Sobotnia prasa to gratka przede wszystkim dla fanów lig zagranicznych. Z polskiej piłki materiałów jest niewiele, tych ciekawych prawie nie ma.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Wypożyczony z Cracovii do Lechii Gdańsk Jaroslav Mihalik jest gotowy do gry na 80-90 procent.
Słowak twierdzi, że miał oferty z Turcji, Rakowa Częstochowa i Wisły Płock, ale zdecydował się na drużynę, która ponownie chce walczyć o miejsce w pierwszej trójce. Na początek musi jednak nadrobić zaległości, bo ostatni mecz ligowy rozegrał w maju (w barwach MŠK Žilina). Sztab szkoleniowy jednak zapewnia, że nie widać po nim aż tak długiej przerwy. – Uczestniczy w każdym treningu, nie zauważyłem, by odstawał. Jest przygotowany na 80-90 procent – twierdzi drugi trener Lechii Maciej Kalkowski, który docenia umiejętności nowego gracza.
W Magazynie Lig Zagranicznych spora rozmowa z Ronaldo, który w tym tygodniu gościł w Polsce.
Większość piłkarzy nie potrafi sobie poradzić po zakończeniu kariery. Kiedy gasną światła, brakuje im treningów, presji i otoczki. Niektórzy zmagają się z depresją, inni wpadają w problemy finansowe. Jak to wyglądało w pana przypadku?
RONALDO: Wspominam to boleśnie, bo futbol był całym moim życiem. Marzeniem od najmłodszych lat, które nagle dobiegło końca. Zakończyłem karierę w Brazylii jako piłkarz Corinthians Paulista, kiedy mój organizm mówił „dość” i nie mogłem sobie pozwolić na więcej. Było trudno, ale przygotowywałem się na ten moment. Studiowałem, szukałem innych możliwości, ale wszystko nadal było związane z piłką. Najpierw otworzyłem agencję marketingową w Brazylii, potem zostałem współwłaścicielem klubu Fort Lauderdale Strikers w Miami. Dopiero później spełniłem kolejne marzenie, o którym myślałem jeszcze jako zawodnik, zostałem prezydentem klubu.
Za 30 milionów euro kupił pan większość akcji Realu Valladolid.
Szansa na złożenie oferty pojawiła się latem zeszłego roku, szybko doszliśmy do porozumienia. Minął intensywny rok, odkąd zacząłem pracę. Musieliśmy zmienić mnóstwo rzeczy w strukturach klubu, ale dzięki temu cały czas wzrastamy i przygotowujemy nowe rzeczy dla naszych kibiców. Sezon zaczęliśmy od trzech meczów na wyjeździe. Wygraliśmy z silnym Betisem, zremisowaliśmy z Realem Madryt i przegraliśmy z Levante. A w ten weekend w końcu zagramy u siebie, gdzie latem dokonaliśmy przebudowy obiektu. Przede wszystkim usunęliśmy fosę wokół boiska, przybliżyliśmy kibiców do wymienionej murawy i dodaliśmy półtora tysiąca miejsc. Znowu chcemy utrzymać się w LaLiga, pozostać w elicie i wzrastać z każdym rokiem.
Gdyby miał pan wielki budżet na napastnika, kupiłby pan Roberta Lewandowskiego czy Krzysztofa Piątka?
Tak naprawdę musiałbym sprzedać cały Real Valladolid, żeby kupić któregoś z nich. Są zdecydowanie zbyt drodzy dla mnie, ale oczywiście chciałbym obu. Wasz futbol stale się rozwija, więc obyście wkrótce mieli jeszcze więcej piłkarzy ich klasy.
Florentino Perez jako prezydent Realu Madryt sprowadzał pana do klubu siedemnaście lat temu, a dziś siedzicie obok siebie w loży prezydenckiej w tych samych rolach. I pana Real Valladolid remisuje 1:1 z jego klubem na Estadio Santiago Bernabeu.
Niebywałe uczucie, naprawdę niesamowite. Nie chodzi o korzystny wynik, ale możliwość zasiadania tam w takiej roli z Florentino Perezem. To człowiek, który nauczył mnie wszystkiego. Jesteśmy wielkimi przyjaciółmi. Już dwa razy mogłem towarzyszyć mu na Bernabeu jako prezydent. Życzyłbym sobie, by w Realu Valladolid pracować tak udanie, jak on w Madrycie.
