To było kilka szalonych dni w życiu Roberta Kubicy. W czwartek ogłosił, że ma dość jeżdżenia taczkami i nie zamierza przedłużyć kontraktu z Williamsem. W sobotę zespół znów dał plamę w kwalifikacjach, po raz kolejny pokazując, że trudno się dziwić polskiemu kierowcy. A dziś pojechał kolejny znakomity wyścig i dojechał do mety, w przeciwieństwie do George’a Russella. Zdaniem komentatora Willa Buxtona, zasłużył na tytuł kierowcy dnia.
George Russell to znakomity, młody kierowca, przed którym bez dwóch zdań świetlana przyszłość. Problem w tym, że zespół Williams ewidentnie go faworyzuje, ułatwia zadanie, udostępnia lepszy sprzęt i usprawnienia szybciej niż Kubicy. Mimo wszystkich ułatwień, to młody Anglik pozostaje jedynym kierowcą w stawce bez punktów w tegorocznych mistrzostwach. Do dziś był także w bardzo wąskim gronie zawodników, którzy dojeżdżali do mety w każdym wyścigu. Dziś nie dojechał, choć nie było w tym jego winy. Czarnym charakterem w tym przypadku był Romain Grosjean, czyli także jeden z bohaterów ostatnich dni. Jeszcze do tego tygodnia wydawało się, że Francuz jest na wylocie z Formuły 1, a zespół Haas z całą pewnością nie przedłuży z nim umowy na przeszły sezon. Kierownictwo ekipy zaskoczyło jednak obserwatorów, ogłaszając, że Grosjean, mimo kolejnych wpadek, wypadków i słabych występów, pozostaje na sezon 2020.
Dziś Francuz dał kolejny argument wszystkim, którzy stawiali przy nim wielki znak zapytania. Kierowca Haasa na jednym z zakrętów wpakował się w George’a Russella, rujnując mu wyścig, choć Anglik i tak na jakiś szczególnie dobry rezultat nie imał większych szans. – Nie powinienem być zaskoczony – skomentował Russell. Tak czy inaczej, od dziś lista kierowców, którzy ukończyli wszystkie tegoroczne wyścigi, skurczyła się do trzech nazwisk, bo oprócz Russella wypadł z niej jeszcze Kimi Raikkonen. W najsolidniejszej trójce sezonu pozostali więc tylko Lewis Hamilton, Sebastian Vettel i… Robert Kubica.
– Kierowca dnia? Kubica. Co za wojownik! – zachwycał się postawą Polaka Will Buxton, komentator F1 w brytyjskiej telewizji. Kubica w końcówce wyścigu w wielkim stylu wyprzedził Kevina Magnussena z Haasa. Do mety dojechał na 16. pozycji. Daleko? Nic z tych rzeczy, biorąc pod uwagę wszystkie problemy z bolidem Williamsa. A przecież było tego więcej. – Teraz mogę już zdradzić, że miałem kontuzję barku. Gdyby ktoś mnie spytał, czy przy tym bólu będę w stanie ukończyć ten wyścig, powiedziałbym, że będzie ciężko… Ale ramię się poprawiło, plus adrenalina zrobiła swoje. Miałem mnóstwo problemów z bolidem i potężne wibracje przy 250 kilometrach na godzinę. Wibracje były takie, że praktycznie nic nie widziałem. Tym bolidem przejechałem najtrudniejszy wyścig sezonu, to jeden z moich większych sukcesów, biorąc pod uwagę, gdzie byłem 2-3 lata temu. Uważam, że ten wyścig to jeden z moich największych personalnych wyników – komentował na gorąco Polak w rozmowie z Cezarym Gutowskim z „Przeglądu Sportowego”. – Funu może nie było, ale było trochę walki koło w koło, gdy się dało, z bolidami, z którymi nie widujemy się nawet przez lornetkę! Gdzie mogłem, tam się starałem.
Wyścig wygrał Sebastian Vettel, po raz pierwszy w sezonie i pierwszy raz od ponad roku. Drugi dojechał Charles Leclerc, kompletując pierwszy dublet Ferrari od dwóch lat. Co więcej, dla włoskiej stajni to już trzecie zwycięstwo z rzędu, a liderujący Mercedes nie wygrał od Grand Prix Węgier. W klasyfikacji generalnej wciąż prowadzi Lewis Hamilton (296), przed Valtterim Bottasem (231). Na trzecie miejsce wskoczył Leclerc (200), mający tyle samo punktów, co Max Verstappen. Vettel depcze im po piętach, po dzisiejszym zwycięstwie tracąc tylko sześć oczek (ale ponad sto do lidera). Za tydzień Grand Prix Rosji, po którym do końca rywalizacji zostanie jeszcze pięć wyścigów. Coś czujemy, że Robert Kubica jeszcze ostatniego słowa nie powiedział.
foto: newspix.pl