Napisalibyśmy, że trzydzieści kolejek sezonu zasadniczego zleciało jak z bicza strzelił, ale nieładnie zaczynać tekst od kłamstwa. Były momenty, że na ekstraklasę patrzyło się bez myśli o bezpowrotnie straconym czasie, ale częściej były takie, że oczy na zmianę krwawiły i łzawiły. Ale nie jesteśmy masochistami, więc nie mamy zamiaru wracać do bolesnych wspomnień. A nawet wręcz przeciwnie – jeszcze przed startem rundy finałowej postanowiliśmy wyróżnić tych, dzięki którym odbiór ligowej rzeczywistości był trochę łatwiejszy.
I tych, na których należy zwrócić szczególną uwagę w najbliższych kolejkach. Na podstawie naszych not przygotowaliśmy ranking 30 najlepszych piłkarzy ligi w 30 ostatnich kolejkach. Z ogłoszeń parafialnych musimy wspomnieć jeszcze o tym, że braliśmy pod uwagę tylko tych, których ocenialiśmy przynajmniej 15 razy. Siłą rzeczy więc nie znajdziecie tu gości, którzy do ligi przenieśli się zimą lub po zaprezentowaniu obiecującej postawy w kilku meczach z różnych względów wypadali ze składów.
Zaskoczenia? Dla nas jest tym fakt, że poza trzydziestką wylądował Igor Angulo, lider klasyfikacji strzelców, ale wytłumaczenie jest dość proste – takie rankingi bardziej promują regularnych zawodników, którzy trzymają równy poziom, a nie stale przebywają drogę od “świetnie” do “fatalnie” i z powrotem.
Dobra, lecimy.
Można powiedzieć, że rzutem na taśmę, bo jego postawa jesienią i na początku wiosny była taka, że króla strzelców i najlepszego gracza poprzedniego sezonu trudno było chwalić. Niby nawet niezłe były liczby, ale w porównaniu z poprzednim sezonem, który Hiszpan spędził w Wiśle Kraków zgadzało się tylko nazwisko. Trzeba jednak przyznać, że dziś Carlitos znów jest kluczowym graczem i ciągle nie należy go skreślać w wyścigu o koronę króla strzelców. Do Angulo traci tylko cztery gole. A Legia, wbrew temu co mówił w niedawnym Stanie Futbolu Bogusław Leśnodorski, nie ma z nim ciężko. Wbrew przeciwnie – strzelał lub asystował w sześciu z siedmiu ostatnich spotkań.
Tu z kolei mamy dość zdecydowany spadek w porównaniu z podobnym rankingiem po poprzedniej rundzie. Nie można się jednak temu dziwić, bo Fin potrafił strzelić tylko jedną bramkę od końcówki października do niemal połowy marca. Przełamał się w dość istotnym momencie, gdy Miedź ugrała trzy punkty z Lechem Poznań, a krytyczne zdania dotyczące jego wagi zaczynały przykrywać wszystko to, co zrobił dla legnickiej drużyny wcześniej. Robił też wiele, by wprowadzić Miedź do finału Pucharu Polski, ale – po pierwsze – nie udało się, a – po drugie – w tym rankingu bierzemy pod uwagę tylko ligę.
Kolejny spadek. Już pal licho tę absurdalną sytuację, w której Portugalczyk próbował opluć Piecha. Jego gra też była nieco słabsza niż jesienią. To ciągle bardzo dobry gracz jak na realia naszej ligi – nie dość, że mocny fizycznie, to jeszcze z dobrym podaniem – ale wydaje nam się, że z czasem liderem drugiej linii Legii został Andre Martins.
Szanse na ponowne zaistnienie Romanczuka w reprezentacji Polski zmalały i to nie tylko dlatego, że na ten pomysł wpadł Adam Nawałka, którego już nie ma. Romanczuk obniżył loty w porównaniu z tym, jak prezentował się wtedy, gdy temat był gorący. Nie sposób jednak nie zauważyć, że na tle beznadziejnej momentami Jagiellonii jej kapitan często wyróżniał się solidnością. Wystarczyło, by nie wypaść z rankingu.
