Geniusz i autokrata – chyba w ten sposób można krótko i treściwie opisać szkoleniowca, który – według doniesień świetnie poinformowanego „Bilda” – ma wyciągnąć AC Milan z przedłużającej się zapaści. Ralf Rangnick, bo o nim mowa, to nie jest facet łatwy we współpracy. Ale kiedy wręczy się mu odpowiednie narzędzia i pokornie schyli głowę, słuchając jego poleceń, Niemiec naprawdę potrafi dokonywać rzeczy wielkich. Jest śmiałym, błyskotliwym wizjonerem. Jednak, jak większość wizjonerów, jest również człowiekiem wyjątkowo kapryśnym i drażliwym na swoim punkcie. Jego przygoda z Mediolanem może zatem równie dobrze zakończyć się odrodzeniem wielkiego klubu, jak i pogłębieniem kryzysu Rossonerich.
Obecnie mediolańską drużynę prowadzi Stefano Pioli, który zastąpił na tym stanowisku Marco Giampaolo po kompletnie nieudanym starcie sezonu. Według informacji „Bilda”, władze klubu wciąż są jednak niezadowolone z wyników i stylu gry zespołu. Więc wielce prawdopodobna jest jeszcze jedna zmiana na stanowisku trenera. Ale tym razem byłaby to już zmiana iście rewolucyjna. Pioli – przy cały szacunku dla niego – to po prostu trener. Dziś jest, jutro go nie ma. Rangnick to już inna historia. Zatrudnienie tego faceta odciska piętno na klubie.
Według wstępnych pogłosek, 61-letni Niemiec miałby swoją mediolańską misję rozpocząć po nowym roku, od funkcji konsultanta. Trudno powiedzieć, jaki byłby właściwie zakres jego obowiązków w tej nietypowej roli. Nie chcielibyśmy zresztą znajdować się w skórze trenera Milanu, zwłaszcza jeżeli pozostałby nim Pioli, w naturalny sposób wiążący z pracą na San Siro jakieś swoje marzenia i ambicje. Włoch byłby zmuszony do funkcjonowania w jakimś dziwacznym układzie, robiąc w zasadzie za paprotkę. Tak czy owak – pół roku tych konsultacji to ma być dla Rangnicka czas, by nauczyć się języka włoskiego, zrozumieć świat calcio, zdiagnozować problemy klubu i przedstawić plan naprawczy Milanu. W sezonie 2020/21 niemiecki szkoleniowiec chwyciłby już za stery, obejmując jednocześnie dwie posady – trenera i dyrektora sportowego.
Można się tylko domyślać, jak fascynujące musi to być wyzwanie dla takiego gościa jak Rangnick. Pełna kontrola nad czysto sportowymi aspektami funkcjonowania tak olbrzymiego klubu jak Milan. Przypomnijmy fragment naszego tekstu o Ralfie:
„Zaczęło się bowiem od tego, że miał przyjaciół na Półwyspie Apenińskim, którzy notorycznie, na jego prośbę, wysyłali mu kasety VHS z nagranymi meczami wielkiego Milanu dowodzonego przez Arrigo Sacchiego. Niemiec wnikliwie analizował sposób gry zespołu z San Siro, a gdy pewnego lata ruszył na wakacje do Włoch, okazało się, że za rogiem trenuje zespół US Foggia. A że rzeczoną Foggię prowadził wówczas Zdenek Zeman, który najbardziej w piłce ceni ofensywną, pełną polotu i ambicji grę, to epilog tej historii można przewidzieć. Rangnick dzień w dzień łaził obserwować treningi tej drużyny i skrzętnie notował swoje wnioski. Był pod ogromnym wrażeniem tego, że futbol na poziomie profesjonalnym może przypominać futbol amatorski, znany nam z podwórek, pastwisk, gdzie między zbitymi z desek bramkami biega się z wywieszonym jęzorem bez wytchnienia. – Wakacje w Tyrolu Południowym były dla mnie magiczne. Każde popołudnie spędzałem na boisku analizując ruchy, ustawienie, schematy. Jedyną osobą rozczarowaną takim stanem rzeczy była moja żona – wspomina”.
Piękne, prawda? Przed dekadami Rangnick fascynował się wielkim Milanem, a teraz sam ma okazję pchnąć klub z powrotem na tory wiodące ku wielkości. Trzeba jednak natychmiast zaznaczyć, że współpraca z Niemcem to nie jest wcale gwarancja sukcesu. Żaden z niego trenerski Midas – nie wszystko, czego się Rangnick dotknął zamienione zostało w złoto. Miewał gorsze momenty. Bywało, że jego charakter stawał się nieznośny dla otoczenia. A niekiedy sam Niemiec uginał się pod presją, jaką na siebie nałożył. Wypalił się psychicznie.
Jego największy sukcesy przypadają oczywiście na lata spędzone w Hoffenheim i RB Lipsk. Tę pierwszą drużynę Rangnick w brawurowym stylu wprowadził do Bundesligi i niewiele brakowało, a wziąłby niemiecką ekstraklasę szturmem, włączając się do mistrzowskiego wyścigu zaraz po awansie. Ostatecznie beniaminek spuchł wiosną i skończył sezon na siódmej lokacie, ale w pierwszej części sezonu zawodnicy Hoffenheim naprawdę zadziwiali piłkarskie Niemcy swoją doskonała postawą. Bez wątpienia tamte miesiące rozsławiły nazwisko Rangnicka za naszą zachodnią granicą.
