Reklama

Może być problem z rozegraniem Euro U-21. UEFA zbyt dużo tu nie straci

Przemysław Michalak

Autor:Przemysław Michalak

17 marca 2020, 20:11 • 9 min czytania 5 komentarzy

Przełożenie na przyszły rok mistrzostw Europy ma też znaczenie dla Czesława Michniewicza, bo znacznie komplikuje sprawy odnośnie finałów Euro U-21, o które walczy jego reprezentacja. Jakie scenariusze widzi tu selekcjoner naszej młodzieżówki? Co jego zdaniem będzie największym problemem już po powrocie do gry? Jakie przyjąłby założenie, gdyby nie udało się dograć sezonu? Czy wierzy w zmiany na lepsze w świecie po uporaniu się z koronawirusem? Zapraszamy. 

Może być problem z rozegraniem Euro U-21. UEFA zbyt dużo tu nie straci

Przełożenie mistrzostw Europy na 2021 rok to chyba była formalność, wszyscy mogliśmy się tego spodziewać. 

Innego dobrego rozwiązania nie widziałem. Zwlekanie i czekanie z jakąś datą graniczną, zwłaszcza gdy czytamy co się dzieje w niektórych krajach-gospodarzach, nie miałoby sensu. Nie dało się dłużej czekać. Dobrze, że UEFA podjęła tę decyzję w miarę szybko, bo przynajmniej wiemy, że można wydłużyć zakończenie poszczególnych lig do końca czerwca. EURO będzie za rok, tutaj już raczej nie ma złudzeń i to dla niektórych dobra wiadomość, dla innych zła. Dobra dla tych, którzy leczą dziś kontuzje – mówię o swoich zawodnikach jak Dawid Kownacki, Krystian Bielik czy Robert Gumny. To chłopcy, którzy latem 2021 mogą być w zupełnie innym miejscu, rok w piłce to wieczność. Biologia jest natomiast nieunikniona. W kadrze są starsi zawodnicy marzący o zakończeniu reprezentacyjnej kariery po mistrzostwach Europy i teraz będzie im o to trudniej. Dla nich rok to dużo, ale też im szans nie odbieram, choć na pewno młodzież zacznie bardziej naciskać. Czeka nas nowe rozdanie, nie będzie się dało wziąć na turniej kogoś za zasługi, bo dwa lata temu w eliminacjach dobrze się spisywał. W każdej reprezentacji spodziewam się wielu roszad, pojadą najlepsi.

Ze względu na nowy termin przesunięto Euro U-21, te turnieje nie mogą na siebie nachodzić. To duże utrudnienie dla pana? Ma pan już jakieś informacje, kiedy ta impreza mogłaby się odbyć?

Nie mamy żadnych dodatkowych informacji. Idąc tokiem rozumowania UEFA, istnieje gradacja ważności turniejów. Seniorskie EURO jest najważniejsze, później jesteśmy „my”, później są jeszcze młodsze reprezentacje. Jeśli będzie problem z umiejscowieniem rozgrywek juniorskich, to sądzę, że po prostu nie zostaną one rozegrane i nie będzie to oznaczało jakiejś większej tragedii dla europejskiej federacji. Dla nas oczywiście, walczących o udział w tym turnieju, byłby to srogi zawód. Niczego na dziś nie przesądzam, ale patrząc zdroworozsądkowo: jeżeli młodzieżowe EURO nie może się pokrywać z seniorskim, to nie za bardzo widać inne terminy. Niedługo po Euro 2021 wystartują ligi, a żadne kluby nie zwolnią swoich zawodników w trakcie sezonu na turniej młodzieżowy. Inna sprawa, że spora część tych chłopaków miałaby po 24 lata i to już nie byłaby piłka młodzieżowa, a wielu pewnie zacznie grać w seniorskich reprezentacjach. Nie wiem, czy UEFA będzie chciała ciągnąć ten temat, czy zwyczajnie go przetnie. Gdyby wszystko dobrze poszło, już w listopadzie byłoby wiadomo, kto awansował do finałów, więc na upartego można by rozegrać potem fazę finałową podczas marcowych i czerwcowych terminów reprezentacyjnych – jakieś pojedyncze mecze lub mecz i rewanż – i tego mistrza wyłonić, ale wątpię, czy UEFA byłaby aż tak zdeterminowana. Tam potrafią liczyć pieniądze. Brak mistrza U-21 czy U-19 nie oznaczałby strat finansowych, tam dużej kasy nie ma. Największa kasa jest z dorosłego EURO i Ligi Mistrzów. Zdecyduje więc ekonomia.

