– W takim meczu taki karny? – w ten sposób z Szymonem Marciniakiem próbował polemizować Nenad Bjelica jeszcze w tunelu stadionu przy Łazienkowskiej, gdy arbiter podyktował jedenastkę za dotknięcie piłki ręką przez Wołodymyra Kostewycza. Pewnie podobne pytanie Damirowi Skominie może zadać po dzisiejszym meczu Mauricio Pochettino, bo sytuacja z finału Ligi Mistrzów najdobitniej pokazała, jakie wątpliwości w całym środowisku piłkarskim wciąż budzi odgwizdywanie zagrań piłki ręką w polu karnym.
Sam początek spotkania. Kibice powoli kończą śpiewać swoje pieśni, Liverpool atakuje, a Sissoko instruuje kolegów gdzie ci mają się ustawić. I wtedy dzieje się to:
Karny… Kontrowersyjny? Miękki? Naciągany? A może prawidłowy? Opinie są podzielone, dyskusje będą trwały pewnie jeszcze ze dwa, trzy tygodnie, a i tak – koniec końców – mało kto da się przekonać, że jego ocena tej sytuacji jest niesłuszna. Już słyszeliśmy wiele opinii – że decyzja niezgodna z duchem gry, ale i że karny ewidentny, bo takie są przepisy i koniec. Nie chcemy udawać ekspertów ślęczących nad przepisami piłkarskimi dniami i nocami, ale nie mamy wątpliwości, że znalazłoby się wielu sędziów, którzy nie użyliby gwizdka, tak samo jak wielu zwolenników decyzji słoweńskiego arbitra.
Jednym z nich jest Robert Sibiga, polski sędzia, który prowadzi mecze w amerykańskiej MLS. Docenia go Howard Webb, który jakiś czas temu zdecydował się powierzyć mu spotkanie pomiędzy gwiazdami MLS a Juventusem Turyn, więc nie mówimy o przypadkowym gościu.
I co sędzia Sibiga sądzi o tej sytuacji? Proszę bardzo:
– Całkowicie poprawna decyzja. Ręka tak wysoko i tak nienaturalnie podniesiona zawsze będzie ręką. Gdyby była kolo ciała, w naturalnej pozycji, to fakt, że dotknęła ciała zawodnika najpierw dawałby podstawy, by nie gwizdnąć karnego. Ale nie w tej sytuacji, gdzie ręka była tak nienaturalnie wyciągnięta.
Czyli – zdaniem sędziego – w takiej sytuacji nie ma znaczenia, czy piłka najpierw dotyka ciała zawodnika czy od razu ręki, gdyż wszystko rozchodzi się o bardzo nienaturalną ułożenie tychże rąk. Swoją drogą – już abstrahując od decyzji arbitra – ogromną nierozwagą popisał się Moussa Sissoko. Mając naprzeciwko siebie tak dobrego technicznie i tak sprytnego zawodnika jak Mane rozłożyć ręce tak szeroko? Oj, wróciły demony przeszłości, gdy kibice Tottenhamu nazywali Francuza “panem stratą”, a jego jego firmową zagrywką długo było wejście z wątlejszym rywalem w pojedynek bark w bark i przegranie go.
Oczywiście Sissoko nie grał źle, w tej edycji Champions League okazał się dla “Kogutów” kluczowy, absolutnie niezbędny, ale jeszcze raz – w takim meczu zrobić coś takiego…
NS
Fot. TVP Sport