Luty 2018. Chelsea po 25 ligowych kolejkach zajmuje 4. miejsce z 50 punktami na koncie. Niedawno przegrała w kompromitującym stosunku 0:3 z Bournemouth. Na koniec rozgrywek nie kwalifikuje się do Ligi Mistrzów, jej włoski szkoleniowiec traci pracę.
Luty 2019. Chelsea po 25 ligowych kolejkach zajmuje 4. miejsce z 50 punktami na koncie. Niedawno przegrała w kompromitującym stosunku 0:4 z Bournemouth.
Czy kolejny włoski szkoleniowiec – Maurizio Sarri będzie potrafił zejść z drogi, która zaprowadziła na manowce Antonio Conte?
Sarri miał być dla Chelsea krokiem naprzód. Po trzech menedżerach, którzy przede wszystkim potrafili drużyny doskonale usposobić w obronie, przyszedł taki, który uwielbia, gdy jego drużyna utrzymuje się przy piłce. Wymienia niezliczoną ilość podań. W sezonie 2017/18 The Blues mogli się pochwalić 5. średnim posiadaniem piłki w lidze, na poziomie 54%. Przy Sarrim stali się jedynym obok Manchesteru City zespołem ze średnim posiadaniem powyżej 60%.
Na początku rozgrywek zdawało się, że wszystko zazębia się doskonale. Sarri wydobył z Edena Hazarda całą tę kreatywność, którą dusił Antonio Conte, której nie dał w pełni uwolnić ani Jose Mourinho, ani Rafa Benitez. Od kiedy Belg trafił do Premier League, nigdy tak dobrze nie zaczął sezonu, jak właśnie u Włocha.
Sarri zdołał też ustanowić rekord meczów bez porażki nowego menedżera w Premier League. W 12. kolejce, w zremisowanym 0:0 meczu z Evertonem, bijąc 24-letnie osiągnięcie Franka Clarke’a z Nottingham Forest. Pierwszy raz przegrał dopiero tydzień później na Wembley z Tottenhamem.
Spotkanie z „The Toffees” było jednak przełomowe nie tylko dlatego, że jeden z ligowych rekordów został złamany. Na tacy właśnie w tym spotkaniu został wszystkim podany sposób na powstrzymanie Chelsea.
– Fantastycznie zablokowaliśmy Jorginho Richarlisonem na początku meczu. To kluczowy piłkarz w systemie Maurizio, kontrolował jak dotąd wszystkie mecze dzięki częstemu posiadaniu piłki – mówił po spotkaniu Marco Silva.
Jak się bowiem miało okazać, Maurizio Sarri nie ma planu B. Albo nie chce go mieć, bo jest tak przywiązany do swojej filozofii, że zmiana nie wchodzi w rachubę. – Jestem marzycielem i nie przestanę marzyć nawet jeśli ma mnie to kosztować utratę posady – mówił przed wygranym 5:0 spotkaniem z Huddersfield, a zaraz po najwyższej ligowej porażce Chelsea w erze Romana Abramowicza, ba, najwyższej od 1996 roku – 0:4 z Bournemouth.
Nie wszyscy jednak kupują to podejście. Angielskie media zdążyły już donieść, że obawa o sens trzymania się jednego stylu gry udziela się nie tylko kibicom. Również wewnątrz drużyny można znaleźć zawodników, którzy w prywatnych rozmowach wyrażają zaniepokojenie zbytnim przywiązaniem do „Sarriball” i przesadnym poleganiem na umiejętnościach Jorginho.
Brazylijczyk z włoskim paszportem na starcie sezonu zachwycał, bił wszelkie rekordy jeśli chodzi o liczbę podań w jednym meczu. Ale – o czym wspominał Marco Silva, a co z lubością stosowali kolejni rywale Chelsea – skoro przechodzi przez niego każda akcja, to wyłączenie Jorginho jest najprostszą receptą, by w meczu z The Blues dać sobie szansę na rozczarowanie rywala.
A przecież na przywiązaniu do jednego stylu gry zarzuty się nie kończą. Tak naprawdę to dopiero początek długiej listy problemów.