Reklama

Przełożenie mistrzostw Europy zamiast rozciągnięcie sezonu ligowego na lato i jesień traktuje pan jako dowód na wyższość futbolu klubowego nad futbolem reprezentacyjnym czy chodzi wyłącznie o logistykę?

Sądzę, że bardziej o logistykę, ale jakieś wpływy pewnie też miały znaczenie. Klubów jest znacznie więcej niż reprezentacji, a to kluby przygotowują zawodników na wszystkie turnieje. Myślę, że UEFA nie chciała z nimi pójść na otwartą wojnę i dała im szansę na dogranie sezonów kosztem innego terminu na EURO. Czeka nas duże natężenie tych imprez, rok później ma się odbyć mundial. Ale tak jak mówię, dziś informacja o nowym terminie mistrzostw Europy jest pozytywna, bo stanowi jakiś punkt oparcia, coś wiemy. Znamy też terminy finałów Ligi Mistrzów i Ligi Europy, zapanował wstępny ład. Pytanie, czy ligi zdążą. Włosi dali sobie deadline, że do 8 maja muszą wznowić granie, żeby normalnie finiszować. W innych krajach pewnie będzie on podobny. W każdym razie, w tej sytuacji trudno byłoby znaleźć lepsze rozwiązanie.

Inna sprawa, że nie wyobrażam sobie, jak by to miało wyglądać po wznowieniu grania. Jestem w kontakcie z moimi piłkarzami przebywającymi we Włoszech. Oni praktycznie nie trenują. Jeśli to się utrzyma przez następne 3-4 tygodnie, w zasadzie trzeba będzie zacząć nowy okres przygotowawczy. W Salernitanie Patryka Dziczka trenują w pięcioosobowych grupach, z kolei Sebastian Walukiewicz w Cagliari w ogóle nie trenuje, pomijając jakieś rzeczy porobione w domu. A ta największa fala koronawirusa i tam, i do nas dopiero ma nadejść. I jak to poukładać?

Granie co 2-3 dni po tak długiej przerwie może oznaczać plagę kontuzji.

Nie wyobrażam sobie, żeby piłkarze weszli w takie tempo meczów zupełnie nieprzygotowani, bo to grozi zdziesiątkowaniem składu. To będą olbrzymie problemy. Dziś jest jeszcze czas, żeby je analizować. Najgorsze, że nikt nie wie, na kiedy szykować formę. Teraz można co najwyżej dawać piłkarzom indywidualne rozpiski jak w okresie przejściowym. Bardzo dużo zależy więc od zawodników, sami muszą przypilnować wielu kwestii. Może jakimś kompromisem za 2-3 tygodnie byłyby te zajęcia w małych grupach na kilka osób i mijanie się. Sądzę, że całe zespoły nie będą trenowały. Może co najwyżej 10-11 zawodników jednocześnie pod dany mecz, a reszta o innej godzinie. Wszystko jest do rozwiązania, ale najpierw musi być zielone światło co do możliwości rozpoczęcia takich zajęć.

Dogranie samych lig też nie jest oczywiste. Zbigniew Boniek cytowany na Łączy Nas Piłka mówi wprost, że dzisiejsze założenia UEFA są wariantami optymistycznymi. Z drugiej strony, nie ma innego wyjścia, jeżeli nie chcemy rozstrzygać sezonu przy zielonym stoliku.

