Reklama

Nie taki diabeł straszny? Broendby to nie są spece od eliminacji

redakcja

Autor:redakcja

25 lipca 2019, 08:19 • 7 min czytania 0 komentarzy

Europejskie puchary, sezon 2005/06. W barwach Barcelony szaleje Ronaldinho, zaś Villarreal dowodzony przez Juana Romana Riquelme ociera się o awans do finału Ligi Mistrzów. Już w fazie grupowej Champions League odpada z kolei Manchester United, co przejdzie do historii jako jedna z największych wpadek w karierze Sir Alexa Fergusona. W Pucharze UEFA również nie brak sensacji – wymienić można choćby doskonałą postawę klubów z Bukaresztu, które stoczyły ze sobą derbowy dwumecz na poziomie ćwierćfinału rozgrywek. Cóż – jak widać na podstawie tego krótkiego podsumowania, sporo się od tamtego czasu w europejskim futbolu zmieniło. Tymczasem Broendby IF, dzisiejszy rywal Lechii Gdańsk w II rundzie eliminacji do Ligi Europy, właśnie w 2005 roku po raz ostatni doczłapało się do fazy grupowej europejskich rozgrywek.

Nie taki diabeł straszny? Broendby to nie są spece od eliminacji

Może zatem nie taki diabeł straszny, jak go malują i zdobywcy Pucharu Polski wcale nie mają powodów, by trząść portkami w rywalizacji z wyżej notowanym przeciwnikiem?

LECHIA WYGRA DZISIEJSZY MECZ Z BROENDBY? KURS 2.40 W ETOTO!

Generalnie – nie można powiedzieć, by duńska ekipa przeżywała w ostatnich latach złote lata. Jasne – drużyna niezmiennie trzyma się w pobliżu ligowego topu, ale to już nie jest to samo, co jeszcze w latach osiemdziesiątych i dziewięćdziesiątych, ewentualnie na początku bieżącego stulecia. Dość powiedzieć, że w 1985 roku Broendby zdobyło pierwszy tytuł mistrzowski w historii klubu, a już w w 1998 roku świętowało złoty medal numer osiem. Ostatecznie stanęło na dziesięciu trofeach – ostatnie wylądowało w gablocie po sezonie 2004/2005. Tempo gromadzenia tych tytułów było naprawdę zawrotne.

Od 1985 do 2006 roku Broendby tylko kilka razy wypadło z ligowego TOP2, a przez drużynę przewinęło się wielu absolutnie wybitnych zawodników. Peter Schmeichel, Lars Olsen, Ebbe Sand, Allan Nielsen, rzecz jasna bracia Laudrupowie. Drużyną zawiadywał zresztą w swoim czasie sam Morten Olsen, znany szerzej jako serdeczny przyjaciel Włodzimierza Lubańskiego.

Reklama

Wszystkie te nazwiska naprawdę robią wrażenia. Znacznie bardziej piorunujące niż – przy całej sympatii – Kamil Wilczek czy Paulus Arajuuri.

Nie może zatem dziwić, że duńska ekipa swoje największe triumfy na europejskich boiskach odnosiła właśnie w tamtym okresie. Od razu rzuca się tutaj w oczy Puchar UEFA 1990/91. Broendby poległo wówczas dopiero w półfinale, minimalnie ustępując w dwumeczu naszpikowanej gwiazdami Romie. Gola na wagę awansu rzymskiej ekipy zdobył sam Rudi Voeller w 88 minucie rewanżowego starcia. Potem było jeszcze kilka pomniejszych sukcesów i sukcesików – choćby zwycięski dwumecz z Liverpoolem w 1995 roku, czy też faza grupowa Ligi Mistrzów w sezonie 1998/99.

