By ustalić, jaki komfort ma selekcjoner piłkarskiej reprezentacji Polski przy powoływaniu napastników, wystarczy zerknąć na czołówki klasyfikacji strzelców Serie A i Bundesligi. Inna, równie łatwa metoda – sprawdzenie nazwisk napastników, którzy do kadry się nie łapią. Przykładem może być strzelający na potęgę w Danii Kamil Wilczek, ale dość wymowny jest również przypadek Mariusza Stępińskiego. Kiedyś, gdy do rangi wydarzenia urastały pojedyncze trafienia Polaków w poważnych rozgrywkach i jaraliśmy się golami Żurawskiego w Szkocji czy Grecji, o takim napastniku z pewnością mówiłoby się u nas zdecydowanie więcej.
W dzisiejszym meczu Chievo z Fiorentiną Polak należał do najlepszych zawodników na placu. Aż byliśmy trochę zdziwieni, gdy w 78. minucie spotkania – przy stanie 2-2 i grze w przewadze jednego gracza – został ściągnięty z boiska przez Domenico Di Carlo. Ostatecznie ta decyzja obroniła się o tyle, że Filip Djordjević też wpisał się na listę strzelców, choć z drugiej strony – skoro Chievo ten mecz przegrało, mamy prawo sobie pogdybać.
Stępiński od samego początku był bardzo aktywny. Najpierw postraszył Lafonta strzałem w słupek, a w 38. minucie nie dał już szans francuskiemu talenciakowi. Po dośrodkowaniu z prawej strony przeskoczył dwóch obrońców i pewnie zapakował piłkę do siatki.
To ważne trafienie, które dało nadzieję przegrywającym 0-2 gospodarzom, ale poza nim Stępiński też odwalał kawał dobrej roboty. Harował w obronie, potrafił utrzymać się przy piłce, wywalczyć stały fragment, no i szukał kolejnego gola, choć tu czegoś ciągle mu brakowało – a to nieco lepszego ustawienia, a to trochę szczęścia. Przy czym pięć trafień w tym sezonie, dla akurat tej ekipy, powinno uchodzić za świetny wynik. Polak nie może tu narzekać na nadmiar szans kreowanych przez resztę zespołu, a już wyrównał swój wynik strzelecki z poprzedniego sezonu, no i jest najskuteczniejszym piłkarzem drużyny.
Dlatego jesteśmy dość spokojni o jego przyszłość. O ile samo Chievo raczej nie utrzyma się na poziomie Serie A, o tyle polski napastnik powinien bez problemu znaleźć nowego pracodawcę. Już teraz łączony jest z kilkoma klubami włoskiej elity – mówiło się na przykład, że może zastąpić Piątka w Genoi, ostatnio grany jest temat Parmy – a przy takiej grze ofert powinno przybywać.
Dlaczego nie dajemy Chievo większych szans na utrzymanie? Bo punktuje beznadziejnie i koncertowo partoli szanse na poprawienie dorobku. Weźmy dzisiejszy mecz. Powiedzieć, że był zwariowany, to nic nie powiedzieć – miał żółte papiery. Drużyna, która zamyka tabelę Serie A z dorobkiem ośmiu punktów (zdobyła jedenaście, ale trzy odjął jej związek), powinna zmniejszyć stratę do wyprzedzających ją ekip. Zaczęła źle, bo choć stwarzała sobie sytuacje, to po 30 minutach przegrywała różnicą dwóch bramek. Później doszło do nietypowej sytuacji z VAR-em – gol Chievo został anulowany, bo piłkarze tego zespołu przy wznawianiu z piątki za szybko wbiegli w pole karne. Gospodarze się jednak nie zrazili i nawiązali kontakt za sprawą Stępińskiego. W drugiej połowie wyglądało to mniej więcej tak…
W 60. minucie Benassi zatrzymał ręką zmierzającą do bramki piłkę – wyleciał z boiska, a Pellissier wyrównał z karnego.
Grające w przewadze Chievo… prosiło się o gola tak długo, aż w końcu piłkę do bramki w 79. minucie zapakował Chiesa.
W 85. minucie sędzia podyktował kolejnego karnego dla gospodarzy za zagranie ręką. Tym razem Pellissier nie doprowadził do wyrównania – Lafont obronił.
W 86. minucie Chiesa dorzucił drugą bramkę i wydawało się, że jest pozamiatane.
W 89. minucie Djordjević strzelił gola kontaktowego.
Gospodarze w samej końcówce jeszcze przycisnęli, niezłą sytuację po wrzutce Jaroszyńskiego miał choćby Depaoli, ale nie zdążyli wyrównać. W drugiej połowie wszystko układało się pod to, żeby zdobyli przynajmniej punkt, jednak i tak się nie udało. Nie po raz pierwszy w tym sezonie. To po prostu musi skończyć się w Serie B.
Aha, jeszcze słówko o Jaroszyńskim – w jego przypadku, gdy mówimy o pozostaniu w Serie A, takiej pewności jak przy Stępińskim nie mamy. Niby do pewnego momentu wyglądał dziś całkiem korzystnie, szczególnie jeśli chodzi o grę do przodu, ale im dalej w las, tym przytrafiały się większe klopsy. Był czas, że to właśnie Polak napędzał ataki grającej w osłabieniu Fiorentiny – a to się poślizgnął (skończyło się strzałem rywali w poprzeczkę), a to w prostej sytuacji podał tak, że uruchomił groźną, zakończoną uderzeniem kontrę przeciwników. Przy naszej biedzie na lewej stronie każdy grający piłkarz jest wart obserwacji, ale jej rezultaty niekoniecznie napawają optymizmem.
Chievo – Fiorentina 3-4
Stępiński 38′, Pellissier 60′, Djordjević 89′ – Muriel 4′, Benassi 27′, Chiesa 79′ i 86′.
Fot. newspix.pl