Reklama

Tutaj każdy będzie miał swój interes. Jedni walczą o mistrza, drudzy o puchary, trzeci chcą się utrzymać. Ci, którzy są na satysfakcjonujących miejscach, zapewne chętnie by już nie grali, mimo że w mediach mówią co innego. Oni swoje cele mieliby osiągnięte. To jednak nie byłoby dobre rozwiązanie, powinniśmy spróbować grać jak najwięcej i gdy już naprawdę nie będzie szans, wtedy uznawać aktualną tabelę. Bo na pewno nie anulować sezon. Liverpool rozgrywa fantastyczny sezon i co, ma to być skasowane, nie ma mistrzostwa i uznajemy rozstrzygnięcia sprzed roku, gdy wygrywał Manchester City? To byłoby zakłamywanie historii, jakoś ten sezon w annałach musi być odnotowany, nawet po niepełnej liczbie meczów. Nikt przecież nie miał wpływu na to, w jakim momencie liga została przerwana. Tylko teoretyzuję, ale dla mnie takim deadlinem w Ekstraklasie mogłoby być rozegranie trzydziestu kolejek. Wtedy każdy grałby z każdym mecz i rewanż, podstawowe warunki rywalizacji zostałyby spełnione. Uznanie tabel w innym momencie oznaczałoby, że prawie wszyscy odczuwaliby jakiś niedosyt i mogliby narzekać na terminarz – ktoś więcej u siebie, ktoś na wyjeździe, łatwiejsi rywale i tak dalej. Przy trzydziestu spotkaniach byłaby jakaś względna sprawiedliwość, ale na razie róbmy co się da, żeby mieć komplet meczów.

Piotr Stokowiec uznanie aktualnej tabeli argumentował, że byłoby to jak w skokach: zmieniła się pogoda, więc uznajemy wyniki po pierwszej serii.

Coś w tym jest. To sytuacja ekstremalna, na którą nie mamy wpływu, dlatego dobrze byłoby ją jak najszybciej wyjaśnić. Ludzie się dyscyplinują, przestrzegają zaleceń i kwarantanny, ale z drugiej strony, ile można siedzieć przed telewizorem oglądając wiadomości czy chłonąc kolejny serial z Netflixa? Brakuje nam sportu na żywo, oglądamy jakieś powtórki i retro materiały. Dziś możemy bardziej docenić, ile sport znaczy w naszym życiu, przy obecnych możliwościach mogliśmy się nim karmić codziennie. To nie jest najważniejsza rzecz, ale pomagała umilać czas i stanowiła ważną część życia kulturalnego – czasem dawała radość, czasem łzy. Teraz jednak mamy mecz z koronawirusem i musimy go jak najszybciej wygrać. Każdy musi mieć świadomość, że nie ma „my”, „wy”, „oni”, wszyscy gramy do jednej bramki.

Prędzej czy później dojdzie do trudnych rozmów o pieniądzach. Sądzi pan, że będzie duży rozdźwięk między klubami szukającymi oszczędności a piłkarzami czy trenerami chcącymi zarabiać tyle, ile dotychczas?

Każdy może powiedzieć, że ma ważny kontrakt, tam takiej ewentualności nie przewidywano i działa zgodnie z prawem. Ale dochodzą kwestie etyczne. Wszyscy będą musieli ponieść koszty koronawirusa. Poniosą je sklepikarze, restauratorzy, właściciele mniejszych i większych biznesów. Środowisko piłkarskie nie będzie wyjątkiem i musi być do tego przygotowane. Nie spodziewam się tu poważniejszych problemów, ale to będą sprawy indywidualne i raczej nie dojdzie do żadnych obniżek narzuconych odgórnie. Być może będą kluby, które uznają, że wciąż są stabilne finansowo i mogą płacić 100 procent pensji. Nikt jednak nie będzie mógł mieć pretensji do biedniejszych klubów za takie rozmowy, bo są pozbawione wielu wpływów i pewnych rzeczy nie przeskoczą. Byłoby super wypracować jakiś ogólny consensus, ale do tego potrzebny byłby silny związek piłkarzy, którego u nas nie ma, dopiero Ebi Smolarek coś rozkręca. W najsilniejszych ligach spodziewam się jednak właśnie takich zbiorczych ustaleń. U nas jakiś czas temu udało się na przykład wprowadzić przepis, że w razie spadku po zapłaceniu jednej pensji możesz rozwiązać kontrakt z danym zawodnikiem i uniknąć kominów płacowych, czyli pewne rzeczy są możliwe. W tym temacie chyba jednak jest za mało czasu na ogólne ustalenia.

Spodziewa się pan, że świat piłki po koronawirusie stanie się bardziej ludzki, normalny? Niektórzy łudzą się, że może nastąpi urealnienie piłkarskich finansów.

Nie wierzę w takie rzeczy. Przeżywałem już pojednania po śmierci Jana Pawła II, widziałem tę obłudną grę na pokój – wszyscy trzymali się za ręce, podczas derbów Krakowa kibice Cracovii i Wisły razem siedzieli. To wszystko trwało bardzo krótko. Niestety jesteśmy za bardzo pokłóceni. Chwilowo większość skupia się na walce z pandemią, ale już widzimy, że zaczyna się pojawiać polityka w tle, za chwilę są jakieś wybory i tak dalej. Chciałbym, żebyśmy zaczynali się wykazywać większą empatią, jednak w to nie wierzę.

