795,5 miliona funtów – to przychód wszystkich klubów Championship za sezon 2018/19. W tym samym okresie te same kluby z tej samej Championship przeznaczyły na wypłaty dla zawodników w sumie aż 854,8 miliona funtów. Co tu dużo mówić, zaplecze angielskiej ekstraklasy stało się jedną z najbardziej przepłaconych lig piłkarskich w Europie. Tamtejsze zespoły, marzące o niebotycznej forsie gwarantowanej za występy w Premier League, kompletnie zatraciły umiar w poszukiwaniu wzmocnień, co wpędziło je w potężne tarapaty. Nawiązując do słynnych słów Warrena Buffetta – obecnie widać, że większość ekip z Championship kąpała się w ostatnich latach bez majtek.
Aston Villa na pensje dla zawodników przeznaczyła w zeszłym sezonie równowartość 175% swojego przychodu. Efekt? Awans do Premier League. Ale nie wszyscy mieli tyle szczęścia. Reading wypłaciło piłkarzom 226% przychodu i zajęło dwudzieste miejsce w ligowej tabeli. Inny rażący przykład? Choćby Wigan i 168% przeznaczonego na wypłaty dla graczy. Pozwoliło to The Latics zająć osiemnastą lokatę.
W marcu 2019 roku David Sharpe sprzedał Wigan firmie z Hong Kongu. Była to dla niego decyzja potwornie trudna, ponieważ klub stanowił oczko w głowie jego rodziny od przeszło dwóch dekad. Ale Sharpe musiał zapomnieć o sentymentach. Pozbył się drużyny, choć na jej stadionie wychował się jako brzdąc. Uznał, że finansowo temat jest już dla niego nie do udźwignięcia bez uszczerbku na bezpieczeństwie finansowym rodziny. – Kiedy przejąłem klub, miałem w sobie przeświadczenie, że będzie on należał do mojej rodziny po wsze czasy – wyznał Sharpe. – Potem jednak pojawiła się realna ocena sytuacji. Oceniałem nasze prognozy finansowe na najbliższe lata. Pozytywna była wyłącznie ta, która zakładała nasz powrót do Premier League.
– Widzieć nowych ludzi w bluzach Wigan, siedzących fotelach, który dotychczas zajmowałem ja i mój dziadek… Trudne doświadczenie. Ale musiałem odpuścić – dodał.
Dla porównania, jednym z najzdrowiej funkcjonujących klubów w ubiegłym sezonie Championship było Rotherham. Tylko 56% przychodu wydanego na pensje dla piłkarzy, średnia tygodniówka w wysokości niespełna czterech tysięcy funtów. Gospodarność władz The Millers zaowocowała… degradacją. Nie ma co ukrywać – zaplecze Premier League jest obecnie kolosem na glinianych nogach. Ligą pełną klasowych zawodników, często etatowych reprezentantów kraju. Ale wciąż tylko drugą ligą w swoim kraju.
Championship nie wzbudza globalnego zainteresowania, stanowiącego motor napędowy dla angielskiej ekstraklasy. Dlatego obecnie właściciele i prezesi klubów z zaplecza gorączkowo zastanawiają się, w jaki sposób uratować swoje drużyny przed finansowym krachem. I wiele wskazuje na to, że zastosowane zostaną drastyczne środki, ponieważ sami zawodnicy nie palą się do ustępstw w kwestii zarobków.
Martin Samuel na łamach Daily Mail opublikował naprawdę alarmującą prognozę. – Właściciele i dyrektorzy klubów z drugiego poziomu rozgrywkowego w Anglii rozmawiali o konieczności zastosowania “opcji nuklearnej”, jeśli wkrótce nie uda się osiągnąć płaszczyzny porozumienia odnośnie cięć w zarobkach zawodników – pisze Samuel. – Rozwiązanie ma być zarząd zbiorowy [komisaryczny], na które potrzeba zgody 75%, ale najlepiej wszystkich 24 ligowych klubów. Poza zgodą, konieczne jest też olbrzymie zaufanie między działaczami. Te kroki mogą spowodować zmiany odczuwane przez angielski futbol na długo po wygaśnięciu pandemii koronawirusa.
O co dokładnie chodzi?
Wszystkie kluby z Championship jednego dnia znalazłby się pod nową formą zarządzania. Nie wdając się już w analizy prawne powiemy tylko, że to spowodowałoby natychmiastowe rozstanie ze wszystkim pracownikami klubu, w tym z piłkarzami. Każdy zawodnik drugiej ligi angielskiej stałby się w jednej chwili wolnym agentem.
Wówczas właściciele odkupiliby kluby z powrotem i od nowa ustalili płacowe realia w lidze, tym razem na zdrowszych zasadach, z uwzględnieniem nowej sytuacji na rynku. Rick Parry, szef rozgrywek, poinformował, że rzeczywiście doszły do niego słuchy o tego rodzaju planach. Nie jest to zatem scenariusz z gatunku science-fiction, tylko realnie rozważana możliwość. Wymaga ona zresztą wsparcia Parry’ego, który musiałby umorzyć klubom embargo transferowe i dziesięć ujemnych punktów, z reguły wlepianych w tego rodzaju okolicznościach.
Jak zaznacza Samuel, istnieje też zagrożenie, że któryś klub wyłamie się z porozumienia w ostatniej chwili i podpieprzy konkurentom zawodników, gdy ci będą formalnie bez kontraktu. – Wszystkie te plany wyglądają na bardzo odległe, ale odzwierciedlają panikę, jaka panuje w Championship wobec zbliżającego się, post-koronawirusowego kryzysu – dodaje publicysta.
Cały ten pomysł wygląda na grubymi nićmi szyty i skrajnie desperacki. Ale i sytuacja ekip z Championship jest dramatyczna.
– Stajemy w obliczu ryzyka utraty klubów i całych lig. To może być finansowa katastrofa – mówi Greg Clarke z angielskiej federacji piłkarskiej, wiceprezydent FIFA. – Wiele społeczności straci swoje kluby z niewielką szansą na ich zmartwychwstanie.