“Robert Lewandowski to najlepsza dziewiątka świata” – takie stwierdzenia często wypływały tej jesieni z ust ekspertów piłkarskich nie tylko w Polsce i w Niemczech, ale generalnie w całej Europie. Środkowy napastnik Bayernu Monachium na starcie sezonu 2019/20 wrzucił piąty, a może i nawet szósty bieg, tłukąc brameczki jak opętany. Szesnaście goli ustrzelonych w Bundeslidze, do tego dziesięć trafień w Lidze Mistrzów – niesamowity dorobek jak na połowę grudnia. Dlatego tym bardziej musi imponować, że jest w niemieckiej ekstraklasie ktoś, kto potrafi dotrzymać kroku tak dysponowanemu Polakowi. Inny, młodszy o osiem lat super-strzelec. Jeszcze nie tak doskonały w wielu elementach gry, rzadziej błyszczący w europejskich rozgrywkach. Niemniej – terroryzujący obrońców w Bundeslidze właściwie w takim samym stopniu jak “Lewy”.
Robert do siatki w meczach ligowych trafia średnio co 77 minut, a Timo Werner, bo o nim mowa, jest od “Lewego” gorszy pod tym względem tylko o minutkę.
Snajper RB Lipsk po czternastu ligowych kolejkach ma na swoim koncie piętnaście goli. Zaledwie jednego mniej niż Lewandowski, nazywany jako się rzekło – nie bez podstaw zresztą – najlepszym obecnie napastnikiem Starego Kontynentu. Wyścig o die Torjägerkanone, słynną armatkę wręczaną królowi strzelców Bundesligi, może być zatem w bieżących rozgrywkach bardziej pasjonujący niż się na pierwszy rzut oka wydawało. – Nie da się strzelać lepiej od Timo – powiedział kilka tygodni temu w rozmowie z “Bildem” szkoleniowiec Lipska, Julian Nagelsmann. Sam Werner jest znacznie skromniejszy: – Lewandowski to nie moja kategoria. On chodzi w tej wadze co Ronaldo i Messi.
Polak najlepszym strzelcem niemieckiej ekstraklasy zostawał już czterokrotnie. Wie, jak to smakuje. Z kolei 23-letni Niemiec nigdy dotąd tego zaszczytu nie dostąpił. Większy głód nagród jest zatem – przynajmniej w teorii – po stronie zawodnika z Lipska. Choć z drugiej strony – czy można być bardziej pazernym na gole niż LewanTORski?
NAJLEPSI WEDŁUG “KICKERA”
Werner, trzeba mu to przyznać, w ostatnich pięciu meczach ligowych rozszalał się na całego. Zdobył aż dziewięć bramek, co przełożyło się na pięć kolejnych zwycięstw jego zespołu. Ta kapitalna passa pozwoliła ambitnej ekipie “Byków” wskoczyć na drugie miejsce w tabeli Bundesligi. Nieco niespodziewanym liderem rozgrywek pozostaje Borussia Moenchengladbach, która ma na koncie 31 punktów. Depczący jej już po piętach Lipsk zdobył dotychczas 30 oczek, a trzecia w stawce Borussia Dortmund – 26. Z kolei Bayern, który przegrał dwa ostatnie mecze, osunął się na siódmą pozycję w tabeli i traci do lidera już siedem punktów. Nie bez znaczenia była tutaj skuteczność Lewandowskiego, a raczej jej brak – Polak nie zdobył ani jednej bramki w trzech ostatnich meczach ligowych, choć wcześniej strzelał przynajmniej jednego gola w jedenastu spotkaniach z rzędu. Jego rozregulowany celownik momentalnie przełożył się na dwie bolesne wpadki Bawarczyków. Których z pewnością można było uniknąć, gdyby “Lewy” nie spuścił nieco z tonu.
Dziennikarze “Kickera” za przegrane mecze z Bayerem Leverkusen (1:2) i Borussią Moenchengladbach (1:2) przyznały Lewandowskiemu dość kiepskie noty, odpowiednio: 4 i 3,5. W poprzednich dwunastu występach ligowych Polak ani razu nie został oceniony na marną czwórkę. Snajper Bayernu wciąż pozostaje najwyżej ocenianym piłkarzem w Bundeslidze, ze średnią notą 2,46. Nie jest już jednak samodzielnym liderem tej klasyfikacji. Identyczną średnią ocen może się bowiem wylegitymować – a jakże! – Timo Werner.
