Reklama

Messi jeszcze ratuje Barcelonę swoim geniuszem, ale nie ma alternatywy

redakcja

Autor:redakcja

06 listopada 2019, 13:30 • 12 min czytania 0 komentarzy

Dlaczego pragmatyczny Valverde nie pasuje do Barcelony? Dlaczego nie jest jedynym winnym? Dlaczego Griezmann jest ciałem obcym, dlaczego czas gra na niekorzyść Blaugrany i jak może wyglądać rzeczywistość Barcy po Messim?

Messi jeszcze ratuje Barcelonę swoim geniuszem, ale nie ma alternatywy

Czy to, że dziś w La Liga pięć punktów dzieli lidera od trzynastego miejsca jest sygnałem zmian układu sił hiszpańskiej piłki? Dlaczego Real, choć wydał latem mnóstwo pieniędzy, w ogóle nie zrealizował transferowych celów Zidane’a? Ile jeszcze czasu Hazard będzie potrzebował, żeby wrócić do pełni formy fizycznej? Dlaczego Florentino Perez zrobi wszystko, by nie przegapić następnego Neymara? Czy Simeone jest najlepszym człowiekiem do rozwijania Joao Felixa?

Rozmawiamy z Dominikiem Piechotą, założycielem Ole Magazyn, dziś dziennikarzem Przeglądu Sportowego.

***

Jak wrażenia po wczorajszym meczu Barcy ze Slavią?

Reklama

Można było podziwiać, jak nasz sąsiad jest w stanie zbudować fajny projekt sportowy, który zatrzymuje jeden z najlepszych klubów na świecie. Czytałem wczoraj: no tak, ale Legia też sobie poradziła, zremisowała z Realem. Tylko, że w Warszawie to roztrwoniono, nie wykorzystano okazji, by odjechać, zostać na chociaż średnim europejskim poziomie. Slavia ma wszystko, by jej się powiodło: cierpliwość, pasję, pomysł. Ten wynik nie wziął się z przypadku, tylko jest efektem wizji i konsekwencji.

Co do samej Barcelony: klub, który jest niemal utożsamiany z posiadaniem piłki, a kojarzony z kontrolowaniem meczów, z ogrywaniem rywali o potencjale Slavii niemal na automacie, zaraz może przestać się z tym kojarzyć. To drugi kolejny mecz bez zwycięstwa, bo w La Liga przegrali z Levante i to w strasznym stylu. Gdy dziś ogląda się mecze Barcy, widać zupełnie inny zespół niż ten, do którego byliśmy przyzwyczajeni. Kiedyś, gdy Barca kończyła ze słabym wynikiem, to – jeśli nie wpadła na równorzędnego sobie – zwykle po kontrolowanym meczu, gdzie zmarnowali okazje albo bramkarz zagrał mecz życia. Dzisiaj chcesz urwać punkty Barcelonie, graj w piłkę. Wczorajszy występ Slavii nie był ewenementem. Wysoki pressing zaprezentowało Levante, Athletic czy Osasuna. Zaatakowały, grały odważnie, wymuszały błędy. Z perspektywy tego, co jeszcze niedawno pokazywała Barcelona, to dość niesamowite. Dziś przyciśnięta Barca ma problemy z wyprowadzaniem piłki, nawet jeśli przyciska rywal o mniejszym potencjale.

Na ile te problemy wiążesz z osobą Valverde?

Jest częściowo winny, ale jestem przeciwnikiem robienia z niego kozła ofiarnego. Bardzo szanuję tego trenera, natomiast moim zdaniem może trochę nie pasuje profilem do Barcelony. Kibice na Camp Nou chcą, żeby mecze były spektaklami, piłkarskimi recitalami, a to jest trener mocno pragmatyczny. Jemu nie przeszkadza wymęczone zwycięstwo, utrzymywanie wyniku od sześćdziesiątej minuty, czekanie na końcowy gwizdek – dla niego to norma. Natomiast jest widoczny regres, bo nawet w pierwszym czy drugim sezonie gry Barcelona częściej kontrolowała mecze, to uległo dużej zmianie. Niemniej trzeba też choćby zwrócić uwagę na regres zawodników, choćby tak kluczowego Suareza.

Metryka urodzenia też robi swoje.

