Szczerze mówiąc, myśleliśmy, że Ernesto Valverde nieco zbagatelizuje spotkanie z Rayo Vallecano, ponieważ w środę Barcelonę czeka bardzo ważny mecz z Lyonem. Tymczasem szkoleniowiec Blaugrany wystawił prawie najmocniejszy skład na jedną z najsłabszych drużyn w Primera Division. I chyba podjął dobrą decyzję, ponieważ mistrz Hiszpanii – pomimo gry kluczowych zawodników – długo szarpał się o komplet punktów z „Los Vallecanos”.
Trener Barcelony z podstawowych zawodników na ławce zostawił jedynie Ivana Rakiticia, Sergiego Roberto i Ousmane’a Dembele. Łatwo więc domyślić się, że kolejną szansę dostał Philippe Coutinho. Cud jednak nie nastąpił. Brazylijczyk nie przypomniał sobie, jak grać w piłkę. Po raz kolejny już w tym sezonie nie tylko zapomniał magicznej różdżki, ale także narzucił na siebie pelerynę-niewidkę. Czasami ściągał tę szatę, ale wtedy było jeszcze gorzej, gdyż musieliśmy oglądać jego nieporadność.
Były zawodnik Liverpoolu idealnie pasowałby do środka Realu Madryt. Człapaniem po boisku do bólu przypomina Toni Kroosa. Co najgorsze dla kibiców Barcy inne aspekty gry Coutinho nie są lepsze. Jak już zdecyduje się strzelić z dystansu, uderzenie zwykle mija bramkę. W najlepszym wypadku leci w światło bramki, ale oddane jest z taką siłą, że nie zaskoczyłby nawet bramkarza z okręgówki.
Dużo lepiej od Brazylijczyka zagrali jego koledzy z drużyny. Choć uczciwie mówiąc, Barcelona bardziej przypominała drużynę ze starć z Bilbao (0:0) i Lyonem (0:0) niż z ostatnich dwóch Klasyków. Mimo wszystko na dzisiejszego rywala taka gra wystarczyła. Wysoką formę potwierdził Gerard Pique, który dwukrotnie wyskoczył najwyżej do dośrodkowań Leo Messiego. Za pierwszym razem przestrzelił, a za drugim wpakował piłkę do siatki. Tym samym stoper Barcelony wyrównał wynik strzelecki Coutinho (4) w rozgrywkach ligowych.
Nie chcemy się już pastwić nad Coutinho, ale gdy zmienił go Ivan Rakitić, mistrz Hiszpanii zaczął grać trzy razy szybciej. Przykład? Klepka Chorwata z Luisem Suarezem w polu karnym gości, która zakończyła się bramką Urugwajczyka. Zresztą nie tylko wicemistrz świata z mundialu w Rosji wniósł ożywienie w drugiej części, bo podobną różnicę zrobił Dembele. Francuz szalał na skrzydle i niemal co chwilę napędzał ofensywne akcje Barcelony.
Rayo Vallecano wraca do domu bez punktów, ale trudno nie docenić ambicji przyjezdnych. Przede wszystkim zaimponował nam wypożyczony z Realu Madryt Raul de Tomas, który miał pół okazji, a wpisał się na listę strzelców. Zawodnik gości otrzymał długie podanie ze środka boiska, a następnie zupełnie osamotniony ruszył z piłką przy nodze do przodu. Nic nie robił sobie z obecności Pique oraz Semedo i przymierzył zza pola karnego. Marc-Andre ter Stegen próbował interweniować, ale uderzenie było na tyle precyzyjne, że piłka zatrzepotała w siatce.
Akcja 24-latka była naprawdę bardzo dobra, ale mimo wszystko to trochę mało, by myśleć o wywalczeniu jakichkolwiek punktów na Camp Nou. Bo tak naprawdę poza bramką de Tomasa, Rayo nie stworzyło sobie żadnej dogodnej sytuacji do zadania drugiego ciosu. W każdym razie trudno za takie uznać uderzenia Pozo i Bebe… Inna sprawa, że goście tylko w pierwszej połowie radzili sobie w obronie. Druga część była już rozpaczliwym bronieniem remisu, co doprowadziło do tego, że Amat sfaulował w polu karnym Semedo. Do „jedenastki” podszedł Leo Messi, który pewnym strzałem wpakował piłkę do bramki.
Cóż, podopieczni Valverde nie uraczyli nas kosmicznym futbolem, ale ponownie zgarnęli komplet punktów. Zachowali bezpieczną przewagę nad Atletico, co gwarantuje spokój przed rewanżem z Lyonem. Bez wątpienia dużo ważniejszą potyczką niż ta z Rayo. W końcu głównym celem Barcelony na ten sezon jest Liga Mistrzów.
Barcelona – Rayo Vallecano 3:1 (1:1)
0:1 Raul de Tomas 24′
1:1 Gerard Pique 38′
2:1 Leo Messi 51′
3:1 Luis Suarez 82′
Fot. NewsPix