W seniorskiej karierze pracował niemal tylko z Piotrem Stokowcem i ta współpraca wychodzi pomocnikowi na dobre. Co prawda jeszcze w Zagłębiu Lubin wydawało się, że środkowy pomocnik ma papiery, by spróbować sił w trochę lepszej lidze, a przeniósł się tylko na Wybrzeże, ale dzisiaj znów nie potrafimy wykluczyć, że 23-latek jeszcze będzie miał szansę wyjechać. Tworzy bardzo solidny duet z Danielem Łukasikiem, również dzięki niemu lider z Gdańska broni tak dobrze. Łącznie z Pucharem Polski opuścił w tym sezonie tylko jeden mecz. W pozostałych zawsze przebywał na placu przez co najmniej 90 minut.
Wiosną sezonu 2017/18 wydawało się, że to kolejny przebieraniec, który wpadł do ligi, a za kilka miesięcy nie będziemy pamiętać, kim był. Jednak po słabych początkach Duńczyk stał się lewym defensorem, którego Piastowi zazdrości 90% ligi. Ma nieźle ułożoną stopę, co pokazuje przy stałych fragmentach, ale cenimy go głównie za grę obronną. Jeśli o to chodzi, nie widzimy lepszego bocznego defensora.
Stary, poczciwy Zdenek. W Krakowie nie ma go już od dość dawna, zdążył kilka razy zagrać dla FC Dallas, ale ciągle się trzyma zarówno w klasyfikacji strzelców (aktualnie na siódmym miejscu), jak i w naszym rankingu not. Nie ma co kryć – kibice Białej Gwiazdy muszą za nim tęsknić, bo Kolar, choć kilka bramek strzelił, jest zdecydowanie słabszy.
Sezon życia. Nie spodziewaliśmy się tego, że będzie stać go na tak dobrą grę, stawialiśmy raczej na to, że pozostanie ligowym dżemikiem, tymczasem Stokowiec zrobił z niego czołowego defensywnego pomocnika ligi. Lidera drugiej linii lidera ekstraklasy. Miła niespodzianka. Tak samo jak fakt, że Łukasik potrafi strzelić bezpośrednio z rzutu wolnego.
Kolejny piłkarz lidera i kolejny, po którym nie spodziewaliśmy się tak dobrej postawy. Był przecież nawet moment, że dla Nalepy zabrakło miejsca w kadrze na zimowy obóz Lechii, więc wydawało się, że jego dni na Wybrzeżu są policzone. Byłaby to dość bolesna weryfikacja jego dokonań na Węgrzech, gdzie zapełnił gablotę i zyskał status solidnego piłkarza. Na polskiej ziemi takiego zawodnika uczynił z niego dopiero Piotr Stokowiec. Do dobrej gry w obronie dokłada stwarzanie zagrożenia w ataku. Koniec końców Lechia trafiła ściągając go z powrotem do Polski.
Albański pomocnik to strzał w dyszkę. Nie tylko sprawił, że kibice Białej Gwiazdy nie wracają myślami zbyt często do czasów, gdy w tym miejscu po boisku biegał Pol Llonch, ale też dodał do postawy krakowskiej szóstki coś ekstra. Potrafi strzelić bramkę czy zaliczyć asystę, a to zawsze mile widziane. Na pewno nie narzekał na brak opcji, gdy w Wiśle nie było kolorowo, a mimo to pozostał w klubie, za co również szacuneczek.
