Reklama

W Gliwicach lubią brąz? No niekoniecznie!

red6

Autor:red6

23 kwietnia 2019, 21:05 • 3 min czytania 0 komentarzy

Nie do końca wiemy, co mamy wam napisać, a w przypadku ekstraklasy nie zdarza się to nam często. W tej średnio komfortowej sytuacji znaleźliśmy się przez piłkarzy Piasta Gliwice i Zagłębia Lubin. Zabijcie nas, ale po dzisiejszym spotkaniu tych drużyn nie potrafimy powiedzieć, czy to gliwiczanie byli tak mocni, czy to raczej Miedziowi znajdują się już na takim etapie sezonu, że gdzieś mają umieranie na boisku za każdy punkt. Oczywiście najprościej byłoby uznać, że prawda leży pośrodku i zamknąć temat, ale jeśli oglądaliście ten mecz, to chętnie usłyszymy wasze opinie. 

W Gliwicach lubią brąz? No niekoniecznie!

Kluczowa dla tego dylematu była rzecz jasna sytuacja z 21. minuty spotkania. Jorge Felix tak generalnie jest pozytywną niespodzianką na naszych boiskach, bo po mizernych początkach okazało się, że coś potrafi, ale dziś na chwilę stracił kontakt z bazą. Podeszwa jego buta wylądowała na twarzy Alana Czerwińskiego, przez co obrońca Zagłębia wylądował w szpitalu. Kompletnie nie przekonują nas tu tłumaczenia, że “nie chciał, nie widział” – gdy atakujesz piłkę w ten sposób i na takiej wysokości po prostu musisz brać pod uwagę, że możesz komuś zrobić krzywdę. I musisz liczyć się z czerwoną kartką, którą sędzia Szczech po wizycie przy monitorku pokazał.

Piast w tym momencie prowadził 1-0 po ładnym strzale nożycami Parzyszka, ale taka zaliczka w obliczu ponad 70 minut gry w osłabieniu w teorii daje mniej więcej taki komfort jak dziurawy namiot w trakcie burzy. Tymczasem ekipa Waldemara Fornalika dowiozła ten wynik do mety… w miarę spokojnie. Nie szturmowała bramki Forenca, ale też nie kopała po autach przy każdej możliwej okazji. Nie powiemy, że nie kosztowało jej to sporo zdrowia, bo obrazilibyśmy gości, którzy uczciwie zapieprzali przez całe spotkanie, ale nie było też tak, że Jodłowiec, Dziczek czy Kirkeskov musieli po końcowym gwizdku paść na murawę, a fizjoterapeuci Piasta nie mają teraz pojęcia, w co ręce włożyć.

Ot, kolejny dzień w robocie. Wykonanej starannie, z pewną nawiązką, ale – że tak to ujmiemy – wnukom o tym opowiadać nikt nie będzie.

Stąd nasze podejrzenie, że goście się za bardzo do swoich obowiązków dziś nie przyłożyli. To niecałe pół godziny przed gwizdkiem, który oznaczał koniec pierwszej połowy, było w ich wykonaniu wręcz żenujące. Coś tam próbował zrobić Pawłowski, ale “coś tam” w takich warunkach to zdecydowanie za mało. Zabrakło przede wszystkim klarownych sytuacji, ale również momentów, w których obrońcy Piasta poczuliby presję tak mocno, że mogliby popełnić błąd.

Reklama

Lepiej było w drugiej połowie, ale “lepiej” nie znaczy, że było dobrze. Strzałów Miedziowi niby kilkanaście oddali, ale większość z nieprzygotowanych pozycji. Dość powiedzieć, że Plach największe problemy miał przy centrostrzale Pawłowskiego i sytuacyjnej, lekkiej próbie Tuszyńskiego. Do tego te błagalne spojrzenia w kierunku arbitra przy minimalnym kontakcie w polu karnym Dziczka i Maresa… Gliwice to oczywiście trudny teren, ale wypadało się bardziej postarać.

Okej, skoro już ponarzekaliśmy, pozostaje nam zauważyć, że Piast mimo przeciwności świetnie rozpoczął rundę finałową – na tę chwilę traci już tylko punkt do Lechii, cztery do lidera z Warszawy i spokojnie przyjrzy się poczynaniom tych drużyn w jutrzejszych meczach. No nie potrafimy wykluczyć, że w Gliwicach jeszcze pojawi się gorączka złota.

[event_results 578219]

Fot. FotoPyK

Najnowsze

Ekstraklasa

Komentarze

0 komentarzy

Loading...