Reklama

Borussia miażdzy, a Erling Haaland podbija Bundesligę!

Jan Mazurek

Autor:Jan Mazurek

24 stycznia 2020, 23:05 • 5 min czytania 0 komentarzy

Nie będziemy bawić się w rozbudowane wstępy i próbować kogokolwiek trzymać w niepewności, bo na tę informację wszyscy czekają najbardziej: tak, to prawda, Erling Haaland podbija Bundesligę i nie bierze jeńców. Tym razem walnął dwa gole z FC Koeln w raptem pół godziny gry. Oba na luzie, oba z uśmiechem na twarzy i oba z taką łatwością, jakby rano kupował bułki w sklepie, a nie wychodził w swoim drugim meczu na boisko 1. Bundesligi. Ten dzieciak to fenomen i nikomu nie trzeba tego udowadniać. On najlepiej robi to sam. Co więcej, z przymrużeniem oka możemy dodać, że jak tak dalej pójdzie, to Robertowi Lewandowskiemu i Timo Wernerowi zaraz dojdzie groźny kandydat do walki o koronę króla strzelców…

Borussia miażdzy, a Erling Haaland podbija Bundesligę!

Ale od początku, bo Haaland ten mecz zaczął na ławce rezerwowych i wcale nie jest powiedziane, że bez niego Borussia Dortmund wyglądała gorzej. Wprost przeciwnie. Chłopaki, ubrane w czarno-żółte trykoty, bawiły się w najlepsze od pierwszej minuty. To był huragan, nawałnica, tornado w osobach przebojowej szóstki Hakimi-Brandt-Guerreiro-Hazard-Reus-Sancho. Panowie rozgrywali heavy-metalowy koncert, jak za najlepszych czasów dortmundzkiej kadencji Jurgena Kloppa, taki z całym arsenałem broni – od dośrodkowań przez klepki po prostopadłe podania.

Nie minęła nawet minuta od rozpoczęcia spotkania, jak Guerreiro już cieszył się z bramki po asyście Jadona Sancho, który swoją drogą rozgrywał naprawdę świetne zawody. Błyskotliwy, wymykający się schematom, wchodzący w dryblingi, grający dwójkowe akcje z Reusem, tak jakby wychowywali się razem na boisku od kołyski. To perełka. Już w tym momencie sezonu, po zaledwie osiemnastu meczach, ma na swoim koncie 12 bramek i 12 asyst, bo do kluczowego podania przy wspomnianej otwierającej bramce, dołożył jeszcze trafienie chwilę po przerwie.

To BVB naprawdę imponowało. W pierwszej połowie meczu przyjezdni nie istnieli. Wyglądali, jak grupa bezradnie wyselekcjonowanych wczasowiczów, których ktoś omyłkowo wpuścił przed wypełnione, rozgrzane trybuny i naprzeciw zespołowi, którzy rozkręcał się z każdą kolejną sekundą. Jeśli chcielibyśmy powiedzieć coś sensownego o grzej zawodników z Kolonii na tym etapie meczu, to najchętniej i najcelniej powiedzielibyśmy, że nie mamy nic do powiedzenia. Po prostu, myślami, głowami, sercem i nogi zostali w szatni.

A piłkarze Luciana Favre’a absolutnie nic sobie z tej indolencji rywali nie robili. Sposób, w jaki wychodzili spod pressingu naprawdę imponował. Krótkie, bardzo szybkie podania w trójkątach na małej przestrzeni, ciągły ruch, brak przestojów, dynamiczne przyspieszenia i kolejne wypracowane, mądre, przemyślane akcje. To była piłka wysokiej klasy.

Reklama

Jak za starych czasów grał Mats Hummels. Bezbłędnie w defensywie, inteligentnie odpychający rywali w pojedynkach powietrznych, robiący przewagę w polu karnym Koeln przy stałych fragmentach gry (o mały włos nie strzeliłby ładnego gola, ale piłka obiła poprzeczkę) i przede wszystkim kapitalny w wyprowadzaniu piłki. Jego crossowe, wymierzone, kilkudziesięciometrowe podanie do Marco Reusa przy bramce na 2:0 to coś, co na pewno znajdzie się w kompilacji najlepszych zagrać niemieckiego stopera, kiedy ten skończy swoją wspaniałą karierę. Palce lizać.

