Maciej Bartoszek wrócił do Korony Kielce z misją ratunkową, którą niespodziewanie przerwał koronawirus. Trener kieleckiej drużyny miał okazję do poprowadzenia drużyny w zaledwie jednym meczu, więc tym bardziej czeka na wznowienie rozgrywek. Stawia jednak pytanie: dlaczego liga ma ruszyć przy większej liczbie chorych, skoro zawieszono ją, gdy zachorowań było zaledwie kilka? Podobne wątpliwości dotyczą testowania piłkarzy oraz tego, co stanie się, gdy taki test okaże się pozytywny. Jakie jeszcze przemyślanie odnośnie wznowienia ligi ma trener Bartoszek? Zapraszamy na rozmowę.
***
W skali od 1 do 10, jak bardzo tęskni pan za futbolem?
Bardzo, dziewięć. Jest co robić, ale wiadomo, że brakuje meczów.
Czyli wieść o tym, że Ekstraklasa może wrócić do gry za miesiąc pana cieszy?
Tak, chciałbym, żeby rozgrywki zostały wznowione. Pytanie na jakich zasadach? Dla mnie paradoksem jest odwołanie kolejki, w której mieliśmy grać z Wisłą Płock, przy stanie zachorowań pięciu czy sześciu ludzi w Polsce, skoro teraz wznowimy rozgrywki przy obecnym wzroście zachorowań. Nie widzę w tym logiki, ale oczywiście chciałbym, żeby rozgrywki zostały wznowione. Ale czy to realne? Nie wiem.
Plan powrotu do gry zakłada dwa tygodnie treningów indywidualnych, potem testy, treningi w grupach i od 15 maja treningi drużynowe. To wystarczy, żeby piłkarze wrócili do rytmu meczowego, treningowego?
Tak, ten plan zakłada ok. sześciu tygodni treningów i to jest sensowne. Ale musimy wziąć pod uwagę to, że przygotowujemy zespoły też na kolejny sezon, bo przerwy między sezonami zapewne nie będzie. Jeżeli będziemy brali to pod uwagę, to znalazłoby się wielu ludzi, którzy stwierdziliby, że mimo wszystko jest to za krótki okres i musiałbym tę opinię podzielić. Wiemy jednak, że jesteśmy w wyjątkowej sytuacji, która wymaga wyjątkowych rozwiązań. Trzeba znaleźć takie, które w najmniejszym stopniu zaszkodzą zdrowiu piłkarzy.
Jak piłkarze Korony dbają o to, żeby utrzymać formę?
Jak większość, co można zrobić, jeśli zwykły spacer z dzieckiem może spowodować reakcję policji? Można jedynie robić indywidualne treningi w domu czy na prywatnych działkach. Nie mają one wiele wspólnego z treningiem profesjonalnym. Można starać się to zastępować, ale to nigdy nie będzie to samo. Jak piłkarze gdzieś się pojawią, to będą mieli problemy, praktycznie nie da się trenować. To bardziej podtrzymanie własnej dyspozycji niż trening piłkarski.
Czy pan może jakoś piłkarzy realnie kontrolować, czy istnieje obawa, że ktoś wróci do klubu zapuszczony?
Staramy się wspomagać piłkarzy, dostarczamy im możliwości treningów indywidualnych, które mogą poprowadzić w mieszkaniu czy gdzieś, żeby dbać o własną dyspozycję. Wiadomo, że muszą spożywać mniej kaloryczne jedzenie, bo obciążenia treningowe są mniejsze. Przyzwyczajenia żywieniowe też muszą być zmienione. Myślimy o tym, ale może się zdarzyć, że ktoś się trochę zapuści, ale to świadczy już tylko o podejściu takiego piłkarza do zawodu.
No dobrze, zakładamy, że piłkarze wrócą bez brzuszków, że treningi pozwolą im wrócić do formy. Wznawiamy rozgrywki i nagle okazuje się, że jeden z nich ma koronawirusa. Co wtedy zrobić?