LEWANDOWSKI STRZELI OTWIERAJĄCEGO GOLA WERDEROWI? KURS: 2.50 W ETOTO!
Inna sprawa, że jeżeli spojrzeć na całą ekipę RB Lipska, to średnia ocen jej zawodników wynosi w tym momencie 3,05. To zdecydowanie najlepszy wynik w całej lidze. Występy zawodników Bayernu były dotychczas wyceniane przez “Kickera” słabiej, średnio wychodzi nota 3,30.
Wniosek jest prosty – Lewandowski wyróżnia się na tle gorzej funkcjonującego zespołu.
– Drużyna jest za bardzo uzależniona od Lewandowskiego – narzekał ostatnio Steffan Effenberg, dawny gwiazdor Bundesligi i reprezentacji Niemiec. Jego zdaniem gorsze występy Polaka to naturalna konsekwencja niedostatecznego wsparcia ze strony pozostałych ofensywnych gwiazd Bayernu. – Najgorsze jest to, że w kadrze znowu nie ma dla niego zmiennika. Na ławce brakuje piłkarza, który mógłby wejść na boisko w końcówce meczu i strzelić decydującego gola.
Jest w tym spostrzeżeniu sporo racji, bez dwóch zdań. W ostatniej kolejce Champions League trener Hans-Dieter Flick – od kilku tygodni dowodzący bawarską drużyną, wcześniej współpracownik Niko Kovaca – zadecydował, że Lewandowski potrzebuje odpoczynku. Polski napastnik w ogóle nie pojawił się na boisku w starciu z Tottenhamem, a tercet ofensywny Bayernu stworzyli Kingsley Coman, Serge Gnabry oraz Ivan Perisić. Żaden z nich nie jest rzecz jasna nominalnie środkowym napastnikiem. Dopiero w końcówce spotkania na murawie zameldował się Joshua Zirkzee – osiemnastoletni Holender, ściągnięty do Bayernu w 2017 roku z Feyenoordu Rotterdam.
Zirkzee to zresztą ciekawa postać – już przed rokiem uczestniczył w treningach pierwszego zespołu Bayernu, opowiadał o swojej fascynacji postacią Arjena Robbena. Grywał nawet w wakacyjnych sparingach klubu, wpisał się na listę strzelców w starciu z Paris Saint-Germain. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że to olbrzymi talent. Niemniej – trochę wody jeszcze zdąży upłynąć w rzece Izara, nim ten chłopak stanie się pełnowartościową alternatywą dla Lewandowskiego.
A przecież Bayern w poprzednim okienku transferowym mógł stosunkowo tanim kosztem ściągnąć do Monachium znacznie poważniejszego konkurenta dla Polaka. Czyli – tak jest, Timo Wernera.
WĄŻ W BAWARSKIEJ KIESZENI
Kwestia braku zmiennika dla Roberta Lewandowskiego to temat w Bayernie wałkowany całymi latami. Ta dyskusja przetaczała się już wielokrotnie przez niemieckie media, zwykle powraca ona zresztą do przestrzeni publicznej w podobnych okolicznościach. Schemat jest mniej więcej taki: Lewandowski strzela jak na zawołanie przez kilka tygodni z rzędu, aż wreszcie dopada go lekki dołek formy. Eksperci sugerują, że Polak po prostu potrzebuje wytchnienia, bo ciąży na nim za duża odpowiedzialność za wyniki zespołu. Ale “Lewy” wytchnąć za bardzo nie może, ponieważ nie ma go kim zastąpić. Drużyna potrzebuje klasowej dziewiątki, a taka w zespole jest tylko jedna. Więc eksperci żarliwie apelują, by Bayern wreszcie rozejrzał się za drugim napastnikiem z prawdziwego zdarzenia. Tymczasem Lewandowski się odblokowuje i powraca do regularnego strzelania, więc wszyscy zapominają o jego ewentualnym zmienniku. Aż przychodzi dołek formy, a wtedy eksperci… No, tak się właśnie żyje w tym Monachium.
“Lewy” trafił do stolicy Bawarii przed sezonem 2014/15. Tak naprawdę nigdy nie spotkał w klubie zawodnika, o którym można było z czystym sumieniem powiedzieć, że jest postacią na tyle mocną, by realnie powalczyć z Polakiem o wyjściowy skład w monachijskiej drużynie. Układ był i pozostaje jasny: Lewandowski to numer jeden w układance trenera, ktokolwiek by akurat Bayernu nie prowadził.
