzorce dla polskiej piłki.
Dlatego jeśli dalej będziemy mieli na głównych stołkach w czołowych klubach takie zachowawcze fajtłapy jak Mioduski czy Rutkowski, to dalej będziemy dostawać w pucharach w czambuł od pasterzy.
Brakuje w naszej lidze takich ludzi z jajem, lubiących zaryzykować i polecieć czasem finansowo po bandzie jak idzie – tak jak Leśny parę lat temu.
Przy obecnej koniunkturze to takie kluby jak Legia czy Lech z samych transferów generują ciekawe jak na nasze warunki pieniądze. Ale lepiej jest być zachowawczym, zostawić w kieszeni na gorsze czasy i być przy okazji pucharowym pośmiewiskiem Europy niż się rozwijać w jakikolwiek sposób.
Jakby Legia nie trafiła w ostatniej rundzie el.LM. na Dundalk, które i tak ledwo co przeszli, mogłoby nie być LM, ani kasy i pójście po bandzie mogło skończyć się jak w Polonii.
Załóż swój klub skoro się tak dobrze znasz. Za 10 lat będziesz grał w LM. Nie musisz patrzyć na nieudaczników. Weź sprawy w swoje ręce.
Napiszę tak… Legia nie pierdoliła się w tańcu i zapłaciła za Slisza 1,8 mln €
Coś jeszcze dodać ?
Stety lub niestety, ale Legia, Lech czy inne drużyny z czołówki ligi mają być samowystarczalne, bo nie mają właściciela który szasta kasą.
Leśniodorski zaryzykował i potencjalne wpływy z LM przeznaczył na wzmocnienia. Dało to taki efekt, że wszedł do LM, ale nie wygenerował w ten sposób nadwyżki w budżecie na przyszłe wzmocnienia.
Piszesz o Polonii lub Wiśle – były to zabawki które grały tak długo jak długo był właściciel gotów dopłacać z własnej kieszeni. Polonia upadła. Wisła była blisko.
Piszesz również o Niezgodzie – faktycznie dobry strzał Mioduskiego. W ten sposób należy chyba budować klub u nas. Poszukiwać młodych, tanich. A potem ich sprzedać. I kolejnych młodych, tanich wypromować.
Im większa będzie renoma klubu tym więcej będzie można poprosić za młodego. Nadwyżkę z różnicy można wpompować w resztę składu.