Tym bardziej zaskakujące, że drogi trenera i włodarzy Die Kraichgauer gwałtownie się rozeszły.
„Pewnej zimy do klubu przyszedł faks z Bayernu Monachium z ofertą za Luiza Gustavo. Rangnick Brazylijczyka niezwykle cenił i za żadne skarby oddać do klubu z Bawarii nie chciał. Inne zdanie miał na ten temat właściciel klubu – uznał że leżące na stole siedemnaście milionów euro piechotą nie chodzi i skoro taka oferta się trafia, to trzeba z niej skorzystać. Ralf był nieugięty – zapowiadał nawet, że odejdzie jeśli bez jego zgody piłkarz zmieni barwy klubowe, ale i trudno było mu naiwnie wierzyć. Odejdzie, bo sprzedali mu piłkarza? Przecież ma kilkunastu innych, a i jakaś alternatywa się znajdzie. No i nie uwierzyli. A Rangnicka kilka godzin później w klubie już nie było.
Co jak co, ale trzeba mu oddać, że z przytupem pokazał wówczas kto rządzi. Jasne, prezes łożył sporą kasę na utrzymanie klubu, ale bez rangnickowego know-how nie byłoby Hoffenheim w tym samym miejscu. – Pomogłem temu klubowi. Ściągałem nieznanych jak dotąd piłkarzy, których wartość szybko rosła. Nie można jednak pracować w takich warunkach, że twój najlepszy piłkarz odchodzi do głównego konkurenta w lidze. Nawet jeśli ekonomicznie ten interes się opłacał, to na pewno nie w dłuższej perspektywie”.
Kadencja Rangnicka w Hoffenheim przypada na lata 2006 – 2011, ale warto odświeżyć tę historię w kontekście plotek o objęciu Milanu. Niemiec naprawdę nie daje sobie w kaszę dmuchać. Jeżeli w Mediolanie chcą uczynić z niego fundament pod przebudowę klubu, muszą się z tym liczyć, bo inaczej cały projekt szlag trafi i dojdzie do eksplozji.
A jeśli 61-latek otrzyma rzeczywiście pełnię władzy i stuprocentowe zaufanie właścicieli klubu? Cóż – do czego jest zdolny, możemy zaobserwować na podstawie największych piłkarskich projektów Red Bulla. W pewnym momencie Rangnick pełnił jednocześnie rolę dyrektora sportowego klubów z Salzburga i Lipska. Potem przeniósł już swoją wiedzę i zaangażowanie na niemiecki klub. Jego rola się zmieniała – niekiedy koordynował wszystko z dyrektorskiego gabinetu, czasami powracał na ławkę trenerską. W sezonie 2018/19 poprowadził Lipsk do trzeciego miejsca w Bundeslidze. Dzisiaj ta drużyna jest już w oczach wielu ekspertów głównym faworytem do zdobycia mistrzowskiej patery. Proces budowy potęgi klubu trochę potrwał, ale nie zapominajmy, że Rangnick w Lipsku startował z zupełnie innego punktu, niż wystartowałby w Milanie. Z drugiej strony – w Mediolanie przyjdzie się Ralfowi zetknąć z drużyną o potężnej historii. San Siro to na pewno nie jest miejsce, gdzie można wejść jak do siebie i porozstawiać wszystkich po kątach. Czym innym jest budowanie klubu od zera, a czym innym odrestaurowanie już istniejącej drużyny. Wbrew pozorom, to drugie zadanie wymaga znacznie więcej ostrożności.
Ostatnio Niemiec odpowiadał za rozwijanie redbullowskich projektów za oceanem. Mówiło się nawet, że został tam niejako zesłany dla świętego spokoju, bo w Europie wszyscy mieli już dość jego autorytarnych metod. W mediolańskim klubie Rangnick ze swoim usposobieniem i wiedzą na temat budowania zespołu stanowiłby jednak niezbędny powiew świeżości. Nie od dziś bowiem wiadomo, że głównym problemem Rossonerich nie jest wcale ten czy inny trener, tylko ludzie, którzy decydują o zatrudnianiu kolejnych szkoleniowców czy zawodników.
Kadra Milanu stanowi zlepek piłkarzy sprowadzonych na San Siro za pieniądze, jakich nigdy nie byli i nie będą warci.
Tymczasem Rangnick o polityce transferowej Lipska mówił tak: – Mamy jasno określoną filozofię. Po awansie do Ligi Mistrzów możemy sprowadzić jednego piłkarza za około 20 milionów. Transfery za 40 milionów i więcej euro nie mają sensu, gdyż później będzie trzeba tyle samo płacić za pensję zawodnika. Nie zamierzamy niszczyć naszej struktury płacowej.
Cóż – jeżeli plotki się potwierdzą, przed klubem Krzysztofa Piątka naprawdę ekscytujący czas. Jedno jest pewne – jeżeli nawet taki gość jak Rangnick nie zdoła podźwignąć Milanu z kolan, to chyba już nikt sobie z mediolańskim klubem nie poradzi.
fot. NewsPix.pl