Cztery lata temu Leicester City sensacyjnie zdobyło mistrzostwo Anglii. Tym razem znów stać ich na niespodziankę, choć nie tego kalibru.
Momentem przełomowym był mecz z Chelsea w 2. kolejce. Przed przerwą Leicester City grało słabo i mogło przegrywać wyżej niż 0:1, ale w drugiej połowie było znacznie lepiej. Udało się zremisować 1:1, co i tak zespół ze środkowej Anglii miał prawo przyjąć z niedosytem, bo po przerwie stworzył kilka dogodnych okazji. W następnych meczach przeciwko Sheffield United (2:1) i Bournemouth (3:1) Lisy zaprezentowały znakomity futbol. – Pokazaliśmy wielką jakość i jeszcze większe serce. Stanęliśmy przeciwko ofensywnie nastawionej ekipie i udało nam się zagrać tak, jak sobie założyliśmy – cieszył się po tym drugim spotkaniu menedżer drużyny Brendan Rodgers. Jego zespół wskoczył na trzecie miejsce i wyprzedzają go tylko Liverpool i Manchester City, czyli dwie ekipy, które niemal na pewno rozstrzygną między sobą losy mistrzostwa Anglii.
Najmłodszy klub Bundesligi już wcześniej miał najmłodszą kadrę. Teraz z najmłodszym trenerem i dyrektorem sportowym RB Lipsk atakuje szczyt.
Saksoński klub istnieje dopiero od dziesięciu lat. W 2019 roku przeszedł drugą w krótkiej historii personalną rewolucję. Przez pierwsze trzy lata funkcjonowania Lipsk nie różnił się od innych nowobogackich klubów. Miał miliony, ale wydawał je po omacku, sprowadzając podstarzałe gwiazdy i już w IV lidze napotkał na pierwsze problemy. W 2012 roku Dietrichowi Matteschitzowi, właścicielowi firmy Red Bull, udało się jednak przekonać Ralfa Rangnicka, że warto związać zawodową przyszłość z klubami z Salzburga i Lipska. Naczelny rewolucjonista niemieckiego futbolu, młodzieżowy radykał, uznający, że doświadczenie jest przereklamowane, dostał od koncernu pełnię władzy i całkowicie przemodelował politykę transferową obu klubów. Kolejne awanse uzyskiwał z najmłodszymi piłkarzami w całej stawce. Korzystał na lepszym rozpoznaniu talentów, przejmując do III ligi choćby młodego Joshuę Kimmicha, uznanego w Stuttgarcie za mało rokującego. Aż ośmiu z zawodników, którzy ograli przed przerwą na kadrę Borussię Mönchengladbach, występowało w Lipsku już w 2. Bundeslidze, co pokazuje, że Rangnick potrafi ł trafnie ocenić ich potencjał. Siedem lat jego działalności w klubie to jedno wielkie pasmo sukcesów. Przejmował zespół w IV lidze, zostawiał w Lidze Mistrzów. Dotarcie do niej po raz pierwszy zajęło mu tylko pięć lat.
Brytyjski historyk i pisarz John Foot odwiedził redakcję „PS”, by porozmawiać o włoskim futbolu. Jego książka „Calcio” została właśnie przetłumaczona i wydana na polskim rynku.
Dotarł pan w książce do wielu detali – dokładnych godzin rozpoczęcia spotkań sprzed dziesiątek lat, liczby widzów co do jednego. Jak udało się panu zgromadzić tak szczegółową wiedzę?
Jestem historykiem, więc nawykłem do pracy z archiwami i starymi gazetami. We włoskim sporcie wspaniałe jest to, że są trzy dzienniki. Archiwum „La Gazzetta dello Sport” sięga 1907 czy 1909 roku. Jest ogromne. Można usiąść, otworzyć relacje z meczów z tamtych czasów i wyczytać, że ludzie tam do siebie strzelali. Z pistoletów! Jak w Viareggio, gdzie podczas meczu zabito sędziego liniowego i zaczęła się rewolucja. Często na ciekawe tropy wpadałem już po publikacji albo pogłębiałem wiedzę o czymś, o czym w książce tylko wzmiankowałem.
O jakich ciekawych historiach pan nie wspomniał?
