Parafrazując słowa poety: “Nieudacznik na swobodzie największą klęską jest w przyrodzie”. Gdy Gian Piero Ventura doprowadził reprezentację Włoch do jednej z największych klęsk w całych jej dziejach i poległ w kwalifikacjach do rosyjskich mistrzostw świata, natychmiast został obwołany w Italii wrogiem publicznym numer jeden. Managera po prostu zmiażdżono bezlitosną krytyką, choć próbował się nieśmiało bronić: – Mój bilans jest jednym z najlepszych w ciągu ostatnich czterdziestu lat! Przegrałem tylko dwa mecze o punkty przez dwa lata pracy z kadrą. Nikt go oczywiście nie słuchał, ale fakt faktem – Roberto Mancini również ma niemałe trudności, żeby włoska kadra na dobre się pod jego wodzą rozhulała.
Jest coraz lepiej, ale – biorąc pod uwagę ambicje Włochów – pola do poprawek wciąż nie brakuje.
No i wypada od razu zaznaczyć, że Mancini na przestrzeni ostatnich paru miesięcy dokonał naprawdę sporej rewolucji kadrowej w składzie. Nie chcemy tutaj jakoś specjalnie usprawiedliwiać nieszczęsnego Ventury – barażowa katastrofa będzie mu ciążyła w CV już na zawsze – jednak wyraźnie widać, iż także jego następca dostrzegł prędko, że zespół potrzebuje zamaszystych przemian. Tak naprawdę wiele z nich zapoczątkował już sam Ventura, otwierając drzwi do kadry poszczególnym zawodnikom, choć jego ewentualnych zasług dla rozwoju włoskiej kadry bez wątpienia nikt mu nigdy w Italii nie odda.
Nawiązując do innego klasyka – nieudana kadencja Ventury to nie był po prostu kryzys, efekt spartaczonej roboty przez tego jednego, konkretnego szkoleniowca. To był rezultat wieloletnich zaniedbań w świecie calcio, zaniedbań na rozmaitych płaszczyznach. Może się wręcz wydawać, że Gian Piero znalazł się po prostu w nieodpowiednim czasie na nieodpowiednim miejscu. – Nasze problemy są zakorzenione bardzo głęboko. Na przestrzeni ostatnich lat udawało się je ukrywać wyłącznie dzięki talentowi, umiejętnościom i charakterowi poszczególnych piłkarzy – dowodził sam Arrigo Sacchi.
MŁODZIUTKI MOISE KEAN OTWORZY DZIŚ WYNIK MECZU? KURS 4.75 W ETOTO!
– Tak naprawdę kryzys trwał od wielu lat, a to co działo się z reprezentacją za czasów Ventury i Conte było tylko następstwem wcześniejszych zaniedbań. Włoskie szkolenie w wielu klubach stało w miejscu, do tego kluby niechętnie stawiały na młodych Włochów i zamiast powoli wprowadzać ich do swoich seniorskich zespołów woleli wypożyczać ich do drugiej, trzeciej ligi. Tyle tylko, że na wypożyczonego zawodnika zawsze patrzy się z dystansem, bo wiadomo, iż po roku prawdopodobnie się go straci, więc niespecjalnie jest sens go ogrywać i promować. Z czasem powstała spora dziura pokoleniowa, którą przykrywali ‚starzy mistrzowie’, senatorowie reprezentacji, którzy grali w niej długo po trzydziestce – tłumaczył Michał Borkowski, współgospodarz audycji “Curva Nord” w Weszło FM.
– Choroba, która toczy włoską reprezentacją to nic innego, jak przedłużenie choroby, z którą zmaga się cały włoski futbol. Dużo mówi się u nas o stawianiu na utalentowanych piłkarzy, rozwoju piłki młodzieżowej i infrastruktury, ale tak naprawdę tylko nieliczni o to dbają. Większości brakuje jednak odpowiednich kwalifikacji i podejścia, aby się temu poświęcić – stwierdził natomiast Alessandro Greco, włoski agent piłkarski.
Przypomnijmy, jak wyglądała włoska ekipa podczas rewanżowego starcia ze Szwedami, gdy bezbramkowy remis pozbawił ją udziału w mundialu. Średnia wieku wyjściowej jedenastki: 30.7 (ławki: 25.5)
W odwodzie: Donnarumma, Perin, Astori, Rugani, Zappacosta, De Rossi, Gagliardini, Belotti, Bernardeschi, El Shaarawy, Insigne, Eder. fot. google.com
A oto skład wystawiony przez Manciniego na otwarcie eliminacji do Euro 2020, gdzie Włosi pokonali 2:0 Finlandię. Średnia wieku wyjściowej jedenastki: 26.3 (ławki: 26.5).
