Jako siedemnastolatek został zdiagnozowany z cukrzycą. Przez szesnaście lat kariery przeszedł szesnaście operacji. Dwa razy miał złamaną nogę, a jego powietrzne starcie z Johnem Fashanu mogło się dla niego skończyć nawet utratą wzroku. Chciał go z Tottenhamu wyciągnąć George Graham, marzył o nim Kenny Dalglish czy sir Alex Ferguson. Nie dał się skusić żadnemu z nich. W czasach, gdy słowo „legenda” jest zdecydowanie nadużywane, w jego przypadku trudno o inne określenie.
Oto historia Gary’ego Mabbutta. Jedynego po dziś dzień cukrzyka, który wystąpił w piłkarskiej reprezentacji Anglii.
FA Cup w sezonie 1990/91 spokojnie można zastępczo nazywać turniejem imienia Paula Gascoigne’a.
Tottenham był w tamtym czasie w bardzo, ale to bardzo nieciekawej sytuacji finansowej. Latem 1989 roku z Barcelony został ściągnięty Gary Lineker. Kibice Spurs ostrzyli sobie zęby na współpracę trio Gascoigne-Waddle-Lineker. Wydawało się, że po dośrodkowaniach Chrisa Waddle’a jeden z najlepszych angielskich snajperów w historii będzie strzelać bramkę za bramką.
Ówczesny właściciel Spurs, Irving Scholar, wiedział jednak, że klub ma potężne długi. I że po prostu nie może sobie pozwolić na to, by odrzucić opiewającą na 4,5 miliona funtów ofertę za Waddle’a jeszcze w tym samym okienku transferowym.
Jedna z fanzin Tottenhamu, „The Spur”, zakpiła z tej sytuacji – rozminięcia się Waddle’a z Linekerem – na okładce jednego z numerów w 1989.
Fani liczyli na to, że klub przynajmniej zainwestuje te środki w zastęp nowych graczy, większość pochłonął jednak rosnący dług. Kilka miesięcy później okazało się, że i transfer Linekera stanął pod ogromnym znakiem zapytania. Scholar w tajemnicy nawet przed najbliższymi współpracownikami pożyczył 1,1 miliona funtów od Roberta Maxwella, właściciela m.in. brukowca „Daily Mirror”. Tak jak odejście Waddle’a dało się uzasadnić tym, że pomocnik zwyczajnie chciał dołączyć do gwiazdorskiego składu Marsylii Bernarda Tapie, tak cofnięcie transferu Linekera nie wchodziło w grę, było dla Scholara kwestią honoru. Gdyby nie zapłacił klubowi z Katalonii, wyszłyby na jaw wielkie problemy z kasą Tottenhamu.
Nie udało się rozgrywać tej gry pozorów długo, ale wtedy jeszcze kurtyna nie została podniesiona.
Sezon 89/90 udało się zakończyć na trzecim miejscu, kolejne rozgrywki były jednak dramatycznie rozczarowujące. Po dziesięciu spotkaniach bez porażki przyszły 24 mecze, spośród których udało się wygrać zaledwie 3. Irving Scholar powiedział wtedy: — Nasze jedyne opcje kwalifikacji do Europy to przez konkurs Eurowizji lub FA Cup.
Okazały się to słowa prorocze. I nie, Tottenham nie wygrał konkursu Eurowizji.
Gary Mabbutt zaś, z ogromną pomocą Paula Gascoigne’a, wywalczył sobie odkupienie.
***
Cofnijmy się na moment o cztery lata, do roku 1987.
Tottenham w sezonie 1986/87 pracował sobie bardzo sumiennie na reputację zespołu grającego najbardziej atrakcyjny futbol na wyspach. Drużyna Davida Pleata była chwalona z każdej strony za piękną grę, ograła na własnym boisku mistrza i wicemistrza, a więc Everton i Liverpool. Zespoły z miasta Beatlesów były jednak zdecydowanie bardziej bezwzględne dla pozostałych rywali, Koguty finiszowały więc trzecie. Całkiem przyjemną nagrodą pocieszenia miał być Puchar FA.
Tottenham był zdecydowanym faworytem finału. Miał w swoich szeregach między innymi Glenna Hoddle’a, a więc specjalistę od spektakularnych goli i prawdziwego boiskowego artystę. Miał znakomitego Waddle’a. W bramce stał legendarny Ray Clemence. Średniak First Division nie miał prawa zepsuć Kogutom ich święta.
Droga, jaką w tamtym spotkaniu przebył Gary Mabbutt, to doskonałe odzwierciedlenie… w sumie całej historii Tottenhamu.
