Reklama

Carabao odhaczone, można jechać dalej. Rodri dał City trofeum

Autor:

01 marca 2020, 20:48 • 3 min czytania 0 komentarzy

Mecze w Carabao Cup, niezależnie od tego czy jest to finał, czy wcześniejsza faza rozgrywek, dla topowych drużyn Premier League nie są przesadnie wielkim wydarzeniem. Nic więc dziwnego, że Pep Guardiola trochę w składzie namieszał, ale z drugiej strony gra o trofeum to gra o trofeum – paru kozaków wpuścić trzeba, bo głupio byłoby potknąć się na Aston Villi. Jak Pep pomyślał tak zrobił, a to w zupełności wystarczyło, żeby dopisać do swojego CV kolejny sukces.

Carabao odhaczone, można jechać dalej. Rodri dał City trofeum

Dość powoli rozkręcał nam się Manchester City w tym spotkaniu, choć ciężko powiedzieć, że było to powodem heroicznej postawy Aston Villi. Nie, po prostu od pierwszych minut oglądaliśmy mecz, w którym faworyt nie miał pomysłu na udowodnienie, dlaczego jest faworytem. Nic dziwnego, że Pep Guardiola nie był zbytnio zadowolony z postawy swojego zespołu. Humor zaczął mu się poprawiać dopiero wtedy, kiedy swój koncert rozpoczął Rodri. Jeśli kogoś możemy nazwać bohaterem tego finału to na pewno jest to hiszpański pomocnik. To on napędził akcję bramkową swoim świetnym podaniem, które w pole karne przedłużył Phil Foden. A tam był już Sergio Aguero, który w takich sytuacjach się nie myli.

Nie minęło wiele czasu, a Rodri błysnął po raz drugi, tym razem już samodzielnie. Nie wiemy, kto w sztabie Villi wpadł na pomysł, że kryć go powinien niższy o głowę Frederic Guilbert, ale skończyło się to zgodnie z oczekiwaniami: Hiszpan potężnym strzałem głową podwyższył prowadzenie. City tylko w to grać – mistrzowie Anglii zaczęli się bawić z rywalem i swobodnie grać piłeczką, wszystko wskazywało na to, że za moment ruszy lawina, która da „The Citizens” puchar po luźnym spacerku.

I wtedy stało się to.

Reklama

Stones wyłożył się na glebę, rywale ruszyli na bramkę i złapali kontakt. Końcówka pierwszej połowy była więc troszkę bardziej nerwowa, ale emocji spodziewaliśmy się przede wszystkim po przerwie. Widocznie jednak w szatni City padły mityczne „męskie słowa”, bo po zmianie stron przez długi czas Aston Villa nie potrafiła pójść za ciosem. Problem w tym, że i Manchester nie miał sposobu na to, jak zamknąć to spotkanie. Sporo wniósł na boisko Kevin de Bruyne, który z miejsca narzucił sobie i kolegom wyższe tempo, ale i on nie potrafił dać konkretów.

Inna sprawa, że podopiecznym Guardioli byłoby łatwiej, gdyby nie wielbłąd sędziego. Marvelous Nakamba w 72. minucie spotkania powinien zaliczyć zjazd do bazy, po tym jak próbował zamordować saniami Sergio Aguero.

Arbiter sięgnął jednak tylko po żółtko, dzięki czemu o wynik drżęliśmy do ostatnich minut. Niewiele brakowało, a po rzucie rożnym Aston Villa by wyrównała. Na linii popisał się jednak Claudio Bravo, który sparował strzał głową na słupek. Potem to City stwierdziło, że lepiej uniknąć nerwówki i zamknąć mecz, ale równie skuteczny co Bravo był jego vis a vis, Orjan Nyland. Jeszcze wcześniej w dogodnej sytuacji minimalnie chybił Aguero, jednak nie zmieniło to ostatecznego rezultatu. To City mogło cieszyć się z końcowej wygranej.

Czy był to porywający mecz? Nie, z wyjątkiem momentów. Ale czego innego spodziewać się po finale Carabao Cup? Owszem, Aston Villa mogła tu coś ugrać, jednak dla City są ważniejsze cele w tym sezonie. A że w międzyczasie wpadł jakiś puchar do gabloty? Fajnie, można jechać dalej. Wielkiej fety z tego powodu zapewne nie będzie.

Aston Villa – Manchester City 1:2

Reklama

Samatta 41′ – Aguero 20′, Rodri 30′

fot. NewsPix

Najnowsze

Francja

Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Aleksander Rachwał
0
Prezes amatorskiego klubu we Francji wściekły na Waldemara Kitę. “To małostkowe”

Anglia

Anglia

Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Bartosz Lodko
1
Fabiański: Nie spodziewałem się, że tak długo będę grał w Premier League

Komentarze

0 komentarzy

Loading...