Innych też dopada. Alba tworzył fenomenalne połączenie z Messim. Ostatnio ma więcej urazów niż dobrych spotkań. Busquets, tak samo, kiedyś człowiek, który myślał najszybciej ze wszystkich na boisku, dzisiaj rywale wsadzają go na karuzelę. Pique jeszcze inna historia – mnóstwo pozapiłkarskich obowiązków i związanych z tym podróży. Jego klub, FC Andora, walczy o awans do Segunda Division. Pique chce też rewolucjonizować tenis, jest organizatorem Pucharu Davisa, co ostatnio wymagało wielu lotów do USA. Ma też firmę produkującą grę komputerowe i choć filia jest w Barcelonie, tak wciąż to biznes, który wymaga wyjazdów. Ten kalendarz jest napięty, to na pewno nie tak jak w 2010, gdy myślał tylko o piłce.

Reklama

Barcelona się zestarzała.

Widzimy to po piłkarzach, którzy byli pierwszoplanowymi postaciami w najlepszej erze Barcelony – tak naprawdę nie widać tego tylko po Messim, choć nawet on zaczął sezon od urazów. Niektóre mecze w wykonaniu Barcelony są po prostu przeciętne, brakuje kreatywności, Messi jeszcze ratuje je swoim geniuszem, ale nie ma dla niego alternatywy. Dołączył Griezmann, ale jest ciałem obcym w tym zespole. Nie ma żadnego połączenia między nim a resztą zawodników. Bardziej imponuje… w defensywie, haruje, zalicza dużo odbiorów. To pokłosie wieloletniej współpracy z Simeone, ale w ataku go nie ma. Wczoraj wymienił bodajże trzy podania z Messim, z czego jedno dostał zwrotne. Bardzo słabo jak na dziewięćdziesiąt minut.

Griezmann wątpliwe, by się świetnie odnajdował w szatni, szczególnie gdy się czyta wypowiedzi Pique, który mówi, że szatnia była gotowa rozłożyć swoje pensje tak, by dało się w Financial Fair Play zmieścić transfer Neymara. To też taki sygnał: niespecjalnie cieszymy się, że do nas trafiłeś, bo była szansa na Neymara, a wielkie pieniądze poszły na ciebie. Relacja Griezmanna z Barceloną jest trudna.

Wczoraj ze Slavią przegrała też młoda Barcelona w UEFA Youth League. Barca jest na ostatnim miejscu w grupie. La Masia też ma problemy?

Nie tracę wiary w szkolenie Barcelony, wciąż jest na topowym poziomie, co pokazał choćby mundial do lat siedemnastu, gdzie piłkarze Barcy brylowali. Akademia przechodziła w ostatnich latach dużo problemów organizacyjnych. Jeśli chodzi o sam zespół z UEFA Youth League, to nie pomogło zamieszanie z Victorem Valdesem. Zaczynał jako trener, popracował ledwie kilka miesięcy i popadł w konflikt z zarządem – to niepokorny typ, miał swoje spojrzenie na trenowanie młodzieży, więc chciał wszystko ustalić po swojemu, od taktyki, po godziny treningów.

Inna sprawa, że niektórzy utalentowani piłkarze uznawali też, że za długo czekają na swoją szansę, że pierwsza drużyna jest tak zabetonowana, że wolą odejść. Teraz jest taka sytuacja z Riquim Puigiem, jednym z największych talentów Barcy, który otwarcie mówi, że jak nie dostanie minut, to poszuka szczęścia gdzie indziej. Ma dziewiętnaście lat i nie boi się takich słów. Widzimy, że szansę dostaje Ansu Fati, ale to wyjątek – prawda jest taka, że dziś bardzo ciężko wejść młodemu z La Masii do pierwszej drużyny.

Barcelona wydaje mi się dziś zakładnikiem swoich wyników, swojej siły. Jak niegdyś w Realu, nikt tu nie będzie czekał na wyniki, mają być na zaraz. To nie pomaga wprowadzaniu młodzieży.

Barcelona wygrała osiem na ostatnich jedenaście mistrzostw Hiszpanii, a i tak są ludzie, którzy głównie narzekają, że nie ma zwycięstwa w Lidze Mistrzów od czterech lat. Tutaj każdy rok bez triumfów, każdy niewygrany mecz, to jest krytyka zawodników, zarządu, trenerów. Nigdy w Barcelonie nie było takiej presji jak teraz. Pamiętamy w erze przed Messim, to były sukcesy raz na jakiś czas.

