– Jeżeli jest się niepokonanym w ostatnich dziewięciu kolejkach i ma się stosunek bramek 16:3, jeżeli stwarza się wiele sytuacji podbramkowych, traci coraz mniej goli, to dlaczego nie możemy mówić w styczniu o grze w pucharach? – mówi Piotr Rutkowski na łamach “Gazety Wyborczej”. Co poza tym dziś w prasie?
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Duży, napakowany treścią wywiad z Lukasem Podolskim. Sporo o grze w Bundeslidze, o dobrych relacjach z polskimi piłkarzami, ale przede wszystkim o tym, dlaczego transfer do Górnika Zabrze nie wypalił.
Dlaczego teraz rozmowy z Górnikiem się nie powiodły?
Pozostawałem w kontakcie z Arturem Płatkiem. Od niego wiedziałem, jak wyglądają sprawy w klubie. Żeby doszło do transferu, musi on pasować obu stronom.
Co nie zagrało?
Nie czułem, że zarząd jest w stu procentach za tym transferem. Nie mówię, że ktoś nie chciał, tylko na koniec wszystko musi do siebie pasować. Jak magnes. A tak nie było. To wszystko nie jest takie łatwe, jak innym się wydaje. Chodzi też o rodzinę, szkołę dla dzieci. Trzeba to porządnie ustawić, a nie zrobić coś na szybko, a potem co?
Może trzeba powiedzieć wprost, że Górnika na pana nie stać i to jest główna przeszkoda?
Pieniądze nie są najważniejsze. Taki transfer trzeba zaplanować, razem dobrze to ustawić, zrobić porządny plan. Jestem kibicem Górnika, wychowałem się na jego meczach i zawsze chciałem w nim zagrać. Wiem, że w Polsce zrobił się z tego duży temat.
A nawet temat do żartów, że to tylko pana obiecanki.
Żadne obiecanki! Powtarzam, że jak zdrowie dopisze, to zagram w Górniku. Nic się nie zmieniło. Wiem, że ludzie gadają: „O, Podolski znów nie przyszedł”. Ale jak już wspominałem – przed podjęciem decyzji wszystko musi pasować. Każdy wie, jakie są problemy w Górniku, nie pomagają zmiany prezesów, dyrektorów. Ja mam już z dziesięć wizytówek kolejnych prezesów. Nie pomogło też, że byłem daleko, aż w Japonii. Trzy tygodnie temu zagrałem ostatni mecz.
Bayern wreszcie wrócił na szczyt Bundesligi. I to tuż przed hitowym starciem z Lipskiem.
Miniony weekend ułożył się dla Bayernu oraz Roberta Lewandowskiego wręcz idealnie. Zespół Hansiego Flicka bez większych problemów pokonał Mainz 3:1. Nasz napastnik dał Bayernowi prowadzenie już na początku spotkania. Była to dwudziesta druga bramka Lewego w obecnym sezonie. Kilka godzin później okazało się, że zwycięstwo w Moguncji oznacza dla Bawarczyków powrót na pierwsze miejsce w tabeli. Czekali na to bardzo długo, od końca września, gdy pokonali w szóstej kolejce Paderborn 3:2. Potem musieli ścigać najpierw Borussię Mönchengladbach, a następnie ekipę Juliana Nagelsmanna. – Wróciliśmy na pierwsze miejsce i jest to powód do zadowolenia. Ale po przerwie pozwoliliśmy zawodnikom Mainz na zbyt wiele, musimy o tym porozmawiać i jeszcze czeka nas wiele pracy – podsumował minioną kolejkę szkoleniowiec Bayernu Hansi Flick.
Zagraniczne kluby wpadają do ligi i biorą co chcą. Zimowa wyprzedaż przyniosła polskim klubom ponad 20 milionów euro, ale Ekstraklasa straciła kluczowych zawodników.
