Arkadiusz Milik wygrywa strzelecki pojedynek z Erlingiem Haalandem, Piotr Zieliński błyszczy w środku i błyskotliwie rozkręca grę swojej ekipy, a Szymon Marciniak jest całkowicie niewidoczny. Z polskiej perspektywy łatwo było określić scenariusz idealny na spotkanie Napoli z Salzburgiem. Co więcej, wszystko to wydawało się w miarę realne. Jak to jednak już bywa z takimi oczekiwania, ostatecznie nic z tego nie wyszło, ale zamiast tego piłkarze obu drużyn zaserwowali nam całkiem smaczne, łatwostrawne i przystępne danie.
Najwięcej można było obiecać sobie po występie Milika, który w ostatnich czterech ligowych spotkaniach zdobył pięć bramek, pokonując bramkarzy Hellasu Verona, SPAL, Atalanty Bergamo i Romy. Ewidentnie był w gazie. W najlepszej formie od dłuższego czasu. Znów można było oglądać polskiego snajpera pewnego siebie, nie bojącego się podejmować ryzyko, grającego w swoim stylu i zwyczajnie skutecznego. Ale tak to już w Neapolu bywa, że dobra forma wcale nie oznacza pewnego miejsca w pierwszym składzie, bowiem Carlo Ancelotti nie przywiązuje się do nazwisk. Rotuje, zmienia, przetasowuje w sposób znany tylko sobie. I w ten sposób 25-letni napastnik spotkanie rozpoczął na ławce rezerwowych.
Nie mógł więc nawet podjąć rywalizacji z Haalandem, który dał o sobie znać już na samym początku spotkania. Salzburg atakował, napierał, nie przestraszył się silniejszego rywala i tylko na tym korzystał, bo po kilkunastu minutach gry był już na prowadzeniu. Karnego po ewidentnym faulu Kalidou Koulibaly’ego wykorzystał oczywiście zabójczo skuteczny 19-latek, dla którego było to już szóste trafienie w Lidze Mistrzów i dwudzieste trzecie we wszystkich rozgrywkach w tym sezonie. Imponująca statystyka, ale też nie mogąca przesłonić tego, że Haaland na przestrzeni całego spotkania był jednym z najsłabszych zawodników na boisku. Nie wracał do defensywy, zaliczył wiele strat i przegrał większość pojedynków z bardziej doświadczonymi stoperami Napoli.
W przeciwieństwie do Milika, w pierwszym składzie włoskiej ekipy znalazł się Piotr Zieliński. Zagrał przeciętnie. Przyjemnie się na niego patrzyło, nie tracił, sprawnie obsługiwał swoich kolegów podaniami na małej przestrzeni, ale wszystkiemu temu brakowało elementarnej przebojowości. Nikt nie oczekuje od niego, że celnie poda, bo to podstawa. Jego oceniać trzeba na podstawie wszystkiego tego, czym wyjdzie ponad swoją średnią. Przebijanie szklanego sufitu własnych umiejętności. Tym razem tego zabrakło, choć już po pięciu minutach gry miał bardzo dobrą okazję, ale po przechwycie piłki – mając trochę miejsca i czasu w polu karnym – nawet nie trafił w bramkę.
Brak umiejętności wzięcia większej odpowiedzialności za swoją drużynę i zdominowanie słabszego kadrowo rywala stanowił problem nie tylko Zielińskiego, ale też wszystkich innych ofensywnych piłkarzy wicemistrza Włoch. Może poza Lorenzo Insigne, który dwoił się i troił, ale w żaden sposób nie był w stanie pokonać Carlosa. Próbował strzelać lewą i prawą nogą, z lewej i prawej strony, z bliska i z daleka, ale za każdym razem musiał uznać wyższość rywala. Nie dane mu było strzelić. Musiał zadowolić się asystą do Lozano.
Napoli oddało więcej strzałów (29 do 12), dłużej przetrzymywało piłkę (56% do 44%) i wymieniło więcej podań (538 do 423), ale między oboma zespołami naprawdę nie było widać kolosalnej różnicy. Podopieczni Jesse Marcha byli zorganizowani, rozbrajali wszystkie ofensywne miny, jakie podkładali im przeciwnicy, a sami również nie bali się odważniej zaatakować, wymienić kilka szybkich podań w środku pola i przenieść ciężaru gry na połowę gospodarzy. I do tego przychodziło im to dosyć łatwo. W końcu wywieźli remis na trudnym terenie, dalej są w grze o fazę pucharową Ligi Mistrzów, są zespołem, który nie sposób zlekceważyć i niech najlepiej świadczy o tym fakt, że tylko Bayern ma więcej goli strzelonych w jesiennych meczach Champions League.
Do niezłego poziomu spotkania dostosował się też Szymon Marciniak, który ustrzegł się poważniejszych błędów, słusznie podyktował karnego dla Salzburga, nie wdawał się w niepotrzebne dyskusje z piłkarzami, kierując całe emocjonalne epicentrum spotkania na skupienie się na piłce, a nie na wszystkim wokół. I chwała mu za to. Przynajmniej on wpisał się w idealny polski scenariusz…
Napoli 1:1 RB Salzburg
Lozano 43′ – Haaland 11′ z karnego
Fot. Newspix