Pamiętam jak Barcelona zgłosiła się do Intertoto i była tuż nad strefą spadkową La Liga.

No właśnie, jak się do tego wróci pamięcią, to dzisiejsi kibice mogą być uznani za rozpieszczonych. To zawsze był wielki klub, ale kultura wygrywania została ostatnio wzniesiona na wyższy poziom. Dziś nie wyobrażam sobie, żeby jakikolwiek trener dostał tu pół roku spokoju na sprawdzenie wariantów, na wprowadzenie zawodników. Musisz wygrywać wszystko.

Jak spodziewasz się, że będzie wyglądał krajobraz po Messim?

Uważam, że to będzie powrót do czasów przed Leo, czyli konkurencyjność, ale okazjonalne triumfy. Ten czas Messiego i Ronaldo jest czymś wyjątkowym, szczególnym, będziemy wspominać latami, że żyliśmy w erze takich gigantów. Taka dominacja Realu i Barcelony jak za ich gry jest jednak czymś historycznym. Oczywiście, z perspektywy są najwięksi w Hiszpanii, zawsze byli mocni, ale to nie było nieustające pasmo radości. Jeszcze kilkanaście lat temu La Liga była znacznie bardziej wyrównana, a zwycięstwo kogoś spoza tego duetu nie było aż tak wielką sensacją.

Pamiętamy przełom wieków, bardzo mocną Valencię, znakomite Deportivo.

Dokładnie. Myślę, że La Liga trochę się odbetonuje. Już to widzimy: pięć punktów dzieli aktualnie lidera od trzynastego miejsca. Futbol jest dzisiaj taki, że trenerzy mniejszych klubów, pokroju Levante czy Eibaru, są w stanie na tyle dobrze przygotować się do meczu, że nawet mając dużo mniejsze możliwości piłkarskie są w stanie taktycznie ustawić spotkanie tak, że rywalizują z gigantami na równych prawach. Zdobywają punkty nie fartem, a dobrym podejściem do spotkania, zwyczajną realizacją założeń. Te zespoły średnie i słabsze doskakują do czołówki.

Przyczynia się do tego też to, że w Hiszpanii pracuje wielu kapitalnych trenerów. Taki Paco Lopez z Levante: koncertowo rozgryzł taktycznie Barcelonę. Zawodnicy, którzy z nim pracowali, wymieniają go jednym tchem z Lopeteguim i Emerym. Przykładem Israel Puero, który pracował z całą trójką: powiedział, że Paco nie jest gorszy, tylko mniej znany. Przygotowanie, wiedza, cały warsztat – czołówka. Tak samo Quique Setién czy Marcelino, którzy akurat są na bezrobociu. Uważam, że mogą należeć do światowej czołówki, jeśli tylko dostaną warunki do pracy.

Screen Shot 11-06-19 at 12.58 PM

Real Madryt nie potrafi wykorzystać tegorocznej słabości Barcelony. Idzie z nią łeb w łeb, również jeśli chodzi o kłopoty.

To sezon-sinusoida. Zidane na pewno nie jest zadowolony po tym, co stało się latem, bo chociaż wydano na transfery trzysta milionów euro, w rzeczywistości nie dostał takich piłkarzy, jakich chciał. Marzeniem był Pogba, zasadzał się też na Mbappe, chciał francuskich mistrzów świata. To oczekiwanie na Pogbę zablokowało mu parę ruchów, choćby Christiana Eriksena czy Donny’ego van de Beeka.

Ostatecznie letnie ruchy Realu były może nie zastępcze, ale jednak nie priorytetowe. Z galaktycznych transferów tylko Hazard, który jeszcze do dzisiaj – a mamy przecież początek listopada – ma problemy fizyczne. To niebywałe, że w klubie, w którym każdy składnik diety piłkarza jest brany pod lupę, on wciąż nie może wrócić do pełnej formy fizycznej – widać to gołym okiem, nawet po tym jak porusza się po boisku.

Brzmi to karykaturalnie. Hitowy transfer wielkiego klubu, zawodnik, który ma być największym wzmocnieniem, a do listopada próbuje wrócić do pełni sprawności fizycznej.

