– Mogę ujawnić, że Krzysiek opatentował nie tylko pistolety, ale także znak KP 9 i pierwszy multimedialny filmik, na którym widać, jak na kolanach cieszy się po strzelonym golu – zdradza „Super Expressowi” menedżer Piątka, Tomasz Magdziarz. Tym samym Piątek poszedł śladem Roberta Lewandowskiego, Cristiano Ronaldo czy Conora McGregora. Co poza tym w prasie? Zagrożony mecz w Izraelu, druga część rozmowy z Kamilem Wódką, sylwetka Kamila Jóźwiaka, Boniek popędza Raków i Częstochowę ze stadionem.
“PRZEGLĄD SPORTOWY”
Blok wypowiedzi Roberta Lewandowskiego – przypuszczamy, że z konferencji prasowej. Między innymi o Złotej Piłce.
Z pytania dowiedziałem się, że 9 listopada zakończyło się głosowanie w kwestii Złotej Piłki, a uroczysta gala odbędzie się 2 grudnia. Cieszę się, że jestem wśród nominowanych i nawet mam szansę rywalizować o wysokie miejsce. Ale do plebiscytów podchodzę z lekkim dystansem. W ogóle się nie zastanawiałem nad swoimi szansami, bo w głosowaniu osób z całego świata często są brane pod uwagę różne kryteria i wyniki nie zawsze wyglądają na miarodajne. Nie koncentruję się na rozstrzygnięciu, śpię dobrze i czekam na werdykt. Koncentruję się na tym, by być jak najlepszym piłkarzem i jak najwięcej osiągać na boisku, a indywidualne nagrody to tylko przyjemny dodatek. Oczywiście pięknie byłoby znaleźć się w czołówce (w historii w czołowej trójce byli tylko Kazimierz Deyna w 1974 roku oraz Zbigniew Boniek w 1982 roku, Lewandowski zajął czwartą pozycję w 2015 – przyp. red.), tym bardziej że obchodzimy stulecie PZPN. Data piękna, ale tutaj nic nie zależy ode mnie. Na boisku nie tylko strzelam gole, wykonuję inną pracę – nie zawsze widoczną – dzięki której gra całej drużyny wygląda lepiej. Miejsce w ścisłej czołówce sprawi mi ogromną radość, ale nie myślę o tym. Plebiscytem i walką o Złoty But dla najskuteczniejszego piłkarza Europy nie interesuję się w ogóle.
Sylwetka Kamila Jóźwiaka z Lecha Poznań, który po meczu w młodzieżówce dotrze na zgrupowanie dorosłej kadry.
Zaczynał w Juniorze Zbąszynek, a przez akademię Lecha został wypatrzony w UKP Zielona Góra jako napastnik. Już tam zetknął się z dalszymi wyjazdami na turnieje zagraniczne, godzinami w autobusie i życiem poza domem, co budowało w nim większą odwagę. Między innymi dlatego później odnalazł się w gimnazjum w Poznaniu. Tuż przed pierwszym powołaniem do drużyny narodowej u Jóźwiaka pojawiło się przeświadczenie, że piłka nie musi być tylko przygodą. Potencjał dostrzegali w nim kolejni trenerzy. – Świadomość. To miał od najmłodszych lat. Był pozytywnym indywidualistą. Chciał zostawać po treningach, wysłuchiwał, co przekazują mu trenerzy, ale zawsze miał też swoje zdanie i przekonania – opowiada prowadzący go w Lechu i jego rezerwach Ivan Djurdjević.
Druga część rozmowy Łukasza Olkowicza z psychologiem sportowym Kamilem Wódką. Tym razem sporo m.in. o Łukaszu Piszczku.
Zna pan piłkarza, który powie, że nie jest profesjonalny i pracowity?
A ilu jest takich w rzeczywistości? Zajęcia ze mną w takim rozbudowanym wymiarze polegają na tym, że każdego miesiąca widzę się z zawodnikiem na żywo dwa–trzy dni. Do tego jest praca zdalna, wykonywanie ćwiczeń z relaksu, medytacji, biofeedbacku, wizualizacji. I jeszcze przygotowanie do meczu, sam mecz i jego analiza. Z Łukaszem pracuję tak piąty rok. Jak pan zna piłkarzy, to już wie, dlaczego nazwałem go graczem unikatowym.
Po drodze musiał zmierzyć się z wypaleniem, mówił o tym otwarcie. To dlatego, że brał na siebie za dużo?
W tym kontekście nie mogę rozmawiać o Łukaszu, to zostaje między nim a mną. Możemy zastanowić się nad zjawiskiem jako całością. Przyjrzeć się możliwemu scenariuszowi, gdy topowy zawodnik wraca po ciężkiej kontuzji. Wyobraźmy sobie, że jest na bardzo wysokim poziomie, a potem idzie pod nóż. Jego poziom z mistrzowskiego spada, nie chcę powiedzieć, że do zera, ale bardzo nisko. To ogromne wyzwanie dla zawodnika, który był na szczycie. Ma kontuzję, chce wrócić. Bo pamięta, jak to było. Ludzie też pamiętają.
