Ile jest prawdy w tym, że Ekstraklasą rządzi pokrętna logika, a irracjonalne wydarzenia są na porządku dziennym? No, sporo, co do tego nie mamy większych wątpliwości. Przecież wystarczy przywołać ostatnią kolejkę i to co zrobił Jodłowiec, to co zrobił Sedlar, to co zrobił Szmatuła, to co powiedział Żyro, to co zrobiła Pogoń, to co zrobiła Legia. Innymi słowy: dzieje się. To taka liga, gdzie trudno przewidzieć, kto prosto kopnie piłkę, a co dopiero trafić dokładnie wyniki czy jakieś końcowe rozstrzygnięcie, ale… postanowiliśmy spróbować! Oczywiście w swoim stylu, więc przedstawiamy wam kilka nieco mniej oczywistych scenariuszów, wraz ze szczegółowo wyliczonym przez Opta Weszło prawdopodobieństwem wystąpienia takich zdarzeń.
Lecimy!
*
Piast wygrywa w środę w Szczecinie, Lech nawet nie udaje, że podnosi rękawicę w niedzielę. 60% szans według Weszło.
Piast goli wszystkich jak leci. Lechię w Gdańsku, Legię w Warszawie, dodatkowo u siebie stworzył twierdzę godną pozazdroszczenia (osiem zwycięstw z rzędu!), więc trzeba się sporo nagimnastykować, by postawić Pogoń w roli faworyta, albo chociaż zobaczyć w niej drużynę, która drugi raz z rzędu urwie punkty kandydatowi do tytułu. Nawet jeżeli mecz jest rozgrywany na wyjeździe. Więc załóżmy, że Piast w Szczecinie wygra – czy to po spokojnym meczu, czy to po nerwówce godnej ostatniej batalii, ale koniec końców wygra.
Legia również zrobi swoje, choćby z uwagi na to, że ma po prostu całkiem silny zespół, więc o wszystkim zadecyduje ostatnia kolejka.
Nie mamy przekonania, że Lech będzie walczył z Piastem na śmierć i życie, jeśli jego porażka będzie mogła pokrzyżować szyki Legii, tym bardziej że Kolejorz w tym sezonie może z dwa czy trzy razy grał tak, jakby faktycznie walczył na śmierć i życie. Przecież podobną sytuację mieliśmy cztery lata temu, gdy to Lech walczył o mistrzostwo, w czym wydatnie pomógł mu Górnik. 6:1 w Zabrzu, gdy na piłkarzy gospodarzy spadły wszystkie plagi egipskie. Spracowane nogi odmówiły posłuszeństwa, głowa nie dojechała, generalnie – albo piłkarze z Górnego Śląska posłuchali swoich fanatyków i ordynarnie przeszli obok meczu z Kolejorzem, nie chcąc zaszkodzić poznaniakom w marszu po odebranie mistrzostwa Legii, albo… okazali się obrzydliwie słabi. Pierwsza opcja byłaby marnym teatrem i powrotem do mrocznych lat dziewięćdziesiątych, jednak przecież nie możemy wykluczyć, że do żadnej ustawki nie doszło. Że bezruch zawodników Górnika nie wynikał z żadnego podkładania się, ale z ich słabości oraz gapiostwa, które w tym spotkaniu akurat wyjątkowo się uwidoczniło.
Piast bez problemów ogra Pogoń? Etoto proponuje kurs 1,80!
Wspominamy o tym nie bez powodu. W końcu Lech Poznań, z tymi wszystkimi x-menami na czele, nierzadko gra tak, że łatwo znaleźć punkty wspólne z jakimiś pierwszymi lepszymi przewróconymi pachołkami, a co dopiero z postawą, jaką wówczas zaprezentowali zabrzanie. W Poznaniu w tym sezonie nie wypaliło nic, na czele z eksperymentem piłkarsko-badawczym o tezie „czy da się coś osiągnąć, biegając na prostych nogach?”. No, nie da się, więc nie będziemy oszukiwać. Kibice Lecha mogliby piłkarzom obiecać budowę pomników i dożywotnie renty olimpijskie, a i tak nie ma pewności, czy ta banda byłaby w stanie przegrać z Piastem w mniejszym wymiarze niż 0:3.