Niezłą drogę przebył w tym sezonie. Od gracza przepłaconego, którego Dariusz Mioduski sam najchętniej odwiózłby na lotnisko, do lidera obrony Legii. To do niego dobiera się drugiego stopera. No i samo przesunięcie Jędrzejczyka na środek defensywy również było świetnym posunięciem. Dostaje powołania do kadry i na pewno nie można powiedzieć, że przez wzgląd na stare czasy.
Gdy po raz ostatni przygotowywaliśmy takie zestawienie, Litwin zajął w nim drugiej miejsce. Od tego czasu sporo się u niego pozmieniało, niestety na gorsze. Choć przestał dokazywać poza boiskiem, to na nim wyglądał tak jak cała Jagiellonia Białystok – słabo i bez błysku. Oczywiście asysta przeciwko Zagłębiu Sosnowiec była przepiękna, ale od najlepszych graczy w lidze takich zagrań wymagamy więcej. Choć rzecz jasna to wielka szkoda, że ostatnio odniósł kontuzję i zabraknie go choćby w finale Pucharu Polski.
Skauci Fiorentiny, którzy już po podpisaniu umowy dalej śledzą postępy zawodnika, mogą być w miarę zadowoleni. Pomocnik Górnika trzyma dobry, równy poziom, zapieprza aż miło i unika ligowych rzeźników. Czasami brakuje jakiegoś “wow”, bramki, asysty czy choćby 40-metrowego rajdu, ale to jeszcze nie powód, by się na Żurkowskiego zżymać.
Solidny prawy obrońca został przekwalifikowany na skrzydłowego. W założeniu na chwilę, na mecz z Lechem Poznań, żeby uszczelnić jedną z flanek, ale okazało się, że Konczkowski wyżej wygląda tak dobrze, że Piast może na tym manewrze dużo zyskać. Sam piłkarz otwarcie mówi o tym, że chce odkleić łatkę solidnego i liczy na coś więcej. Na razie mu się to udaje, mało mamy w lidze graczy tak powtarzalnych, jeśli chodzi o dokładne dośrodkowania.
W ostatnich kolejkach, tak jak cała Pogoń, wygląda nieco słabiej, ale ten sezon zdecydowanie może zaliczyć na plus. Był przecież nawet taki moment, że mówiło się, iż może powinien zostać sprawdzony na tle kadrowiczów przez Jerzego Brzęczka. Do dobrej gry dorzucił sporo liczb, dopiero w ostatni weekend Adam Buksa zabrał mu tytuł najskuteczniejszego Portowca. Drygas wciąż pozostaje za to najlepszy w klasyfikacji kanadyjskiej.
Nie wykluczamy, że to w tej chwili najbardziej niedoceniany piłkarz w ekstraklasie. W Śląsku Wrocław był solidny, ale raczej nikt nie płakał, gdy wrócił do Szkocji. Za to w Piaście Gliwice wskoczył na poziom, do którego na Dolnym Śląsku było mu dość daleko. Już samo to, że przy duecie Hateley-Dziczek na ławce wylądował Tomasz Jodłowiec, jest bardzo wymowne. Anglik dobrze bije też stały fragmenty, co czyni go piłkarzem bardzo pożytecznym.
Kolejna wielka metamorfoza. Błażej Augustyn przestał zawalać gola za golem, a zacząć dowodzić gdańską defensywą, która – nawet pomimo czwórki od Cracovii – dała sobie wbić zdecydowanie najmniej goli w tym sezonie. Zresztą w Krakowie Augustyna zabrakło i dość wymowne jest to, że właśnie w tym spotkaniu Lechia miała takie problemy z bronieniem. Od czasu do czasu przypomina, że potrafi wywołać pożar pod własną bramką, ale częściej je gasi. Nieprzyjemny typ dla każdego napastnika.
W wieku 26 lat wraca na poziom, który kiedyś dał mu miano odkrycia ligi i transfer do La Liga. Kilka lat stracił i wielka szkoda, że tak się stało, ale jeszcze nie jest za późno, by coś fajnego w piłce ugrać – zapewne niedługo trafi do klubu, którego nazwa zaczyna się na “L” i zobaczymy, czy wykorzysta szansę. Jeśli będzie grał tak jak dla Miedziowych (na razie 8 goli, 4 asysty, 2 kluczowe podania w tym sezonie), nie utonie.
