Nie, nie pomyliliśmy się. Tak, wiemy, że Filip Jagiełło definitywnie odszedł z Zagłębia Lubin już niemal rok temu. Wiemy też, że od tego czasu zdołał nawet kilkukrotnie pojawić się na włoskich boiskach. Nie zmienia to jednak faktu, że kasy za ten transfer „Miedziowi” do tej pory nie zobaczyli w całości. Teraz ma się to zmienić, bo Genoi, która notorycznie zapominała o przelewie, do tyłka dobiera się FIFA.
Czasami mamy wrażenie, że na południu Europy pominęli ten moment, w którym w futbolu wprowadzono możliwość transferu gotówkowego. Opowieści o tym, że Włosi czy Grecy spóźniają się z przelewem przestały być już traktowane jako ciekawostki. Coś w myśl zasady: news nie jest wtedy, jak pies pogryzie człowieka, tylko jak człowiek pogryzie psa.
Ale mimo tej niesławy Zagłębie Lubin zdecydowało się przyjąć ofertę Genoi za Filipa Jagiełłę. W zasadzie im się nie dziwimy – oferta Włochów opiewała na 1,2 miliona euro, więc głupio byłoby ją odrzucić. Problem w tym, że przelew z Italii szedł chyba przez Wiedeń, bo było z nim trochę jak z wypłatami dla piłkarzy Polonii: co tydzień słyszano tylko, że za moment będzie na koncie.
Włosi się ociągali, Zagłębie się wkurzyło i zawiadomiło FIFĘ o całym procederze. Efekt? Światowa federacja wydała nakaz Genoi: albo w ciągu 45 dni zapłacą dwie zaległe raty (łącznie 800 tysięcy euro), albo dostaną zakaz transferowy. Żarty się skończyły, bo włoski klub żyje w dużej mierze z transferów – całkiem niedawno szybciutko kupili i sprzedali innego byłego gracza Zagłębia – więc Enrico Preziosi pewnie sam pofatyguje się do banku, żeby uregulować zaległości.
Po co było tak zwlekać? Serio, nie wiemy. Genoa miesięcznie obraca taką kasą, że przelew dla lubinian to dla nich frytki. Albo – zachowując południowy klimat – puszka oliwek. Tymczasem teraz trzeba pokutować za błędy. Akurat wtedy, kiedy cały piłkarski świat szuka oszczędności. Chociaż w Zagłębiu pewnie się cieszą. Lepszy prezent nie mógł im się przytrafić.
Fot. Newspix