– To bardzo dziwny eksodus, czegoś takiego jeszcze w ekstraklasie nie przeżyliśmy – komentuje wydarzenia trener Bogusław Kaczmarek, który od wielu lat bardzo sceptycznie przygląda się temu, w jakim kierunku zmierza polska liga. – Poza informacjami, że wyjeżdżają, nic się w tym temacie nie dzieje. Nie słyszę specjalnych narzekań ze strony klubów na to, czego jesteśmy świadkami – stwierdza. Na razie faktycznie widzimy głównie prezesów, dyrektorów sportowych wyraźnie zadowolonych z pieniędzy, które wpadają do ich kas. – I to jest jeden z powodów, dla których do tych transferów dochodzi właśnie teraz. Wiadomo, że zimą trudno pozyskać dobrego zawodnika na zastępstwo, ale jeśli kluby mają potrzeby finansowe, to poniekąd są bez wyjścia i godzą się na sprzedaż. Zwłaszcza przed terminem składania wniosków licencyjnych na nowy sezon, kiedy cyferki muszą się zgadzać, przynajmniej na papierze – stwierdza były reprezentant Polski Andrzej Juskowiak.
Sylwetka Lubomira Tupty, który trafił do Wisły Kraków. Kiedyś pytał o niego Inter, błyszczał na tle Milanu, dzwonił też Juventus.
Wrzesień 2016 roku. W rozgrywkach Primavery młodzi piłkarze Milanu przegrywają u siebie aż 2:6 z rówieśnikami z Hellasu Werona. W ataku gospodarzy gra Patrick Cutrone, dziś zawodnik Wolverhampton, wypożyczony do Fiorentiny, wyceniany na 20 milionów euro. Strzela gola, ale bohaterem spotkania zostaje nie on, tylko Lubomir Tupta. 18-letni wówczas Słowak z Hellasu zdobywa trzy bramki, jest nie do zatrzymania. Po tamtym spotkaniu w słowackich mediach można było przeczytać, że mają wielki talent, o który biją się największe włoskie kluby. Fragment artykułu z dziennika „Sport”: „Gra tak dobrze, że bardzo chcą go u siebie działacze Interu. We Włoszech uważany jest za jednego z najzdolniejszych napastników”. – Mecz z Milanem będę pamiętał do końca życia. Oni inwestowali w młodzież, chcieli być jak najlepsi, a nie mieli z nami szans. Przegrali 2:6, a mogło być dużo wyżej. Chcieli mnie wtedy nie tylko działacze Interu, ale również Juventusu
Dziś lub jutro powinny rozstrzygnąć się losy transferu Daniego Ramireza do Lecha. ŁKS lada moment sprowadzi następce, a Hiszpan będzie mógł przenieść się do Poznania.
Od początku było jasne, że numerem jeden na liście potencjalnych następców Jevticia jest właśnie Ramirez, któremu Lech przyglądał się od miesięcy. W pewnym momencie do gry o piłkarza chciała włączyć się Jagiellonia, ale w tej chwili sprawa transferu 27-latka na Bułgarską jest blisko fi nalizacji, a większość szczegółów już została ustalona. Ostatnią kwestią blokującą ten ruch było znalezienie przez ŁKS odpowiedniego zastępcy dla swojego lidera, a to lada chwila ma się wydarzyć. Łodzianie mają bowiem zakontraktować innego Hiszpana – Antonio Domingueza. Jego klub Algeciras C.F. już zdążył nawet ogłosić ofi cjalnie ten transfer, chociaż z informacji płynących z Łodzi wynika, że trochę się pospieszył, bo podpisy na umowie jeszcze nie zostały złożone. 26-letni Dominguez w ostatnim sezonie spisywał się bardzo dobrze w Segunda Division B (trzeci poziom rozgrywkowy), gdzie w 22 meczach strzelił 7 goli.
Górnik Zabrze znów ma być bardziej polski. Ale jeszcze nie w tym okienku, a raczej w przyszłości. Bo na ten moment znów sprowadza obcokrajowców.
Górnik coraz mocniej inwestuje w młodszych piłkarzy. – Od stycznia pomaga nam trener Janusz Kowalski, który koordynuje pion szkoleniowy i łączy swoje obowiązki z pracą w Gwarku Zabrze. Syn legendy klubu Jana Kowalskiego to trener, wychowca, pedagog. Mamy w klubie człowieka, który pod względem pracy z młodzieżą jest w trójce najlepszych szkoleniowców w Polsce. Inne akademie szukają takich osób w Holandii czy w Niemczech, my nie musimy tego robić – cieszy się prezes zabrzańskiego klubu. W Gwarku Janusz Kowalski szkolił między innymi Szymona Żurkowskiego. W poprzednim roku Górnik zarobił na transferze pomocnika do Fiorentiny blisko 16 milionów złotych. Pod wodzą Kowalskiego juniorzy Gwarka kilkakrotnie zdobyli mistrzostwo Polski. W Górniku twierdzą, że mają wyselekcjonowaną grupę nastolatków, którzy wkrótce mogą pójść w ślady Przemysława Wiśniewskiego. Stoper wywalczył miejsce w podstawowym składzie, a kluby z Anglii i Czech interesowały się jego pozyskaniem.
