– Muszę się porządnie zmęczyć i poczuć w nogach ból, by wytworzyć przewagę nad rywalem (…). Jeśli nie jesteś gotowy na walkę do dziewięćdziesiątej minuty, przegrasz. Widać to po piłce w Europie – jak wiele pada niespodziewanych wyników. To daje do myślenia. Teraz czuję się w pełni odbudowanym zawodnikiem – mówi w rozmowie z “Przeglądem Sportowym” Grzegorz Krychowiak.
GAZETA WYBORCZA
Zenit wydał ogromne pieniądze – 40 mln euro – na Malcoma. Problem? Już w jego debiucie kibice Zenita przypomnieli, że ich drużyna jest dla białych piłkarzy.
Na Wirażu, gdzie siedzi klub kibica, pojawiły się dwa transparenty – na pierwszym napisano: „Dziękujemy kierownictwu za wierność tradycji”, na drugim: „R.I.P”.
Obydwa są sarkastycznym nawiązaniem do manifestu pod tytułem „Selekcja 12” ogłoszonego przez Landskronę, organizację fanów z Sankt Petersburga. Apelowała, by „nie iść śladem Manchesteru City, Arsenalu czy Anży, skupujących paczkami piłkarzy z różnych stron świata (…). Nie jesteśmy rasistami, a dla nas brak czarnych graczy w Zenicie jest ważną tradycją, która podkreśla tożsamość klubu. Jako klub z dużego europejskiego miasta najbardziej wysuniętego na północ nigdy nie byliśmy mentalnie związani z Afryką, Ameryką Południową, Australią i Oceanią. Nie mamy absolutnie nic przeciwko mieszkańcom tych kontynentów, ale chcemy, aby w Zenicie grali tylko piłkarze bliscy nam duchem”.
SUPER EXPRESS
Jak co konferencję prasową po paździerzowym meczu w wykonaniu swojej drużyny, Aleksandar Vuković odlatuje. Drodzy kibice Legii, gra waszej drużyny z meczu ze Śląskiem była tym, co Vuko chce nazywać „dobrą grą”. Co prawda nie do końca zgadza się z nim na przykład Jarosław Niezgoda, ale to drobny szczegół.
– Rozumiem gwizdy, ale jeśli ktoś uważa, że dziś Legia zagrała słabo, to obawiam się, że nigdy nie zagra dobrze – zaszokował na konferencji „Vuko”. – Czujemy niedosyt, bo uważam, że byliśmy zespołem zdecydowanie lepszym. Mieliśmy fragmenty bardzo dobrej gry, a przecież graliśmy z drużyną, która wygrała dwa pierwsze spotkania i czuła się pewnie – dodał Serb.
– Brakuje nam zrozumienia, szybszej gry i lepszej kreacji z przodu. Gdy tego nie ma, ciężko o gole. Gdybyśmy wiedzieli, z czego to wynika, nie byłoby problemu – powiedział dziennikarzom napastnik Jarosław Niezgoda.
RZECZPOSPOLITA
Legia nie przeszła jesieni bez zmiany trenera od sezonu 2014/15.
Rok temu 1 sierpnia zwolniono Deana Klafuricia, a jego miejsce najpierw tymczasowo zajął Vuković, a dwa tygodnie później Ricardo Sa Pinto. Portugalczyka dziś już też w Legii nie ma. W 2017 roku do września ostał się Jacek Magiera, którego zastąpił Romeo Jozak. Magiera z kolei niemal równo rok wcześniej (wrzesień 2016) został zatrudniony w miejsce Besnika Hasiego.
Jesień 2015 roku (październik) to był z kolei moment wymiany Henninga Berga na Stanisława Czerczesowa. Ostatni sezon, w którym nie doszło do zmiany szkoleniowca, to 2014/2015. Dość powiedzieć, że wówczas Marek Saganowski był jeszcze aktywnym piłkarzem, a nie asystentem, w bramce stał Dusan Kuciak (od lat w Lechii Gdańsk), a w Legii wciąż jeszcze liczono, że odpali Portugalczyk Helio Pinto i zostanie gwiazdą pierwszej wielkości – nie został i po epizodach na Cyprze, w Norwegii, Grecji i Indiach wrócił do ojczyzny.
PRZEGLĄD SPORTOWY
Tomasz Włodarczyk porozmawiał z odrodzonym w Rosji Grzegorzem Krychowiakiem.
Czy ta stara szkoła Siomina, bazująca na mocnym przygotowaniu, przywróciła cię do żywych?