Jeżeli wyłączyć z wyliczanki graczy, którzy nigdy na poważnie się nie przebili do pierwszej drużyny Bayernu, no i pominąć osobę Thomasa Muellera, którego klasyczną dziewiątką nazwać zdecydowanie nie można, typowymi zmiennikami Lewandowskiego byli właściwie tylko podstarzały Claudio Pizarro oraz Sandro Wagner. Oczywiście szkoleniowcy szukali różnych rozwiązań – kiedy już naprawdę trzeba było dać “Lewemu” chwilę oddechu, miejsce na szpicy zajmował najczęściej wspomniany Mueller, fałszywym napastnikiem bywał z rzadka Mario Goetze, ewentualnie któryś ze skrzydłowych. Generalnie jednak nie ma przypadku w tym, jak rzadko Lewandowski dostaje wolne. W sezonie 2014/15 rozegrał dla Bayernu 4003 minuty (trzeci wynik w zespole). W kolejnych rozgrywkach 4237 minut (drugi wynik, tylko za Neuerem), potem 4021 minut (najwięcej w klubie). W sezonie 2017/18 Polak spędził w koszulce FCB 3757 minut (trzeci wynik), a w poprzednich rozgrywkach 4179 minut (drugi wynik w zespole).
Niekwestionowania hegemonia, którą na pewno nieco zaburzyłoby zatrudnienie takiego gościa jak Werner, który już od trzech sezonów regularnie melduje się w czołówce klasyfikacji strzelców Bundesligi.
RB LIPSK POKONA DZISIAJ NA WYJEŹDZIE FORTUNĘ DUSSELDORF? KURS: 1.43 W ETOTO!
Kupienie napastnika Lipska wpisywałoby się rzecz jasna w transferowe tradycje Bayernu. Zdarzało się oczywiście w XXI wieku, że Bayern szukał nowej strzelby poza granicami Niemiec – 103 gole dla bawarskiej drużyny zdobył choćby Roy Makaay, ściągnięty z Deportivo La Coruña. Królem strzelców Bundesligi w 2008 roku został natomiast Luca Toni, wykupiony przez Bayern z włoskiej Fiorentiny. Co do zasady jednak działacze monachijskiego klubu nie lubią zbyt dalekich wypraw na transferowe łowy. Claudio Pizarro i Miroslav Klose trafiali do klubu z Werderu Brema, Giovanne Elber i Mario Gomez zostali wyciągnięci z VfB Stuttgart. Mario Mandżukić przed Bayernem był piłkarzem Wolfsburga, z kolei Ivica Olić grał dla Hamburgera SV. I tak dalej, i tak dalej. Przygody Lewandowskiego z Borussią Dortmund nie trzeba chyba nikomu przypominać.
W tym sensie transfer Wernera idealnie wpisałby się w filozofię, która od lat (albo i całych dekad) towarzyszy włodarzom Bayernu. Do transakcji jednak nie doszło, o czym szeroko rozpisywał się ostatnio “Kicker”, a jeszcze wcześniej “Bild”. – To być może największy błąd, popełniony w ostatnich latach przez ludzi odpowiedzialnych za transfery Bayernu – dowodzi Karlheinz Wild.
– Osoba Wernera była analizowana przez klub przy tworzeniu planów na sezon 2019/20. Zastanawiano się, czy zawodnik grający w takim stylu będzie pasował do zespołu. Czy Werner miałby dość miejsca, by wykorzystywać swoją szybkość, skoro Bayern to drużyna skoncentrowana przede wszystkim na ataku pozycyjnym i to się w najbliższym czasie nie zmieni? Nazwisko Wernera było mimo wszystko przedmiotem wielu dyskusji w gabinetach obiektu przy Säbener Strasse. Rozmowy z samym piłkarzem dotarły do zaawansowanego etapu, a Bayern mógł mieć go u siebie za zaledwie 25 milionów euro. Ostateczna decyzja jednak nie zapadła, a Werner, którego umowa wygasła w 2020 roku, przedłużył kontakt z Lipskiem o kolejne trzy lata. Napastnik przede wszystkim liczył na owocną współpracę z Julianem Nagelsmannem – jak widać słusznie, patrząc na jego wyczyny w tym sezonie. Tymczasem w Bayernie coraz częściej słychać wyrazy żalu, że negocjacji z Wernerem nie udało się doprowadzić do końca – napisał publicysta.