Powiedzmy to wprost: Piast jest liderem Ekstraklasy i nie widzimy w tym grama przypadku. Drużyna, która gra najfajniejszą piłkę w lidze, patrzy z góry na resztę stawki, a ten obrzydliwie słaby Lech, którego czeka niebawem fala zmian, piłkarsko do drużyny Waldemara Fornalika po prostu nie przystaje. I jeżeli nie podejmie rękawicy, to zapewne nie dlatego, że odpuści, tylko – co bardziej prawdopodobne – z powodu tego, iż tego zrobić nie potrafi. A przecież trzeba tu jeszcze dodać, że jedno drugiego nie wyklucza i obie przyczyny niedzielnej bylejakości Lecha mogą zaistnieć równocześnie.
Dlaczego to jest najbardziej prawdopodobny scenariusz? No kurczę, Piast gra jak z nut, ma przed sobą nieprzekonujący Szczecin i słabiuteńki Poznań. Dwa zwycięstwa do mistrzostwa. Jak nie teraz, to już chyba nigdy.
Piast gubi się w Szczecinie, zjada go presja, Legia dopina tytuł w ostatnim meczu. 30% szans według Weszło.
Ekstraklasa nie byłaby Ekstraklasą, gdyby nie przyzwyczaiła nas do tego, że często najsłabszą, najbardziej narażoną na proste błędy i kompromitujące porażki polską drużyną nie jest jedynie Zagłębie Sosnowiec, a po prostu lider na finiszu rozgrywek, gdy nasza liga zaczyna przypominać wyścig zaprzężonych w karaluchy rydwanów. Kompromitacje liderów urosły do rangi pewniaków z historią tak długą, że pod względem objętości mogłyby konkurować wyłącznie z opisem przyrody w „Nad Niemnem”. Przykłady pierwsze z brzegu? Lech Poznań z poprzedniego sezonu, który w grupie mistrzowskiej nie wygrał ŻADNEGO meczu u siebie. Nawet, gdy mierzył się z Koroną, która była o krok, by posłać do boju magazyniera i panią sprzątaczkę, ostatecznie wystawiając rezerwy. Mało? Można przywołać Piasta Radoslava Latala, czy Jagę z Lechią z poprzednich sezonów, a następnie wysnuć jasny i klarowny wniosek: Legia przyzwyczaiła nas do tego, że potrafi wykorzystywać braki mentalne mniej otrzaskanych w walce o taką stawkę przeciwników. I, choć jej wspaniałe finisze to mit, co udowodniliśmy tutaj, to gołym okiem widać, że rywale co chwilę dostają miękkich nóg.
Zresztą, nie ma co się cofać w jakieś lata osiemdziesiąte, nawet w tym sezonie mieliśmy przykład absolutnie spękanej Lechii Gdańsk, gdy przyszedł czas wyłożenia kart na stół.
Dwa ostatnie sezony to spektakularne zmarnowanie szans przez przeciwników warszawian, którzy najwyraźniej nie trzymają ciśnienia i na ostatniej prostej są pewnie swego mniej więcej tak, jak nieletni w sklepie monopolowym. Z Piastem Latala było podobnie. Czy tak samo będzie z rozpędzoną ferajną Fornalika? Niby Piast ma na przeciwko pokiereszowanego rywala, niby Pogoń gra bez Malca czy bez Buksy, ale – zgodnie nie tyle z logiką Ekstraklasy, co ostatnimi finiszami rywali Legii – nie jest powiedziane, że w najważniejszym momencie sezonu gliwiczan nie zje presja.
Szczerze? To są właściwie jedyne naprawdę prawdopodobne scenariusze. Pierwszy: 6 punktów Piasta i 4 albo 6 Legii. Drugi: 4 punkty Piasta, 6 Legii. No ale przecież są jeszcze scenariusze nie do końca prawdopodobne.
Lech, bijąc Piasta, daje tytuł Legii. 5% szans według Weszło.
Wyobrażacie sobie w ogóle taki scenariusz? Drużyna niewarta funta kłaków wbija sobie do głowy, że stawka tego pojedynku jest o wiele większa niż walki monarchistów i republikanów, po czym niweczy marzenia rozpędzonych gliwiczan. X-meni z Lecha dają tytuł Legii, Vujadinović zdobywa bramkę na wagę mistrzostwa, po czym – w szale radości – biegnie z tym swoim iksem pod sektor gości, by cieszyć się z fanami, którzy tej radości nie odwzajemniają, co koniec końców skutkuje przerwaniem meczu, walkowerem i ostatecznie jednak mistrzostwem gliwiczan.
To byłaby historia godna ekranizacji i ujmujemy ją w tym zestawieniu głównie dlatego, że w samym maju w Lidze Mistrzów, Ekstraklasie, I lidze i II lidze mieliśmy już takich historii z piętnaście.
