Reklama

Czy doping wyrzuci Rosję z igrzysk i piłkarskiego Euro?

Sebastian Warzecha

Autor:Sebastian Warzecha

26 listopada 2019, 18:35 • 8 min czytania 0 komentarzy

Fraza „doping w rosyjskim sporcie” to nic nowego. Słyszymy i widzimy ją regularnie od 2015 roku. Przyznamy szczerze: już znudziło nam się jej regularne czytanie i równie regularne pisanie o niej. Ale w końcu możemy lekko się uśmiechnąć. Bo wygląda na to, że ta „zabawa” z Rosjanami znudziła się też Światowej Agencji Antydopingowej, która wreszcie walnęła pięścią w stół i powiedziała: „dość!”. Jej panel zarekomendował wczoraj, by naszym sąsiadom odebrać wszelkie organizowane u nich imprezy sportowe i zabronić ich sportowcom startu w barwach narodowych przez najbliższe cztery lata.

Czy doping wyrzuci Rosję z igrzysk i piłkarskiego Euro?

Wszyscy już wiedzą

Sprawa Rosjan ciągnie się za nimi jak smród. Tyle tylko, że gdy już wszyscy go poczuli i ogarnęli, kto jest winien jego rozprzestrzenianiu, to Rosjanie, niczym nieskrępowani, próbowali dorzucić od siebie jeszcze coś więcej, licząc, że tym razem ujdzie im to na sucho. Nie uszło. To bardzo uproszczone porównanie, jasne. Ale mniej więcej tak to wygląda. Rosjanie przekichane w Światowej Agencji Antydopingowej mają już tak naprawdę od 2015 roku, gdy na jaw za sprawą dziennikarzy niemieckiej stacji ARD wyszła sprawa masowego dopingu w rosyjskim sporcie.

Mniej więcej w tym samym czasie z Rosji uciekł Grigorij Rodczenkow, szef jednego z rosyjskich laboratoriów. Bał się własne życie. Zresztą słusznie, jak pokazały późniejsze wydarzenia (między innymi podejrzane zgony dwóch jego kolegów po fachu). Jeśli oglądaliście film „Ikar” (zresztą nagrodzony Oscarem za najlepszy dokument), to możecie kojarzyć tego pana i jego udział w całej tej aferze. Po wyjeździe z ojczyzny trafił do USA, gdzie został objęty programem ochrony świadków. I dostarczył sporo dowodów na winę swoich byłych kolegów, między innymi dotyczącą nielegalnego wspomagania na igrzyskach olimpijskich w Soczi.

To sprawiło, że Rosjanom zablokowano częściowo start na igrzyskach w Rio, a – wobec kolejnych epizodów dopingowych – całkowicie zrobiono to na kolejnej zimowej olimpiadzie, w Pjongczangu. Tam startować mogli co prawda sportowcy z tego kraju, ale tylko ci, co do których nie było wątpliwości odnośnie tego, że są czyści. No i robili to pod neutralną flagą, w razie zwycięstw nie słuchali rosyjskiego hymnu, a ich medale nie wliczają się w historyczne tabele przy statystykach naszego sąsiada.

Reklama

Rosjanie, oczywiście, regularnie powtarzają swoje. Że już zwolnili skorumpowanych urzędników, że znaleźli winnych oszustw, że ukarali ich przykładnie, że teraz wszystko zmierza w innym, lepszym kierunku. Tyle tylko, że kolejne wydarzenia świadczą o czymś zupełnie innym. Okej, jest jeden wyjątek – RUSADA. Agencja przywrócona została w szeregi WADA jako pełnoprawny członek we wrześniu 2018 roku. I pod kierownictwem Jurija Ganusa naprawdę robi wiele, by doprowadzić do zaprzestania stosowania dopingu.

Sprawiedliwy wśród kłamców

Ganus to taki ostatni żołnierz na tym froncie. Wydawałoby się – skazany na porażkę i szybkie strącenie ze stołka. Ale na razie się na nim trzyma i regularnie, wypowiadając się dla mediów, również zagranicznych, powtarza, że trzeba wreszcie przestać robić z siebie ofiarę tego „wrednego Zachodu”, a przyznać się do oszustw i spróbować to wszystko naprawić. To dzięki niemu w ogóle doszło do przekazania archiwów kampanii antydopingowej do Światowej Agencji. To on też wystosował list otwarty, gdy okazało się, że w tychże archiwach są przekłamania.

Każdego dnia rośnie rosyjska lawina kłamstw, mająca ukryć prawdziwe powody porażki antydopingowej. Media w kraju przepełnione są kłamstwami, kryją odpowiedzialnych za kryzys – pisał. – Czasami zdarza się, że przez przypadkowe naciśnięcie klawisza, coś się skasuje. Ilość danych wykasowanych z archiwów wyklucza jednak taki scenariusz. Rosyjska reprezentacja zostanie wykluczona z igrzysk w Tokio, jeśli nie znajdzie się prawdziwe i przekonujące wyjaśnienie. To samo stanie się zapewne z kolejnymi zimowymi igrzyskami. […] Musimy wreszcie uporządkować nasz dom.