Zadał pan słuszne pytanie, tego typu pytania są właśnie zadawane odnośnie planu wznowienia rozgrywek, nad którym pracujemy. Ktoś musi na to odpowiedzieć i zanim w ogóle podejmiemy decyzję o grze, musimy rozwiać wątpliwości. Czy taki piłkarz będzie odizolowany, czy poddajemy kwarantannie całą drużynę, co z rozgrywkami?
Czyli plany są fajne, ale wciąż więcej pytań niż odpowiedzi.
Niestety tak. Proszę wziąć pod uwagę, że my przygotowaliśmy się do meczu z Wisłą Płock, zarezerwowaliśmy hotel, a sezon został zawieszony mimo małej liczby zachorowań. Teraz idzie to w tysiące, wzrasta liczba zachorowań, a my mówimy o wznowieniu gry. Chciałbym, żeby to się udało, ale jest wiele wątpliwości. Liczymy, że sezon uda się dograć, bardzo źle byłoby, gdyby rozgrywki musiały być rozstrzygane przy stoliku. Trzeba byłoby wtedy szukać rozwiązania, które najmniej wszystkich skrzywdzi, ale zawsze będą pokrzywdzeni. Musimy znaleźć rozwiązanie, które przy najmniejszym ryzyku pozwoli nam doprowadzić rozgrywki do końca.
Liczyłem na to, że kiedy w kraju szybko wprowadzono obostrzenia – według mnie słusznie – wirus będzie rozwijał się wolniej. To pozwalało myśleć, że ta liczba zacznie spadać, a tymczasem mamy wzrost. Zaraz będziemy mieli majówkę, a my schodzimy z obostrzeń dotyczących wyjścia z domu. Obawiam się, że przez to może być kolejny wzrost liczby zachorowań, a już w tej chwili mamy wyłączane szpitale i oddziały. Jeśli nasza służba zdrowia się załamie, wymknie się to spod kontroli.
Jeżeli wtedy podjęliśmy takie decyzje w trudnej sytuacji, to czemu teraz mamy podjąć inne w jeszcze trudniejszej? Nie wiem czy nie lepiej byłoby się przygotowywać do nowego sezonu.
Mówi pan o tym, że szpitale mogą być bardziej obłożone. Ciężko wtedy wymagać, żeby robiono regularnie testy piłkarzom.
W ogóle jakie testy? Przecież te tańsze testy, które przeprowadzane są w prostszy sposób, nie stwierdzają jednoznacznie czy zawodnik jest chory. Ten test stwierdza, że zawodnik mógł mieć wirusa, a nie że teraz go ma. Test, który stwierdza, że w danym momencie jest się chorym, jest zdecydowanie bardziej skomplikowany. Kto to będzie robił? Powielam tutaj słowa osób, które są w tym temacie bardziej zorientowane, lekarzy czy pracowników takich laboratoriów. Każdy test jest inny, jeżeli mamy robić je wszystkim, trzeba to ujednolicić.
Zresztą, przecież dzisiaj zrobimy komuś test, a on jutro może się zarazić. My musimy dojechać na mecz, zamieszkać w hotelu, ktoś nas musi obsłużyć. W międzyczasie możemy się zarazić i co wtedy? Wszystko można zrobić, można dziś powiedzieć, że za sześć tygodni rozgrywki zostaną wznowione, ale nikt nie da nam gwarancji, że zostaną one wtedy skończone. Dodam jeszcze, że nie chodzi o to, żeby kogoś atakować. Jesteśmy w dziwnej sytuacji, niedawno mogliśmy takie rzeczy oglądać na filmach, a dziś nas to dotknęło.
Nie mamy wypracowanego scenariusza na taką sytuację, gospodarka i życie codzienne zostało zdestabilizowane i musimy się z tym zmierzyć. To, że są rozmowy o tym, jak chcemy ruszyć, trzeba zrozumieć. Każdy dzień przestoju jest wielką stratą nie tylko dla klubów, ale dla wszystkiego, co działa wokół piłki. Stąd wysiłek wielu ludzi, którzy myślą o tym, jak bezpiecznie ruszyć. Ja skupiłem się na wątpliwościach, bo żeby znaleźć rozwiązania, trzeba o nich mówić.
ROZMAWIAŁ SZYMON JANCZYK
Fot. FotoPyK