“SPORT”
Garść informacji z Częstochowy – Kościelny i Malinowski na dłużej w Rakowie, do zespołu dołączył też Lenartowski.
Ze sportowego punktu widzenia nie można zapomnieć o przedłużenie kontraktów do czerwca 2021 roku przez Kamila Kościelnego oraz ulubieńca częstochowskich kibiców Piotra Malinowskiego, czy powrocie do Rakowa Artura Lenartowskiego, ongiś gracza kieleckiej Korony, Podbeskidzia, czy Ruchu Chorzów. Lenartowski, czyli popularny „Kaka”, to przecież wychowanek Rakowa, chłopak z sąsiedztwa, który pierwsze sportowe kroki stawiał w UKS-ie Olimpijczyk, klubie stworzonym przez Jacka Magierę, jako jego pierworodny pomysł na działalność szkoleniową. Trudno nie wspomnieć więc o wysokim, ambitnym dryblasie, dziś 31-letnim mężczyźnie, wówczas stawiającym pierwsze piłkarskie kroki podczas turnieju w hali Polonia organizowanego przez wspomnianego Magierę. A warto przypomnieć, że kilka lat później podczas tej samej imprezy, ze zwycięstwa i z bramek cieszył się inny „chudzielec” Arkadiusz Milik, wówczas nastolatek występujący w barwach Rozwoju Katowice.
Gładka porażka Górnika Zabrze w starciu z RB Salzburg. 0:3 i wyraźna różnica w umiejętnościach.
Na drugą połowę zabrzanie wyszli z jedną zmianą, zamiast Prochazki grał Manneh. Mistrz Austrii dalej przeważał i miał przewagę w polu, ale kolejnych bramek już nie zdobył. Z kolei „górnicy” próbowali szybkich kontr, ale ich ataki zatrzymywały się na obronie Red Bulla, a kiedy trzeba było, to na posterunku był rezerwowy bramkarz reprezentacji Austrii Cican Stanković. – Zagraliśmy świetne spotkanie. Było w nim wszystko czego można oczekiwać, pomysłowość, intensywność, no i bramki z naszej strony. Dobrze prezentowaliśmy się też taktycznie. Ta wysoka wygrana z Górnikiem ma dla nas duże znaczenie, bo dodaje pewności siebie przed ważnymi i czekającymi nas spotkaniami – komentował po meczu Patson Daka, jeden z najlepszych zawodników na murawie w sobotnim meczu, rozegranym w centrum treningowym RB Salzburg.
Lipski jednak nie dla Piasta? Nie ma zielonego światła ze strony Lechii na ten ruch
Na początku stycznia sprawa nabrała rozpędu, bo dojść miało do rozmów pomiędzy obu klubami, a sam Lipski miał ustalić warunki kontraktu z Piastem. – Potwierdzam zainteresowanie moją osobą ze strony Piasta – mówił nawet sam Patryk Lipski. Sytuacja jednak skomplikowała się, bo Lechię masowo zaczęli opuszczać inni piłkarze. Najpierw wiadomo było, że w Gdańsku dłużej grać nie będą Sławomir Peszko i Rafał Wolski. Potem doszło do transferów Artura Sobiecha, Daniel Łukasika, Lukasa Haraslina, a teraz odejść ma też Filip Mladenović. Nie od dziś wiadomo, że Lechia potrzebuje pieniędzy z transferów i musiała „zejść” z kilku kontraktów. Masowy exodus w połączeniu z – na razie – brakiem wzmocnień sprawił, że Lechia już nie daje zielonego światła Lipskiemu w sprawie odejścia. Z naszych informacji wynika, że tylko solidne wzmocnienie pomocy przez gdańszczan mogłoby jeszcze coś zmienić.
Trzeci gol Mateusza Marca po transferze do Podbeskidzia. Bielszczanie pokonali 1:0 GKS Tychy.
