Wczoraj, po długiej walce, ostatecznie wystartowaliśmy z nową edycją Ustaw Ligę. Trochę jak PKP – za opóźnienie serdecznie przepraszamy, ale – tak jak wspominaliśmy – ma ono też dobre strony. Konkretnie takie, że cztery wiosenne kolejki trochę nam o lidze już powiedziały, zdradziły kilka tajemnic, dostarczyły danych będących kluczem do stworzenia silnego składu. Napisaliśmy już o tym, którzy gracze wydają nam się okazjami na rynku transferowym ze względu na swoją stosunkową niską cenę (TUTAJ). Pora przyjrzeć się ich droższym kolegom, na których potencjalnie można wtopić sporą część budżetu.
Oczywiście o ile w ekstraklasie można cokolwiek przewidzieć.
Flavio Paixao (Lechia Gdańsk, 4.2 mln)
Od razu typ nieoczywisty, bo nieprzypadkowo jest to najdroższy – obok Christiana Gytkjaera – gracz w całej stawce. Jesienią Portugalczyk, który ma duże szanse stać się najskuteczniejszym obcokrajowcem w historii ligi, zapakował 12 bramek, do czego dorzucił asystę – stąd trzeba było wycenić go wysoko. Wiosnę zaczął nieźle, strzelił gola Pogoni Szczecin, ale w kolejnych meczach nie był już tak groźny. W dodatku przeciwko Koronie zmarnował rzut karny, zresztą nie po raz pierwszy w sezonie. Zrozumiemy tych, którzy sięgną po niego w pierwszej kolejności, ale chyba jeszcze bardziej tych, którzy uznają, iż przy tej cenie ryzyko jest duże. No, choć przed derbami w 28. kolejce, pewnie będzie jak znalazł!
Dominik Nagy (Legia Warszawa, 3.7 mln)
4 gole i 6 asyst w dorobku, ale wszystko jesienią. Na pewno za wcześnie, by stwierdzić, że węgierski skrzydłowy się „popsuł”, ale pamiętamy, że jego kariera w Legii to zarówno okresy, w których błyszczał, jak i dołki, w trakcie których wydawało się, że niewiele z niego będzie. Wiosną gra „przeciętnie” łamane na „słabo”. W najważniejszym meczu z Lechem siedział na ławce rezerwowych, pojawił się na placu na nieco ponad pół godziny. Zaznaczył swoją obecność tym, że zrobił karnego – dla rywali.
Jakub Błaszczykowski (Wisła Kraków, 3.6 mln)
Za bramkę z rzutu karnego dostaje się dokładnie tyle samo punktów, jak za taką zdobytą z akcji, ale branie do składu Kuby przez wzgląd na dobre wykonanie jedenastki w meczu ze Śląskiem nie wygląda nam na rozsądny plan. Nie brakuje głosów, że to jedyne naprawdę udane zagranie Kuby po powrocie na ligowe boiska. Nie ma co kryć i się szczypać – w formie skrzydłowy powoływany do kadry jest zdecydowanie niereprezentacyjnej. Cała Wisła znajduje się wyraźnie pod nią, więc trudno nam sobie wyobrazić, że Błaszczykowski nagle bierze kumpli na plecy i mknie z nimi w stronę solidnego dorobku punktowego w naszej grze.
Michał Janota (Arka Gdynia, 3.3 mln)
Już szybciej pomyślelibyśmy, że coś podobnego zrobić może Michał Janota, bo jesienią, gdy Kuba siedział na trybunach w Bundeslidze, on był największą indywidualną rewelacją ligi. Zaufali mu – za namową Zbigniewa Smółki – w Gdyni i nie żałowali. Były gracz m.in. Korony strzelił wtedy 9 bramek i zaliczył 3 asysty. Grał tak dobrze, że podobno zainteresowali się nim nawet ludzie mogący zapłacić mu za usługi znacznie więcej niż Dominik Midak. Nie było zielonego światła. Nie wiemy, czy chłop jeszcze rozpamiętuje tę sprawę, w klubie wszyscy mówią, iż jest w porządku, ale na boisku tak to trochę wygląda. Udało się zaliczyć asystę przy golu Zbozienia z Piastem, ale poza tym jest mizernie. Nawet karnego zmarnował. A, no i wracając – Arkę jeszcze trudniej wziąć na plecy, bo w kryzysie jest jednak większym niż Wisła.
Ricardinho (Wisła Płock, 3.1 mln)
Szybko, bo już na początku listopada wyrównał wynik strzelecki Jose Kante z poprzedniego sezonu. Wtedy było jasne, że Wisła, choć chciała pozostania swojego napastnika, może skorzystać z tego, że postanowił zmienić otoczenie. Sęk w tym, że od tego czasu Brazylijczyk nie trafił ani razu. Asysty też nie zaliczył. Zaciął się, nie dał liczb w kolejnych siedmiu meczach. W dodatku ostatnie dwa opuścił przez kontuzję, co może utrudnić powrót do seryjnego trafiania.
Petteri Forsell (Miedź Legnica, 3 mln)
Pomocnik ze świetnym kopytem ustawiany głównie w ataku? Jesienią Forsell był stałym bywalcem w waszych jedenastkach i trudno się temu dziwić, nawet jeśli będziemy pamiętać, że nie ma dodatkowych punktów za widowiskowość trafień. Problem polega na tym, że gdzieś po cichu Fin spoczął na laurach. Nawet jeśli wyróżniał się w momentami bardzo słabej Miedzi, to nie przekładało się to na liczby. W ostatnich 12 meczach ligowych meczach wypalił tylko raz. Dodatkowo wydaje nam się, że wiosną porusza się po boisku z trochę większym balastem niż wcześniej, a anoreksja mu przecież nie groziła.
Michał Kucharczyk (Legia Warszawa, 2.9 mln)
Może i jeszcze przyjdzie moment, w którym znów będzie decydował o wynikach ważnych spotkań, ale na razie się na to nie zanosi. Pupilkiem Sa Pinto nie jest. Popatrzcie na bilans czterech spotkań: 60 minut na prawej obronie z Wisłą Płock, trybuny z Cracovią, 80 minut bezproduktywnego biegania po lewym skrzydle z Lechem, 19 minut z Miedzią. Lipa.
Martin Pospisil (Jagiellonia Białystok, 2.8 mln)
Jak już mu zażre, to jakoś to wygląda, choćby na początku poprzedniej wiosny Czech miał serię trzech meczów z golem. Ostatnio jest jednak tak przeciętny, że nie widzimy szansy na szybkie nawiązanie do tych czasów. Powinien być stopniowo odsuwany od składu na rzez Jesusa Imaza, nawet pomimo fatalnego debiutu Hiszpana. Rezerwowy za blisko trzy bańki to już ekstrawagancja.
Joao Amaral (Lech Poznań, 2.8 mln)
W zasadzie tak jak powyżej, ale w spotkaniach z Legią Warszawa i Arką Gdynia Portugalczyk podniósł się z ławki tylko po bidon. Strzelił dla Lecha Nawałki trzy gole, ale wydaje się, że to nie na nim były selekcjoner chce teraz budować. A nawet jeśli Amaral zacznie więcej (cokolwiek) grać, to Lech nie wygląda jak maszynka do strzelania bramek. Swoje trafienia odnotuje pewnie Gytkjaer, ale przy nazwisku byłego gracza Vitorii Setubal musimy postawić wielki znak zapytania.
DOŁĄCZ DO GRY JUŻ DZISIAJ I POWALCZ O NAGRODY!
Fot. 400mm.pl