Całe spotkanie rozegrał też Łukasz Piszczek. I tak, jak na początku meczu był jeszcze aktywny, tak z każdą kolejną chwilą jego rola się marginalizowała. Zdaje się, że spośród całej wesołej brygady w żółtych koszulkach on był najgorszy na boisku. Nie piszemy tego złośliwie, nie zamierzamy go krytykować, bo prezentował się bardzo przyzwoicie i nie popełniał głupich błędów, ale po prostu cały zespół zagrał tak świetne zawody, że polski defensor w ogóle nie rzucał się w oczy.

Za to w oczy rzucał się Erling Haaland. Wszedł po godzinie gry, nabuzowany, wyluzowany, machający przyjaźnie kibicom Borussii w swoim debiucie na Westfalenstadion, gdzie wszyscy czekali na jego popis. Zaczął od wypracowania sobie dobrej sytuacji, z której nic nie wynikło, potem rozegrał fajną dwójkową akcję z Jadonem Sancho i na chwilę zniknął. Szlajał się po boisku, sondował, szukał sobie miejsca, ale fakty są takie, że przez dobre dziesięć minut nie zdziałał absolutnie nic, aż… przypomniał o sobie w najlepszy możliwy sposób. Borussia napierała na bramkę Timo Horna, piłka plątała się w polu karnym, żeby w końcu trafić pod nogi tego, który już doskonale wiedział, co z nią zrobić.

Minęła trochę czasu, emocje już opadły, ale temu dalej było mało. Norweg dostał długie podanie z głębi pola od Dahouda, wydawało się, że jest za mocne i nie zdoła do niego dojść, ale on raz, że uprzedził Horna, dwa, że dopadł do futbolówki przed linią końcową, a trzy, że z bardzo ostrego kąta na pełnym spokoju wpakował piłkę do siatki Koeln, ustalając wynik na 5:1.

I nic z tego, że goście w drugiej połowie się rozkręcili, że Uth wpakował naprawdę ładną bramkę, że Roman Burki musiał się trochę napracować i piłka kilka razy wypadała mu z rąk. Nic też z tego, że Sancho z Reusem mogli mieć w duecie po trzy bramki i trzy asyst na koncie, ale w niektórych sytuacjach zachowywali się zbyt nonszalancko. Nic z tego, że Hakimi dwa razy tak przydzwonił z prawej nogi na dalszy róg bramki ekipy z Kolonii, że mógł mieć na koncie dwa gole z typu stadiony świata, ale akurat dziś szczęście mu nie sprzyjało i nic z tego nie wyszło. Nic z tego wszystko, bo z tego meczu zapamiętamy głównie to, że Erling Haaland strzelił swoją czwartą i piątą bramkę w 1. Bundeslidze, w której na razie rozegrał raptem 59 minut. Bramka raz na 12 minut. Wow. Imponujące. Tak, na naszych oczach, rodzi się nowa gwiazda światowego futbolu.

Borussia Dortmund 5:1 FC Koeln

Reklama

Guerreiro 1′, Reus 29′, Sancho 48′, Haaland 77′, 87′ – Uth 64′

Fot. Newspix

Urodzony w 2000 roku. Jeśli dożyje 101 lat, będzie żył w trzech wiekach. Od 2019 roku na Weszło. Sensem życia jest rozmawianie z ludźmi i zadawanie pytań. Jego ulubionymi formami dziennikarskimi są wywiad i reportaż, którym lubi nadawać eksperymentalną formę. Czyta około stu książek rocznie. Za niedoścignione wzory uznaje mistrzów i klasyków gatunku - Ryszarda Kapuscińskiego, Krzysztofa Kąkolewskiego, Toma Wolfe czy Huntera S. Thompsona. Piłka nożna bezgranicznie go fascynuje, ale jeszcze ciekawsza jest jej otoczka, przede wszystkim możliwość opowiadania o problemach świata za jej pośrednictwem.

Rozwiń

Najnowsze

Ekstraklasa

Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Bartosz Lodko
0
Dobra wiadomość dla trenera Kolendowicza. Podstawowy zawodnik wraca do gry

Niemcy

Anglia

Brat sławnego brata na radarze Borussii. “Klub utrzymuje kontakt z rodziną”

Antoni Figlewicz
5
Brat sławnego brata na radarze Borussii. “Klub utrzymuje kontakt z rodziną”

Komentarze

0 komentarzy

Loading...