Czyli nie ma się co łudzić, że skończą się transfery po 100 mln euro i wielomilionowe pensje zawodników?

Nie. Zawsze ktoś jest bogatszy, a ktoś biedniejszy i to bogatsi decydują, ile za kogo zapłacą. Biedny nigdy nie będzie się z nimi ścigał. Nie ma co robić sobie nadziei, że może my ze względu na kryzys dołączymy do tego stolika, że różnice się zmniejszą.

A jako ludzie sądzi pan, że zaczniemy bardziej doceniać codzienność jaką mieliśmy czy znów da o sobie znać krótka pamięć?

No właśnie chciałbym, żeby tak było, bo życie jest krótkie, ale niestety zapewne będzie inaczej. Często Polak Polakowi wilkiem. W dobie internetu i błyskawicznego przepływu informacji jesteśmy bardzo podatni, żeby kogoś obrazić, najlepiej anonimowo. Rzadko nadchodzi refleksja. Jeżeli ja piszę coś na Twitterze, wiadomo, że to Czesław Michniewicz, ale często nie wiemy, kto jest po drugiej stronie i jakie ma motywacje. Taki jest świat, ale trudno do tego przywyknąć, zwłaszcza starszym osobom, potrafiącym funkcjonować bez internetu. Obserwuję zawodników, obserwuję swoich synów i ciągle widzę ich nosy w telefonach. W taki sposób utrzymują wiele kontaktów, nie potrzebują wyjścia i spotkania człowieka twarzą w twarz. Wystarczy im wirtualny świat. Tak już jest, do starego, do podwórek, na których wszyscy się spotykają, powrotu już nie będzie, to już było. Takie tragedie jak koronawirus zawsze ludzi mobilizują, ale niestety tylko na chwilę.

rozmawiał PRZEMYSŁAW MICHALAK

Fot. FotoPyK

Jeżeli uznać, że prowadzenie stronki o Realu Valladolid też się liczy, o piłce w świecie internetu pisze już od dwudziestu lat. Kiedyś bardziej interesował się ligami zagranicznymi, dziś futbol bez polskich akcentów ekscytuje go rzadko. Miał szczęście współpracować z Romanem Hurkowskim pod koniec jego życia, to był dla niego dziennikarski uniwersytet. W 2010 roku - po przygodach na kilku stronach - założył portal 2x45. Stamtąd pod koniec 2017 roku do Weszło wyciągnął go Krzysztof Stanowski. I oto jest. Najczęściej możecie czytać jego teksty dotyczące Ekstraklasy – od pomeczówek po duże wywiady czy reportaże - a od 2021 roku raz na kilka tygodni oglądać w Lidze Minus i Weszłopolskich. Kibicowsko nigdy nie był mocno zaangażowany, ale ostatnio chodzenie z synem na stadion sprawiło, że trochę odżyła jego sympatia do GKS-u Tychy. Dodając kontekst zawodowy, tym chętniej przyjąłby długo wyczekiwany awans tego klubu do Ekstraklasy.

Rozwiń

Najnowsze

Polecane

KRÓLEWSKI: UWAŻAM, ŻE W SPADKU WISŁY JEST 100% MOJEJ WINY

Paweł Paczul
0
KRÓLEWSKI: UWAŻAM, ŻE W SPADKU WISŁY JEST 100% MOJEJ WINY
Anglia

Fabiański: Wierzę, że możemy powalczyć i wyjść z grupy

Bartosz Lodko
0
Fabiański: Wierzę, że możemy powalczyć i wyjść z grupy
Niższe ligi

55-latek zatrzymany. Ukrywał się jako bramkarka pierwszoligowego klubu kobiecego

Bartosz Lodko
9
55-latek zatrzymany. Ukrywał się jako bramkarka pierwszoligowego klubu kobiecego
Ekstraklasa

Mazur: Podolski nie przesądził o wyborach, ale w mediach to on jest zwycięzcą [WYWIAD]

Jakub Białek
3
Mazur: Podolski nie przesądził o wyborach, ale w mediach to on jest zwycięzcą [WYWIAD]

Komentarze

5 komentarzy

Loading...