Bielszczanie byli jednak konsekwentni i to przyniosło efekt. Kapitalną piłkę zagrał na prawe skrzydło Rafał Figiel, a Bartosz Jaroch posłał ją w pole karne. Najpierw z futbolówką minął się Filip Laskowski i jeden z obrońców GKS-u. Następnie poszła ona „w kozioł”, a po nim kolejny razy wyjątkowym snajperskim instynktem popisał się Mateusz Marzec, który dobrze się złożył i trafił głową w długi róg. Jałocha, tym razem, był bez szans, a dla zawodnika, który został pozyskany zimą przez Podbeskidzie z GKS-u Bełchatów, był to już trzeci gol w tym okresie przygotowawczym. Przypomnijmy, że wcześniej „Marcowy” strzelał bramki w sparingach przeciwko Podhalu Nowy Targ i Cracovii.
0:0 do przerwy, 0:4 na koniec. Southampton z Janem Bednarkiem stawiał opór Liverpoolowi tylko przez pierwszą połowę.
Jedna dobra połowa na Liverpoolu nie wystarczy. Trzeba być skoncentrowanym przez cały mecz plus doliczony czas. Wtedy można myśleć o dobrym wyniku – powiedział po starciu na Anfield Stadium Jan Bednarek, środkowy obrońca „Świętych” i reprezentacji Polski. Do przerwy w starciu przeciwko absolutnemu hegemonowi rozgrywek Premier League zespół Polaka spisywał się przyzwoicie, a momentami bardzo dobrze. Niedługo po wznowieniu gry po przerwie goście domagali się rzutu karnego po faulu na Dannym Ingsie. Sędzia jedenastki nie podyktował, Liverpool ruszył z kontrą i… objął prowadzenie. Od tego momentu lider rozgrywek przejął całkowitą kontrolę nad boiskowymi wydarzeniami i wygrał bardzo przekonująco
Drągowski obronił jeden rzut karny Crisitano Ronaldo, ale Juventus i tak pewne ograł Fiorentinę 3:0. Choć polscy bramkarze zostawili po sobie świetne wrażenia.
„Jedenastki” wykonał Cristiano Ronaldo. Drągowski przed spotkaniem wyjawił, że przestudiował strzały Portugalczyka. W pierwszym przypadku wyczuł jego intencje, w drugim już nie. Ronaldo zdobył bramki w 9. z rzędu meczu ligowym, wyrównując osiągnięcie Davida Trezeguet z 2005 roku. Znalazło się nawet we włoskich mediach porównanie Ronaldo do…. Ludwiga van Beethovena i jego IX Symfonii. Francuz na 9 meczach poprzestał, Ronaldo może poprawić rekord. W 2020 roku w każdym meczu pokonuje bramkarzy. Dwoma trafieniami z Fiorentiną sprawił sobie prezent na 35 urodziny, które ma 5 lutego. Inna sprawa, że udział w tym prezencie miał także sędzia Fabrizio Pasqua.
“SUPER EXPRESS”
Rozmówka z Krzysztofem Piątkiem po debiucie w Hercie. Pierwsze wrażenia ma pozytywne, sentyment do Milanu pozostaje.
A jakie pierwsze wrażenia po rozmowach z trenerem Klinsmannem?
– Bardzo pozytywne. Przedstawił mi plan na mnie i mam również nadzieję, że jako były napastnik swoim doświadczeniem pomoże mi się rozwijać, bo to jest najważniejsze.
Żal było opuszczać Mediolan?
– Za mną fajny rok, choć ostatnie miesiące nie były lekkie. W ciągu roku strzeliłem 16 bramek, co chyba nie jest złym wynikiem, ale losy potoczyły się tak, a nie inaczej. W Milanie zmieniają napastnika co rok i to jest chyba przyzwyczajenie niektórych osób w tym klubie. Faktem jest, że ostatnio nie strzelaliśmy bramek i ja nie byłem skuteczny. Sentyment do Milanu będę miał do końca życia. To jak mnie przyjęli na początku kibice i wszyscy w klubie, było niesamowite. Życie toczy się jednak dalej, taka jest piłka nożna.
Robert Lewandowski trafił z Mainz i wszedł do elitarnego grona zawodników, którzy strzelili minimum 150 goli w Bundeslidze dla jednego klubu.