Jedna z tych postaci, która sprawiła, że Cracovia zagra o puchary, a nie w grupie spadkowej o utrzymanie, na co wskazywał początek sezonu, który Gol opuścił. W wielu meczach prezentuje się tak, że po boisku mógłby biegać w profesorskiej todze. No, widać jak na dłoni spore doświadczenie w znacznie lepszej lidze. I chyba szkoda, że kilka lat temu, gdy był w najlepszym dla piłkarza wieku, selekcjoner traktował go z przymrużeniem oka.
Zaskoczyła nas statystyka, na którą natrafiliśmy po ostatniej kolejce – ze wszystkich piłkarzy w całej lidze największy dystans (12 kilometrów i 470 metrów) przebył właśnie “Figo”. Zawsze kojarzył nam się raczej z tym słynnym powiedzonkiem, że lepiej mądrze stać, niż głupio biegać, bo tytanem w tym zakresie nie był, a tu proszę – to dowód na to, że Starzyński poczynił postępy. Zresztą od dłuższego czasu widać, że więcej pracuje dla zespołu. Do tego ma bardzo liczby (10 goli, 4 asysty, 5 kluczowych podań), więc tak wysoka pozycja nie dziwi.
Jak już wspomnieliśmy, przejął do Cafu miano lidera drugiej linii warszawskiego zespołu, a także miano najlepszego gracza wicelidera ekstraklasy. Gdy przychodził do ligi, można było mieć co do niego wątpliwości i zakładać, że to po prostu kolejny znajomy trenera, ale dziś trzeba podchodzić do sprawy inaczej – transfer Andre Martinsa to najlepsze, co w stolicy zostało po Sa Pinto. Albo jeszcze inaczej – to jedyna dobra rzecz, którą po sobie zostawił portugalski trener.
Zagłębie Sosnowiec ciągle ma szanse, by pozostać w lidze dlatego, że na lewym skrzydle szaleje Żarko Udovicić, a w środku pola drużynie lideruje Szymon Pawłowski. Bez tej dwójki już dawno byłoby pozamiatane i nie mamy co do tego żadnych wątpliwości. Serb nie zmieścił się do trzydziestki (był zaraz za nią), bo na jego niekorzyść podziałały oceny z początku sezonu, gdy sporo grał jeszcze na lewej defensywie i nie wypadał zbyt dobrze. Szymona Pawłowskiego to nie dotyczy. Możliwe, że zanotuje drugi spadek z rzędu, ale w tym przypadku winilibyśmy go jeszcze mniej niż Roman Kołtoń Kotorowskiego.
Bez dwóch zdań – najlepszy stoper w ekstraklasie. Wyraźnie odżył po nieudanej przygodzie z Legią Warszawa i znów zgłasza większe aspiracje niż gra dla – nic nie ujmując tym klubom – Piasta czy Pogoni Szczecin. Dobrze zrobiło mu miano lidera linii obronnej, na które wcześniej nie mógł liczyć. Szukamy w pamięci meczu, w którym zawalił i znajdujemy tylko jeden – spotkanie z Koroną w 15. kolejce. Poza tym wypadkiem przy pracy – wzór dla innych stoperów.
Pierwszy bramkarz na liście, ale czy ostatni? No nie. Tak się złożyło, że trzech golkiperów odstawiło resztę. Nazwisko Peskovicia w tym gronie jest największą niespodzianką. Facet blisko emerytury, z przeszłością w polskich klubach, ale taką, która na kolana nie rzuca, wskoczył do bramki za zawodzącego Gostomskiego i kręci się koło życiówki. Niezła historia. Najlepszy miał początek, gdy w siedmiu meczach puścił tylko dwie bramki, ale później też wyglądało to naprawdę dobrze.
Kolejny zawodnik Pasów i – nieco uprzedzając – najlepszy z napastników. O jego klasie świadczy jednak nie tyle liczba bramek (choć 13 w 21 meczach to świetny wynik), ale postawa na boisku, patrząc bardziej całościowo. Przecież zdarzył się nawet mecz, w którym mógłby zaliczyć pięć asyst, gdyby koledzy byli skuteczni. Przy nim na szpicy cała Cracovia wygląda lepiej, nawet Filip Piszczek zaczyna spełniać oczekiwania. Jest tylko wypożyczony z hiszpańskiego klubu, ale mamy nadzieję, że zostanie w Polsce na dłużej. Już raz, kompletnie niepotrzebnie, nasze kluby go wypuściły.
Kolejny słowacki bramkarz, który odwala kawał świetnej roboty. Najpierw wygryzł z bramki Szmatułę, co już samo w sobie było pewnym wyczynem, a następnie ugruntował pozycję i nie zawodzi. Nie przypominamy sobie spotkania, które by zawalił. Jeśli już, to pojedyncze interwencje, ale pewne jest, że Piast na Plachu w bramce dużo więcej zyskuje. Broni ze skutecznością na poziomie ponad 77%.
Wspomnieliśmy, że Kirkeskov jest najlepiej broniącym bocznym defensorem, ale całościowo najlepszy jest Mladenović. Nie ma się czego wstydzić w tyłach, a z przodu daje więcej jakości niż wielu skrzydłowych – na przykład, by nie szukać daleko, Konrad Michalak i Michał Mak. Razem wzięci. Początki jeszcze w poprzednim sezonie miał średnie, ale udowodnił, że jego niezłe CV to nie efekt pracy sprawnego menedżera. Wrócił do reprezentacji Serbii, udźwignął grę na Cristiano Ronaldo. Oby więcej takich zawodników.
Trochę po cichu, ale Ekwadorczyk zawędrował aż na nasze podium. Jeśli chodzi o liczby, na pewno są lepsi, bo pomocnik Piasta może pochwalić się pięcioma golami, czterema asystami i trzema kluczowymi podaniami, ale Valencia dokłada do tego jeszcze bardzo widowiskową grę. No i wydaje nam się, że to właśnie przestawienie go na pozycję ofensywnego pomocnika/podwieszonego napastnika było kluczem do tak dobrej gry Piasta. Jako skrzydłowy zdecydowanie się marnował, a w środku jest tym piłkarzem, który robi różnicę.
Spadek z miejsca pierwszego, ale nie ukrywajmy, że Haraslin i tak będzie kandydatem do miana piłkarza sezonu. Jesień miał świetną, w wielu meczach Lechii to właśnie on sprawiał, że ostatecznie udawało się przechylać szalę na korzyść ekipy z Gdańska. Początek wiosny stracił przez kontuzję, ciągle czekamy aż pokaże tę samą jakość, ale i tak już było nieźle. Mylące mogą być w jego przypadku liczby – strzelił trzy gole i zaliczył pięć asyst, ale to w żadnym wypadku nie oddaje jego wpływu na grę lidera.
W zeszłym sezonie o tytuł MVP rozgrywek otarł się Arkadiusz Malarz, teraz to samo może uczynić Dusan Kuciak. Świetny sezon tego zawodnika – Lechia bardzo dobrze broni, ale to wcale nie tak, że Słowak narzeka przez to na brak roboty. Gdyby nie on, to nie mówilibyśmy o tak dobrej defensywie. Aż trudno uwierzyć, że to ten sam gość, który w poprzednim sezonie równie często coś gdańskiemu zespołowi zawalał, co ratował sytuację w trakcie pożarów pod bramką.
Fot. FotoPyK/400mm.pl