Leicester szarpało. Leicester próbowało. Leicester wyszło nawet na prowadzenie za sprawą fenomenalnie dysponowanego Jamie’ego Vardy’ego. Leicester zagrało przyzwoite spotkanie. Ale stara piłkarska prawda mówi, że gra się tak, jak przeciwnik pozwala. Przyzwoita postawa to było dzisiaj o wiele, o wiele za mało na znakomity Manchester City. Drużyna Pepa Guardioli funkcjonowała na najwyższych obrotach. Ewidentnie postanowiła przypomnieć ambitnym rywalom, że wyścig o mistrzostwo Anglii to wciąż jest wewnętrzna rywalizacja „Obywateli” oraz Liverpoolu. I niech żadna trzecia siła sobie tutaj za wiele nie obiecuje.
To było prawdziwe spotkanie na szczycie Premier League. Po siedemnastu ligowych kolejkach drużyna Leicester City zajmowała bowiem drugie miejsce w tabeli, a Manchester City – co dla kibiców tego klubu na pewno stanowi spore rozczarowanie – plasował się na trzeciej lokacie. I dzisiejsze starcie tego stanu rzeczy nie zmieniło, bo zmienić nie mogło. „Lisy” pozostają wiceliderami, z dziesięciopunktową stratą do prowadzącego Liverpoolu. Niemniej – bezpośrednie spotkanie tych zespołów dość dobitnie pokazało, że minie jeszcze sporo czasu, nim podopieczni Brendana Rodgersa będą ekipą na tyle mocną, by postawić się świetnie dysponowanym The Citizens. Na Etihad Stadium padł wynik 3:1 i jest to w gruncie rzeczy rezultat, który dość trafnie oddaje przebieg gry. Gospodarze byli naprawdę świetni. Zaznaczali swoją wyższość w każdym elemencie gry.
Deklasacja to chyba troszkę za dużo słowo, ale momentami przewaga City była naprawdę przytłaczająco.
Co tym bardziej imponujące, że Leicester – po pierwsze – jest cholernie mocną drużyną, a po drugie – miało swój pomysł na ten mecz. Jednak już pierwsze minuty spotkania udowodniły, że to Manchester poukłada sobie spotkanie po swojemu. Gospodarze natychmiast przejęli inicjatywę i kolejnymi atakami zaczęli spychać oponentów do coraz głębszej defensywy. Ale w 22. minucie dali się zaskoczyć. Do kapitalnej prostopadłej piłki ruszył szybki jak strzała Jamie Vardy, który bez problemu objechał Fernandinho. Brazylijczyk na tle rozpędzonego Anglika swoją zwrotnością przypominał lodołamacz. Vardy włączył takie turbodoładowanie, że z wyjściem z bramki nie zdążył nawet Ederson – golkiper City nieco za długo został w blokach i w efekcie napastnik Leicester znalazł miejsce, by przerzucić nad nim piłkę gustowną podcineczką.
Z tej perspektywy możemy już ocenić, że to był kulminacyjny moment spotkania – goście ewidentnie nastawili się dziś na tego rodzaju kontrataki i dopięli swego, obejmując prowadzenie pomimo przytłaczającej przewagi rywali. Nie mieli jednak pomysłu, jak ten korzystny wynik utrzymać. Po prostu nie potrafili odepchnąć The Citizens od swojego pola karnego na dłużej niż kilkanaście, góra kilkadziesiąt sekund.
Efekt? Już po kilku minutach wyrównał Riyad Mahrez, korzystając na szczęśliwym rykoszecie, który kompletnie zmylił Kaspera Schmeichela. Kwadrans później było już 2:1, gdy rzut karny wywalczony przez Raheema Sterlinga wykorzystał Ilkay Guendogan.
I to był właściwie koniec Leicester City w dzisiejszym meczu. Kiedy szala zwycięstwa przechyliła się na korzyść gospodarzy, przyjezdni nie mieli już żadnej koncepcji na odwrócenie losów spotkania. W drugiej połowie Gabriel Jesus ustalił wynik na 3:1, a tych goli mogło być nawet więcej. Statystyki mówią tutaj same za siebie. W całym meczu The Citizens oddali aż 23 strzały, przy pięciu strzeleckich próbach ze strony Leicester. Po przerwie w uderzeniach na bramkę było 10:1 dla „Obywateli”. Ani jedno uderzenie nie trafiło w światło bramki strzeżonej przez Edersona.
Na osobny akapit zasłużył jednak główny bohater dzisiejszego starcia. Kevin De Bruyne prezentuje ostatnimi czasy nieziemską formę i dzisiaj znowu pokazał to na boisku. Sposób w jaki Belg rozgrywa akcje, przyspiesza je otwierającymi podaniami i dryblingami – można się tylko zachwycać. Przy golu zamykającym wynik De Bruyne zanotował już jedenastą asystę w sezonie. A przy tym widać, że jest też niesamowicie mocny mentalnie. Żyje meczem, podkręca kibiców, opieprza arbitra. To naprawdę nie jest przesada – jeżeli tak grające Belg zdobędzie w 2020 roku trofea z Manchesterem City i reprezentacją, trzeba go będzie traktować jako poważnego kandydata do Złotej Piłki. Nawet kiedy cała ofensywa „Obywateli” wygląda wspaniale, to on prezentuje się jeszcze wspanialej niż partnerzy.
Co tu dużo mówić – z takim De Bruyne i z takich Manchesterem City ekipa „Lisów” po prostu nie miała dziś szans.
MANCHESTER CITY 3:1 LEICESTER CITY
R. Mahrez 30′, I. Guendogan 44′, G. Jesus 69′ – J. Vardy 22′
fot. NewsPix.pl