Lech zapłacił za niego sporo, a ostatnio gra bardzo mało. Z Koroną nawet nie wszedł na boisko. Co z Joao Amaralem?
– Nie schowałem go do szafy – zapewniał na początku września trener Żuraw, gdy kibice domagali się powrotu Portugalczyka do składu po tym, jak w pierwszych sześciu meczach sezonu zaliczył tylko trzy występy. Dość tajemniczo szkoleniowiec Lecha dodawał wtedy, że cieszy się z zamknięcia okna transferowego, bo jego zawodnicy będą mogli wreszcie skupić się na grze zamiast rozmyślać o zainteresowaniu ze strony innych klubów. Nie wskazał wówczas wprost, ale jednym z piłkarzy, którego myśli krążyły wokół ewentualnego pożegnania z Lechem, był właśnie Amaral. Od tamtego czasu rola Portugalczyka znacząco jednak nie wzrosła. Zagrał co prawda cztery mecze w podstawowej jedenastce, ale tylko raz udało mu się dotrwać na murawie do końcowego gwizdka.
Dwaj skrzydłowi Zagłębia strzelili więcej goli niż wszyscy pozostali zawodnicy lubinian razem wzięci. Mowa oczywiście o Boharze i Zivcu.
Do tej pory tylko w jednym z dziesięciu meczów, w którym Zagłębie strzelało gole, zdarzyło się, by do siatki nie trafi ł któryś ze Słoweńców. Gdyby nie ich skuteczność, Zagłębie z pewnością miałoby kilka punktów mniej. Latem wydawało się, że odejście Bartłomieja Pawłowskiego będzie potężnym problemem, ale teraz nikt już o nim nawet nie wspomina. Zastępujący go Živec jest jeszcze bardziej wartościowym piłkarzem, bo nie ogranicza się do rajdów po skrzydle i prób dośrodkowań oraz strzałów z dystansu. Chętnie zbiega do środka, umiejętnie wspiera Filipa Starzyńskiego w rozgrywaniu. No i strzela gole. Ma ich już pięć, a to gigantyczna różnica w porównaniu z poprzednim sezonem, kiedy jako gracz cypryjskiej Omonii Nikozja w ogóle nie potrafi ł pokonać bramkarza. Jeśli pojawiały się pewne zastrzeżenia co do zasadności sprowadzania byłego gracza Piasta, teraz widać, że był to strzał w dziesiątkę. W swoim najlepszym sezonie w Gliwicach miał sześć trafi eń, zatem w Zagłębiu z pewnością ten wynik poprawi.
“SPORT”
Mecz pod znakiem zapytania – w Tel Awiwie jest niebezpiecznie, w powietrzu wisi kolejny kryzys, więc PZPN monitoruje sytuację.
Wczoraj rano na terytorium Izraela, głównie w okolice Tel Awiwu, gdzie w piątek ma wylądować samolot z polskimi piłkarzami, wystrzelono ok. 50 rakiet ze Strefy Gazy, w odwecie za zabicie w ataku lotniczym jednego z przywódców Palestyńskiego Islamskiego Dżihadu, Bahy Abu Al-Atty. Władze Izraela nakazały zamknięcie szkół i uczelni w południowej części kraju. Cywile zostali poinstruowani, aby pozostać w domach. Na razie nie ma informacji o ofiarach. Podano jedynie, że ok. 20 rakiet zostało przechwyconych przez system Żelazna Kopuła. – Jesteśmy w stałym kontakcie z Ministerstwem Spraw Zagranicznych, prezydentem UEFA i federacją Izraela. W ciągu 24 godzin będziemy mieli informacje nt. meczu. Bezpieczeństwo naszej drużyny jest priorytetem – powiedział wczoraj prezes PZPN-u, Zbigniew Boniek.
Legia pokazała, jak lać słabszych. Ostatnie cztery mecze – dwanaście punktów, piętnaście goli strzelonych. Robi wrażenie.
Legia nie zwalnia tempa i w ciągu ostatnich dwóch tygodni wygrała czwarty mecz (w tym jeden pucharowy z Widzewem). W tym okresie piłkarze ze stolicy rozgromili dwa zespoły, które na kartach historii piłki nożnej zapisały się złotymi zgłoskami, podobnie jak sama Legia. Jeszcze w październiku upokorzyli Wisłę Kraków, wygrywając z nią 7:0, a w ten weekend ich ofiarą stał się Górnik Zabrze, którego pokonali 5:1. Obie drużyny aktualnie znajdują się w „grupie spadkowej”, co działało tylko na korzyść Legii, która wygrała wszystkie mecze rundy jesiennej rozgrywane przeciwko dolnej „ósemce” tabeli ligowej. Warto zauważyć przemianę w kadrze Legii. W pierwszym (przegranym) meczu sezonu z Pogonią Szczecin zagrało aż ośmiu zagranicznych zawodników (wraz z rezerwowymi). Podczas sobotniej potyczki z zabrzanami dziewięciu Polaków zaprezentowało się na boisku i walnie przyczyniło się do wygranej. Wyróżniał się przede wszystkim Paweł Wszołek, który od „Sportu” otrzymał za to spotkanie notę 9.
