Wchodzisz w mecz, w którym twoja drużyna cierpi. Gra w dziesiątkę, rywal ciśnie niemiłosiernie, właściwie tylko rozpaczliwe interwencje bramkarza decydują o tym, że nie jest pozamiatane. Jesteś nowy, więc chcesz się pokazać, zrobisz wszystko, żeby trener w kolejnym spotkaniu posłał cię w bój już od pierwszej minuty. Tak to powinno wyglądać, prawda?
Niestety nie u Kenny’ego Saiefa.
Zobaczmy jak padła pierwsza bramka dla Lecha.
Jóźwiak ma piłkę w polu karnym, ale Tobers dość umiejętnie go z niego wypycha. Co robi Saief? Patrzy. Tylko tyle, bo musi widzieć, że do grania jest Moder, ale Modera to ma delikatnie mówiąc w czterech literach.
Piłka idzie do Modera… Saief wciąż patrzy.
Moder składa się do strzału? Saief jest niewzruszony – dalej patrzy.
Przypomniał się nam pressing Macieja Iwańskiego. Jeśli ktoś uważa, że screeny są tendencyjne, to odsyłamy do video, gdzie tę parodię gry obronnej widać jak na dłoni. I owszem, można stwierdzić, że równie dobrze z linii defensywnej mógł wyjść ktoś inny, by blokować ten strzał, ale na litość boską… Ci goście harowali przez cały mecz, zablokowali niezliczoną ilość uderzeń, no mogło ich w pewnym momencie odciąć. Tymczasem bramka padła w 83. minucie, a Saief pojawił się na murawie w 77.! Kto jak nie on powinien gryźć trawę i wręcz rzucić się na Modera?
Tymczasem ambicji tu nie było za grosz.
Ambicji, ale też być może przygotowania do uprawiania piłki, bo przez całe swoje wejście Amerykanin wyglądał na niezwykle ociężałego. Jak wyszedł z kontrą, to dał się dogonić i zabrali mu futbolówkę od tyłu. Jak chciał się kiwać, to w tej akcji Kamiński zatrzymał go bez litości:
Butko ma problem. Jest moc w Kamyku. pic.twitter.com/K3n2NvvnIO
— kufel (@kufel4) February 23, 2020
Ledwie 43% wygranych pojedynków zaliczył Saief. Ale dobra, mimo wszystko, w jak marnej byłby dyspozycji fizycznej, przy golu Modera (albo jak chce statystyka: Kuciaka), MUSI zachować się lepiej. A on jednak kompletnie olał swoje obowiązki defensywne i na miejscu jego kolegów mielibyśmy pretensje, bo tej bramki naprawdę dało się uniknąć.
Po transferze Saiefa rozmawialiśmy z Mariuszem Mońskim, który zajmuje się belgijską piłką (Saief był w Anderlechcie i Gencie). Moński stwierdził, że gość może być dobry, ale tylko wtedy, jeśli będzie mu się chciało, a ostatnio z tym „chciejstwem” miewał problemy. Cóż, po takim starcie mamy wątpliwości, czy na boiskach Ekstraklasy rzeczywiście ma ochotę odbić się od zakrętu swojej kariery.
Oby to był falstart, panie Saief.
Fot. 400mm.pl