„Wydaje ci się, że idziesz po tytuł, ale po niego nie sięgasz. Grasz w obiecującym zespole, który nie spełnia obietnicy. Nigdy nie wiesz, jak to będzie z Tottenhamem” – pisze Mabbutt we wstępie do opasłego tomiska „The Biography of Tottenham Hotspur” autorstwa Julie Welch.
Po 40 minutach starcia z Coventry, Mabbutt był bohaterem. Zdobył gola na 2:1, dał Tottenhamowi drugie w tym spotkaniu prowadzenie. Nie udało się jednak Kogutom ustrzec od straty bramki na 2:2, trzeba więc było wydłużyć mecz o dogrywkę.
W jej piątej minucie z bohatera Mabbutt stał się zerem.
— Na 100 takich dośrodkowań, wybijesz 99. Ale wtedy dostałem w kolano i piłka przeleciała ponad głową Raya do bramki. Po dziś dzień jestem legendą Coventry. Mam w tym mieście zapewnione darmowe jedzenie i drinki do końca życia — wspominał po latach to, jak w obecności prawie stu tysięcy fanów strzelił decydującego o pucharze swojaka.
Powstały później fanzin Tottenhamu został nazwany „na cześć” tego wydarzenia „Gary Mabbutt’s Knee”.
Najznamienitsi menedżerowie w Anglii patrzyli jednak poza tym golem, widząc przed sobą zawodnika godnego przywdziewania barw zespołów o największych ambicjach. George Graham z Arsenalu i sir Alex Ferguson z Manchesteru United chcieli go mieć u siebie, Kenny Dalglish – prowadzący wtedy Liverpool – zadzwonił do Mabbutta zaraz po meczu finałowym i powiedział, że trzy jego cele transferowe na lato to: Peter Beardsley, John Barnes i właśnie Gary Mabbutt.
— Byłem jedynym zawodnikiem, którego Dalglish chciał, a którego nie mógł mieć.
Mabbutt uwierzył, że Tottenham może iść tylko w górę. Że skład zmontowany przez Pleata stać na bardzo wiele. Jakież musiało być jego zdziwienie, gdy najpierw sprzedano Glenna Hoddle’a, a niedługo później Szkota Richarda Gougha. Ten drugi był Mabutta ulubionym partnerem w środku obrony, po zakończeniu kariery Anglik twierdził, że z nikim nie uformował takiej współpracy, jak właśnie z Goughem.
Raz jeszcze znany każdemu kibicowi Spurs scenariusz. Gdy wydaje się, że wszystko idzie w górę, potem jest jak na kolejce górskiej – szybki, agresywny zjazd rozbudzonych nadziei.
Z tamtym finałem wiąże się jeszcze jedna historia, prawdopodobnie największa wtopa wśród wpadek związanych ze strojami zawodników w angielskiej piłce. Przed meczem Hummel, sponsor techniczny Kogutów, wysłał na White Hart Lane sześć świeżutkich kompletów. Cztery z logiem browaru Holsten z przodu i dwa dla zespołu młodzieżowego na turniej w Niemczech, już bez sponsora.
Gdy piłkarze wybiegli na murawę, okazało się, że w meczu który oglądają setki tysięcy kibiców, sześciu graczy nie eksponuje loga głównego sponsora, bo gra w zestawach przeznaczonych dla młodzieżowców. Prezes browaru podszedł szczęśliwie do sprawy z dużą wyrozumiałością, ale nie ustrzegło to kitmana Johnny’ego Wallisa przed degradacją do zespołu rezerw, a dyrektora finansowego Petera Daya przed utratą posady.
***
Wróćmy jednak do finału z 1991. Tego, do którego zaprowadził Tottenham Paul Gascoigne. „Gazza” wiedział już, że to jego ostatni występ dla Spurs, zachwyceni jego grą działacze Lazio dogadali się na trzy tygodnie przed finałem na wykup za 7,9 miliona funtów. Ostatecznie przekonało ich starcie półfinałowe z Arsenalem. Mabbutt stwierdził po meczu: — To, co Diego Maradona zrobił dla Argentyny w 1986 roku podczas mundialu, Gazza zrobił dla nas na drodze do finału FA Cup.
Scenariusz był prosty – Tottenham zarabia duże pieniądze, ale najpierw „Gazza” żegna się z kibicami trofeum. Rzecz w tym, że rywalem nie było już przeciętne Coventry, a Nottingham Forest Briana Clougha.
Gascoigne na murawę Wembley wyszedł jednak przemotywowany do granic możliwości. W drugiej minucie wpakował się w klatkę piersiową przeciwnika, w dziesiątej w bestialski sposób sprowadził na ziemię Gary’ego Charlesa. Karma dopadła „Gazzę” natychmiastowo. Okazało się, że zerwał więzadła krzyżowe. Stanął jeszcze w murze, ale po wznowieniu gry – Stuart Pearce wymierzył sprawiedliwość z rzutu wolnego – padł na murawę jak postrzelone zwierzę.