Archiwum i szpital, którego nie było

O dane ze wspomnianego archiwum rozchodzi się w chwili obecnej. W skrócie chodzi o to, że Rosjanie mieli przekazać do WADA dane dotyczące walki z dopingiem. Zrobili to. Tyle tylko, że były one zmanipulowane w przypadku zdecydowanej większości z nich (na ponad 300 sportowców, podobno tylko u 47 nie wykryto zmian). Wiele rzeczy usunięto, inne zedytowano. – Moskiewskie dane nie są ani kompletne, ani w pełni prawdziwe. Wiele z plików skasowano lub zedytowano w grudniu i styczniu. Zrobiono to poprzez zmianę daty w systemie komputerowym i plikach, w celu zasugerowania, że dane te pozostają w stanie niezmienionym od 2015 roku – mogliśmy dowiedzieć się z oświadczenia WADA.

Reklama

Śledczy Światowej Agencji to odkryli i nie mieli dla Rosjan żadnej litości. Na posiedzeniu panelu WADA zarekomendowano, by w najbliższych czterech latach nie tylko wykluczyć jej sportowców z największych imprez, ale też odebrać Rosjanom te zawody, które mieli zorganizować. Skąd aż tak surowa kara?

– Przede wszystkim Rosjanom już raz dano szansę i ona nie została wykorzystana – mówi Michał Rynkowski, dyrektor Polskiej Agencji Antydopingowej. – Wydaje się, że Komitet ds. Zgodności Światowej Agencji Antydopingowej stracił cierpliwość, uznając, że manipulowanie danymi z laboratorium w Moskwie w okresie od września 2018 roku – gdy Rosjanie zostali przywróceni jako pełnoprawny członek WADA – do stycznia 2019, to celowe tuszowanie spraw dopingowych z przeszłości. To jest niedopuszczalne i stąd został zastosowany najbardziej surowy wymiar kary.

Ostatnie tygodnie to dla Rosjan i ich „walki” z dopingiem zresztą istne pasmo nieszczęść. Całkiem niedawno zawieszony został prezydent tamtejszej lekkoatletycznej federacji, Dmitrij Szliachtin, oraz jej dyrektor wykonawczy, Aleksander Parkin. Stało się to po aferze z Daniłem Łysenką, rosyjskim skoczkiem wzwyż, w roli głównej. Powodem ich zawieszenia stało się utrudnianie śledztwa. Zrobili to między innymi przez… podanie adresu nieistniejącego szpitala w odpowiedzi na pytanie, gdzie Łysenko przebywał, gdy nie mógł stawić się na kontroli antydopingowej. Jak można się domyślić – takie przekłamanie szybko wykryto. No cóż, nikt nie powiedział, że wszyscy w Rosji są geniuszami zbrodni.

Szliachtin zresztą ostatecznie zrezygnował ze stanowiska, które piastował od stycznia 2016 roku. Sęk w tym, że w tej sprawie łatwo było wskazać winnych. I to z nazwiska. W sprawie z archiwum jest o to dużo trudniej, dlatego ucierpi cała Rosja. Co ciekawe, sama RUSADA, choć oficjalnie uznana za winną, najprawdopodobniej uniknie konsekwencji. – Ostateczna decyzja odnośnie kar zostanie podjęta 9 grudnia przez Komitet Wykonawczy WADA. MKOl i inne organizacje, będą musiały ją zaakceptować. Jeżeli chodzi o RUSADĘ to tak naprawdę – co wynika z samego raportu – jej wina w tym konkretnym aspekcie nie występuje. Bo RUSADA, jako agencja antydopingowa, nie sprawowała nadzoru nad przechowywaniem danych laboratoryjnych. Dostęp do nich miały tylko odpowiednie organy rosyjskie, jak prokuratura i inne służby – mówi Rynkowski.

Konsekwencje

A jakie będą to konsekwencje? Jak pisaliśmy – jeśli Komitet Wykonawczy WADA przychyli się do przedstawionej rekomendacji, Rosjanie przez najbliższe cztery lata będą mogli zapomnieć o startach pod własną flagą. To oznacza, że na przykład Marija Łasickiene, wielka faworytka konkursu skoku wzwyż, jeśli wygra w Tokio, nie usłyszy hymnu swej ojczyzny. To najbardziej prawdopodobny wariant, zresztą taki też jest rekomendowany. Chodzi o to, by sportowcom, którzy nigdy nie mieli nic wspólnego z dopingiem, nie zabierać szansy na sukcesy.

– Doświadczenia z Zimowych Igrzysk Olimpijskich w Pjongczangu wskazują, że zawodnicy, którzy podlegali kontroli antydopingowej i nie było wobec nich podejrzeń, mogli startować w igrzyskach. Nie spodziewałbym się innego wariantu, to nie wynika zresztą z treści rekomendacji – ona stanowi, że ci zawodnicy faktycznie mogliby uczestniczyć w imprezach pod flagą neutralną. Mówimy tu o wszelkich zawodach typu: mistrzostwa świata, igrzyska olimpijskie czy igrzyska paraolimpijskie i inne zawody multisportowe – twierdzi Rynkowski.