25 milionów euro – w dzisiejszych realiach rynku transferowego to brzmi jak promocja. Mówimy o piłkarzu 23-letnim, a zatem dopiero wchodzącym w swój sportowy prime-time, a jednocześnie niezwykle doświadczonym. Werner ma już przecież na koncie sześć pełnych sezonów w Bundeslidze. Według niemieckich dziennikarzy – zresztą wbrew ich własnym, wcześniejszym doniesieniom – w kieszeni działaczy Bayernu zasyczał jednak wąż. Zamiast brać Wernera od razu za 25 baniek, Bawarczycy chcieli go zgarnąć za rok, już jak wolnego zawodnika. W tym przypadku okazało się jednak, że chytry dwa razy traci.
– Byłem niezwykle zdziwiony, że tego transferu nie udało się dopiąć – komentował Lothar Matthäus, legenda niemieckiej piłki. – Werner to jeden z najlepszych niemieckich napastników, był dość tani. Daje jakość na wielu pozycjach, wciąż się rozwija. To błąd, że Bayern odchodzi od swojej filozofii kupowania niemieckich piłkarzy. Trzeba utrzymywać coś, co nazywam “genem Bayernu”.
Werner z kontraktem wygasającym w 2023 roku z miejsca stał się wart znacznie więcej niż wcześniej. Podobno w nowej umowie została zawarta klauzula odstępnego. Jak wysoka? Doniesienia dziennikarzy są sprzeczne. Chodzi o kilkadziesiąt milionów euro. Jeden rabin powie, że około trzydziestu, a inny, że sześćdziesięciu. Cała historia jest ogólnie dość zagmatwana i pełna rozmaitych sprzeczności. Jeszcze wiosną tego roku, a tym bardziej podczas letniego okienka transferowego, wydawało się wręcz pewne, że niemiecki napastnik prędzej czy później wyląduje w Monachium. Informowano nawet, że agent zawodnika jest już dogadany z Bayernem i jeżeli kluby nie dogadają się odnośnie kwoty odstępnego, to przeprowadzka Wernera na Allianz Arenę zostanie po prostu odwleczona w czasie, ale najpóźniej latem 2020 roku na pewno dojdzie do skutku. – Chcemy, by Timo pozostał u nas na dłużej, ale piłkarz wysłał nam jasny sygnał, że raczej się na to nie zdecyduje – w kwietniu informował Oliver Mintzlaff, dyrektor wykonawczy RB Lipsk. Sprawę szeroko komentował i potwierdzał Christian Falk, uznawany za dziennikarza najlepiej poinformowanego w sprawach Bayernu.
Ostatecznie jednak sprawa się rypła, a bliski bawarskiemu klubowi “Bild” zmienił front. Przed wrześniowym starciem Bayernu z “Bykami” dziennik poinformował, że – jeżeli chodzi o wierchuszkę monachijskiej ekipy – tylko Uli Hoeness był zwolennikiem ściągnięcia Wernera. Karl-Heinz Rummenigge i Hasan Salihamidzić mieli wyrazić swój sprzeciw. Również Niko Kovac nie był ponoć przekonany, czy napastnik Lipska dopasuje się zespołu. Więc Timo w końcu się zniecierpliwił i przedłużył umowę z dotychczasowym klubem.
Czyżby sprawa rozbiła się zatem o kwestie czysto piłkarskie?
KWESTIA STYLU
Cóż – trzeba przyznać, że Werner i Lewandowski to napastnicy zupełnie inni, nawet jeżeli w tej chwili równie skuteczni. Polak jest dziewiątką właściwie kompletną, napastnikiem szalenie wszechstronnym. O zawodniku drużyny “Byków” na pewno nie można tego powiedzieć. Werner jest piłkarzem nieprawdopodobnie dynamicznym, wręcz eksplozywnym, lecz wciąż zbyt jednowymiarowym. Wystarczy przypomnieć sobie słowa trenera Nagelsmanna – to była jedna z pierwszych wypowiedzi tego szkoleniowca po objęciu RB Lipska. – Wiele o nim słyszałem od kolegów, z którymi spotyka się na zgrupowaniach reprezentacji. To świetny zawodnik i wspaniałym facet, o bardzo chłodnej głowie. Można mu wprost mówić co robi dobrze, a co robi źle i na pewno się nie obrazi – powiedział Nagelsmann o Wernerze. – Trzeba jednak pamiętać, że w piłce chodzi nie tylko o bramki. Timo musi zróżnicować swoją grę przeciwko głęboko cofniętym przeciwnikom. To jest obszar, w którym musi się poprawić. Na przykład szukając sobie miejsca na skrzydłach, skąd też w przyszłości może być zabójczo skuteczny.