O sytuacji z Viareggio mógłbym dziś chyba napisać osobną książkę, aresztowano tam 1000 osób, odbył się proces… W „Calcio” są o tym tylko trzy strony. Może to już chorobliwe, ale ciągle czytam, robię notatki. Przede wszystkim dużo wydarzyło się od 2006 roku, kiedy ukazała się pierwsza edycja książki. Kilka lat temu w Serie B był mecz, na który zakazano wstępu kibicom. Spotkali się więc z piłkarzami i powiedzieli, że skoro oni nie mogą oglądać, to zawodnikom nie wolno grać: „Jak to zrobicie, to was pobijemy i spalimy wam domy”. Gwizdek, zaczyna się mecz, a pierwszy piłkarz pada na murawę kontuzjowany. Trzeba go znieść. Potem drugi. Trzeci, czwarty, piąty… To jest na YouTube. W końcu nie ma komu grać, trzeba przerwać spotkanie. Zawodnicy byli świadomi kar i tego, że wszyscy widzą, iż udają, ale tak bardzo bali się kibiców. Takich historii jest pełno i przeważnie nie są zabawne. Myślę, że włoski futbol jest na krzywej opadającej od jakichś 10 lat.
O nikim latem nie mówiło się tak wiele jak o Neymarze, ale nie w kontekście wyczynów na boisku. Brazylijczyk musi mocno postarać się o naprawę relacji z PSG i jego kibicami.
Problem leży w tym, że Neymar został w klubie, ale Paryż zdążył się od niego odwrócić. Nie wszyscy w szatni są mu przychylni, a dla kibiców jest wrogiem numer jeden. Na Parc des Princes nie powinien się spodziewać miłego przywitania. Francuzi przygotowali dla niego transparenty po hiszpańsku i śpiewali po portugalsku, byle tylko zrozumiał ich mocny przekaz. „Skur…”, „bez serca”, „spadaj”, „to nie jest warte Paulety” czy „być spoliczkowanym przez prostytutkę nie zdarza się tylko w remontadach” – takie hasła spotykał na „swoim” obiekcie. Dziś ma wyjść w podstawowym składzie na mecz ze Strasbourgiem (godz. 17.30) i powinien spodziewać się powtórki. Będzie obrażany i wygwizdywany. Szykuje się bardzo trudny związek. Relacje, których być może nie uda się odbudować. Akurat jego legendarny rodak Ronaldo uważa, że wszystko będzie zależało od jego zaangażowania, bo czas i bramki mogą wyleczyć rany.
SPORT
Parę słów od Waldemara Fornalika przed meczem z Cracovią. Trener Piasta żałuje, że tak późno dołączył Patryk Tuszyński.
Jeżeli mówimy już o nowych zawodnikach, to kibice i my dziennikarze, zobaczyliśmy w akcji Patryka Tuszyńskiego. W końcu może pan powiedzieć o zwiększonej konkurencji w ataku…
– Rywalizacja w ataku może wyjść na dobre samym zainteresowanym, jak i zespołowi. Myślę, że gdybyśmy od samego początku sezonu mieli Patryka Tuszyńskiego, to bylibyśmy w innym miejscu w pucharach i w lidze moglibyśmy wcześniej więcej ugrać. Ale tak jak mówię, dobrze, że teraz będzie konkurencja.
Na debiut czeka także portugalski pomocnik Tiago Alves. Jak on wygląda w treningu i czy przeskok z II i I ligi do ekstraklasy odbywa się „bezboleśnie”?
– To zawodnik o dużym potencjale, ale będzie potrzebował trochę czasu, aby nabrać takiej „ekstraklasowej ogłady”. Tutaj jest inny sposób grania niż w niższych ligach. Patrząc jednak na jego umiejętności, to jestem zadowolony, że do nas trafił.
Śląsk Wrocław integrował się na kręglach.
Trener Śląska jest zadowolony, że do jego dyspozycji będzie Przemysław Płacheta, którego z powodu problemów zdrowotnych zabrakło w poprzednim, spotkaniu z Pogonią. – Zagrał bardzo dobry mecz w reprezentacji U-21, gdzie zdobył bramkę i zaliczył asystę. Wrócił ze zgrupowania w dobrej formie mentalnej. W klubie miał specjalny program szybkiej odnowy i jest przygotowany na mecz z Górnikiem. Teraz mamy szeroka kadrę, w której toczy się zacięta rywalizacja. Jestem bardzo zadowolony z tego, jak piłkarze pracują na treningu – mówi Laviczka. W trakcie przerwy w rozgrywkach sztab szkoleniowy Śląska zafundował swoim podopiecznym spotkanie integracyjne w kręgielni Sky Bowling. Potem wszyscy udali się na taras widokowy, by ze szczytu Sky Tower podziwiać panoramę Wrocławia. – Chcieliśmy zrobić jedno spotkanie integracyjne – powiedział trener Laviczka. – Jestem zadowolony z wyjścia na kręgle, bo piłkarze fajnie spędzili czas. To świetnie wpłynęło na zespół. Widok ze Sky Tower był bardzo ładny. Wiedziałem, że Wrocław to piękne miasto, ale świetnie było zobaczyć je z góry. Jest tu wiele wspaniałych miejsc.
