O rany, ależ męczenie buły zafundował nam dzisiaj Milan. Serio – na ekipę z San Siro po prostu nie dało się w dzisiejszym spotkaniu patrzeć choćby z najmniejszą dozą przyjemności. Goście z Sassuolo – dopóki starczyło im sił, wiary i determinacji – zaproponowali znacznie więcej interesującego futbolu, ale to drużyna Krzysztofa Piątka zgarnia koniec końców trzy punkty. Czy zasłużenie? Zdecydowanie nie. Bezbramkowy remis to maks, na co moglibyśmy wycenić jej dzisiejszy występ. Lecz z drugiej strony przyjezdni sami są sobie winni, bo frajerskimi wpadkami dostarczyli męczącym się niemiłosiernie rywalom tlen.
Inna sprawa, że mediolańska drużyna po dzisiejszym zwycięstwie ląduje na podium Serie A. Oglądało się jej wątpliwe popisy z nieukrywanym znudzeniem, to fakt, ale… Siedem meczów w Serie A w 2019 roku, pięć z czystym kontem. Styl daleki od efektowności, lecz działa.
Milan już do przerwy – choć prowadził – zdecydowanie nie porywał swoją grą. Rossoneri mieli sporo kłopotów z kreowaniem sobie podbramkowych sytuacji, w przeciwieństwie do rywali – ekipa Sassuolo powoli wchodziła w mecz, ale kiedy goście już złapali wiatr w żagle, to naprawdę narobili sporo dymu pod bramką mediolańczyków. Kilka razy z doskonałej strony pokazał się jednak Gianluigi Donnarumma, błyszcząc perfekcyjnym refleksem na linii. Miał chyba tylko jedną niepewną interwencję po rzucie wolnym, gdy obronił dość prosty strzał na raty, lecz generalnie demonstrował wielką klasę między słupkami. A poza tym, podopiecznych Gennaro Gattuso ratował słupek i sędzia, który dobrze wyłapał ofsajd i anulował gola zdobytego przez Jeremiego Bogę.
Wszędobylski Boga zasługuje zresztą na słowo osobnego wyróżnienia, bo naprawdę w pierwszej połowie zapracował na bramkę, choć ostatecznie prawidłowego gola zdobyć nie zdołał. Robił jednak mnóstwo zamieszania, pozostawał nieuchwytny dla defensorów Milanu. Nie jest to zawodnik idealny, nie jest to demon boiskowej efektywności. Ale kiedy ma swój dzień, jak choćby dzisiaj, to naprawdę jego grę ogląda się z przyjemnością. Zresztą – z fajnej strony zaprezentował się też Berardi, kilku innych zawodników także mogło się podobać.
Tylko skuteczności im wszystkim boleśnie brakowało.
Tymczasem Milan w ciągu pierwszych czterdziestu pięciu minut był ospały i zdecydowanie zbyt powolny, żeby wykreować jakikolwiek element zaskoczenia w swych poczynaniach. Szwankowało rozegranie piłki, pomocnicy nie radzili sobie z pressingiem doskakujących dokuczliwie rywali. Albo wybierali najprostsze możliwe opcje na rozprowadzenie futbolówki, grając wszerz lub do tyłu, ewentualnie wysokim laczkiem za linię obrony, albo niechlujnie pozbywali się futbolówki. Pierwszy kwadrans meczu wyglądał jeszcze dość przyzwoicie, lecz później to przyjezdni bezapelacyjnie narzucili swoje warunki gry i porozstawiali gospodarzy po kątach. Tylko cóż z tego, skoro to Milan zdobył bramkę? Świetne dośrodkowanie z rzutu rożnego spadło prosto w pole bramkowe, gdzie dwóch zawodników Rossonerich – Musacchio i Piątek – docisnęło bezlitośnie Pola Lirolę, a ten nieszczęśnik wpakował futbolówkę do własnej siatki.
Sassuolo od 35. minuty musiało więc odrabiać jednobramkową stratę.
I trzeba powiedzieć, że goście od początku drugiej połowy ostro się wzięli do roboty. Zepchnęli Milan do głębokiej defensywy, raz po raz przenosząc futbolówkę wewnątrz szesnastki rywala i zagrażając bramce strzeżonej przez Donnarummę. Ale tutaj znów podobna historia co przed przerwą. W 63. minucie meczu chaotyczną piłkę na uwolnienie wyrzucił na połowę przeciwnika Franck Kessie i… to wystarczyło, by wykończyć podopiecznych Robert De Zerbiego. Pomylili się obrońcy, ale prawdziwie katastrofalny błąd zrobił golkiper gości, Andrea Consigli. Bramkarz źle obliczył lot piłki i nie trafił w nią głową, a futbolówka przeleciała mu nad czupryną, zmierzając wprost w stronę opustoszałej bramki.
Na taką okazję tylko czyhał przyczajony Krzysztof Piątek, który wystartował jak wystrzelony z procy, sposobiąc się do zdobycia dziewiętnastego gola w Serie A. Zdesperowany Consigli pacnął polskiego napastnika w ramię, a ten – trudno powiedzieć, czy rzeczywiście wytrącony z rytmu biegu, czy po prostu kierujący się boiskowym cwaniactwem – upadł na murawę. Arbiter nie miał wyjścia, choć obejrzał jeszcze sytuację na ekranie telewizora – wyrzucił bramkarza z boiska, a osłabione Sassuolo przestało już stanowić istotne zagrożenie dla Milanu, który dowiózł skromne prowadzenie do końca meczu, a miał nawet ze dwie, trzy okazje na coś więcej.
Wymuszenie faulu to było jedno z najlepszych zagrań Piątka w dzisiejszym meczu, to trzeba uczciwie powiedzieć. Oprócz tego Polak wypracował jeszcze stuprocentową szansę Kessiemu, ale sam za wiele nie poszumiał pod bramką rywala. Po prostu nie miał z czego, dogrywano mu niemal wyłącznie piłki „na walkę”. Gdy schodził z boiska w końcówce spotkania, nagrodziły go oczywiście oklaski za waleczność i kawał zdrowia pozostawiony na boisku. Ale odcięty od dobrych podań czy dośrodkowań Krzysiek po prostu w dzisiejszym spotkaniu nie zaistniał.
AC Milan 1:0 Sassuolo
P. Lirola 35′ (sam.)
fot. newspix.pl