Wyścig żółwi: Piast dostaje w czapę w Szczecinie, Legia w Białymstoku, potem dwa remisy w ostatniej kolejce i Piast zostaje mistrzem. 4,5% szans według Weszło.
Taki scenariusz byłby typowy dla Ekstraklasy, czyli ligi, która nierzadko przypomina wyścig żółwi i to takich bardzo leniwych. Gdzie logika nie wytrzymuje starcia z rzeczywistością. Gdzie przed losowością i fartem rozkłada się czerwony dywan, kłania się w pas i zaprasza do środka. Wiecie – tutaj drużyna ma serię kilku zwycięstw, a potem dostaje w czapę tak spektakularnie, że nie budzi się do końca sezonu, tam ten sam piłkarz potrafi skiksować w najbardziej komiczny sposób, by po chwili tak przyfasolić, że chapeau bax (pozdrowienia panie Tomaszu). Generalnie – wydaje wam się, że wiecie o kimś wszystko, bo tysiące spędzonych razem godzin wykluczają wszelkie niespodzianki, a nagle okazuje się, iż stary druh potrafi zaskoczyć. No, wypisz wymaluj Ekstraklasa, where amazing happens.
To tutaj mistrzem może zostać zespół z kilkunastoma porażkami na koncie, to tutaj trzy pierwsze drużyny są w stanie oddać aż pięć celnych strzałów w jednej kolejce (poprzedni sezon, 34. seria gier, serio), wreszcie – gdzie, jak nie tutaj, możemy spodziewać się wyścigu żółwi. W tym sezonie co prawda Piast goli wszystkich jak leci, ale – jak już zauważyliśmy wyżej – lider ma to do siebie, że lubi w pewnym momencie spektakularnie wyhamować. Lider i, zresztą, nie tylko on, gdyż poprzedni sezon pokazał dobitnie, że stawka paraliżowała wszystkich zainteresowanych, że tej ligi nikt nie chciał wygrać, albo inaczej: nikt nie potrafił jej wygrać. Na końcu Legia dostała medale, ale nie dlatego, że zasłużyła. Ot, po prostu musiała, by ten sezon w końcu się skończył.
Tym samym aż za bardzo pasowałoby do naszej ligi, gdyby Piast przegrał w Szczecinie, a Legia w Białymstoku, a następnie oba zespoły nie poradziłyby sobie w niedzielę.
W ramach tego scenariusza można też zmieścić jego wariacje – porażki we środę i zwycięstwa w niedzielę, bądź zwycięstwa we środę i dwie porażki w niedzielę (ale to by było, Lech ogrywa Piasta, ale gliwiczanie i tak z tytułem, bo Legia utopiła na swoim terenie!). 4,5% szans… Chyba trochę przeszacowaliśmy.
Remis Piasta? Etoto kusi kursem 4,50!
Lechia wyprzedza wszystkich i na finiszu zdobywa mistrzostwo. 0,5% szans według Weszło.
Dajemy temu scenariuszowi całe 0,5% szans, gdyż nawet jeżeli dojdzie do wyścigu żółwi, to Lechia swoją postawą w grupie mistrzowskiej udowodniła, że na tytuł nie zasługuje. Po prostu. Jej mecze wyglądają ostatnio tak, że piłki nożnej jest tam mniej więcej tyle, co na zimowych igrzyskach olimpijskich. Jeśli wygrywasz jedno spotkanie na pięć prób, jeśli przegrywasz i z Piastem, i z Legią (oba mecze u siebie!) to nie możesz liczyć na cud. Mamy wątpliwości, czy Lechia skończy starcia z Lechem i Jagą z kompletem punktów, a mistrzostwo? No, dajcie spokój.
By Lechia zdobyła mistrza muszą się wydarzyć nie jeden, nie dwa, ale ze cztery cudy:
– fenomenalny Piast musi złapać potężną zadyszkę
– zawsze pewna siebie Legia musi się kompletnie pogubić
– katastrofalna na finiszu Lechia musi wygrać jakiś mecz
– a potem jeszcze następny
Taki scenariusz, choć baaaardzo mało prawdopodobny, byłby idealnym potwierdzeniem tego, że w tej popieprzonej lidze może się zdarzyć absolutnie wszystko.
***
Najlepsza oferta powitalna na rynku: bonus 200% aż do 100 zł! Drugi bonus to podwojenie depozytu aż do 900zł! Dodatkowo jeszcze 40 zł we freebetach!
***
Bramkarz Piasta Gliwice, Jakub Szmatuła, był jednym z gości najnowszego wydania Weszłopolskich na antenie Weszło FM.