Minęły już cztery dni, odkąd Jerzy Brzęczek ogłosił powołania na mecze z Izraelem i Słowenią, większych emocji zaproszenia selekcjonera nie wzbudziły i nawet trudno się temu dziwić. Ale czujemy się w obowiązku, by do jednej sprawy wrócić. Konkretnie do wyciągnięcia pomocnej dłoni w kierunku Dawida Kownackiego, bo chyba właśnie tak należy dziś nazywać powołanie dla piłkarza Fortuna Düsseldorf.
Nie zrozumcie nas źle – nie ma nic strasznego w tym, że Brzęczek chce na 22-latka stawiać. To najzdolniejszy polski napastnik młodszego pokolenia, dobitnie udowodnił to jeszcze w kadrze Czesława Michniewicza, gdzie co prawda na samym turnieju gola nie strzelił, ale już w eliminacjach był królem strzelców na całym kontynencie. Ponadto przemawia za nim doświadczenie, bo chłopak zarówno wie już, jak smakuje pierwszy skład reprezentacji na wielkiej imprezie, jaką są mistrzostwa świata, jaki i występował w dwóch z pięciu najsilniejszych lig w Europie (o zdobyciu mistrzostwa Polski nie wspominając). Argument trzeci: nie jest przyspawany do ławki rezerwowych, regularnie pojawia się na placu w Bundeslidze.
I w zasadzie dopiero tu pojawiają się schody, bo choć Kownacki gra regularnie, to wygląda po prostu słabo.
Trzeba sobie jasno powiedzieć – gdyby o powołaniach decydowała wyłącznie aktualna forma, to prędzej dostałby je na przykład Karol Świderski. Rówieśnik „Kownasia” jest na fali, bo po wywalczeniu mistrzostwa i Pucharu Grecji w poprzednim sezonie, w czym też miał swój udział, staje się pierwszoplanową postacią drużyny z Salonik. Szkoda europejskich pucharów, w których PAOK już nie gra, ale 7 goli Polaka w 12 meczach ma swoją wymowę. Sześć z nich ustrzelił w lidze, a to oznacza, że mówimy liderze klasyfikacji strzelców. O innych kandydatach do gry w kadrze (np. o Kamilu Wilczku, który w tym sezonie ustrzelił 17 goli we wszystkich rozgrywkach) nawet nie wspominamy – również dlatego, że Świderskiego z Kownackim łączy też fakt, że spokojnie mógłby zagrać na skrzydle.
No dobrze, więc jak na tle Świderskiego wypada Kownacki? Na pierwszy rzut oka blado i rzut ten ma rzecz jasna związek z liczbami obu zawodników. Nie czarujmy się – w przypadku piłkarzy stricte ofensywnych mają one duże znaczenie. Dlatego dwa jaja w najważniejszych rubrykach goli i asyst przy nazwisku Kownackiego na początku listopada wyglądają bardzo źle. Powołany do kadry zawodnik spędził w tym sezonie na niemieckich boiskach już 556 minut. Był więc czas, żeby się coś wskórać. Doliczymy do tego jeszcze 72 minuty w barwach reprezentacji i robi się coraz gorzej.
O dwóch rzeczach patrząc na ten bilans należy pamiętać.
Pierwsza: Kownacki w Fortunie występuje głównie w bocznych sektorach boiska, a nie na szpicy.
Druga: Kownackiemu doskwierają kłopoty zdrowotne, przez nie stracił okres przygotowawczy, a także trochę czasu już w trakcie sezonu.
To okoliczności łagodzące, ale w żadnym wypadku nie traktujmy ich w kategoriach pełnego usprawiedliwienia. Tym bardziej, że – żeby nie było, iż patrzymy tylko na nie – nie zgadzają się nie tylko liczby, ale też to, jak Kownacki wygląda w meczach. Zajrzyjmy do Kickera, którego dziennikarze oceniają piłkarzy po każdym spotkaniu. Według nich (a jest to źródła, które cenimy) Polak ze średnią 4,08 jest jednym z najgorszych piłkarzy Fortuny (biorąc pod uwagę tych, którzy zagrali i byli oceniani przynajmniej w połowie spotkań, niżej jest tylko Kenan Karaman), a w klasyfikacji ligowych atakujących plasuje się na 35. miejscu wśród 41 sklasyfikowanych graczy.
Jeszcze jedno.
Kownacki to zdecydowanie najwyższy transfer w historii Fortuny. To oznacza, że na pewno dostanie od klubu duży kredyt zaufania, zresztą nawet w tym tygodniu gdzieś mignęło nam, że trener Friedhelm Funkel zapewnia, iż jego zdaniem Kownacki lada moment zacznie strzelać. Gorsza strona jest taka, że rekord transferowy siłą rzeczy oznacza rekordowe oczekiwania. A tych Polak na razie po prostu nie spełnia.
Fot. FotoPyK