Reklama

W Sosnowcu bez zmian – tyły kuleją, przód daje radę

Norbert Skorzewski

Autor:Norbert Skorzewski

14 maja 2019, 22:42 • 3 min czytania 0 komentarzy

Mecz, którym interesowali się tylko trenerzy obu drużyn, kibice obu drużyn, piłkarze obu drużyn, rodziny piłkarzy obu drużyn i – z obowiązku – komentatorzy oraz pracownicy ochrony.

W Sosnowcu bez zmian – tyły kuleją, przód daje radę

Mecz bez większej stawki. Mecz służący do ogrywania zmienników. Mecz drużyny utrzymanej i drużyny, która z ligi spadła.

Mecz Zagłębia Sosnowiec z Koroną Kielce.

Mecz, który ani nie wykreował nowych bohaterów, ani nic nowego do ligi nie wniósł, tyle dobrego, że chociaż zaskoczył poziomem. Znów skompromitowali się obrońcy Zagłębia Sosnowiec, ale przecież ani nie pierwszy, ani nie dwudziesty pierwszy raz w tym sezonie. Eksperyment piłkarski o tezie badawczej: “Czy da się grać cały sezon formacją Kudła/Hrosso-0-5-1” zakończył się niepowodzeniem, obrońcy cechowali się zaskakującą regularnością – gdy jeden zawalał, do akcji wkraczał następny. I tak w kółko. Jakiś czas temu napisaliśmy, że stoper Zagłębia Sosnowiec to nasza ulubiona postać fikcyjna, generalnie mamy wrażenie, że pierwszy lepszy magazynier hurtowni mięsa i wędlin w Ząbkach zagrałby z większą pewnością siebie niż Polczak, Cichocki, czy – tak jak dzisiaj – Mraz i Pietrzak.

Zapytacie: “Jaki, kurka wodna, Pietrzak?”. Cóż, kilku młodych otrzymało dziś swoją szansę – wspomniany Pietrzak, dalej Janicki czy Radkowski. O ostatnim dowiedzieliśmy się tyle, że w biegu na sześćdziesiąt metrów przodownikiem raczej nigdy nie był.

Reklama

Zawalił pierwszego gola koncertowo. Arweladze dostał piłkę, zagrał sobie przed niego, obiegając go na pełnym luzie, następnie ten sam Radkowski interweniował wślizgiem, jasne, ale tak skutecznie, że wystawił piłkę Cebuli. I cyk, otwarcie wyniku przez Koronę. Dość szybko okazało się, że nie tylko Radkowski grał na wstecznym biegu, bo tego mało ekskluzywnego tempa dotrzymał mu Mygas. Jeny, faulować Cebulę na skraju pola karnego, w zupełnie niegroźnej sytuacji? Jego szczęście, że Soriano karnego nie wykorzystał, ale szybko doczekaliśmy się prawdziwego creme de la creme jeżeli chodzi o postawę sosnowiczan.

Przeanalizujmy.

Pietrzak traci piłkę. Żubrowski posyła prostopadłe podanie do Soriano. Radkowski buja w obłokach. Soriano strzela. Kudła odbija przed siebie. Radkowski myśli o wszystkim, ale na pewno nie o tym, by zaatakować rywala. Soriano ma tyle miejsca, że mógłby rozstawić stoisko i handlować pamiątkami, więc strzela i podwyższa prowadzenie Korony.

Tyle dobrego dla Zagłębia, że o ile tył nie dojeżdżał, o tyle w tym sezonie atak dawał radę. Tak było i dziś – najpierw piękną bramkę zdobył wracający do składy Udovicić, później Serb popisał się ładną asystą, gdy do siatki trafiał Gabedawa.

Koniec końców jednak sosnowiczanie przegrali. Najpierw strata Nowaka i dublet Soriano, potem zmarnowana setka Cebuli, a po chwili… dublet Cebuli. No, dwa gole tego chłopaka w jednym meczu? W JEDNYM MECZU? Przypomnijmy – w 117 spotkaniach uzbierał dotąd zaledwie trzy trafienia. A mówimy o ofensywnym pomocniku, o gościu swego czasu okrzykniętym mianem sporego talentu, o graczu, którego kiedyś – raczej dla beki – łączono z Romą.

Jak widać, na stadionie w Sosnowcu może się wydarzyć absolutnie wszystko.

Reklama

[event_results 583471]

Fot. 400mm

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...