Ten sezon dla Napoli jest jak z koszmaru. Do oglądania pleców Juventusu Partenopei byli przyzwyczajeni, od patrzenia w górę tabeli na Hellas Verona, Cagliari czy Parmę dawno się odzwyczaili. Dlatego tak ważnym było, by dziś pokonać Juventus. Odeprzeć atak lidera i rywala odzierającego z marzeń nawet w sezonie, który Napoli kończyło mając 91 punktów. Ale dziś Neapol nie patrzy w tabelę, dziś Neapol będzie patrzył w dna kolejnych kieliszków wina świętując wiktorię nad Juventusem. Wiktorię, którą do spółki z Piotrem Zielińskim zapieczętował ukochany syn Neapolu – Lorenzo Insigne.
Jeśli ktoś spodziewał się tutaj fajerwerków jak na starcie sezonu, gdy od 3:0 dla Juve, przez 3:3 przeszliśmy do 4:3 dla zespołu z Turynu, musiał być mocno rozczarowany. Bardzo długo to spotkanie było jak taniec na polu minowym. Mało było w tym wszystkim gracji, konkretu, bardzo dużo ostrożności. Nikt nie próbował wedrzeć się pod bramkę przeciwnika jak Steven Seagal w każdym z filmów ze Stevenem Seagalem. To raczej było skradanie się na paluszkach.
Gdybyście jakimś cudem do dziś nagrywali mecze na kasety VHS i zapomnieli, że spotkanie zaczyna się o 20:45, a nie o 21:45, nie stracilibyście absolutnie nic. Na TVN-ie leciała w tym czasie nagrodzona Oscarem „Grawitacja”, to wcale nie byłby taki zły wybór.
Kto jednak przetrwał pierwszą godzinę, ten w kolejnych trzydziestu minutach odebrał swoją nagrodę. Znów – nie było tak, że działo się raz pod jedną, raz pod drugą bramką, a kibice na długiej mieli już szyje obolałe od obracania od lewej do prawej. Ale właśnie wtedy działo się wszystko to, co najistotniejsze. I najpiękniejsze w piłce, bo choć Napoli skąpane jest w tym sezonie w morzu goryczy, widać było jak ogromne znaczenie dla piłkarzy, kibiców i spikera Decibela Belliniego ma zwycięstwo nad akurat tym rywalem. Nie zliczymy, ile razy wykrzykiwał „Lorenzo!”, gdy padła druga bramka. Bardzo ładna, po zagraniu z prawej strony Fabiana Ruiza, choć i nieco szczęśliwa, bo uderzenie Włocha odbiło się jeszcze od pięty Matthijsa de Ligta i ostatecznie zmyliło Wojciecha Szczęsnego.
I wykrzykiwał zasłużenie. Bo Lorenzo Insigne nie tylko był odpowiedzialny za podwojenie prowadzenia. On po prostu zagrał fantastyczne zawody. Harował w obronie, napędzał ataki, podjął też kluczową dla losów całego spotkania decyzję o tym, by będąc kawałek od pola karnego Juve huknąć ile sił w nogach w kierunku dalszego słupka. Szczęsny odbił uderzenie, ale prosto pod nogi Piotra Zielińskiego. Ten miał już rodaka na glebie, a przed sobą pustą bramkę. Nie mogło się to skończyć inaczej niż tylko trafieniem.
I jeśli Insigne był postacią numer jeden, to Zieliński zdecydowanie zapracował sobie na drugą najwyższą notę w drużynie. Nie tylko bowiem otworzył wynik, ale też po jego akcjach rywale zarobili dwie żółte kartki. Najpierw Rodrigo Bentancur zatrzymał Polaka prącego w kierunku pola karnego. Później w pojedynku o piłkę przy linii bocznej Zieliński okazał się sprytniejszy niż Bernardeschi, co wkurzyło Włocha do tego stopnia, że wyładował złość na ciśniętej w murawę piłce. Werdykt – żółtko.
I szkoda, że podobnie nie można się dziś wypowiadać o Miliku, który zaprezentował się dość przeciętnie. Doszedł do dwóch sytuacji strzeleckich, druga w sumie zapoczątkowała akcję bramkową na 2:0, ale trudno chwalić napastnika za strzał tak nieskuteczny, że zamiast w siatce lub na rękach Szczęsnego zatrzymał się on pod nogami Fabiana Ruiza. Tuż przy linii bocznej, skąd Hiszpan dośrodkował tak dobrze w kierunku Insigne.
Napoli oczywiście nie byłoby sobą, gdyby mimo 2:0 nie sprowadziłoby sobie na głowę problemów, ale tym razem sprawiły one tylko, że końcówka była niezwykle nerwowa i że Gonzalo Higuain – gdyby lepiej trafił w piłkę – mógł przewrotką wyrównać na 2:2 w 94. minucie, wbijając kolejny już nóż w plecy fanów Napoli. A to dlatego, że kilka chwil wcześniej Ronaldo okazał się sprytniejszy od kryjącego go Di Lorenzo oraz od próbującego go jeszcze zatrzymać Alexa Mereta i trafił w ósmym spotkaniu z rzędu.
Tym piękniej ta wygrana musi smakować Napoli, że przecież poprzedziło ją sześć meczów bez wygranej u siebie. Cztery przegrane z rzędu na San Paolo. Neapol jutro bierze urlop na żądanie. Słodszej nocy może w tym mieście, w tak pełnym utrapień sezonie już po prostu nie być.
Napoli – Juventus 2:1
Zieliński 63’, Insigne 86’ – Ronaldo 90’
fot. FotoPyK