Sęk w tym, że ostrzejsze sankcje już zaproponowała m.in. Międzynarodowa Federacja Lekkoatletyczna, w której przebąkuje się ponoć o możliwości zabronienia startów rosyjskim sportowcom w ogóle, również tym czystym. A takie pomysły jasno pokazują, że światowe organizacje mają dość użerania się z Rosjanami i ich dopingiem. Zresztą dość tego mają też uczciwi sportowcy – choćby wspomniana Łasickiene, która mocno angażuje się w działania antydopingowe. Gdy nową szefową lekkoatletycznej federacji została Julia Tarasenko, sportsmenka skomentowała tę decyzję, pisząc, że to „wymiana Szliachtina na innego Szliachtina”.

Problem w tym, że sami sportowcy nic nie zdziałają, a Rosjanie nie palą się do zmian. Tym bardziej, że ich doping to na ten moment część… działań państwa. Nie bez powodu przyrównuje się współczesną Rosję do tego, co robiło NRD w latach 60. czy 70. – Czy te kraje można porównywać? Ze względu na skalę na pewno – mówi Rynkowski. – W system nielegalnego wspomagania zawodników w Rosji były przecież zaangażowane instytucje państwowe. I to nie tylko Ministerstwo Sportu, ale też RUSADA, w jej poprzednim wcieleniu, czy laboratorium antydopingowe w Moskwie. Biorąc pod uwagę również powszechność stosowania dopingu, to – choć pewnie nie wyglądało to dokładnie tak jak w NRD – trzeba zauważyć, że państwo wywarło duży wpływ na to, by doping stosować i by przekładał się na wysokie wyniki sportowe.

Tym, co może poważnie wstrząsnąć Rosjanami i przemówić im do głowy, jest druga część rekomendacji – ta, w której mowa o odebraniu im imprez, do których organizacji dostali prawo. Już teraz wielu zastanawia się, czy w Rosji zostaną rozegrane cztery mecze Euro 2020, które miały odbyć się w Sankt Petersburgu. Podobno rozważa się kandydaturę Sztokholmu jako miasta zastępczego. Inna sprawa, że jest tu drobny haczyk. W oświadczeniu mowa bowiem o „imprezach multisportowych”, a więc duże, ale wyłącznie piłkarskie imprezy powinny pozostać w rękach naszych sąsiadów. Mowa tu nie tylko o Euro, ale i o finale Ligi Mistrzów 2020/21, który również ma odbyć się w Sankt Petersburgu. Natomiast całkiem prawdopodobne, że Rosjanie mimo wszystko stracą prawo do organizacji mistrzostw świata w siatkówce w 2022 roku.

– To na pewno impreza zagrożona. W sytuacji, gdyby nie udało się znaleźć innego gospodarza, który mógłby ją zorganizować, to te zawody mogłyby się odbyć w Rosji. Biorąc jednak pod uwagę fakt, że jest dużo czasu, to zapewne znajdzie się ktoś chętny do przejęcia tego wydarzenia – twierdzi Rudnicki. A my nie zdziwilibyśmy się wcale, gdyby za niedługo doszły nas głosy, że Polacy sondują możliwość ponownego zorganizowania rzeczonych mistrzostw. Bo to rozwiązanie, które urządzałoby wszystkich. No, poza Rosjanami. Ci jednak po pierwsze muszą ogarnąć, dlaczego doping jest zły. A straty pieniężne i wizerunkowe (a zwłaszcza te drugie, bo na tym szczególnie zależy Rosji) wynikłe z odebrania im tego typu imprez, może wreszcie ruszyłyby coś w głowach niektórych z tamtejszych wysoko postawionych osób.

Choć patrząc na to, jak Rosjanie idą w zaparte, oskarżając o wszystko co złe ten podły Zachód – mamy momentami wątpliwości, czy to w ogóle możliwe.

SW

Fot. Newspix 

Gdyby miał zrobić spis wszystkich sportów, o których stworzył artykuły, możliwe, że pobiłby własny rekord znaków. Pisał w końcu o paralotniarstwie, mistrzostwach świata drwali czy ekstremalnym pływaniu. Kocha spać, ale dla dobrego meczu Australian Open gotów jest zarwać nockę czy dwie, ewentualnie czternaście. Czasem wymądrza się o literaturze albo kinie, bo skończył filmoznawstwo i musi kogoś o tym poinformować. Nie płakał co prawda na Titanicu, ale nie jest bez uczuć - łzy uronił, gdy Sergio Ramos trafił w finale Ligi Mistrzów 2014. W wolnych chwilach pyka w Football Managera, grywa w squasha i szuka nagrań wideo z igrzysk w Atenach 1896. Bo sport to nie praca, a styl życia.

Rozwiń

Najnowsze

Komentarze

0 komentarzy

Loading...