Irving Scholar jeszcze tego nie wiedział, ale właśnie stracił prawie trzy miliony funtów. Lazio bowiem z Gascoigne’a nie zrezygnowało, ale postanowiło renegocjować transfer, płacąc cztery miliony z góry i kolejny milion, kiedy Gazza wrócił do gry.
Kontuzja „Gazzy” nie wyszła jednak Tottenhamowi na złe akurat w tym spotkaniu. Gascoigne grabił sobie na czerwoną kartkę, a tak można go było zastąpić rezerwowym Nayimem. W drugiej połowie udało się Spurs wyrównać z karnego i doprowadzić do dogrywki.
Dogrywki znów zakończonej samobójem na wagę zwycięstwa.
Brian Clough był już wtedy w schyłkowej fazie swojej przygody z Nottingham Forest. Toczył nierówną walkę z alkoholizmem, nie był już tym charyzmatycznym menedżerem, który prowadził Forest ku największym sukcesom w historii. Przed dogrywką, gdy Terry Venables motywował zawodników Tottenhamu, Clough nie ruszył się z ławki i jak gdyby nigdy nic plotkował sobie z policjantem siedzącym obok niego.
Piłkarze Forest sprawiali wrażenie kompletnie zdezorientowanych. Łatwych do zranienia. Tottenham wziął mecz za lejce i poprowadził we właściwą stronę, gdy wspomniany Nayim dośrodkował na głowę Paula Stewarta. Pomocnik przedłużył na dalszy słupek, gdzie był Gary Mabbutt. Sam piłki nie sięgnął, ale sprytnie naciskał na stopera rywali Desa Walkera i zmusił go do błędu na wagę pucharu.
Odkupił swoje winy, wprowadził Spurs do Europy.
Paul Gascoigne i Gary Mabbutt, fot. NewsPix.pl
Ale i znów przeżył wielkie rozczarowanie. Sprzedaż Gascoigne’a to jedno, tamten mecz był jednak również ostatnim spotkaniem menedżera – Terry’ego Venablesa, który zamienił ławkę trenerską na gabinet przy White Hart Lane. Nowy właściciel, Alan Sugar, mianował Venablesa dyrektorem generalnym, a jego następcą został Peter Shreeves.
— Po wygraniu FA Cup potrzebowaliśmy Terry’ego, by zbudował coś na tym sukcesie. Zamiast tego musieliśmy budować wszystko od nowa. Z nim osiągnęlibyśmy jeszcze więcej. Byliśmy bardzo zawiedzeni, gdy zrezygnował z funkcji trenera — mówił później Mabbutt.
***
Dla Tottenhamu Mabbutta wyskautował legendarny Bill Nicholson. Grający w Bristol Rovers i reprezentacji do lat 21 obrońca zrobił na słynnym menedżerze Spurs ogromne wrażenie. Tak duże, że Nicholson zaczął się obawiać, czy Tottenham będzie na niego stać. Jego zdaniem klub z Bristolu mógł zażądać około 300 tysięcy funtów za swojego wychowanka. Okazało się jednak, że wystarczyła połowa tej kwoty.
Mabbutt miał się uczyć od bardziej doświadczonych graczy i powoli wchodzić do zespołu, ale plaga kontuzji sprawiła, że już w pierwszym okresie przygotowawczym wskoczył do pierwszego składu na mecz z Luton. I błyskawicznie rozkochał w sobie kibiców. Najpierw skracając wakacje, byle tylko jak najszybciej dołączyć do drużyny, a zaraz potem – debiutując bramką efektownym szczupakiem. Aklimatyzacja przebiegła błyskawicznie.
Szczupaka w starciu z Luton, samobója z Coventry, odkupienia na Wembley, szesnastu lat w Tottenhamie, z czego jedenastu z opaską kapitańską na ramieniu nie byłoby jednak, gdyby Mabbutt nie miał tak mocnego charakteru.
Cukrzyca typu 1 to perfidna choroba. Zbyt wysoki cukier jest niebezpieczny – może prowadzić do zaburzeń pracy narządów, pogorszenia wzroku, uszkodzenia serca i naczyń krwionośnych. Jeszcze gorzej jest przy za niskim cukrze. Następuje wówczas zjawisko hipoglikemii. Jeśli chora osoba w porę nie dostarczy do organizmu cukru, najlepiej w prostej formie wody z cukrem, coli, czy cukierka, może stracić przytomność. Gdy szybko nie otrzyma pomocy, już się nie obudzi. Właśnie z powodu zagrożenia niedocukrzeniem lekarze każą cukrzykom bardzo rozsądnie podchodzić do sportu. Największe ryzyko szybkiego spadku poziomu cukru następuje bowiem w czasie wzmożonego wysiłku fizycznego.