Ukrainiec Stanislaw Bilenkyi w poprzedniej kolejce uratował Zagłębiu Sosnowiec remis z beniaminkiem z Bełchatowa i przeszedł do historii.
Stanislaw Bilenkyi latem został wypożyczony przez Zagłębie Sosnowiec ze słowackiego DAC Dunajska Streda. W pierwszych meczach bieżącego sezonu występował na prawej stronie pomocy. Od meczu z Miedzią Legnica w 4. kolejce stracił miejsce w wyjściowym składzie, ale w każdym z kolejnych spotkań meldował się na murawie, najczęściej wzmacniając formację ofensywną. Tak też było w ostatnim meczu z GKS-em Bełchatów, gdy Bilenkyi wzmocnił atak Zagłębia, które rozpaczliwie dążyło do strzelenia wyrównującej bramki. Za sprawą Ukraińca ta sztuka w końcu się udała. Dzięki temu trafieniu przeszedł do historii, gdyż jest pierwszym piłkarzem rodem z Ukrainy, który wpisał się na listę strzelców w barwach Zagłębia. Bramka Bilenkyi’ego to dobry prognostyk w kontekście kontuzji i dłuższej przerwy w grze napastnika, Michała Górala. – Mamy ofensywny potencjał, który nie jest w pełni wykorzystywany. Bilenkyi strzelił bramkę bardzo przytomnie odnajdując się w polu karnym. Właśnie takich zachowań pod bramką rywali nam brakuje w wykańczaniu akcji – podkreśla szkoleniowiec Zagłębia, Radosław Mroczkowski.
SUPER EXPRESS
Arkadiusz Malarz przechodzi do ŁKS i wraca na ekstraklasowe boiska.
– Było kilka klubów mną zainteresowanych, ale nie były konkretne – powiedział były bramkarz Legii w wywiadzie dla oficjalnej strony ŁKS. – Denerwowałem się, ale walczyłem do końca i cieszę się, że się udało. Fajnie, że mogę wrócić do walki i robić to, co kocham. Brakowało mi tego – przyznał Malarz, który będzie miał w Łodzi sporo roboty, bo ŁKS przegrał pięć ostatnich meczów z rzędu i stracił najwięcej goli w lidze (13). Wszystko wskazuje na to, że Malarz zadebiutuje w niedzielnym, wyjazdowym spotkaniu z Pogonią Szczecin.
GAZETA WYBORCZA
Polak piłkarskim pariasem w Italii. Lista płac w lidze włoskiej pozwala lepiej zrozumieć, dlaczego nasi piłkarze cieszą się na tym rynku pracy zawrotną popularnością.
Na turyńskiej liście widnieje nazwisko najhojniej opłacanego Polaka w całej Serie A. Wojciech Szczęsny otrzymuje 3,5 mln rocznie, co w klubowej hierarchii plasuje go ex aequo na miejscach 16-20. Nisko, jeśli wziąć pod uwagę, że jest podstawowym bramkarzem Juve, a na reputację czołowego specjalisty w Italii pracuje od wielu sezonów. Identyczną pozycję w rankingu zarabiających w Milanie zajmuje Krzysztof Piątek (1,8 mln), co może się wydawać jeszcze bardziej nieadekwatne do jego statusu. Kontrakt podpisywał zimą w glorii rewelacji sezonu w całych rozgrywkach, billboardy eksponują go jako gwiazdę zespołu, odgrywa najwyżej cenioną w futbolu rolę środkowego napastnika, wiosną strzelał prawie tyle goli, ile wszyscy koledzy wspólnie. On jednak – w przeciwieństwie do Szczęsnego – zadebiutował w Serie A ledwie rok temu. A po błyskawicznym transferze z Genoi i tak otrzymał oszałamiające 300 proc. podwyżki.
Fot. FotoPyk