Polski gwiazdor jest dziewiątym piłkarzem w historii, który strzelił co najmniej 150 goli w jednym klubie w Bundeslidze. W tym gronie znajduje się dwóch byłych piłkarzy Bayernu – Gerd Mueller i Karl- -Heinz Rummenigge. Nikt jednak nie dokonał tego w tak krótkim czasie. Polak potrzebował zaledwie 179 meczów. Licząc wszystkie rozgrywki w tym sezonie, Lewandowski ma już na koncie 37 goli w 34 meczach. Jeśli chodzi z kolei o klasyfikację wszech czasów Bundesligi, Polak (224 gole) wciąż ściga drugiego, Klausa Fischera, do którego traci 44 bramki.
“GAZETA WYBORCZA”
Felieton Rafała Steca o tym, dlaczego polskie kluby sprzedają piłkarzy nadal tak tanio.
Co istotne, o ile 300 goli wbitych przez napastnika w naszej tandetnej lidze nigdy nie przemówi przekonująco, bo gdzie indziej, w rozgrywkach o wyższej intensywności, ów snajper może zginąć, o tyle bramkarz wszędzie wykonuje mniej więcej tę samą robotę. I popisy Majeckiego należy uznać za miarodajne, zwłaszcza w szerszym kontekście – dorobku jego poprzedników spomiędzy legijnych słupków. Dwudziestolatek z kilkudziesięcioma występami w seniorach klubu mierzącego w trofea plus kilka bohaterskich wieczorów w europejskich pucharach (nawet jeśli mowa tylko o kwalifi kacjach) to bilans na jego pozycji spotykany dość rzadko. Stąd się bierze mój sceptycyzm co do entuzjastycznego przyjęcia transakcji, jaką zawarła Legia. „Nie wiem, czy wiesz, ale klub też musi płacić rachunki” – pouczył mnie niedawno pracownik pewnego ligowego potentata, nie tyle oświecając, ile otrzeźwiając i sprowadzając na podłogę. No tak, tzw. ekstraklasa rozwija się wolniuteńko, w meczach w Europie regularnie obrywa od biedniejszych rywali, jej samoocena i szacunek dla samej siebie stale się obniżają, wymaganie od niej czegokolwiek odłóżmy na XXII wiek.
W głównym wydaniu to tyle, w dodatku poznańskim jest za to rozmowa z Piotrem Rutkowskim. Biorąc pod uwagę, że gdy ostatnio wiceprezes Lecha pojawiał się mediach, to cytaty z niego robiły za obiekt memów, to tym razem wybrnął jak na siebie całkiem nieźle.
Jesteście w stanie wyciągnąć go zimą mimo oporu prezesa Zagłębia Artura Jankowskiego?
– Wszystko będzie zależało wyłącznie od prezesa Jankowskiego, on decyduje. Oczywiście, łatwiej byłoby go wyciągnąć z zagranicznego klubu, my z Zagłębiem gramy w tej samej lidze. Zawodnik bardzo chce do nas przyjść teraz i nie dziwię mu się. Zadeklarował, że chce grać w Lechu, a przez pół roku nie może. Chciałby grać z Lechem w europejskich pucharach, ale nie może się do tego przyczynić.
W pucharach? Czy ja dobrze usłyszałem?
– Tak, w pucharach.
Na razie nic nie wskazuje na to, by Lech miał grać w pucharach.
– Dlaczego nic nie wskazuje?
A co wskazuje – Puchar Polski? Tu Lech też jest daleko od celu.
– Ja mam na myśli ligę. Jeżeli jest się niepokonanym w ostatnich dziewięciu kolejkach i ma się stosunek bramek 16:3, jeżeli stwarza się wiele sytuacji podbramkowych, traci coraz mniej goli, to dlaczego nie możemy mówić w styczniu o grze w pucharach?
Latem tego nie mówiliście. Ani słowa o celach sportowych.
– To wynika z rozwoju wydarzeń. W czerwcu byłoby to rzucanie słów na wiatr, mamy przecież bardzo młody zespół, z wieloma nastolatkami. To nie jest kadra gotowa na to, by powiedzieć przed sezonem, że idziemy na majstra. Nowi zawodnicy musieli przejść okres aklimatyzacyjny, nie wiadomo, ile taki okres trwa. Stąd nasza wstrzemięźliwość w czerwcu. Nie wolno rzucać słów na wiatr, zwłaszcza w Poznaniu, gdzie nie mamy już wiarygodności, bo nie mamy i wiemy o tym. Krzyczenie „to teraz atak na majstra” byłoby niepoważne.
fot. FotoPyk