Prezes Boniek naciska na Częstochowę i Raków, by budowa stadionu przyspieszyła. Albo w ogóle ruszyła. Bo jak nie, to Rakowa w Ekstraklasie nie będzie.
Raków po awansie do ekstraklasy sportowo radzi sobie dobrze, z dorobkiem 19 punktów zajmuje bezpieczne miejsce w tabeli. Honory gospodarza pełni w Bełchatowie, bo stadion przy ul. Limanowskiego nie spełnia wymogów elity. Przetarg na jego modernizację dobiegł końca w październiku, ale oferty przekroczyły założony przez miasto kosztorys. Prezes Boniek przypomina, że polska rodzina piłkarska z wielką radością i satysfakcją przyjęła przed kilkoma miesiącami awans Rakowa do ekstraklasy. „Czas radości i satysfakcji jednak szybko minął i nastąpiła twarda rzeczywistość. Do tej rzeczywistości z pewnością należą sprawy dotyczące infrastruktury sportowej Rakowa.
Cztery lata czekania na gola. Musiolik wreszcie się przełamał i trafił do siatki rywala. Jak sam mówi – trochę wstyd, że trzeba było tyle czekać.
– Trochę wstyd, że musiałem na tę bramkę tyle czekać. W końcu się udało, z czego się bardzo cieszę. – powiedział po spotkaniu napastnik Rakowa. Dokładniej czekał na nią cztery lata. W ekstraklasie zadebiutował w sezonie 2015/16. Miał wtedy 19 lat. Pierwszy swój mecz rozegrał niecały miesiąc po przenosinach z ROW-u Rybnik do Piasta. Był to wyjątkowy sezon dla ekipy z Gliwic – wicemistrzostwo Polski pod wodzą Radoslava Latala. Musiolik nie odegrał jednak znaczącej roli w tym sukcesie. Po pół roku spędzonym w Piaście, gdzie rozegrał raptem 82 minuty w 5 spotkaniach, wrócił do ROW-u. W barwach ówczesnego drugoligowca zdobywał bramki, choć nie były to liczby zwalające z nóg. To wystarczyło aby latem 2018 roku po Musiolika zgłosił się Raków.
“SUPER EXPRESS”
Piątek opatentował swoją cieszynkę oraz znak “KP9”. Wcześniej na podobne ruchy zdecydowali się m.in. Robert Lewnandowski, Cristiano Ronaldo czy Conor McGregor
Piłkarz wykorzystał też zmiany w polskim prawie, które nastąpiły w marcu, i opatentował swoją cieszynkę jako znak towarowy „ruchomy” w różnych wariantach. – Mogę ujawnić, że Krzysiek opatentował nie tylko pistolety, ale także znak KP 9 i pierwszy multimedialny filmik, na którym widać, jak na kolanach cieszy się po strzelonym golu – zdradza „Super Expressowi” menedżer Piątka, Tomasz Magdziarz. Opatentowanie tych znaków firmowych kosztowało Piątka 100 tys. złotych.
W Neapolu jest coraz bardziej niebezpiecznie, teraz ofiarą bandytów padła rodzina Piotra Zielińskiego. Ponoć atmosfera jest tak gęsta, że piłkarze rozważają odejścia.
W niedzielę nieznany sprawca włamał się do auta Laury, żony Zielińskiego. Gdy kobieta wróciła do swojego wozu, zastała wybitą szybę i zorientowała się, że skradziona została nawigacja. Wcześniej wykonano napad „ostrzegawczy” na dom pomocnika neapolitańczyków Allana (28 l.) – niczego nie skradziono, ale dano wyraźny sygnał, że gracz znajduje się na celowniku pseudokibiców. Wcześniej, jesienią ubiegłego roku, przemocy doświadczył także Milik, który został zatrzymany, wracając do domu po meczu Ligi Mistrzów, i był zmuszony oddać cenny zegarek pod presją pistoletu przystawionego do skroni.
“GAZETA WYBORCZA”
Co dalej z meczem w Tel Awiwie? Czeka reprezentacja, czekają gospodarze, czekają kibice z Polski.
Logistycznie sprawa jest skomplikowana dla wszystkich. I dla gospodarzy sobotniego meczu, którzy muszą znaleźć federację z innego kraju chętną udostępnić stadion. I dla działaczy PZPN, którzy muszą zadbać o podróż i zakwaterowanie. I dla kibiców, którzy będą musieli polecieć gdzie indziej, niż zakładał pierwotny plan (a kosztu biletów do Tel Awiwu przewoźnicy im raczej nie zwrócą). W sensie sportowym polscy piłkarze mają komfort absolutny, bo awansowali na mistrzostwa miesiąc temu, i oba ostatnie spotkania zmalały dla nich do na wpół towarzyskich, przede wszystkim służących już przygotowaniom do Euro 2020. Trener Jerzy Brzęczek twierdzi, że na rozegraniu meczu bardzo mu zależy, ale decyzja tak czy owak należy wyłącznie do UEFA – choć teoretycznie można zrezygnować z gry i oddać punkty walkowerem.