W Realu uprawia się wieczne zamiatanie problemów pod dywan. Jak coś się uda wygrać, to jest chwila spokoju, ale to tylko odciąga od problemów, nie rozwiązuje ich. Ciągle tematem jest Gareth Bale, niektórzy dyskutują czy on nie powinien dać sobie spokoju z piłką nożną. W Madrycie niesamowicie się męczy. Jego postawa wobec kibiców i dziennikarzy, ciągłe urazy, zachowania pozaboiskowe, wyloty do ojczyzny, pasja do golfu, brak integracji z zespołem, nawet wychodzenie z meczów przed ostatnim gwizdkiem, gdy nie gra – to bardzo długa lista, męczy się on, męczy się z nim klub. Gdyby była okazja, już by go pożegnali.

Czy nie jest trochę tak, że finansowy biceps Realu trochę sflaczał, skoro nie udało się ściągnąć tych graczy, których chcieli?

Na pewno Zidane co innego miał w głowie przed tym sezonem, a z czym innym dziś się mierzy. Myślę jednak, że Real wciąż ma ten biceps silny, sprawny, nikt nie wydał latem więcej, ale zmieniły się realia. Takie marki jak PSG czy Manchester United nie muszą się Realowi kłaniać, dziękować i całować po rękach, że łaskawie zgłosił się z pieniędzmi. Nie muszą nikogo sprzedawać. Nawet Chelsea puściło Hazarda po tylu latach dlatego, że on sam czuł się już zmęczony, potrzebował nowego bodźca. Pogba walczył o swój transfer do Realu, nic nie wskórał. Mbappe podszedł spokojniej do sprawy, nie chciał niczego wymuszać, ale też znane jest to, że kibicuje Królewskim.

Jak oceniasz sam warsztat trenerski Zidane?

Trudno powiedzieć, ale to, co jest widoczne… Ciężko nazwać to topowym warsztatem w lidze. Jest wielu szkoleniowców w Hiszpanii, których uważa się za lepszych, taktycznie i warsztatowo Zidane’a przewyższających. Z PSG taktycznie przegrał z kretesem – gigantyczne przestrzenie między formacjami, zawodnicy bez planu na grę, wielkie problemy w rozegraniu, chaos przy wracaniu do defensywy, przepaść między liniami.

Kursy na Real – Galatasaray w ETOTO: Real 1.25 – remis 7.00 – Galatasaray 10.25

Ale to jest Real Madryt, klub szczególny, należy zadać pytanie: czy tu czysty warsztat trenerski jest najważniejszy. Roberto Carlos czy Ronaldo „Il Fenomeno” mówili w wywiadach: to inna robota, tu masz takich piłkarzy, że musisz być przede wszystkim kimś, kto trafia do ludzi. Kto potrafi gwiazdy zmotywować, nakręcić, by one wychodziły z pasją. W tym kontekście Zidane bardzo tu pasuje. Ale ma ten problem, że dziś pracuje z szatnią nasyconą, która wszystko już wygrała. Bardzo widać to choćby po Modriciu, niektórzy inni też są jakby zblazowani. Stąd też jego chęć do rewolucji, nowych twarzy – myślę trafna diagnoza, patrząc po grze Rodrygo i Valverde, którzy mimo młodego wieku czasem ciągną grę. Ale oni właśnie realizują marzenia, dla nich każdy mecz to wielka chwila.

Transfer Viniciusa, który trafił do Realu za kosmiczne pieniądze mimo, że jeszcze nic w piłce nie osiągnął, mocno wiąże się z Neymarem. Brazylijczyk był podpisany przez Królewskich za dzieciaka, ale z kwestii regulaminowych nie mógł wtedy trafić do Realu – sprawa się wysypała, został w Santosie, potem trafił do Barcy. Real nie chce powtórki.

Na pewno, Florentino Perez był zakochany w Neymarze, nie darował sobie, że przeszedł mu koło nosa. Podkręcił pieniądze na skauting Ameryki Południowej, obiecał wprost, że kolejny Neymar na pewno zagra w Realu. Stąd Vinicius, stąd Rodrygo. Obaj mają potencjał na to, by być następcami Neymara, ale czy nimi będą? Nie skreślałbym ich szans.

