Gdyby Cristiano Ronaldo i spółka wylecieli za burtę w Lidze Mistrzów, mogliby zacząć wakacje. Dość trudno nawet wymyślić kataklizm, który sprawiłby, że Juventus nie zostałby mistrzem Włoch. Osiemnaście punktów przewagi nad drugim Napoli daje komfort, ale także strasznie odbiera mobilizację w starciach z takimi drużynami jak Genoa. Momentami mieliśmy wrażenie, że podopieczni Allegriego woleliby myć okna całą niedzielę, a nie grać z byłą drużyną Krzysztofa Piątka.
Cristiano Ronaldo słynie z tego, że nie marnuje czasu. Nic więc dziwnego, iż został w Turynie, by trzaskać seriami brzuszki. Wojtek Szczęsny miał mniej szczęścia, ponieważ musiał oglądać mecz z ławki rezerwowych. Choć z drugiej strony może dobrze, że Polak nie grał, ponieważ Mattia Perin nie bawił się w najlepsze. Co prawda zaczął nieźle, bo interweniował przy uderzeniu Antonio Sanabrii, ale im dalej w las, było gorzej.
Gospodarze w trzech ostatnich spotkaniach (Chievo, Frosinone, Parma) nie trafili ani razu do siatki. Naprawdę nie zapowiadało się, by w starciu z mistrzem Włoch niechlubna seria została przerwana. Przede wszystkim piłkarze z Genui mieli problem z dochodzeniem do dogodnych sytuacji. A jak już uda się oddać strzał, zwykle był daleki od ideału.
Jeśli Christian Kouame chce zostać wielkim piłkarzem, powinien skupić się nad poprawą skuteczności. Natomiast gdy wychodzi na czystą pozycję, przydałoby mu się więcej zimnej krwi. Nie może być tak, że 21-latek może wyjść sam na sam z bramkarzem, ale tego nie robi, ponieważ źle przyjął futbolówkę w prostej sytuacji. Owszem, zawodnik z Wybrzeża Kości Słoniowej posiada ogromny talent, ale czasami zachowuje się jak jeździec bez głowy. Gdyby był bardziej opanowany, widzielibyśmy więcej jego świetnych dograń, takich jak to gdy sprytnie w polu karnym wypuścił Pandeva, który precyzyjnym strzałem umieścił piłkę w siatce.
Widmo pierwszej porażki Juventusu w lidze nie robiło wrażenia na piłkarzach Allegriego. Nastawienie mistrzów Włoch dobitnie pokazała sytuacja, gdy Paulo Dybala trafił do siatki. Arbiter po dłuższej konsultacji z VAR-em bramki jednak nie uznał, ponieważ dopatrzył się faulu. Zarówno Argentyńczyk, jak i cała reszta drużyny miała to kompletnie gdzieś. Zero zdenerwowania, złości, frustracji. Nawet Mario Mandzukić, który przecież słynie z walki, przedreptał cały mecz. Choć może to i dobrze, bo Cancelo próbował stwarzać pozory i wyszedł na tym gorzej. Portugalczyk nie dość, że nie potrafił dokładnie podać w kilku sytuacjach, to jeszcze często miał problemy z przyjęciem. Na twarzach przeciwników pojawił się uśmiech, a także mobilizacja, by urwać punkty. Ba, by sprawić dużą niespodziankę, a tym samym zgarnąć pełną pulę.
Genoa nie rozgrywała wielkiego spotkania. Jak już powiedzieliśmy, trzy mecze bez gola nie było przypadkiem, ale dziś trafił się jej rywal, którego wstyd byłoby nie pokonać. “Stara Dama” chwiała się od samego początku, a im dalej mecz trwał, tym bardziej nadstawiała policzki. Wykorzystali to rezerwowi Pandev i Sturaro, którzy pojawili się na boisku w 60. i 70. minucie. Ten pierwszy zaliczył trafienie po wspomnianym podaniu Kouame, a także asystę przy bramce 26-latka. Były zawodnik Juventusu kropnął z kilkunastu metrów, a Perin skapitulował.
Cóż, do końca sezonu pozostało jeszcze dziesięć kolejek, w których można się spodziewać, że kilka razy jeszcze takie Juve zobaczymy. Jedynym pocieszeniem jest fakt, że wystąpi w nich Cristiano Ronaldo, który zapewne będzie miał ochotę, by powalczyć o koronę króla strzelców w swoim debiutanckim sezonie w Serie A.
Genoa – Juventus 2:0 (0:0)
1:0 Stuaro 72′
2:0 Pandev 81′
Fot. NewsPix