To dość wymowne uwagi ze strony jednego z najbardziej przenikliwych szkoleniowców młodego pokolenia w Europie. Jednowymiarowość. Zbytnie bazowanie na dynamice i dryblingu. Werner jest za to wszystko krytykowany już od paru ładnych lat.
Nieprzychylne głosy nasilają się zwłaszcza wówczas, gdy napastnik zakłada koszulkę niemieckiej drużyny narodowej. Timo strzelił dla Die Mannschaft jedenaście goli w 23 występach, to naprawdę nie jest zły bilans, ale mimo to wciąż w układance Joachima Loewa wygląda trochę jak wciśnięty na siłę, niedopasowany puzzel. Niemcy to przecież drużyna dominatorów, która potrzebuje napastnika lubiącego być pod grą. Tymczasem żywiołem Wernera jest szybki atak. Można go porównać do dzikiego zwierzęcia – wygląda majestatycznie i nieustraszenie, gdy rozpościera się wokół niego wolna przestrzeń. Gdy można się rozpędzić, rozhuśtać rywala w konfrontacji jeden na jednego. A gdy przeciwnik się nie odsłoni? Zamknięty w taktycznej klatce Timo, jak każdy drapieżnik, po prostu kapcanieje. Szansą dla niego może być ewolucja, w trakcie której znajduje się niemiecka kadra – Loew chce stawiać właśnie na bardzo szybkie przejścia z ataku do obrony, lubi wystawiać szybkich zawodników w ofensywie, chce jak najbardziej uprościć grę w ofensywie.
TIMO WERNER OTWORZY WYNIK DZISIEJSZEGO MECZU? KURS: 3.40 W ETOTO!
Widać jednak po wyczynach napastnika “Byków”, że współpraca z Nagelsmannem zaczyna procentować, a gra Wernera w szybkim tempie ewoluuje. Szczytem wszystkiego była dziesiąta kolejka bieżącego sezonu Bundesligi. RB Lipsk pokonał przed własną publicznością całkiem solidne FSV Mainz aż 8:0, a snajper gospodarzy maczał palce przy WSZYSTKICH ośmiu trafieniach. Sam walnął hat-tricka, dorzucił do tego też kilka asyst i kapitalnych, prostopadłych podań, które przeszywały defensywę gości i dawały początek bramkowym akcjom. Fenomenalny występ, bez dwóch zdań. Zwraca jednak uwagę, w jakich sferach boiska poruszał się w tamtym spotkaniu Werner. Niemiec prawie w ogóle nie kręcił się bowiem wokół pola karnego rywali, niemal cały mecz spędzając na lewym skrzydle, znacznie głębiej niż zdarzało mu się to dawniej. W szesnastkę wpadał tylko w ostatniej fazie danego ataku, kiedy trzema było załadować bramkę albo dograć partnerowi asystę. Operował piłką niemalże w drugiej linii, posyłał kolegom ciasteczka na wolne pole. A przecież jeszcze kilka lat temu krytykowano go, że podaje piłkę z taką gracją, jak gdyby miał na nogach prostokątne obuwie.
Ten chłopak nie przestaje robić postępów. Pozostaje tylko pytanie – jak wysoko zawieszony jest jego sufit?
Timo zaczynał karierę jako prawoskrzydłowy, potem przerobiono go na napastnika. Teraz ewidentnie znosi go w stronę lewej flanki. Jeżeli chodzi o brudną robotę typowej dziewiątki – walkę o górne piłki, absorbowanie uwagi obrońców, odgrywanie tyłem do bramki – to te obowiązki bierze na siebie w Lipsku partner Wernera z linii ataku, Yussuf Poulsen. – Świetnie się z nim dogaduję na boisku, uzupełniamy się. On lubi powietrzne pojedynki, ja nie. No i ma niesamowitą parę płuc! – powiedział Niemiec w jednym z wywiadów. I pozostaje tylko przytaknąć – gra w powietrzu nie należy do jego atutów. Statystyki strzałów głową mówią same za siebie – Timo podejmuje 0,1 próby takiego uderzenia na mecz ligowy. U Lewandowskiego jest to 1,1 strzału głową w każdym spotkaniu.