Szczególnie Viniciusa ocenia się niesprawiedliwie. Brakuje mu wiele, szczególnie zimnej krwi, trochę europejskiego spokoju w zakończeniu sytuacji. Rodrygo jest może bardziej ustabilizowany, natomiast Vinicius to rocznik 2000, a już w zeszłym sezonie, gdy Real był jak Titanic, dawał swoją grą trochę radości i uśmiechu, trochę nadziei. Osiemnastolatek, który dawał wiarę. Jest odważny, robi grę, może na ten moment problem tkwi w tym, że jest bombą emocjonalną. Chłopak wyrwany z trudnego środowiska, wokół którego teraz jest ogromne zainteresowanie i wielka presja. Gdy przełamał się i strzelił gola, popłakał się. Dziękował Bogu, było widać, jak kamień spadł mu z serca i jak bardzo to przeżywał. Z czasem przyjdzie doświadczenie, większe opanowanie, którego dzisiaj być jeszcze nie może. Natomiast warunki ma kapitalne – tylko z Betisem trzy razy tak przyjął piłkę w polu karnym, że przecierałem oczy ze zdumienia. Luz, niebywała lekkość. Myślę jednak, że potrzebuje trenera, który mu zaufa. Jego relacje z Zidanem nie są raczej idealne, Zizou nie jest takim mentorem, jakim mógłby być.

Zidane patrzy na Viniciusa i myśli: tu powinien być Mbappe.

Może tak być. Jemu zaufałby pewnie całkowicie. Hazard gra praktycznie wszystko, nawet jeśli ma średni występ. Vinicius nie ma szans na takie zaufanie.

Powiedz, czy projekt Atletico, z sobą na szczytach europejskiej piłki, jest bliżej wypalenia niż dalej?

Tu są skrajne zdania. Z zewnątrz wydaje się, że nic więcej z tego się nie wyciśnie, że nie mają szans, by znowu fascynować. Atletico wyrwało się z przeciętności, Simeone zrobił świetny klub ze średniaka. Pokazał nową filozofię: nie trzeba grać ofensywnie, żeby być podziwianym. Zachwycał na tej świeżości, na ciągłej intensywności,  ale to się troszkę przejadło.

Simeone też patrzy dziś na futbol inaczej, jest bardziej pragmatyczny. Na konferencji prasowej zarzucono mu ostatnio, że Atletico jest najnudniejszą drużyną w lidze. Ci, którzy powiedzą, że Atletico nie da się oglądać będą mieli rację – Atletico nie da się oglądać. A z drugiej strony Simeone może odpowiedzieć: mam punkt straty do Barcelony, Realu, mam najlepszą defensywę w lidze, czego wy chcecie? Pod względem organizacji gry w tyłach zbliżamy się do ideału. Jedna kolejka i możemy być liderem, w Lidze Mistrzów też zagramy dalej, a gramy tak jak chcemy. Obroni się. Taktycznie, warsztatowo, cały czas jest niesamowity, jak opowiada o taktyce, na przykład ostatnio dlaczego Betis, który wszystkim kojarzy się z posiadaniem piłki, według niego gra z kontry – objawia kapitalne mechanizmy, fascynuje. Ale potem włączam ich mecz i zasypiam. Tam nie ma cienia polotu, nic finezji. Tylko schematy.

Jedynym, który mógł sobie pozwolić na więcej w ataku, był Griezmann, inni, czy Lemar, czy Carrasco, czy Vitolo, pod Simeone nauczyli się więcej o grze w defensywie, ale też na fantazji stracili. Piłkarze u Simeone się rozwijają, ale też w pewnych miejscach tracą. Jestem dlatego bardzo ciekaw jak to będzie wyglądać z Joao Felixem.

Kursy na Bayer Leverkusen – Atletico w ETOTO: Leverkusen 2.80 – remis 3.25 – Atletico 2.85

Rozmawiał LM

***

Słuchaj Estadio Weszło w Weszlo.fm:

***

Zachęcamy do skorzystania z oferty powitalnej ETOTO:

etoto

Fot. NewsPix

Najnowsze

Hiszpania

Anglia

Duński piłkarz walczył z depresją. Teraz jest znanym ekspertem

Patryk Stec
6
Duński piłkarz walczył z depresją. Teraz jest znanym ekspertem
Hiszpania

W Madrycie obwiniają złego człowieka. To oni odpowiadają za kadrową mizerię [KOMENTARZ]

Patryk Stec
4
W Madrycie obwiniają złego człowieka. To oni odpowiadają za kadrową mizerię [KOMENTARZ]

Komentarze

0 komentarzy

Loading...