– Na pewno, bo trener podczas zajęć nie odpuszcza. W tym aspekcie ma twardą rękę i aplikuje takie dawki, że organizm jest w okresie przygotowawczym stawiany pod ścianą. Ale ja lubię taki typ przygotowań. Muszę się porządnie zmęczyć i poczuć w nogach ból, by wytworzyć przewagę nad rywalem. W dzisiejszym futbolu, bez względu na pozycję zajmowaną na boisku, przygotowanie motoryczne jest kluczowe. Widzę, jak wygląda każdy mecz, nawet z teoretycznie słabszym przeciwnikiem. Talent to jedno, ale jeśli nie jesteś gotowy na walkę do dziewięćdziesiątej minuty, przegrasz. Widać to po piłce w Europie – jak wiele pada niespodziewanych wyników. To daje do myślenia. Teraz czuję się w pełni odbudowanym zawodnikiem.
Wreszcie przepracowałeś normalnie letni okres przygotowawczy, co nie jest takie oczywiste, bo od 2016 roku zawsze był albo turniej międzynarodowy, albo komplikacje na linii z PSG.
– Tak. Obecnie czuję się mocny, wybiegany, silny, a to dodaje mi pewności siebie. PSG to zamknięty rozdział.
Gdy klauzula o liczbie rozegranych meczów weszła w życie i Lokomotiw mógł cię wykupić z Francji, wahałeś się?
– Nie. Dostałem telefon od swojego menedżera, były inne propozycje, o których teraz nie ma sensu już mówić, ale ja podjąłem już swoją decyzję – chciałem zostać w Rosji, wspólnie z kolegami odzyskać mistrzostwo, a nie znów zmieniać klub. Cieszę się, że podpisałem kontrakt do 2022 roku. Czuję się tu bardzo dobrze.
Chuca został zgłoszony do gry nieco ponad godzinę przed meczem z Górnikiem Zabrze. Wystarczyło, by zdobyć zwycięskiego gola.
Debiutu 22-latka raczej trudno się było spodziewać. Wprawdzie na piątkowej prezentacji, zawodnik, który czterokrotnie wystąpił w LaLiga, zgłaszał pełną gotowość do gry, ale chwilę później trener Maciej Stolarczyk na konferencji prasowej tonował jego zapędy. – Szansa na debiut jest, bo trenuje z nami już od dwóch dni i stara się pokazać wszystkie walory. Rozmawialiśmy o tym, jak do tej pory funkcjonował na boisku, o naszych założeniach. W grę wchodzi jednak nie tylko teoria, ale też praktyka. Dla mnie optymalne jest sukcesywne wprowadzanie zawodników. Szczególnie tych, którzy w mniejszym stopniu znają naszą ekstraklasową rzeczywistość. Liczę na tego gracza, ale chciałbym go powoli wprowadzać do zespołu. Jest alternatywą do grania w środku, jak i na skrzydle. Da nam większe pole manewru, ale na pewno nie rzucę go na głęboką wodę – stwierdził szkoleniowiec.
Czas Sobola w Wiśle Płock. Na początek, wraz ze zmianą trenera, zmiana sztabu szkoleniowego.
Machina dotycząca zatrudnienia byłego reprezentanta Polski przy Łukasiewicza na dobre ruszyła w ostatnią niedzielę. Wisła Kraków i Wisła Płock skoordynowały moment przekazania informacji o „transferze” Sobolewskiego. Na stronach obu klubów komunikaty pojawiły się kilka minut po godzinie 18. Wczoraj „Sobol” ostatni raz zasiadł na ławce Białej Gwiazdy. Spotkanie z Górnikiem Zabrze było jego pożegnaniem z krakowskim klubem i sztabem szkoleniowym dowodzonym przez Macieja Stolarczyka.
Teraz 42-latek stworzy swój zespół współpracowników w Płocku. Na pewno jednym z jego asystentów zostanie Mariusz Kondek (ostatnio skaut Wisły Kraków, a w przeszłości jej analityk, który współpracował też z Chojniczanką i niemieckim FSV Mainz). W sztabie Sobolewskiego nie znajdą się za to Patryk Kniat i Krzysztof Sobieraj, którzy już pożegnali się z drużyną, kibicami i dziennikarzami.
Dla „Przeglądu Sportowego” przed meczem z Legią wypowiada się trener Atromitosu, Yannis Anastasiou. Mówi o osłabionym w letnim oknie zespole Atromitosu, a także o tym, dlaczego Dawid Kort ma minimalne szanse na grę.
Atromitos stać na powtórzenie wyników z zeszłego sezonu? Latem zostaliście dość mocno osłabieni, między innymi odszedł od was król strzelców ligi greckiej z poprzedniego sezonu Efthymios Koulouris.
– Straciliśmy niestety więcej kluczowych piłkarzy, jak Bruno czy Bušuladžicia, który zresztą odszedł do Polski (do Arki Gdynia – przyp. red.), ale pozyskaliśmy w ich miejsce dobrych zawodników. Tyle że oni nie grali wiele w swoich poprzednich drużynach. Ważne, abyśmy unikali kontuzji i byli silni jako zespół. Ciężko na to pracujemy.
W pana drużynie gra Dawid Kort, ale w meczach z Dunajską Stredą siedział na ławce. Dlaczego nie widzi go pan w pierwszym składzie?
