Chcielibyśmy oczywiście w pierwszej kolejności zapiać z zachwytu nad efektownym trafieniem Arkadiusza Milika, które na dobre rozstrzygnęło dwumecz Salzburga z Napoli. Chcielibyśmy, lecz nie wypada. Bo bohaterem pierwszej części dzisiejszego wieczoru z Ligą Europy był inny napastnik. Olivier Giroud wyglądał jak młody bóg na Stadionie Olimpijskim w Kijowie – załadował hat-tricka, dorzucił do tego asystę i pozbawił ekipę Tomasza Kędziory marzeń o awansie do kolejnej rundy rozgrywek. Polak, co tu dużo mówić, zaprezentował się dość marnie.
Oto krótka relacja z trzech pierwszych spotkań LE, jakie dziś rozegrano. Działo się sporo – popis Chelsea, ofensywne szaleństwo w Salzburgu, dramat Krasnodaru. Ciekawy wieczór z europejską piłką.
18:55. Dynamo Kijów – Chelsea FC
Jeżeli kibice Dynama mieli jakieś złudzenia na temat ewentualnej remontady – które przecież tak modne są ostatnimi czasy w Lidze Mistrzów – to szybko musieli sobie wybić z głowy tak śmiałe koncepcje. Drużyna Maurizio Sarriego wprost zdeklasowała ukraińskich przeciwników i do trzybramkowej zaliczki z Londynu dorzuciła dziś aż pięć trafień. Jak już wspominaliśmy na wstępie – absolutnym bohaterem wieczoru był Olivier Giroud. Francuski napastnik w tym sezonie grywa stosunkowo niewiele, jest raczej opcją zapasową. Zresztą włoski szkoleniowiec The Blues generalnie postawił w dzisiejszym spotkaniu na rezerwowy skład. Niemniej – snajper Chelsea wcale nie wyglądał na gościa, który jest poza rytmem meczowym. Pozamiatał na boisku, a obok niego rozkwitali też skrzydłowi.
Gonzalo Higuain dawno futbolu na tym poziomie nie zademonstrował. Giroud po prostu rządził w szesnastce rywala.
Były napastnik Arsenalu rozpoczął strzelanie już w piątej minucie. Ostatecznie władował piłkę do siatki trzy razy, a to oznacza, że ma już w dorobku dziewięć trafień w Lidze Europy. To naprawdę świetny rezultat, ale do rekordowego wyniku wciąż baaardzo daleko. Radamel Falcao, jeszcze jako zawodnik FC Porto, strzelił 17 bramek w sezonie 2010/11. Ale dziewięć bramek to osiągnięcie, które pozwalało założyć koronę króla strzelców LE pięć razy w sześciu ostatnich sezonach.
Tomasz Kędziora, jak wszyscy obrońcy Dynama, zagrał słabo. Na zdecydowanie zbyt wiele pozwolił Marcosowi Alonso, a trzeba pamiętać, że Hiszpan wylądował wśród graczy drugiego wyboru w Chelsea z uwagi na bardzo nędzną formę w ostatnich tygodniach. Jeżeli już Sarri decyduje się na tak radykalny krok jak odstawienie kogoś od składu, to delikwent musi grać straszą padlinę. Dziś jednak Hiszpan wyglądał doskonale, w przeciwieństwie do byłego zawodnika Lecha. Kędziora gubił krycie, przegrywał pojedynki, przepuszczał zbyt wiele wrzutek. Mecz do jak najszybszego zapomnienia i dla Polaka, i dla całego Kijowa.
Za to wspomniany Sarri ma nad czym myśleć – Ruben Loftus-Cheek i Callum Hudson-Odoi zagrali kapitalne zawody i nawet krytykowany notorycznie Kovacić w nietypowej dla siebie roli na boisku zaprezentował dobry futbol. Ale najlepsze wrażenie zrobił jednak Odoi – chłopak może i ma charakterek, lecz naprawdę zasługuje na grube minuty w Premier League. Jest gotowy.