Jednak to już zamierzchła przeszłość, niemalże piłkarska prehistoria. Dzisiejsze Broendby o sukcesach takiego kalibru może wyłącznie pomarzyć, to w tej chwili zespół o znacznie skromniejszych ambicjach, mozolnie odbudowujący się po latach finansowego i organizacyjnego kryzysu. Od sezonu 2006/07 marzenia duńskiej drużyny o udziale w fazie grupowej Ligi Mistrzów bądź Pucharu UEFA/Ligi Europy przekreślały kolejno takie firmy jak: Eintracht Frankfurt, Rosenborg, Hertha, Sporting, SV Ried, Club Brugge, PAOK, Panathinaikos, Hajduk Split i Genk. Jasne, próżno szukać w tej wyliczance jakichś haniebnych eurowpierdoli, niemniej – zawodnicy Broendby to nie są na pewno królowie eliminacji. Nawet jeżeli już im się zaczyna wydawać, że mogą zgrywać cwaniaka, to zza winkla wynurza się Krzysztof Kosedowski i przypomina im miejsce w szeregu. Zdarzały im się zresztą również wstydliwe potknięcia w dwumeczach z klubami islandzkimi, estońskimi, fińskimi, a nawet bezbramkowy remis z Vaduzem. Pucharowiczem z Liechtensteinu. Kończyło się jednak na wpadkach w pojedynczym starciu, nie dwumeczu.

Cofnijmy się zresztą do poprzednich rozgrywek, żeby już nie gmerać w futbolowych kronikach.

Reklama

Duńczycy z kretesem polegli w play-offach, przegrywając dwumecz eliminacyjny z Genkiem aż 4:9. Od razu widać, że nie mówimy o drużynie, która ma defensywę ze stali. W sezonie zasadniczym 2018/19 Broendby straciło w lidze aż 40 goli. Dla porównania, późniejsi spadkowicze – Vejle Boldklub – w analogicznym okresie oberwali od przeciwników 42 razy. Niewielka różnica.

Marvin Schwabe, podstawowy golkiper duńskiej drużyny, też nie sprawia wrażenia najlepszego specjalisty w swoim fachu. W mediach społecznościowych częściej niż na pomstowanie kibiców Broendby w stronę bramkarza można natrafić wyłącznie na pretensje wobec wspomnianego już Arajuurego. – Całe szczęście, że niedługo wygasa mu kontrakt – pisał kilka dni temu na Twitterze jeden z lokalnych dziennikarzy z Kopenhagi na temat 31-latka, którego na pewno doskonale pamiętają kibice Lecha Poznań. W ostatnim ligowym starciu z Randers FC fiński defensor skompromitował się na całej linii. Najpierw przegrał pojedynek siłowy z napastnikiem i zajął się… protestowaniem u arbitra bocznego, podczas gdy rywal wyszedł sam na sam z bramkarzem i wpakował piłkę do siatki.

BROENDBY ZATRIUMFUJE W GDAŃSKU? KURS W ETOTO: 3.15!

Potem – już w doliczonym czasie gry, przy stanie 2:1 dla Broendby – Arajuuri w prostej do opanowania sytuacji sfaulował napastnika wychodzącego na czystą pozycję. Obejrzał drugą żółtą kartkę, a rywale po kotłowaninie w polu karnym wyrównali na 2:2. Zachowanie obrońców i bramkarza Broendby naprawdę godne pożałowania.

Zresztą – niewiele przecież brakowało, a Lechia nie grałaby w II rundzie z Broendby, ale z Interem Turku. Duńczycy przed własną publicznością publicznością wygrali bardzo okazale, aż 4:1. To im trzeba oddać. Spotkanie dubletem uświetnił Kamil Wilczek, noszący w tym sezonie opaskę kapitańską na ramieniu. Efektowna ofensywna Broendby w pełnej krasie. Jednak w rewanżu fiński klub zatriumfował 2:0, w pewnym momencie zrobiło się gorąco.

Naprawdę nie brakowało wiele, a Niels Frederiksen, trener gości, który dał odpocząć paru podstawowym zawodnikom, w tym samemu Wilczkowi, gorzko by pożałował zlekceważenia przeciwnika.

