Wiadomo, że europejskie ligi będą chciały wznowić granie, bo to nie tylko emocje i klasyfikacja sportowa, ale też – albo przede wszystkim – duże pieniądze do podniesienia z boiska. No i dlatego coraz częściej możemy usłyszeć o nieśmiałych zamiarach jednych i o konkretnych planach drugich. W tej „odważniejszej” grupie widzieliśmy głównie Bundesligę, bo Białoruś to jednak brawura, nie odwaga, natomiast liga naszych zachodnich sąsiadów nie jest już osamotniona. Dołączyła do niej bowiem Ligue 1.
Władze ligi ogłosiły, że powrót francuskiego futbolu planowany jest na 17 czerwca. Druga data to trzeci czerwca, ale siedemnasty uznawany jest za pewniejszy. W każdym razie: przy starcie w połowie miesiąca rozgrywki miałyby się zakończyć 25 lipca. Czyli w 38 dni. Biorąc pod uwagę fakt, że Francuzi w większości stanęli na 28. kolejce, to swój powrót będą musieli grać w szybkim tempie – co trzy dni, pach, pach, bez czasu na przemyślenia.
Najgorzej miałoby PSG, bo jeszcze Puchar Ligi (11 lipca) i Puchar Francji (27 czerwca). Sporo tego.
Ale też właśnie z tego powodu nie jest tak, że Francuzi zaczną grać z dnia na dzień, bo przecież przy starciach 72 godziny mielibyśmy kolejną epidemię, tym razem urazów mięśniowych. Piłkarzy do ponownego wysiłku trzeba przygotować i dlatego władze ligi ustaliły, że kluby muszą mieć przynajmniej miesiąc na przygotowanie się do wznowienia sezonu. I właśnie: zagraniczne media słusznie zauważają, że wspomniana data trzeciego czerwca jest mniej prawdopodobna, bo kluby musiałyby wracać do treningów już za dwa tygodnie. Przy 17 czerwca mówimy wciąż o miesiącu względnego spokoju.
A skoro prezydent Francji, Emmanuel Macron, dopiero co przedłużył blokadę kraju do 11 maja, ma to ręce i nogi.
Aha: Ligue 2 poszłaby w ślady elity i też wznowiła swoje rozgrywki. Co natomiast dalej? Baraże o utrzymanie zakończone na początku sierpnia, a potem poczekanie na europejskie puchary, zgodnie z wolą UEFA, która chce dać maksymalny termin na ligowe granie i potem spróbować wznowić Ligę Mistrzów czy Ligę Europy.
Cóż, tyle teorii. Zobaczymy jak to wyjdzie w praktyce, mamy nadzieję, że się uda. Nie ma co kryć: fanami francuskiej ligi nigdy nie byliśmy, ale gdyby dzisiaj poleciało Metz z Dijon, to każdy by oglądał. Poza tym nie ma co rzucać populistycznych haseł, że są ważniejsze rzeczy niż piłka, bo oczywiście są, natomiast piłka to nie tylko 90 minut na boisku – to szereg gospodarczych gałęzi, które też muszą wrócić do życia.
Trzymamy kciuki, Ligue 1, wracaj!
Fot. Newspix