Szczwany lis pola karnego? Niegdysiejszy zmiennik Thiago Motty w Interze Mediolan? Napastnik wypatrzony w wieku 16 lat przez Wolfsburga? A może debiutant, o którym naczytaliśmy i nasłuchaliśmy się sporo dobrego nim w ogóle zdążył kopnąć piłkę na ekstraklasowych boiskach? Przed meczem zamykającym kolejkę ligową próbujemy przewidzieć, kto może oczarować nas w pierwszy ligowy poniedziałek.
Alen Stevanović
Trzeba było gimnastyki na miarę medalu olimpijskiego, by próbować się dowiedzieć czegoś o przygotowaniach Wisły Płock i nie usłyszeć: „ale ten Stevanović, to będzie kozak”, „facet po okresie przygotowawczym u Ojrzyńskiego wciągnie tę ligę nosem”. Zresztą nawet Dominik Furman w naszym cyklu „Odkrywamy karty” stwierdził krótko: „to będzie kot”.
Wiosną bez przygotowań wskoczył do składu Nafciarzy i pokazał, że potencjał drzemie w nim niemały, płocczanie błyskawicznie zdecydowali się przedłużyć do 2021 roku kontrakt z byłym piłkarzem Interu Mediolan, którego do zespołu wprowadzał sam Jose Mourinho.
Latem strzelił dwa bardzo ładne gole, zaliczył też asystę, wygrywając tym samym wewnątrzklubową klasyfikację kanadyjską okresu przygotowawczego. Dostał nawet okolicznościową statuetkę, symbolizującą najlepszego gracza przedsezonowych przygotowań.
Już wiosną było widać, że technikę użytkową ma na poziomie rzadko w ekstraklasie spotykanym, że widzi na boisku bardzo wiele. Zagrał zaledwie cztery mecze w pierwszym składzie, pięć razy wchodził z ławki, a i tak udało mu się mieć udział przy trzech trafieniach (gol i dwie asysty).
Czekamy więc, panie Stevanović.
Igor Angulo
Wyobrazić sobie dziś Górnika bez Angulo to jak próbować sobie wyobrazić komiks Gigant bez Kaczora Donalda.
Angulo to zaprzeczenie wszystkich piłkarskich prawideł i stereotypów. Gdy bierzesz zawodnika 33-letniego, zwykle narracja sprowadza się do wzmocnienia na już. Na jeden, maksymalnie dwa sezony.
Bask właśnie zaczyna w Górniku czwarte rozgrywki.
W tym czasie został królem strzelców I ligi, królem strzelców ekstraklasy, nastukał dla zabrzańskiego Górnika 72 gole w 117 spotkaniach, dał powrót do elity, przyczynił się w ogromnej mierze do powrotu po prawie trzech dekadach do europejskich pucharów, zdobył dokładnie połowę goli w całym sezonie ligowym, w którym zabrzanie bronili się przed spadkiem niemal do końca rozgrywek.
Naprawdę niewiele wskazuje na to, by rozpoczęte w piątek rozgrywki miały być inne, skoro Angulo – jakżeby inaczej – został najlepszym strzelcem przedsezonowych sparingów w zespole Górnika z trzema trafieniami (po 2 mieli Jesus Jimenez i Łukasz Wolsztyński).
Oskar Zawada
Jednego Zawada dziś bać się raczej nie musi. Że trener Leszek Ojrzyński zdejmie go z boiska, bo na ławce ma zdrowego, wartościowego zmiennika. Zdrowego to słowo-klucz. Ricardinho ma problem z barkiem i dużo trudu sprawia mu podniesienie ręki, Karol Angielski złamał kość śródstopia, z urazem – najmniej poważnym z tej trójki – zmaga się też Grzegorz Kuświk, którego gra stoi pod znakiem zapytania.
Zawada i tak wyrastał na faworyta do gry na szpicy, teraz ma jednak świadomość, że choćby raz czy drugi nie wyszło, nie dostanie dziś wędki. Często taki komfort psychiczny przekłada się na dużo większą odwagę w boiskowych działaniach.
Zawada dawał już w Płocku sygnały, że może z niego być pożytek, grywał naprawdę dobre spotkania. Tylko że tych sygnałów było tak niewiele, że i tak w marcu, oceniając pracę Łukasza Masłowskiego w Płocku, sklasyfikowaliśmy Zawadę jako niewypał. Trudno, by było inaczej, skoro napastnik przez 29 kolejek zdobył 1 gola. Dopiero w końcówce poprzednich rozgrywek rozkręcił się bardziej niż film o facecie w łódce. 5 goli w 6 kolejnych meczach było sygnałem, że z tej mąki jeszcze może być całkiem smaczny chleb.
23 lata już na karku, więc jeśli ten sezon nie będzie przełomem, jeśli Zawada nie zostanie pewniakiem na szpicy Wisły i gościem zdolnym do zapakowania rywalom dwucyfrowej liczby goli w sezonie, może czekać go już tylko zjazd w coraz bardziej szarą ligową przeciętność. Oby nie.
Erik Janża
Jedyna nowa twarz w naszej karecie asów. Coś nam jednak podpowiada, że lewa obrona to pozycja, którą ekstraklasowe kluby wzmocniły zdecydowanie najciekawszymi nazwiskami. Dino Stiglec ze Śląska Wrocław, którego pół roku temu BATE odrzuciło po mało starannych badaniach (niesłusznie wykazały u Stigleca żółtaczkę), przywitał się przepięknym golem z Wisłą Kraków. Ivan Obradović, a więc koleś, który ładnych parę lat utrzymał się na powierzchni w Anderlechcie ma potencjał, by wciągnąć ligę nosem.
No i Janża. Gdzieniegdzie trafiało się na określenie „nowy Kurzawa”. Wszyscy pamiętamy, jak zabójczą bronią czwartego w sezonie 17/18 Górnika były stałe fragmenty gry. Niesamowita była statystyka, że gdyby Sandecja strzeliła w tamtych rozgrywkach sześć razy więcej goli ze stojącej piłki, nadal miałaby ich mniej niż zabrzanie. Janża ma dysponować lewą nogą ułożoną nie gorzej niż łysy lewoskrzydłowy, który po najlepszym sezonie w życiu opuścił Górnika na rzecz Amiens.
Co prawda w Zabrzu nie ma już ani Mateusza Wieteski, ani Daniego Suareza – zawodników doskonale odnajdujących się w szesnastce rywali przy wolnych i rożnych – ale kilku kandydatów do pakowania piłki do siatki głową po idealnie wymierzonej wrzutce wciąż byśmy w ekipie Marcina Brosza znaleźli.
*