Dysponująca jedną z najlepszych akademii na świecie Chelsea nie korzysta bowiem praktycznie wcale ze swoich wychowanków, na co jasne światło rzucił przykład Calluma Hudsona-Odoi. Bayern nie składałby oferty za ofertą za pomocnika The Blues, gdyby w Monachium nie byli pewni, że to talent najczystszej wody. Za moment klub z Londynu ten talent straci – im bliżej końca umowy, tym Bayern będzie mieć mocniejszą pozycję negocjacyjną i będzie mógł ugrać niższą cenę. Nie jest bowiem tajemnicą, żę Hudson-Odoi ani myśli przedłużać wygasającego latem 2020 roku kontraktu w klubie, gdzie szanse na grę dostaje sporadycznie, od wielkiego dzwonu. I to mimo że ani Pedro, ani Willian nie rozgrywają wybitnego sezonu.
Trzymanie się małej grupy zawodników to kolejna z wad, jakie punktują kibice i eksperci. Pedro czy Willian to jedna sprawa. Ale choćby Marcos Alonso już od dawna nie prezentuje wysokiej formy, a jednak mimo że Emerson Palmieri zaprezentował się świetnie w półfinale Carabao Cup z Tottenhamem, na mecze ligowe w podstawowym składzie zwykle wychodzi Hiszpan.
Kolejna ujma – wystawianie piłkarzy na pozycjach, na których nie czują się komfortowo. Każdy wie, że Eden Hazard najlepiej czuje się, gdy może przyjąć piłkę w okolicach środka pola, przy linii bocznej i ruszyć z nią na przeciwnika. Sarri uznał jednak, że zrobi z Belga drugiego Driesa Mertensa i wielokrotnie wystawiał go na fałszywej dziewiątce, nakazując poruszanie się bliżej bramki przeciwnika, rozbijanie się między potężnymi stoperami przeciwników. Na szczęście to prawdopodobnie zmieni się na stałe, jako że Sarri dostał zimą swojego ulubionego napastnika – Gonzalo Higuaina.
Wszyscy wiedzą też, że N’Golo Kante to najlepszy odbierający piłkę defensywny pomocnik świata. Każdy, tylko nie Sarri, który na pozycji numer sześć uporczywie wystawia Jorginho, Francuzowi nakazując grę bardziej kreatywną, bliższą bramki przeciwnika. Usposobienie Kante nie pozwala mu sprzeciwić się szefowi, robi więc co może, by i z tej roli wywiązać się jak najlepiej, ale gołym okiem widać, że nie jest to jego naturalne środowisko. Że jego największe atuty są duszone.
Chelsea nie potrafi także odwracać wyników meczów. Gdy rywal uzyskiwał prowadzenie – a było tak w siedmiu przypadkach – The Blues tylko raz zwyciężyli, raz zremisowali, a pięciokrotnie nie potrafili odrobić strat.
Efekt jest taki, że w erze Romana Abramowicza tylko jeden menedżer miał po 24 kolejkach mniej punktów niż Sarri. Andre Villas-Boas, który swój bagaż zwinął 4 marca 2012, dzień po ligowej porażce 0:1 z 13. wtedy West Bromwich Albion. Porażka ekipy Sarriego 0:4 w 24. kolejce z 12. Bournemouth to klapa nawet większego kalibru.
Wygrana 5:0 z Huddersfield dała Sarriemu nieco oddechu. Mecz z najsłabszym zespołem ligi, skazanym na spadek do Championship, trafił się Chelsea w idealnym momencie. Każdy inny rywal mógłby wyczuć krew, Terriery mają jednak tak rozkwaszone przez kolejnych rywali nosy, że nie były do tego zdolne.
Mimo to, zdaniem między innymi Jamiego Carraghera, los Sarriego może już nawet być przesądzony. Model biznesowy Chelsea jest niezwykle brutalny, nie ma w nim mowy o długim, mozolnym budowaniu tożsamości zespołu, regułą jest za to wypowiedzenie umowy po pierwszej gorszej serii, bez względu na wcześniejsze sukcesy. Mourinho, Ancelotti, Conte – wszyscy byli zwalniani sezon po wygraniu Premier League.
fot. NewsPix.pl