– Dziś to zupełnie inny Milan niż kiedyś. Problemem nie jest to, że zarządzający nim ludzie, nie przeszli płynnie od kopania piłki do pracy za biurkiem. Problem jest taki, że muszą się nauczyć, że to nie jest już klub, w którym kiedyś grali. Milan ma brakujące elementy… w zasadzie wszędzie – opisał sytuację swojego byłego klubu Andrea Pirlo. We Włoszech szoku nie było, bo jaki jest koń, każdy widzi. Rossoneri przystępują dziś do derbowego starcia z odwiecznym rywalem z tak złej pod każdym względem pozycji, że ciężko im nawet wierzyć w końcowy sukces.
Kiedy ostatni raz Milan pokonał Inter w meczu ligowym w roli gości, barwy Rossonerich reprezentował… Zlatan Ibrahimović. Na pierwszy rzut oka nie wygląda to dziwnie, gorzej, gdy dodamy, że Szwed był wtedy o dziesięć lat młodszy. Jedna rzecz jest jednak niezmienna – „Ibra” tak wtedy, jak i teraz, jest czołową postacią siedmiokrotnych zdobywców Ligi Mistrzów.
Nerazzurri natomiast za liderów mają piłkarzy nie tylko młodszych, ale i będących na topie.
INTER POKONA DZIŚ AC MILAN? KURS: 2.00 W ETOTO!
Inter, który od lat szukał „10” z takim samym skutkiem, jak koledzy zza między poszukiwali „9”, dziś bez problemu wyciąga z Tottenhamu Christiana Eriksena. To symboliczny pokaz tego, w jakim miejscu znajdują się dziś obydwa zespoły z miasta nazywanego włoską stolicą mody. Różnicę między klubami z Mediolanu jeszcze brutalniej wskazuje tabela. 19 punktów straty Rossonerich to jeden z najgorszych wyników w historii, a właściwie piąty z nich. Problem w tym, że gdyby usunąć z tego zestawienia mecze, w których strata była większa z powodów pozaboiskowych, obecna sytuacja aspirowałaby do miana najgorszej w historii. Dlaczego? W 2007 roku, kiedy Inter wyprzedzał rywala o 30 punktów, efekt powiększała kara za udział w aferze calciopoli. W tym samym roku, ale już w nowym sezonie, Nerazzurri zbudowali przewagę 22 „oczek”, jednak wtedy Milan podchodził do derbów z trzema zaległymi kolejkami na koncie, bo chwilę wcześniej brał udział w Klubowych Mistrzostwach Świata.
Nadzieję Milanowi daje fakt, że poza tymi dwoma występkami, najgorzej było w maju 2008 roku (-23 punkty), a wtedy udało się derbowe starcie wygrać. Ale, jak przypomina „La Gazzetta dello Sport”, było to jedyne zwycięstwo Rossonerich, gdy strata do sąsiada zza płotu wynosiła przynajmniej 15 punktów.
Zresztą, nie ma co ukrywać. Gdyby nie fakt, że jest to starcie derbowe, większość przyjęłaby już za pewnik, że Inter wyjdzie z niego zwycięsko. A tak pozostaje choć promyczek nadziei dla gości, który sami chętnie podsycają. Słowa o tym, że w derbach nie liczy się przewaga punktowa, że te mecze wygrywa się sercem, a nie taktyką? Takie chwytliwe slogany przemyca do mediów Stefano Pioli, w podobnym tonie wypowiadają się też jego podopieczni, jakby chcąc zatuszować rzeczywistość.
Nie brakuje odwołań do Zlatana Ibrahimovica. Szwed już trzykrotnie zdobywał bramki dla Milanu w Derby della Madonnina, ale nie o to tym razem chodzi. Raczej o fakt, jak Rossoneri ewoluowali, kiedy 38-latek dołączył do zespołu. Rola Ibry jest już pewnym mitem, który unosi się nad San Siro. Bo skoro Milan nie przegrał siedmiu kolejnych meczów, to efekt Zlatana istnieje. A że nie ograł w tym czasie grającego w dziesiątkę Hellasu? Co tam, żee Torino walczyło z Milanem jak równy z równym, mimo że przed i po meczu z nimi straciło 11 goli w lidze? Kto by na to patrzył. Donnarumma, który dwoił się i troił z Brescią, żeby utrzymać korzystny wynik? Ante Rebić, który przepchnął wygraną z Udinese farfoclem w doliczonym czasie gry?
Cytując klasyka: ale po co o tym mówić, to niedobra jest. Skończcie szkalować wielkiego Zlatana.
REMIS W DERBACH MEDIOLANU? KURS: 3.55 W ETOTO!
