Początkowo wymiana bramkarzy na linii Barcelona – Valencia wyglądała jak kolejny absurdalny pomysł zarządu katalońskiego klubu. Tym razem jednak nie chodziło o głupotę Bartomeu i spółki, a zwykłe cwaniactwo. Swoją drogą już przejście Cillessena za 35 milionów euro na Mestalla śmierdziało szwindlem, ale jak chwilę później ogłoszono transfer Neto na Camp Nou za 35 milionów (dziewięć baniek w zmiennych), wszystko stało się jasne. Po prostu oba kluby postanowiły obejść zasady Finansowego Fair Play.
Zacznijmy od małego kalendarium:
26 czerwca – Jasper Cillessen przechodzi z Barcelony do Valencii za 35 baniek liczonych w europejskiej walucie. Tym samym staje się piątym najdroższym bramkarzem na świecie. Pierwszym w Hiszpanii ex aequo z Courtoisem, za którego Real Madryt także zapłacił 35 milionów euro. Ujmując to inaczej – czwarta drużyna poprzedniego sezonu, która nie jest znana z tego, że śpi na forsie, kupiła 30-letniego, rezerwowego bramkarza za fortunę. Owszem, Holender zbierał pochlebne opinie za mecze w Copa del Rey, ale cholera jasna, to nie zmienia faktu, że przez trzy sezony siedział w trakcie najważniejszych spotkań na dupie. Oglądał popisy Marc-Andre ter Stegena, którego notabene Barcelona ściągnęła w 2014 roku za 12 milionów euro z Borussii Monchengladbach. Zresztą za Cillessena dwa lata później zapłaciła 13 milionów euro. No niezły interes, sprowadzić gościa na ławkę, a po trzech latach sprzedać go prawie trzy razy drożej.
27 czerwca – Norberto Murary Neto trafia z Valencii do Barcelony za 26 milionów euro plus dziewięć milionów zmiennych. Łącznie transfer może wynieść – cóż za niespodzianka – 35 milionów euro. Mistrz Hiszpanii kupił 10 najdroższego bramkarza świata na ławkę rezerwowych. Kto bogatemu zabroni? No niby nikt, ale przecież ten transfer jest jeszcze bardziej absurdalny, niż Cillessena do Valencii. Okej, tym razem mówimy o podstawowym bramkarzu w ostatnich dwóch sezonach, ale mimo wszystko niezbyt dobrym. A na pewno nie tak dobrym, by płacić za niego tak duże pieniądze.
Gdyby Barcelona i Valencia faktycznie zapragnęły wymiany bramkarzy, to najzwyczajniej w świecie, by się nimi wymieniły. Tak naprawdę kosztowali dokładnie tyle samo, a puder ze zmiennymi w przypadku Neto jest wyjątkowo nieudolnie nałożony. Chyba nie ma naiwniaka, który wierzy w czystość tego interesu. No i słusznie, bo sprawa jest niezwykle prosta. Otóż Barcelona do końca czerwca potrzebowała sprzedać swoich piłkarzy za około 65 milionów euro, by mieć dodatnie saldo w kończącym się okresie rozliczeniowym. A że akurat Katalończykom brakowało do spełnienia tego wymogu 35 baniek, to szczęśliwie Valencia tyle zapłaciła za Cillessena. Z drugiej strony „Nietoperze” potrzebowali poprawić swój budżet w nowym okresie rozliczeniowym. I proszę bardzo, ciach, Barcelona przelew za Neto wykona dopiero 1 lipca. Naprawdę trudno uwierzyć w aż tak duży zbieg okoliczności.
Swoją drogą prezydent Barcelony, Josep Maria Bartomeu to niezły zgrywus. Spójrzcie co powiedział na początku czerwca: – „Nigdy nie przestanę mówić, że FIFA i UEFA muszą być czujne. Muszą pilnować, by wszyscy przestrzegali zasad. Wszyscy musimy rywalizować w takich samych warunkach. Trzeba przyspieszyć Finansowe Fair Play i nakładać sankcje na tych, którzy je łamią. To naprawdę bardzo ważne kwestie dla wszystkich europejskich klubów„.
Zgadzamy się w stu procentach, warto, żeby „Finansowe Fair Play” było równe dla wszystkich. Warto tez, żeby UEFA pomyślała o tym, jak załatać zasady FFP, żeby przepis nie kreował rzeczywistości. Bo tu doszło do ewidentnego teatrzyku, który został odegrany nie po to, by zadowolić fanów dobrego aktorstwa, a wyłącznie dlatego, żeby zgadzały się cyferki w tabelkach.
Fot. NewsPix