Trener Piotr Stokowiec ma zatem rację powtarzając do znudzenia w wywiadach, że do faworyzowanego rywala zawodnicy Lechii muszą oczywiście podejść z szacunkiem, ale bez przesadnej bojaźni. Jeżeli się czegoś obawiać – to wyłącznie walorów ofensywnych Broendby, a przecież dla odmiany obrona jest najmocniejszą stroną gdańszczan. Podobnego zdania jest Adrian Pielesiak, sympatyk duńskiego futbolu, który w ten sposób charakteryzował dzisiejszego rywala Lechii w audycji “Trójmiasto jest nasze”:

– Broendby to zespół, który właściwie nie zmienił się względem poprzedniego sezonu – mówił sympatyk duńskiego futbolu w rozmowie z Pawłem Paczulem. – Przegrali finał krajowego pucharu po rzutach karnych, w lidze zajęli dopiero czwarte miejsce. To pozwoliło im zagrać o udział w europejskich pucharach ze zwycięzcą grupy spadkowej. Taką furtką Broendby dostało się do europejskich pucharów. Lepiej było w sezonie 2017/18, gdy Broendby miało już praktycznie zapewniony tytuł mistrza Danii, ale wypuścili go z rąk na finiszu sezonu. To trochę wynika z tego, że ta drużyna w tej chwili nie stoi na tym samym poziomie finansowym co jej najwięksi konkurenci w lidze. FC Kopenhaga sprzedaje zawodników za potężne pieniądze, kwoty rzędu kilku, czy nawet kilkunastu milionów euro. Historia transferowa Broendby – poza Danielem Aggerem – nie jest imponująca. To dość symboliczne, że po tylu latach były obrońca Liverpoolu figuruje jako najdroższy zawodnik sprzedany i … również kupiony przez klub.

REMIS W STARCIU LECHII Z BROENDBY? ETOTO WYCENIA PODZIAŁ PUNKTÓW NA 3.50!

– Jeżeli chodzi o styl gry, Broendby jest zespołem skoncentrowanym głównie na ofensywie. Oni popełniają mnóstwo bardzo głupich błędów w obronie, ale w ataku radzą sobie nieźle. Oglądałem ostatnio ich starcie z Silkeborgiem, czyli beniaminkiem duńskiej Superligi. Można powiedzieć, że Broendby powinno to spotkanie pięcioma, sześcioma bramkami. Skończyło się na wyniku 3:0. Ale to kwestia tego, że grali na własnym boisku. Broendby jest typowym zespołem własnego stadionu i nie ma co się spodziewać, że w Gdańsku się odsłonią – dodaje Pielesiak. – Mówimy o klubie raczej pozbawionym gwiazd. W Broendby grają zawodnicy, którzy w polskiej lidze spokojnie by sobie poradzili, ale nie są to piłkarze o nazwiskach, które mogą zrobić wrażenie na kibicu z Polski.

– Z tego co wyczytałem, nowy dyrektor sportowy Broendby ocenia poziom Lechii i swojego klubu jako zbliżony. Duńczycy z tego względu mocno liczą na rewanż u siebie. Sądzę, że Lechia powinna pierwsze spotkanie wygrać – prorokuje z optymizmem Adrian.

Cóż – pozostaje zatem życzyć Lechii, by w rywalizacji z Broendby poszła w ślady Widzewa i Amiki, a nie Legii Warszawa i Zagłębia Lubin. Faworytami całego dwumeczu są rzecz jasna Duńczycy, niezależnie od swoich wewnętrznych kłopotów i mniejszych bądź większych potknięć na europejskiej arenie. Ale gdańszczanie naprawdę zdają się mieć w garści kilka argumentów, by przeciwników zaskoczyć. No i zawsze pozostaje nadzieja, że defensywa gości zaskoczy się dzisiaj w Gdańsku sama.

1i5LLhW

-> Zarejestruj konto w ETOTO i odbierz freebet 20 zł za darmo!
-> Wpłać po raz pierwszy i graj za 3 razy więcej! Bonus 200% aż do 100 zł!
-> Dokonaj drugiej wpłaty i zgarnij kolejny bonus, 100% aż do 900 złotych.
KLIKNIJ TUTAJ

fot. NewsPix.pl

Najnowsze

Liga Europy

Liga Europy

Pytanie filozoficzne. Lepiej przegrywać w Lidze Mistrzów czy zwyciężać w Lidze Konferencji?

Michał Kołkowski
40
Pytanie filozoficzne. Lepiej przegrywać w Lidze Mistrzów czy zwyciężać w Lidze Konferencji?

Komentarze

0 komentarzy

Loading...