Prawda jest jednak taka, że Szwedowi na boisku nie idzie. Gdyby nie nazwisko, już dawno miałby wypominane setki zmarnowane w lidze, czy pudło z pięciu metrów przeciwko Torino, które kosztowało Milan kolejne 30 minut męczarni w dogrywce. Ale Ibra jest w Mediolanie nietykalny, dlatego gdy ktoś próbuje pokazać, że Zlatan na murawie wcale Milanu nie zbawia, słyszy kontrę o tym, że wprowadził do szatni mentalność zwycięzców i dzięki temu całej drużynie chce się pracować. A że potem wychodzą takie kwiatki, jak wypowiedzieć Alexisa Saelemaekersa, który przyznał, że wchodził na boisku nie mając zielonego pojęcia co ma robić, bo nie zna włoskiego? Za krótko przebywał w szatni z Ibrą, żeby złapać bakcyla jego mentalności.
Bo przecież gdyby Szwed rzucił nim o ścianę i zmusił do trenowania na swoim poziomie, Belg z miejsca zrozumiałby całą taktykę i jeszcze nauczył podstaw włoskiego.
Niektórzy z mitycznego efektu Zlatana się już śmieją. Kiedy po pięciu wygranych z rzędu weteran opuścił mecz z Hellasem i Rossoneri tylko zremisowali, we Włoszech żartowano, że od razu widać, że zespół w tym meczu prowadził Pioli. Ale jak tylko chłopcy wrócą pod opiekę Szweda, wszystko będzie jak dawniej.
Miejsce obydwu klubów w hierarchii pokazuje jednak nie tylko tabela i stawianie w roli lidera 38-latka. We włoskich mediach sporo miejsca poświęcono temu, że Nerazzurri odjechali sąsiadom także w tzw. Excelu. Parafrazując popularne w polityce hasło, w Lombardii robi nam się „Mediolan dwóch prędkości”. Inter w ostatnich latach, po raz pierwszy w swojej historii, stał się bogatszy od Milanu. Zaczął nie tylko obracać większymi sumami, ale przede wszystkim – więcej zarabiać. Różnica między odwiecznymi rywalami to na dziś 159 milionów euro więcej w sejfie umieszczonym w niebieskiej części miasta. To, że Inter gra w innej lidze piłkarsko, bo walczy o inne cele, to jedno. Ale to, że starszy brat nie dojeżdża już nawet pod względem ekonomicznym, jest wizją znacznie gorszą.
Dlaczego? Bo jeszcze do niedawna Milan miał nad Interem przewagę liczącą blisko 100 milionów. Wszystko zaprzepaściły jednak lata nieobecności w pucharach i palenia kasą w piecu podczas okienek transferowych. Włosi zwracają uwagę na to, czego przeciętny kibic może nie dostrzegać. Że pozycja Rossonerich w tabeli, zamieszania właścicielskie, wykluczenia z pucharów za złamanie FFP, stawiają klub przede wszystkim w fatalnej pozycji negocjacyjnej na przyszłość. Że we Włoszech wyprzedziła ich Roma i Napoli? Pal licho. Ale skoro wyprzedza ich już nawet rywal zza rogu, to co innego.
MILAN NIESPODZIEWANIE WYGRA Z INTEREM? KURS: 4.20 W ETOTO!
[etoto league=”ita”]
Skoro ktoś chce się pokazać w Mediolanie, będzie wybierał Inter. I nikt nie będzie sobie zawracał głowy tym, że to na rękawkach czerwono-czarnych koszulek widnieje naszywka mówiąca o „7 Pucharach Europy”.
Dziś to Inter staje się gigantem z włoskiej stolicy mody. To on konkuruje o puchary krajowe i marzy o tych międzynarodowych. Przy tym wszystkim zachowano też nutkę romantyzmu dla kibiców, bo Nerazzurri regularnie piorą lokalnego rywala na ligowym podwórku. 10 ostatnich konfrontacji w Serie A? Milan wygrał jedną, pięć razy wyłapał w ryj, w tym w trzech poprzednich starciach. Na pocieszenie zostaje tylko wygrana w Pucharze Włoch, ale i ona przyszła w męczarniach.
Czy w takiej sytuacji można mieć w ogóle nadzieje?
Rossoneri chyba powoli ją tracą.
Jeśli dziś runie mit o Zlatanie i spotkaniach wygrywanych sercem, pęknie kolejna z granic bólu, który od lat znoszą tifosi spod znaku czerwonego diabła. Ale jeśli uda się wykorzystać to, że Inter będzie musiał radzić sobie bez Samira Handanovica i Lautaro Martineza, tabela, Excel i cała reszta przestaną się liczyć. Zostanie radość, że nawet idąc na dno, można podłożyć nogę znienawidzonemu sąsiadowi, żeby ten w wyścigu po Scudetto upadł i sobie głupi ryj rozwalił. Cóż, taka już jest magia derbów, zwłaszcza kiedy chodzi o Derby della Madonnina.
SZYMON JANCZYK
fot. NewsPix.pl
MECZE SERIE A MOŻECIE OBSTAWIAĆ W ETOTO!