W odwodzie: Cragno, Sirigu, Mancini, Romagnoli, Spinazzola, Sensi, Zaniolo, El Shaarawy, Grifo, Pavoletti, Politano, Quagliarella. fot. google.com
Jak widać – jeżeli wziąć pod uwagę rezerwowych, tak naprawdę młodszych ławkowiczów miał do dyspozycji Ventura, a nie Mancini. Jednak wyjściową jedenastkę poprzedni selekcjoner Italii opierał w dużej mierze na weteranach, z którymi nigdy nie udało mu się stworzyć odpowiednich relacji. Nie miał wystarczająco mocnej osobowości, nie zapisał pięknej karty jako zawodnik, nie wygrał nic specjalnego jako szkoleniowiec. Zatem ci najbardziej doświadczeni piłkarze nie tylko nie zapewnili mu spokoju w kluczowej fazie eliminacji, ale i wypięli się na niego w najtrudniejszych momentach.
Wystarczy wspomnieć Daniele De Rossiego, który w trakcie meczu opieprzał Venturę za zbyt defensywą taktykę, a gdy selekcjoner zasugerował pomocnikowi Romy wejście na boisko, ten wrzasnął: – Po jaką cholerę ja mam wchodzić? Nie chcemy zremisować, tylko wygrać!
Venturze jednocześnie zabrakło też odwagi, żeby skład radykalnie odmłodzić. Paru takim De Rossim powiedzieć “arrivederci”. No i z takiego połączenia braku charyzmy i niedoboru odwagi wyszedł jeden, wielki klops.
Mancini oczywiście nie zatracił się w sławetnym “stawianiu na młodych”. Defensywę nadal opiera na stabilnym, turyńskim fundamencie. Duet Bonucci – Chiellini wciąż jest po prostu najlepszym, na jaki Squadra Azzurra może sobie w tej chwili pozwolić. Były szkoleniowiec Interu Mediolan i Manchesteru City dostrzegł również doskonałą dyspozycję Fabio Quagliarelli, niezmiennie ufa w instynkt strzelecki Ciro Immobile. Ale tendencja jest jasna – idzie nowe. Mancini pozwalał sobie nawet na takie ruchy jak wysłanie powołania do Nicolo Zaniolo, zanim urodzony w 1999 roku zawodnik zadebiutował jeszcze w Serie A. To oczywiście tylko gest, ale jakże wymowny.
Bohaterem spotkania z Finlandią był Moise Kean (2000) z Juventusu, który w tym sezonie zagrał w sumie 98 minut w lidze. Ważną rolę w drugiej linii odegrał Nicolo Barella (1997), wyciągnięty z dołującego w bieżących rozgrywkach Cagliari. Na ofensywnego lidera zespołu wyrasta Federico Bernardeschi (1994), choć jego pozycję w składzie Juve nadal trudno określić jako niepodważalną. Nie ma co ukrywać, że dzisiaj konkurencja w zespole Starej Damy jest mocniejsza niż w kadrze narodowej Włoch, skoro niektóre mecze z ławki musi oglądać Paulo Dybala. I można tak wymieniać długo, bo przecież są jeszcze gdzieś w tle tacy piłkarze jak Federico Chiesa (1997) czy też Alessio Romagnoli (1995), który wyrasta na wartościową alternatywę dla jednego z doświadczonych stoperów.
Nie licząc może pozycji numer dziewięć, gdzie Mancini wciąż kombinuje, eksperymentuje i poszukuje, włoska kadra naprawdę zdaje się wychodzić na prostą, a selekcjoner zwyczajnie ma w kim wybierać, odważnymi powołaniami kreując sobie dodatkowe opcje, otwierając koleje furtki. Niekiedy nawet jego decyzje spotykają się z głosami oburzenia. Odkąd do drużyny narodowej trafił Zaniolo, gdy jego bilans meczów w Serie A wynosił okrąglutkie zero, to jasnym jest, że na powołanie może liczyć każdy. Mancini i jego sztab wykonują tytaniczną pracę, jeżeli chodzi o obserwowanie wyróżniających się zawodników.
Włochów w Serie A ubywa, najmłodsi mają wielkie kłopoty z przebiciem się do składu. Dlatego Mancini stawia również na takich, którzy występują w przeciętnych klubach, albo grają rzadko. fot. La Stampa
Trenerzy reprezentacji wytworzyli nieznany od dawna we włoskich realiach klimat. Wyśpiewywanie narodowego hymnu nie jest już domeną starych mistrzów, ale stało się szansą dla młodych wilczków. To dość chaotyczna i wymyślona naprędce strategia, jednak chyba słuszna, skoro jeszcze nie tak dawno mówiło się we Włoszech, że kadra wpadła w nieodwracalny, generacyjny dołek. Okazuje się tymczasem, że wystarczy trochę poszperać i talentów nie brakuje, przy wszystkich niedostatkach i zaniedbaniach włoskiego systemu szkolenia.