– Dawid nie grał w poprzednim sezonie u innego trenera (Anastasiou objął zespół w przerwie między rozgrywkami – przyp. red.). Latem rozegraliśmy trzy sparingi, ale potem próbowaliśmy innego systemu. W meczach z Dunajską Stredą graliśmy w ustawieniu 4-4-2 i trudno było mi w nim znaleźć miejsce dla Dawida. On jest ofensywnym pomocnikiem, a w tym ustawieniu w środku pola występując zawodnicy o innych predyspozycjach. A on nie jest środkowym pomocnikiem ani napastnikiem. Każdy musi walczyć o miejsce w składzie, to dotyczy też Dawida.
Piast najsłabszym mistrzem XXI wieku po trzech kolejkach nowego sezonu. Nawet Lech 2015/16 ani Legia 2002/03 nie wystartowały tak źle.
Grzebiąc w dawniejszej historii, można znaleźć mistrzów, którzy mieli podobny falstart lub nawet gorszy od Piasta. W sezonie 1967/68 Górnik Zabrze w składzie ze Stanisławem Oślizłą, Zygfrydem Szołtysikiem i Włodzimierzem Lubańskim, w pierwszych trzech kolejkach również zdobył tylko dwa punkty. „Obrońca tytułu jeszcze na wakacjach” – opisywali dziennikarze formę Trójkolorowych. Górnicy przełamali się w 4. kolejce, gromiąc Gwardię Warszawa 4:1, hat tricka wbił wtedy Lubański. Na koniec Górnik uplasował się na 3. miejscu w tabeli. W sezonie 1979/80 Ruch Chorzów rozpoczął od bezbramkowego remisu z Odrą Opole, porażek z Zagłębiem Sosnowiec 0:2 i Szombierkami Bytom 0:1. To był słaby sezon dla Niebieskich, chociaż latem wzmocnił ich pomocnik Andrzej Buncol, który później stał się kluczowym graczem reprezentacji Polski. Chorzowianie zajęli na koniec rozgrywek dopiero 11. miejsce.
Pedro Tiba przypomniał o swojej formie z początków w Lechu. Znów daje koncert.
Od początku sezonu Tiba imponuje już wysoką formą. Na inaugurację z Piastem wypadł co prawda przeciętnie, a kibice zastanawiali się nawet, czy wpływu na to nie miało odebranie mu kapitańskiej opaski. Teraz decyzją zespołu nosi ją na ramieniu Darko Jevtić, a Portugalczyk nie znalazł się nawet w nowo wybranej radzie drużyny. Wszystkie pytania o jego dyspozycję można jednak odłożyć już na bok, bo ostatnie dwa spotkania to był wielki popis jego umiejętności. Przeciwko Wiśle Płock (4:0) miał asystę, a kolejną dorzucił w spotkaniu z ŁKS (2:1). W Łodzi już przed przerwą mógł wywalczyć ich co najmniej o dwie więcej, gdyby skuteczniejszy pod bramką rywali był adresat jego zagrań – Joao Amaral. W tych dwóch meczach Tiba osiągnął też doskonałe statystyki – wykonał między innymi łącznie 144 podania do kolegów, z których aż 88 procent dotarło do celu. Żaden inny zawodnik ekstraklasy na starcie sezonu nawet się nie zbliżył do takiego wyniku.
Michał Guz prezentuje nowy nabytek Śląska Wrocław – mówiącego w pięciu językach Diego Zivulicia.
Lavička ma o nim dużo informacji, bo Chorwat grał w FC Zlin, a potem w Viktorii. Z pobytu w Pilźnie u trenera Pavla Vrby nie był zbyt zadowolony, bo w swoim przekonaniu zasługiwał na dużo częstsze granie. Regularnie występował ostatnio na Cyprze w Pafos FC, ale tam nie prezentował się wystarczająco dobrze, by dostać angaż w którymś z miejscowych dużych klubów. Pafos, zespół wiecznie kursujący między pierwszym a drugim poziomem rozgrywkowym, niecałe dwa lata temu został kupiony przez Rosjanina Romana Dubowa, posiadającego także doskonale nam znany od niedawna Riga FC. Mimo sporych środków zainwestowanych w zespół (czy realnych, to inna sprawa – wiemy, że Živulić rozstał się z Pafos, rozwiązując kontrakt z winy klubu), sezon 2018/19 skończył się tylko minimalnie lepiej niż zwykle: ósmym miejscem. – Nie chcę wracać do tego, co było w Pilźnie ani w Pafos. Śląsk to dla mnie nowe otwarcie. Na Cyprze byłem w jednej drużynie m.in. z Radkiem Dejmkiem, a także z Denissem Rakelsem, którzy grali w waszej lidze. Od nich otrzymałem sporo informacji na temat polskiej ekstraklasy – mówi Živulić.