Dynamo Kijów 0:5 Chelsea
O. Giroud 5′, 33′, 59′, M. Alonso 45+2′, C. Hudson-Odoi 78′
18:55. FK Krasnodar – Valencia FC
Przez kilka cudownych chwil rosyjscy kibice mieli powody do świętowania – gospodarze wyszli na prowadzenie w 85. minucie meczu. To oznaczało, że mają awans, bo z Hiszpanii wrócili z wynikiem 1:2. To byłby oczywiście kolejny powód do świętowania dla krytyków hiszpańskiego futbolu, który tak solidnie oberwał w Champions League, zwłaszcza za sprawą odpadnięcia z rozgrywek dwóch potentatów z Madrytu. Ale cóż, nic z tego. Valencia w La Liga zremisowała piętnaście z 27 spotkań i dziś też zagrała na bukmacherski X.
Goncalo Guedes pojawił się na boisku w 70 minucie, by w doliczonym czasie gry wyrównać stan meczu i przesądzić o losach rywalizacji. Piękny gol po efektownej akcji Kevina Gameiro, choć trafienie dla Krasnodaru jeszcze przedniejszej urody. Tak czy owak – gospodarzom pękły serca, 35 tysięcy kibiców (komplet) przygasło, choć atmosfera na stadionie była doprawdy niesamowita. Goście uratowali skórę rzutem na taśmę.
Szczerze mówiąc – to gospodarze zasłużyli na zwycięstwo. Naprawdę przez większą część spotkania dociskali faworyzowanych rywali z Półwyspu Iberyjskiego, grali efektownie i bez specjalnego kombinowania ruszyli po zwycięstwo. Zero kompleksów, otwarta przyłbica i odważna gra, choć oczywiście nie szalona. W końcowej fazie meczu rosyjskiej defensywie zdecydowanie odcięło jednak prąd – przy bramkowej akcji gości obrońcom Krasnodaru nogi spętał strach. Po prostu to widać gołym okiem. Spanikowali, szli na raz, rzucali się na murawę w jakichś zupełnie dramatycznych próbach wślizgu. I wyszło jak wyszło.
Na osłodę gol na 1:0, po którym komentator oszalał, a strzelec się po prostu rozpłakał. Ładne scenki, lecz bez happy-endu.
https://twitter.com/Sport_BO/status/1106280373800046593
Krasnodar 1:1 Valencia
M. Suleymanov 85′ – G. Guedes 90+3′
18:55. Red Bull Salzburg 3:1 SSC Napoli
Napoli przystąpiło do tego meczu z dużą zaliczką i, cóż, było to widać w poczynaniach podopiecznych Carlo Ancelottiego. Oczywiście wobec drużyn dowodzonych przez tego akurat szkoleniowca – jakkolwiek wybitnego – należy zawsze podchodzić ze zdwojoną podejrzliwością. Bo kto jak kto, ale Carletto nie raz i nie dwa potrafił już wypuścić z rąk awans, który wydawał się być gwarantowany. Ale dzisiaj się na to nie zanosiło – po kwadransie futbolówkę do siatki wpakował Arkadiusz Milik, no i po herbacie. Salzburg potrzebował pięciu goli.
Polak niby skorzystał po prostu z serii kiksów i rykoszetów, niby wbił piłkę do sieci z najbliższej odległości, ale złożył się do strzału tak ładnie, tak efektownie, że należą mu się słowa pochwały za walor artystyczny tej bramki.
Potem jednak neapolitańczycy za wiele już na boisku nie pobrykali. Gospodarze w sumie oddali aż 21 strzałów na bramkę. Ancelotti wcale nie postawił na totalnie rezerwowy skład, ale widać było jak na dłoni brak podstawowych stoperów Napoli, którzy pauzowali za kartki. Duet Chiriches – Luperto nie zrobił najlepszego wrażenia. W ogóle cała drużyna cechowała się w grze defensywnej olbrzymią nonszalancją. Hysaj, Rui i środek pola także nie zrobił wiele, by okiełznać ofensywne zapędy Salzburga. Weźmy choćby przykład Allana, który nieodpowiedzialnie stracił futbolówkę na własnej połowie i pozwolił Austriakom wyrównać. Takich baboli było sporo. Gospodarze nie mieli nic do stracenia, no i udało im się trzy razy trafić do sieci.
Ambicji nie można zatem austriackiej drużynie odmówić, lecz niemożliwego nie udało im się ostatecznie dokonać. Choć zdawali się w to naprawdę wierzyć. Gdyby nie czujność i kunszt Milika w pierwszej fazie meczu, mecz mógł się naprawdę różnie potoczyć.
Salzburg 3:1 Napoli
M. Dabbur 25′, F. Gulbrandsen 65′, C. Leitgeb 90+2 – A. Milik 14′
fot. NewsPix.pl