Jak to się jednak przekłada na boisko?
Cóż – w uproszczeniu można by było po prostu przywołać przykład pierwszego i drugiego meczu reprezentacji Polski z Włochami. Za pierwszym podejściem mogliśmy mieć nawet pewien niedosyt, że nierozważny faul Jakuba Błaszczykowskiego zaprzepaścił nasze szanse na wywiezienie ze stadionu rywala trzech punktów. Włosi byli bezzębni, pogubieni. Ale w rewanżu już nas roznieśli i wynik 0:1 stanowił naprawdę najniższy wymiar kary, bo nawet piątkę w plecy musielibyśmy wówczas przyjąć z pokorą. To była już inna drużyna Włoch – dynamiczna, doskonale zorganizowana w środkowej strefie, nieustannie strasząca także w bocznych sektorach boiska. Mancini zawsze był bardziej sprawnym managerem niż błyskotliwym taktykiem, czego dowodzą jego liczne i wstydliwe porażki w Champions League, lecz jego podopieczni notują ewidentny progres, co po prostu gołym okiem widać.
Ale czy to wszystko oznacza, że wystarczyło odstawić kilku podstarzałych zawodników, oddelegować do gry paru młodych i problemy włoskiej kadry przestały istnieć? Niekoniecznie. Siłą reprezentacji Włoch pozostaje defensywa – od czasu rozpoczęcia Ligi Narodów podopieczni Manciniego ani razu nie stracili więcej niż jedną bramkę w meczu, od czterech gier zachowują zresztą czyste konto. Z drugiej zaś strony – nędzne 2:0 z Finami (tylko dziewięć strzałów na bramkę przeciwnika, trzy celne), gdzie w obronie gra Joona Toivio, znany z występów w Niecieczy, to największy… popis ofensywny Squadra Azzurra w omawianym okresie. Cienizna.
A przecież to właśnie oparta na młodzieży, fantazyjna ofensywa ma stanowić o przyszłości reprezentacji, a nie solidność gwarantowana od lat przez Chielliniego i Bonucciego.
– Naszym celem jest sprawienie, aby fani znów byli entuzjastycznie nastawieni do meczów reprezentacji. Nie mamy wyboru, jak wprowadzić coś nowego w porównaniu z przeszłością. Nadal mamy dużo pracy do wykonania – przyznał Mancini po meczu z Finlandią. – Kolejny mecz musimy rozpocząć o wiele bardziej agresywnie. Jeszcze nie podjąłem ostatecznej decyzji, ale zmienię trzech, może czterech zawodników. Na początku spotkania z Finlandią popełniliśmy kilka błędów, których w kolejnych spotkaniach musimy unikać. To naturalne. Trzeba dalej pracować ze świadomością, że wszystkie spotkania są wymagające.
LIECHTENSTEIN ZDOBĘDZIE GOLA W PIERWSZEJ POŁOWIE? KURS 8.00 W ETOTO!
Dzisiaj Włosi zagrają u siebie z Liechtensteinem, więc trudno tutaj spodziewać się niespodzianki, choćby nie wiadomo jak zapamiętale Mancini kokietował na konferencjach prasowych. Niemniej, dla tak młodej ekipy każdy mecz w narodowych barwach jest rzecz jasna na wagę złota. Ostatecznie niektórzy zawodnicy – żeby daleko nie szukać, choćby wzbudzający największe zachwyty Kean – krótszą drogę do sławy mogą mieć poprzez występy w kadrze niż regularne granie w klubie. – Kiedy otrzymałem powołanie, byłem podekscytowany. Nabuzowany, przeszczęśliwy. Po golu jestem jeszcze bardziej zadowolony. Przede mną jeszcze wiele rekordów do pobicia, chcę wszystkiego dokonać – stwierdził Kean po ostatnim meczu. I chyba to podejście, prawdopodobnie przyświecające także reszcie młodych-gniewnych jest dziś największym atutem włoskiej kadry.
– Trzeba być ślepcem, żeby nie widzieć talentu tych chłopaków. Powoływanie ich i wystawianie w wyjściowym składzie to nie jest nawet najmniejsze ryzyko – oznajmił dumnie Mancini.
***
Ostatnia audycja Curva Nord. Zapraszają Dominik Mucha, Michał Borkowski, Antoni Partum: