Madrycka „Marca” przed meczem pisała, że remis w derbach pogrzebie obie drużyny. Dodatkowym smaczkiem starcia na Wanda Metropolitano były występy Alvaro Moraty i Thibaut Courtoisa. Stawka i emocje były więc ogromne, dlatego nic dziwnego, że oglądaliśmy dziś naprawdę znakomitą odsłonę derbów Madrytu. Ostatecznie jednak cieszyć mogą się tylko podopieczni Santiago Solariego, którzy chyba już na dobre wyszli z kryzysu.
Po raz kolejny Santiago Solari zdecydował się od pierwszej minuty postawić na Viniciusa Juniora, a nie Garetha Bale’a, który małymi krokami wraca po kontuzji. Brazylijczyk w swoim stylu nie przejmował się niczym i nikim, co owocowało tym, że co chwilę wdawał się w dryblingi. Większość z nich było nieudanych, ale jeden przyniósł bramkę. Były gracz Flamengo minął Jose Marię Gimenza, a ten był już na tyle bezradny, że sfaulował go w polu karnym. Rzecz jasna do rzutu karnego podszedł Sergio Ramos, który tym razem nie „panenką”, a precyzyjnym strzałem przy słupku wpakował piłkę do bramki.
Trudno powiedzieć, że Vinicius zagrał dziś dobry mecz, bo owszem wywalczył rzut karny, ale poza tym miał mnóstwo strat. Jedna z nich zakończyła się bramką dla gospodarzy. 18-latek źle przyjął futbolówkę, co wykorzystał Correa, który wypuścił w uliczkę Griezmanna. Francuz w sytuacji sam na sam z golkiperem Realu Madryt zachował zimą krew i skierował piłkę do siatki.
Po godzinie gry za Viniciusa na boisku pojawił się Gareth Bale, który nie potrzebował dużo czasu, by przywitać się z publicznością bramką. Walijczyk wykorzystał podanie od Luki Modricia, ale warto zauważyć, że akcję rozpoczął Karim Benzema, który dostrzegł Chorwata w środkowej strefie boiska.
https://twitter.com/RedWallNews/status/1094281709380620288
Piłkarze Simeone popełniali dziś zbyt dużo prostych błędów. Momentami mieliśmy wrażenie, że myślami byli gdzieś daleko od Wanda Metropolitano, bo jak inaczej wytłumaczyć rzut rożny, w którym Sergio Ramos wygrywa pojedynek główkowy z kilkoma rywalami? Jasne, bramka Casemiro była przedniej urody, ale naprawdę żadnej drużynie z topu nie przystoi tracić bramek po rzutach rożnych w ten sposób.
https://twitter.com/dhilaaaa_/status/1094271746432090112
Najlepszym podsumowanie gry defensywnej „Los Colchoneros” jest fakt, że w innej sytuacji Ramos wygrał pojedynek główkowy z trzema przeciwnikami, ale oddał zbyt słaby strzał, by piłka wpadła do bramki. Nie zmienia to jednak faktu, że gospodarze w obronie zaprezentowali się wyjątkowo słabo. Od drużyny, która ma zdecydowanie najmniej straconych bramek w lidze, wymagamy dużo więcej.
W ofensywie Atletico zaprezentowało się trochę lepiej, ale nie wystarczająco dobrze, by zdobyć choćby punkt w starciu ze znakomicie ułożonym Realem Madryt. Z całą pewnością Alvaro Morata nie będzie miał dobrych wspomnień z tym spotkaniem, ponieważ strzelił piękną bramkę lobem, ale po weryfikacji VAR okazało się, że był na minimalnym spalonym. Innym razem były zawodnik Realu padł w polu karnym, lecz arbiter nie zdecydował się na podyktowanie rzutu karnego… Czas uciekał, a gospodarze niespecjalnie potrafili kreować sobie groźne sytuacji, co prowadziło do narastającej frustracji. Thomas Partey był na tyle zirytowany swoją i kolegów niemocą, że sfaulował Kroosa, co oczywiście skończyło się drugą żółtą kartką, a w konsekwencji czerwoną.
Przystępując do środowego El Clasico fani Królewskich mogli mieć nadzieję na lepsze czasy, ponieważ Real Madryt w ostatnich tygodniach wyglądał coraz lepiej. Ostatnie dni potwierdziły, że podopieczni Santiago Solariego faktycznie wychodzą na prostą. I nie chodzi tylko o to, że wygrali piąty mecz z rzędu w lidze i zremisowali na Camp Nou. Kluczowe w tym wszystkim jest to, że drużyna ze stolicy Madrytu znowu dobrze gra w piłkę.
Atletico Madryt – Real Madryt 1:3 (1:2)
0:1 Casemiro 16′
1:1 Griezmann 25′
1:2 Ramos 42′
1:3 Bale 74′
Fot. NewsPix