U Mabbutta zdiagnozowano ją w wieku 17 lat. Mógł wybrać wtedy inną ścieżkę niż futbol. Wciąż miał całe życie przed sobą, nie musiał decydować się na sport, co oznaczało masę wyrzeczeń i konieczność precyzyjnego, zegarmistrzowskiego wręcz kontrolowania swojego organizmu. Cztery zastrzyki dziennie, pomiary poziomu cukru we krwi osiem razy dziennie, cała masa ograniczeń dietetycznych – tak wyglądała jego codzienność przez dwadzieścia lat, aż do ostatniego w karierze meczu z Southampton.
On postanowił jednak, że temu przeciwnikowi nie da się pokonać. Starł się z cukrzycą jak z setkami napastników i wyszedł z tego pojedynku zwycięsko. Nie dał jej wpłynąć na swoją karierę, stał się wzorem dla dzieciaków, które również w młodym wieku słyszały podobną diagnozę. Niedługo po przenosinach do Londynu z Bristol Rovers BBC zaprosiło go, by pokazał na wizji, jak o siebie dbać, gdy ma się cukrzycę i jak powinno się wykonywać zastrzyki z insuliny. Instruktaż wykonał na pomarańczy.
Ale los nie oszczędzał go i później, bo legendarny obrońca Tottenhamu miał pecha do bardzo poważnych kontuzji. Sam wyliczał, że przez szesnaście lat na White Hart Lane przeszedł szesnaście operacji. Kolano, bark, przepuklina pachwinowa, podwójna przepuklina. Dwa razy miał złamaną nogę, ale najpoważniejszy uraz odniósł w starciu z Johnem Fashanu, jednym z największych brutali angielskiej piłki, piłkarzem „Szalonego Gangu” Wimbledonu.
— Złamał mi oczodół i kość jarzmową. Tej nocy miałem operację twarzy i szczęki, w kilku miejscach musiała moja twarz być rekonstruowana – martwiono się o mój wzrok, do dziś nie mam czucia z prawej strony twarzy — mówił później.
Fashanu odwiedził Mabbutta w szpitalu po operacji, ale kilka lat później stwierdził, że tego typu faule były sposobem Wimbledonu na to, by postawić się mocniejszym od siebie rywalom.
Gary Mabbutt przepytywany przez reportera Spurs TV, fot. NewsPix.pl
Zresztą urazy nie opuszczały go i długo po zakończeniu przygody z piłką. W 2016 roku niemal stracił nogę przez zablokowane tętnice, musiał się poddać operacji która uniemożliwiła mu bieganie czy kopanie piłki. Natomiast w sierpniu 2018 roku radio BBC Radio 5 Live poinformowało, że gdy Mabbutt odwiedzał swoją córkę w RPA, szczur zjadł kawałek jego stopy.
— Poszedłem spać i w nocy szczur musiał wejść do naszej sypialni, wspiąć się na łóżko i zdecydować, że ma ochotę zjeść moją stopę. Wygryzł dużą dziurę w moim palcu, aż do kości. Najpierw ugryzł moją córkę śpiącą w innej sypialni w kciuk. Przyszła mi powiedzieć, że coś ją ugryzło, ale nie wie, co. Godzinę później obudziłem się z zakrwawioną stopą.
Żadna z przeciwności losu nie powstrzymała jednak kariery Mabbutta. Przed zapisaniem się złotymi zgłoskami w historii Tottenhamu, przed wygraniem Pucharu UEFA w 1984 roku, na drodze do którego udało się powstrzymać między innymi Feyenoord z Johanem Cruyffem. Przed wzniesieniem Pucharu FA jako kapitan zespołu z White Hart Lane. Wreszcie przed debiutem w reprezentacji Anglii, w której rozegrał 16 meczów. Po dziś dzień pozostaje zresztą jedynym cukrzykiem, który dostąpił tego zaszczytu.
Pozostaje też, oczywiście, absolutną legendą Spurs i jednym z ambasadorów Kogutów. Pilotował projekty społeczne w RPA, stał się również dzięki temu europejskim ambasadorem mundialu w 2010 roku. Jego oddanie dla klubu, ani przez moment nie będącego w tamtym czasie najlepszym w Anglii, po dziś dzień jest wzorcem lojalności i przywiązania do barw. Wartości, które kibice kochają nie mniej niż spektakularne bramki czy niesamowite dryblingi.
SZYMON PODSTUFKA
fot. Wikipedia/NewsPix.pl