Według analityków z portalu Total Football Analysis, właśnie w tym tkwi problem Wernera, jeśli chodzi o jego niezbyt udane występy w kadrze. Tam nie ma obok siebie żadnego Poulsena, który porozbijałby się trochę z obrońcami, zapewniając mu nieco więcej swobody bliżej skrzydła. – Po co Werner ma ryzykować zduszenie w środkowej strefie boiska, skoro może korzystać ze swobody na skrzydle?
To wszystko rzuca jedna nieco inne światło na decyzję władz Bayernu, by nie ściągać Niemca do Monachium za wszelką cenę. Bo nie trzeba chyba wielkiego futbolowego instynktu, by wyczuć, że Werner rzeczywiście nieszczególnie nadaje się na zmiennika czy też alternatywę dla Lewandowskiego. Abstrahując już nawet od tego, że jest zapewne zbyt ambitnym facetem, by regularnie siedzieć na ławce, nawet w Bayernie. On po prostu nie jest piłkarzem, który może tak po prostu wejść w buty “Lewego” w razie ewentualnej niedyspozycji Polaka. Bawarski klub – przynajmniej w swoim obecnym kształcie – potrzebuje snajpera silnego, doskonale grającego głową, królującego w szesnastce. Robert to wszystko ma, Timo nie. Jak wyliczyli dziennikarze “Kickera”, ten drugi aż sześć ze swoich piętnastu goli strzelił po kontratakach. Bayern zaś nie chce kontrować, lecz tłamsić. Nie ma zresztą innego wyjścia, ponieważ przeciwnicy zwykle się nie kwapią, by prowadzić grę w starciach z “Gwiazdą Południa”.
Tu nasuwa się inna refleksja – czy ci dwaj razem nie stworzyliby przypadkiem najbardziej wybuchowego duetu napadziorów w Europie? Taka nowoczesna wariacja wokół kultowego, brytyjskiego little and large. Bawarska wersja tandemu Cristiano – Benzema. Analogie można mnożyć, wszystkie brzmią naprawdę kusząco.
Zwłaszcza biorąc pod uwagę, że chęć opuszczenia Niemiec coraz głośniej sygnalizuje Thomas Mueller. Czy “Lewy” z Wernerem zgraliby się jednak ze sobą aż tak doskonale? Ha, konia z rzędem temu, kto zgadnie. Swego czasu Robert miał okazję – jeszcze w Borussii Dortmund – grywać obok Pierre-Emericka Aubameyanga. I nie wyglądało to źle, choć ich współpraca potrwała dość krótko, a ekipa Juergena Kloppa swoje najlepsze chwile miała już wtedy za sobą. Na razie działacze FCB zdecydowali się na bezpieczniejszy z taktycznego punktu widzenia ruch, wypożyczając Philippe Coutinho, ale kolejny niezbyt udany sezon może ich pchnąć w kierunku bardziej ryzykownych, wręcz rewolucyjnych rozwiązań. Zatrudnienie takiego dzika jak Werner mogłoby zmienić całkowicie tor myślenia o tym, jak ma wyglądać ofensywa gra Bayernu. Drużyna z Timo, ale bez Muellera otworzyłaby też nowe drzwi przed Lewandowskim, który – choćby w meczach reprezentacji – tak często wciela się przecież w rolę ofensywnego pomocnika.
Jeśli wierzyć przypuszczeniom Michaela Ballacka, który chyba wie co tam w trawie piszczy, niebawem możemy się przekonać, czy ta koncepcja może wypalić. – Myślę, że Timo przedłużając umowę z RB Lipsk chciał okazać swoją wdzięczność temu klubowi. Co nie zmienia faktu, że temat transferu do Bayernu latem 2020 roku znowu będzie nas rozgrzewał do czerwoności.
PAMIĘTAJCIE O PROMOCJACH W ETOTO!
[etoto league=”ger”]
fot. NewsPix.pl